piątek, 26 września 2014

Rozdział 18 - Stop control me and let me live...


***Oczami Jazzy***

Siedząc w salonie, na kanapie, przeglądałam kolejne strony jednego z czasopism, które zdarzało mi się czytać, od czasu do czasu. Cały czas spoglądałam nerwowo na drzwi, przez które jakiś czas temu wyszedł Justin. Muszę przyznać, że zdenerwował mnie swoimi słowami. Nie może oceniać poczynań kogoś, kiedy sam zachowuje się tak samo, więc niech najpierw naprawi swoje błędy, a dopiero wtedy zacznie wytykać je innym.

Wtedy z góry zszedł Jason. Ubrany był w te same dresy, jednak czarną bluzę zastąpiła granatowa, z czerwonymi napisami na środku. Na głowie miał czapkę, daszkiem do tyłu, a na twarzy szeroki uśmiech. Mój nastrój niemal natychmiast się zmienił. Schowałam głęboko we wnętrze siebie złość względem Justina, a na wierzch wypłynął mój słodki uśmiech, który miał na celu kusić Jasona.

-Hej. - przywitałam się z nim, uprzednio poprawiając bluzkę tak, aby mój dekolt odkryty był w większej części. Nie miałam pojęcia, co mnie do tego podkusiło. Nie słuchałam głosu rozsądku. Właściwie, w ogóle nie słuchałam siebie, bo nawet serce podpowiadało mi co innego. Nie wiedziałam, skąd wzięła się ta moja strona i, prawdę mówiąc nie chciałam wiedzieć.
-Cześć, słonko. Czyżby tatuś wyszedł? - Jason uniósł brwi i oblizał końcem języka swoje wargi, a mój wzrok automatycznie zbadał jego gest.
-Tak. Pokłóciliśmy się. Po tym zawsze wychodzi. Chyba nie ma odwagi po prostu na mnie spojrzeć. - wzruszyłam ramionami. Nie wiem również, co podkusiło mnie do tego. Przed Jasonem grałam osobę, którą wcale nie byłam. Osobę, której wcześniej nie znałam.
-W takim razie chodź ze mną, przejdziemy się. - mężczyzna wyciągnął w moim kierunku obie dłonie, a ja ułożyłam na nich swoje i wstałam z kanapy.

Zaraz po tym, jak Justin wyszedł, zdążyłam przebrać się w pokoju. Miałam więc teraz na sobie dopasowaną bluzkę z rękawami nad łokcie oraz z dużym, nawet bardzo, dekoltem, a także krótkie, znów bardzo, szorty jeansowe. W głębi duszy mogłam zaprzeczać, lecz to oczywiste, że ubrałam się tak, aby zrobić wrażenie na Jasonie.

Idąc do przedpokoju, umyślnie kołysałam biodrami, ponieważ wiedziałam, że Jason na pewno nie odmówi sobie przelotnego zerknięcia na mój tyłek. I nie myliłam się. Gdy na moment obejrzałam się, zobaczyłam, jak zmierzył mnie wzrokiem, przygryzając przy tym wargę. Schlebiało mi to, lecz dopiero teraz zaczęłam zwracać na to uwagę. Prawdę mówiąc, wcześniej nie interesowali mnie faceci. Teraz nadszedł jakby przełom, podczas którego zmieniłam się o 180 stopni.

Ubrani, wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam go na klucz, wiedząc, że w środku nikogo nie ma. Jason czekał na mnie na chodniku, z rękoma schowanymi w kieszenich dresów. Wyglądał bardzo atrakcyjnie i mógł się równać nawet z moim tatą, któremu mało kto potrafił dorównać.
-Więc, gdzie idziemy? - spytałam, dotrzymując mu kroku, podczas kiedy ruszyliśmy przed siebie.
-Niedaleko jest niewielki park, w tym parku rzeka, a nad rzeką pomost. Właśnie tam idziemy. - odparł, zarzucając rękę na moje ramię. Tym gestem przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja dałabym sobie głowę uciąć, że tacie nie spodobałoby się to ani trochę. Ale w końcu, nie byłam dzieckiem i nie musiałam wiecznie słuchać jego idiotycznych ostrzeżeń, mających na celu wieczną ochronę mnie. Komiczne.
-Zdaję się na ciebie. - westchnęłam. Na moich ustach mimowolnie zagościł delikatny uśmiech, kiedy szatyn oplątał kosmyk włosów wokół swoich palców i zaczął bawić się nim.
-To bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nie tylko w tej jednej sprawie. - puścił do mnie oczko, a ja nie wiedziałam, jak powinnam to odebrać. Czy zawstydzić się, czując, że powiedział coś nie do końca odpowiedniego, czy zignorować i uznać jako żart.
Ze względu na to, że nie wiedziałam, co powiedzieć, po prostu milczałam, uznając, że będzie to dla mnie najlepsza opcja.
Przynajmniej nie skompromituję się przed starszym, przystojnym facetem.

-Powiedz mi, Jazzy, masz chłopaka? - spytał nagle, zaskakując mnie tym pytaniem. Nie uznałam go jednak jako zbyt osobiste. Wręcz przeciwnie. Mogłam nawet powiedzieć, że cieszyłam się, iż spytał o coś takiego. Mógł przecież uznać mnie za dzieciaka i zapytać, czy bawię się jeszcze lalkami.
-Nie mam. - westchnęłam, przeczesując włosy palcami lewej ręki. - Justin jest tak kochanym tatusiem, że prędzej zabiłby każdego kolesia, niż pozwoliłby mu zbliżyć się do mnie.
-Jest zazdrosny? Nie dziwię się mu. Mając taką piękną córeczkę pewnie nie wypuszczałbym jej z domu, bojąc się, że jakiś facet może zainteresować się nią zbyt mocno. - powinnam uznać to jako żart, a ja jednocześnie wychwyciłam wszystkie inne, ukryte przekazy. Po pierwsze, uważał, że jestem ładna, może nawet atrakcyjna, a to ogromnie wiele dla mnie znaczyło. A po drugie, gdy mówił, w jego spojrzeniu doatrzegłam ogień. Czysty ogień, płonący w jego oczach i powiększający się z każdym słowem.

Gdy doszliśmy do parku, na dworze panowały zupełne ciemności, lecz nie bałam się, ponieważ miałam obok Jasona. Wiedziałam, że obroni mnie przed wszystkim i przed każdym.

Zobaczyłam, że Jason usiadł, kiedy weszliśmy na mostek, a właściwie pomost, kładkę przez rzekę. Usiadłam obok niego i opuściłam nogi, odchylając swoje ciało lekko do tyłu. Nagle poczułam, jak szatyn nachylił się lekko nade mną i przejechał opuszkami palców po moim nagim brzuchu, który odkryła koszulka. W pierwszym momencie zadrżałam, ale po chwili przypomniałam sobie o swoich postanowieniach. Chciałam coś w sobie zmienić, więc nie mogłam bać się dotyku mężczyzny, mimo że praktycznie go nie znałam.

-Ile razy tak prawdziwie sprzeciwiłaś się Justinowi? - spytał po chwili, robiąc przeróżne, niewidzialne wzorki na moim brzuchu.
-Właściwie nigdy. Nie sprzeciwiam mu się, nie lubię się z nim kłócić. - wzruszyłam nieśmiało ramionami.
Wróc. Powiedziałam nieśmiało? Przecież nie mogę tego przed nim pokazać.
-To może czas najwyższy, co? - uśmiechnął się do mnie zadziornie. - Patrz, co ja tutaj mam. Czegoś cię nauczę... - powoli włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej skręta. Jednocześnie wypadło z niej opakowanie z jedną prezerwatywą.
Momentalnie wybuchnęłam wdzięcznym śmiechem, kładąc się na pomoście. Ta sytuacja, która powinna mnie krępować, teraz bardzo mnie rozbawiła.
-Czego chcesz mnie nauczyć? - uniosłam się lekko, a następnie przejechałam opuszkami palców po ostro zarysowanej szczęce Jasona. Wiedziałam, że prowokuję go, zarówno swoimi słowami, jak i gestamil lecz o to mi chodziło. - Jak palić trawkę, czy może jak używać prezerwatyw?
-A co byś chciała, malutka? - gdy ja opuszkami palców przesuwałam po jego szczęce, jego dłoń niespodziewanie wylądowała na moich piersiach. W pierwszym momencie byłam prawdziwie zszokowana, lecz wiedziałam, że nie mogę dać po sobie poznać, iż się stresuje. A stresowałam się bardzo. W końcu, Jason był pierwszym facetem, który dotykał mnie w tym miejscu.
-Chyba nie jestem tak odważna, żeby uprawiać seks w parku, na pomoście. - zachichotałam, zakręcając kosmyk włosów wokół swojego palca.
-A u ciebie w sypialni? - wyszeptał mi do ucha niskim, gardłowym głosem, przygryzając dodatkowo jego płatek.
Wstrzymałam na moment oddech, a moje oczy rozszerzyły się. Całe szczęście, on tego nie zobaczył. Zaszłam bardzo daleko, w tej krótkiej wymianie zdań, lecz nie wiedziałam, co powinnam zrobić dalej. Może grać dalej?
-Bardzo chętnie. - znów uniosłam się i tym razem to ja wyszeptałam do jego ucha. Moje serce waliło, jak oszalałe. Nadal nie docierała do mnie świadomość, co właśnie zrobiłam, a kiedy w końcu uderzyła we mnie, przyłożyłam dłoń do ust.
Boże, czy ja właśnie zgodziłam się na seks z Jasonem? Serio?

-Przyznam szczerze, nie sądziłem, że jesteś tak odważna. Uważałem cię za słodką, nieśmiałą dziewczynkę. - przejechał językiem po wargach, po czym wyciągnął z drugiej kieszeni zapalniczkę. Wziął jednego skręta i podpalił go, włożył do ust i zaciągnął się głęboko. Obserwowałam, jak powoli wypuszczał z ust dym, a później zerknął na mnie przelotnie. - Chodź na kolanka, niunia. - poklepał miejsce na swoich nogach, więc ja uniosłam się, przełożyłam przez niego nogę i usiadłam na nim okrakiem. Miałam usiąść na jego kolanach, jednak ja usiadłam zdecydowanue bliżej jego krocza. Jego pomruk utwierdził mnie w przekonaniu, że spodobało mu się to. - Teraz ty. - z lekkim zawahaniem wzięłam od mężczyzny skręta i powtórzyłam jego ruch.

Czułam, jak dym rozprzestrzenia się po moim organizmie. Było to zupełnie nowe uczucie, ale przyjemne, choć na początku drapało mnie w gardle. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, cały czas czując jego wzrok na sobie.
-Znudziło mi się to. - wzruszyłam ramionami, a następnie wyrzuciłam skręta do rzeczki i przysunęłam się maksymalnie blisko Jasona. - Zróbmy coś ciekawszego. - teraz nie miałam już oporów przed niczym i czułam się wyjątkowo pewnie, jak jeszcze nigdy, lecz jednocześnie nie straciłam świadomości.
-Nie wiem, co masz na myśli, ale cokolwiek by to nie było, jestem chętny. - odparł, a wtedy ja objęłam jego szyję i wpiłam się w wargi mężczyzny.

Od samego początku nie był to delikatny pocałunek. Narodziła się w nim brutalność i agresja, której, wbrew pozorom, nie rozpoczął Jason, tylko ja. Byłam w dziwny sposób pobudzona i mogłam również powiedzieć, że podniecona. To dziwne, co czułam, ale praktycznie bez większych problemów byłabym w stanie oddać mu się, teraz i tutaj.

Popchnęłam Jasona, sprawiając, że położył się na pomoście. Objął w dłoniach moje pośladki i pokierował mnie dokładnie na swoje przyrodzenie, na którym usiadłam, spijając w tym samym momencie jęk z ust szatyna. Ani przez chwilę nie myślałam nad tym, co robię, ani jak się zachowuję, a moje zachowanie w tym momencie było karygodne i niedorzeczne, naprawdę.

Nie wiem nawet kiedy, zaczęłam poruszać biodrami tuż przy jego męskości. Ocierałam się o nią i pojękiwałam cicho, pozyskując z tego przyjemność. Jason wydawał się zaskoczony, oczywiście cholernie pozytywnie, ale tak szybko, jak na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, tak szybko zastąpiło je błogie uczucie, rozchodzące się po jego ciele.
Warknął głośno przekleństwem, a jego dłonie, które wcześniej znajdowały się na moim tyłku, teraz przeniósł na piersi, ponownie je obejmując i ściskając.

-Podniecam cię? - wymruczałam mu do ucha, kolejny raz pocierając swoim miejscem intymnym o jego. I żadne ubrania nie stanowiły w tym momencie przeszkody.
-A nie czujesz tego? - wyjęczał, celowo wypychając w górę swoje przyrodzenie, abym mogła dokładnie poczuć wypukłość w jego spodniach.
Ponownie zachichotałam, przygryzając jego dolną wargę. Dodatkowo sunęłam opuszkami palców po jego mięśniach, które doskonale ukazywała dopasowana koszulka.

Nagle usłyszeliśmy kroki, dochodzące z mojej prawej strony. Ja jednak byłam tak rozweselona dzisiaj, w tym momencie, że zbytnio mnie to nie przestraszyło.

-Kto tam jest? - głos kobiety w średnim wieku rozbrzmiał w moich uszach, a zaraz po tym na pomoście pojawiła się wysoka szatynka, po czterdziestce.
-Dlaczego nam pani przerwała? - jęknęłam, udając smutną, lecz po chwili znów nieprzytomnie zachichotałam.
Ignorując wyraźne niezadowolenie ze strony Jasona, zsunęłam się z niego i stanęłam na prostych nogach. Dopiero wtedy zauważyłam, że stałam przed swoją nauczycielką od języka angielskiego. Natychmiast wybuchnęłam śmiechem, podpierając się Jasona, który wstał i poprawił spodnie, w których widniała wyraźna wypukłość.
-Jazmyn? - oczy kobiety rozszerzyły sie znacznie. - Co ty tutaj robisz, do jasnej cholery!?
-A nie widziałaś? - zakpił Jason, przyciągając mnie do siebie i obejmuiąc ramionami.
-Bardzo panią przepraszamy, ale musimy już iść. Mamy coś do dokończenia. - wtedy Jason zacisnął lekko dłoń na moim pośladku, a ja pisnęłam cicho, po czym odwróciłam się, złapałam szatyna za rękę i ruszyłam przed siebie.

***Oczami Justina***

Leżąc na łóżku, wpatrywałem się tępo w sufit, trzymając ręce ułożone za głową. Od ostatniej wizji sennej, której doświadczyłem parę chwil temu, nie mogłem ponownie zasnąć, a może nawet nie chciałem. Bałem się, że znów ujrzę tę dziewczynę, jej płacz, jej ból. Bałem się także, że ponownie przyśni mi się Jazzy, razem z Jasonem. Cały czas byłem tym wstrząśnięty, ponieważ wiedziałem, że mój sen, a właściwie koszmar, może się ziścić.

Nagle usłyszałem, jak drzwi wejściowe otworzyły się. Spojrzałem na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał godzinę drugą w nocy.
Czy ja nadal śnię, czy oni dopiero wrócili?

Z zaciśniętymi pięściami wstałem z łóżka i wsunąłem na siebie dresy, które następnie poprawiłem w kroku. Wyszedłem z sypialni, aby już parę sekund później znaleźć się w salonie. Krew zalała mnie od stóp, po czubek głowy, gdy zobaczyłem, jak Jason obejmuje Jazzy. Najchętniej zabiłbym go gołymi rękoma, tutaj i teraz. Nie mogłem patrzeć, jak McCann ją dotyka.

-Zostaw ją. - warknąłem, zbliżając się do mężczyzny. Nie mogłem pozwolić, aby zbliżył się do Jazmyn. Po prostu nie mogłem.
-Spokojnie, tatusiu. Nie denerwuj się. - szatynka, z ogromnym uśmiechem na ustach, podeszła do mnie i ułożyła obie dłonie na mojej klatce piersiowej. Od razu poznałem, że nie zachowuje się tak, jak zwykle. Jej oczy były nieprzytomne, a wzrok jakby zamglony. Na początku nie wiedziałem, dlaczego Jaz jest w takim stanie, lecz gdy tylko spojrzałem na perfidny uśmieszek na ustach Jasona, wszystko zrozumiałem.
-Co jej, kurwa, dałeś? - warknąłem w jego kierunku, a potem objąłem twarz Jazzy dłońmi i spojrzałem głęboko w jej brązowe oczy.
-Spokojnie, zapaliła tylko jednego skręta. Od tego jeszcze nikt nie zginął. - kpina w jego głosie dodatkowo sprawiała, że miałem ochotę pogrzebać go żywcem.
-Ona ma piętnaście lat, nie potrafisz tego zrozumieć!? Jazzy jest dzieckiem, a ty chcesz wciągnąć ją w ten swój pieprzony, narkotykowy świat! - tego bałem się najbardziej. Bałem się, że Jaz stoczy się na dno, że nie będzie tak silna, jak ja i nie będzie potrafiła odmówić. Nie chciałem, aby miała kiedykolwiek narkotyki choćby w swoich rękach.
Jak widać, nie potrafiłem uchronić jej przed tym.
-Wyluzuj, nic jej się nie stanie. - machnął lekceważąco ręką, po czym, jak gdyby nigdy nic, wszedł schodami na górę, a po chwili zniknął z naszego punktu widzenia.
-Co się z tobą dzieje, dzieciaku... - westchnąłem, gładząc kciukami jej gładkie policzki.

Jazzy zaczęła wkraczać w okres buntu, a ja, mimo wszystko, chciałem być dla niej jak najlepszym ojcem. I chociaż wiedziałem, że powinienem czasem podnieść na nią głos, zakazać czegoś, bądź nakazać, nie potrafiłem tego zrobić. Bałem się, że przestanie mnie kochać, a tego bym nie przeżył.

-Jutro z tobą porozmawiam, Jazzy, a teraz marsz do łóżka. - chwytając dziewczynę mocno i stanowczo w pasie, skierowałem ją w stronę schodów, a potem na górę, do jej pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku, zamknąłem za nami drzwi. Nim zdążyłem się zorientować, szatynka leżała już na łóżku, wtulona w swoją poduszkę.

Wyglądała tak słodko, że nie byłem w stanie dłużej gniewać się na nią, chociaż powinienem. Byłem dla niej zbyt łagodny. Zdecydowanie zbyt łagodny i nieświadomie zrobiłem tym krzywdę Jazzy. Przez kilkanaście lat jej życia pozwalałem jej dosłownie na wszystko, sądząc, że tak powinienem postępować. Teraz widzę, że popełniłem błąd, jednakże skąd mogłem wiedzieć, jak powinienem ją wychować? Jestem młody i dopiero się uczę. Każdy popełnia błędy, jednak sztuką w tym wszystkim jest odkrycie ich, nim będzie za późno...

***

Przygotowując w kuchni śniadanie, cały czas zerkałem w stronę schodów i czekałem, aż Jazzy zejdzie na dół, ponieważ chciałem poważnie z nią porozmawiać. Wiedziałem, że ta rozmowa nie spodoba się Jazzy, ale nie mogłem wiecznie traktować ją, jak swoją siostrę, kiedy w rzeczywistości była moją córką.

Wtedy usłyszałem kroki na schodach, więc oderwałem się od smarowania kanapek nutellą i spojrzałem za siebie. Do salonu weszła Jazzy, mając na sobie jedynie koszulkę. To również mnie zdenerwowało. W każdej chwili mógł pojawić się tutaj Jason, a ja nie chciałem, aby świeciła przed nim gołym tyłkiem.

-Może byś się tak ubrała, księżniczko? - mruknąłem, z lekką irytacją, której poziom gwałtownie się wzniósł, gdy Jazzy tak po prostu zignorowała mnie i wyciągnęła z lodówki jogurt owocowy. - Mówię coś do ciebie. - warknąłem, opierając się plecami o blat, z rękoma założonymi na piersi. Ona jednak nadal udawała, że w ogóle mnie nie słyszy, czym z każdą chwilą podwyższała mi ciśnienie. - Kurwa, przestań mnie ignorować! - podniosłem głos, gdy nie mogłem już wytrzymać jej stosunku do mnie.
Szarpnąłem dziewczynę za ramię i obróciłem ją twarzą w swoją stronę. Jej gest, kiedy przewróciła lekceważąco oczami sprawił, że przez jeden, krótki moment chciałem uderzyć ją w twarz. Nie żartuję. Moja ręka już drgnęła ku górze, jednakże w ostatnim momencie powstrzymałem się, wiedząc, że wtedy nasz kontakt, który ostatnio nie był zbyt dobry, uległby zmianie, oczywiście na gorsze.

-Czego chcesz? Nie mam czasu na kolejne rozmowy, spieszę się do szkoły, a i tak jestem już spóźniona.
-Może gdybyś nie wróciła do domu o drugiej w nocy, miałabyś siłę wstać wcześniej, co? 
-Jakoś ja nie robię problemów, kiedy ty wracasz nad ranem, więc... -  przerwałem jej gwałtownie, ponieważ czułem, że za chwilę jej słowa całkowicie wyprowadzą mnie z równowagi.
-Słyszysz się w ogóle? Ty masz piętnaście lat, a ja dwadzieścia siedem. Widzisz różnicę? Bo ja tak. I to ogromną, więc nie porównuj nas do siebie.

Dziewczyna przez parę chwil stała przede mną, z wyzywającą miną i rękoma, założonymi na piersi. Denerwowała mnie sama jej postawa i, prawdę mówiąc, nie chciałem dłużej na nią patrzeć, przynajmniej nie teraz.

Ciszę w salonie przerwał dopiero Jason, który zszedł z góry po schodach. Niemal odrazu wyczuł napiętą atmosferę między nami, ponieważ uśmiechnął się złośliwie. Co gorsza, również natychmiast, spojrzał na Jazzy, na półnagą Jazzy, która na jego widok uśmiechnęła się, niczym słodka idiotka.
Och, jak mnie to cholernie irytowało...

-Hej, mała. Jeśli chcesz, podwiozę cię do szkoły. - puścił oczko do szatynki, a ja musiałem na moment przymknąć powieki, aby nie rzucić się na niego z pięściami. To była dla mnie prawdziwa lekcja opanowywania nerwów.
-Będę gotowa za piętnaście minut. - odparła radoście. Jej nastrój zmienił się w ciągu krótkiej chwili. Dla mnie była arogancka i bezczelna, a dla niego słodka i miła.
To po prostu bolało...

***Oczami Jazzy***

-Mam dla ciebie propozycję, Jaz. - Jason ułożył dłoń na moim kolanie, kiedy odpalił silnik i zjechał z podjazdu przed moim domem.
Zainteresowana, spojrzałam na niego, jednak cały czas zerkałam na jego dłoń, która kierowała się coraz wyżej. Było to przyjemne uczucie, zwłaszcza, że dotykał mnie Jason. W dziwny sposób, w bardzo krótkim czasie, zmieniłam się pod jego wpływem. Poczułam się przy nim dużo odważniej, jakbym nagle dopuściła do siebie myśl, że jestem atrakcyjna i mogę zawrócić Jasonowi w głowie, nie myśląc o konsekwencjach.

-Jestem pewien, że nie masz ochoty spędzić całego dnia w szkole. Proponuję więc, abyś pojechała ze mną i poznała moich znajomych, a jednocześnie starych znajomych twojego ojca, których wyparł się wiele lat temu.
Ta niewielka wzmianka o Justinie sprawiła, że od razu ochoczo pokiwałam głową. Prawdę mówiąc, bardzo mało wiedziałam o swoim ojcu, a przebywanie w otoczeniu jego znajomych, może przybliżyć mi jego przeszłość, którą zawsze chciałam odkryć. Zwłaszcza teraz, kiedy byliśmy skłóceni. Ciągnęło mnie do niebezpieczeństwa i przerwania monotonii w swoim życiu.
-Bardzo chętnie. - odparłam w końcu, więc Jason zmienił pas ruchu, którym jechaliśmy, i skręcił w lewo.

Niemal od razu rozpoznałam, że jego celem stały się obrzeża miasta, a jednocześnie jedna z najniebezpieczniejszych dzielnic.
Tata od zawsze zabraniał mi choćby zbliżać się do tej części miasta, powtarzając, że moje dziewictwo jest tutaj zagrożone. Od teraz jednak miałam jego ostrzeżenia głęboko w dupie. Chciałam czuć się wolna, poczuć, że żyję. I potrzebowałam do tego adrenaliny.

-Trzymaj się mnie, skarbie, a nic ci się nie stanie. - Jason złapał mnie za rękę, kiedy wyszliśmy z samochodu, przed nami ujrzałam grupę kilku mężczyzn w wieku Jasona i Justina.
-Panowie, chcę wam przedstawić moją koleżankę, Jazzy. - normalnie byłabym skrępowana, lecz, jak już mówiłam, zyskałam niesamowitą odwagę i nie byłam zawstydzona ani odrobinę. - A dodatkowo, jest córeczką naszego starego, dobrego przyjaciela.
Już wcześniej mężczyźni patrzyli na mnie z zainteresowaniem, które po tych słowach jeszcze wzrosło.
-Kogo masz na myśli, McCann? - spytał najbardziej postawny z nich, który mógłby wzbudzać w ludziach nawet strach.
-Pamiętacie jeszcze Justina Biebera? - obserwowałam z uwagą, jak ich oczy rozszerzają się na dźwięk nazwiska, zarówno mojego ojca, jak i mojego.
-To jest córka Biebera? Cholera, jaka śliczna. - w ciągu paru krótkich chwil usłyszałam kolejny komplement, który jednak nie wywołał rumieńców na moich policzkach. Nie dałam tego po sobie poznać, lecz w środku moja dusza wręcz skakała ze szczęścia. Takie słowa bardzo poprawiały moją samoocenę.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się wdzięcznie.
Widziałam, skromnie mówiąc, że faceci ci byli mną oczarowani. Och, nie chciałam się przechwalać, naprawdę. Po prostu widziałam to po ich minach.
-Jazzy... - zaczął mężczyzna, zarzucając rękę na moje ramię. - Mam dla ciebie propozycję, nie do odrzucenia. - zaczął iść wzdłuż opustoszałej ulicy, więc automatycznie zrobiłam to samo. Obok mnie natomiast szedł Jason. Miałam wrażenie, jakby dobrze wiedział, co zamierza powiedzieć mężczyzna, którego imienia jeszcze nie poznałam.
-Myślałaś kiedyś o tym, aby zostać modelką? - przyznam szczerze, że zszokował mnie tym pytaniem, sprawiając, że na moment przystanęłam.
-Nigdy nie przeszło mi to nawet przez myśl. - odparłam, nadal pozostając w głębokim szoku.
-Więc powinnaś poważnie się nad tym zastanowić. Masz do tego idealne warunki. Śliczna buźka i zajebiste... - przerwał na moment, obkręcając mnie dookoła. - No, myślę, że wiesz, co mam na myśli. W każdym bądź razie, prowadzę agencję modelek i oddałbym wszystko, abyś zgodziła się na współpracę ze mną. Dosłownie wszystko. Gwarantuję ci, że zrobisz ogromną karierę.

Im dłużej mężczyzna mówił, tym bardziej przekonywał mnie do tego. Mimo że nie była to przemyślana decyzja, nagle stała się dla mnie bardzo realna i ogromnie atrakcyjna. Modeling byłby dla mnie czymś nowym, odskocznią od rzeczywistości, oderwaniem od problemów. Chciałam spróbować. Chciałam zobaczyć, jak sprawdziłabym się w nowej roli.

-Brzmi naprawdę ciekawie, ale Justin prędzej zabiłby mnie, niż pozwolił, abym została modelką. - przewróciłam oczami, jednak ze śmiechem. Nie rezygnowałam w tym momencie z marzeń, dlatego nie miało to dla mnie istotnego znaczenia.
-On nie musi o tym wiedzieć, kochanie. To będzie nasz mały sekret, co ty na to? - zatrzymał się, więc zrobiłam to samo. Nie wiedziałam jednak, co powinnam odpowiedzieć. Nie chciałam podjąć nieodpowiedniej decyzji. - Nie daj się prosić. Jesteś do tego stworzona. Zaufaj mi.
-Więc zgoda, nie mam nic do stracenia i chyba mogę spróbować, prawda? - westchnęłam w końcu, a na twarzy mężczyzny pojawił się ogromny uśmiech.
-Wiedziałem, że nie będziesz w stanie mi odmówić, tak wiec cieszę się, że się dogadaliśmy. - puścił do mnie oczko w ten jeden, znaczący sposób. - W takim razie, widzimy się jutro na pierwszej sesji zdjęciowej, a tymczasem... - wtedy jego wzrok padł na obiekt, znajdujący się za moimi plecami. Na początku nie zrozumiałam tej przerwy, lecz chwilę później również się odwróciłam. I zrozumiałam już, co wywołało taką ciszę wśród wszystkich.

Mianowicie, ujrzałam w oddali swojego ojca, Justina. Szedł w naszym kierunku pewnym krokiem, jednak nie szybko. Szedł spokojnie i dość wolno. Wiedziałam, że widział mnie doskonale. Jego wzrok przez cały czas utkwiony był we mnie. Chociaż chciałam się zbuntować i przeciwstawić mu, poczułam lekki strach. Widział mnie tutaj, w tej dzielnicy, z Jasonem i resztą jego dawnych znajomych. To oczywiste, że nie był z tego powodu zadowolony. Nie wiedziałam jednak, czego mam się spodziewać. Nakrzyczy na mnie? Kolejny raz będzie prawił kazania, niczym ksiądz na mszy? Czy może zamknie mnie w domu i nie pozwoli z niego wyjść?

Postanowiłam jednak unieść głowę i nie spuszczać jej. Chciałam być odważna i nie pokazywać przed kimkolwiek, że w głębi duszy obawiam się reakcji taty.
-Proszę, proszę, kogo ja tu widzę? - mężczyzna, który zaproponował mi udział w sesji zdjęciowej, zagwizdał, wsuwając ręce do kieszeni i wychodząc na przeciw Justinowi.
-Ja wiem jedynie, że widzę tutaj kogoś, kto nigdy nie powinien się choćby zbliżać do ludzi takich, jak wy, Dylan. - warknął i wtedy oderwał ode mnie wzrok. W końcu. Chciałam być odważna, ale było to niesamowicie trudne.
-Proszę cię, Bieber, jesteś taki sam, jak my, a to, że odwróciłeś się od nas plecami, wiele lat temu, niczego nie zmienia. Ale skoro ty nie chcesz mieć z nami nic wspólnego, na pewno nadrobi to twoja córeczka. - i wtedy objął mnie ramieniem, a ja, widząc na twarzy Justina złość, chciałam jeszcze bardziej wyprowadzić go z równowagi, dlatego właśnie objęłam Dylana w pasie i wtuliłam się w niego z boku, mimo że praktycznie go nie znałam. Po prostu zbuntowałam się przeciwko tacie i nikt, ani nic nie potrafiło tego powstrzymać.
Dodatkowo, spojrzałam na tatę prowokacyjnie. Widziałam, jak w głębi duszy toczy walkę z samym sobą, aby nie rzucić się w tym momencie na Dylana. A ja czerpałam z tego ogromną satysfakcję i nie zauważałam nawet, że w tym momencie zachowuję się, jak kompletna idiotka. Chciałam przypodobać się starszym facetom i zupełnie zapomniałam o tym, jaka jestem naprawdę. Zmieniłam się, ale nie potrafiłam zauważyć, że na gorsze.
-Idziesz ze mną, Jazmyn. - użył mojego pełnego imienia. Jest wściekły.

Złapał mnie gwałtownie za ramię i odciągnął od Dylana oraz Jasona.
-Puść mnie, człowieku, nigdzie z tobą nie idę! - krzyknęłam, starając się wyrwać z jego uścisku, lecz wtedy on jedynie mocniej zacisnął dłoń, a ja poczułam, że zrobi mi w tym miejscu wielkiego, bolesnego siniaka.
-Idziesz. - warknął ostro. Jego ton wskazywał na to, abym nawet nie starała się sprzeciwiać.
Dlatego właśnie, cholernie obrażona, ruszyłam za nim, a po chwili oboje wsiedliśmy do samochodu taty, zaparkowanego zaraz za rogiem. Na początku panowała w środku niezręczna cisza i napięta atmosfera, jednak kiedy tylko Justin się odezwał, napięła się sto razy bardziej.
-Tym razem przegięłaś, koleżanko. Nie poznaję cię, rozumiesz? Nie poznaję...

~*~

A więc mamy kolejny rozdział, który przedstawia Jazzy w trochę innym świetle. W tym rozdziale nie dzieje się nic między Jazmyn, a Justinem, w 19 też nie, za to w 20... Hihi ;D Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze ten jeden rozdział ;*

Proszę Was również o to, abyście komentowali rozdziały, bo to dodaje mi skrzydeł. Dziękuję ;*

ask.fm/Paulaaa962

Ps. Zapraszam Was na początek wspaniałego opowiadania. Zobaczycie, że nie pożałujecie ;*

http://broken16heart.blogspot.com

28 komentarzy

  1. Super rozdział, nie przeczytałam jeszcze ale wiem że jest super <3
    @julka_blf

    OdpowiedzUsuń
  2. Bunt. Hahaha. Zła Jazz. Hahaha. Justin wkurwiony, po prostu zajebiście. Rozdział bardzo mi się podoba i już nie mogę się doczekać nexta. Weny życzę. :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Boziu, jak ona mnie wkurwiła, serio ;/ Małolata jebana. Tak mi cholernie szkoda Justina, biedaczek no bo on ją kocha nie jak córkę tylko jako kobietę, a ona ma go w dupie nawet jako ojca chociaż nie ma żadnego powodu do tego! Ugh i po chuja pana ona się pcha do tych typków?! Ma w domu najseksowniejszego faceta na świecie i po tych dwóch pocałunkach powinna się domyśleć, że on jej pragnie, to oczywiście nie bo ona musi poczuć się jak kobieta przy obcych facetach. Och Boziu co to się dzieje!
    Świetny rozdział, ale tak mi strasznie szkoda Jusa ;c Mam prośbę, bo napisałaś, że w 19 nic nie będzie się działo pomiędzy nimi, no i właśnie mogłabyś zrobić jakąś gorącą końcówkę? <3
    http://everything-comes-to-an-end-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też strasznie wkurwia Jazmyn w tym rozdziale!Dla mnie to żałosne jak ona się zachowuje.Pewnie w dalszych rozdziałach ktoś ją upije i naćpa przeleci ją i zostawi.Wtedy będzie płakać w poduszke że straciła dziewictwo z jakimś typem.Rozdział świetny! Tylko żałosne zachowanie Jazzy jest wkurwiające:')

      Usuń
  4. Zgadzam sie z karolina wyzej. Jebany dzieciak. Jakos sie jej w głowie pojebalo. I niby czemu? Justin nic jej nie zrobił . A jesli chodzi o te dziwne rzeczy miedzy nimi to ona jest tak samo winna. Niech ona sie kurwa ogarnie. I w następnym nie musi byc zadnych gorących scen. Nie sie kurwa pogodza a ta mała pizda niech zmadrzeje

    Łata

    OdpowiedzUsuń
  5. Boze jak mnie ten Jason denerwuje, niech go juz nie bd .. tylko wszytko psuje
    @Rybka999

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział taki agdkafxlsgxk
    Jazzy zachowywała się troche jak idiotka. Hah ciekawe co będzie w szkole u niej na angielskim. Jason już sporo namieszał. Szkoda mi Justina. Mam wrażenie, że ta rozmowa nie będzie przyjemna przynajmniej na początku.
    Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG uwielbiam twoje blogi. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie!
    Uwielbiam Cię ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Jazzy mnie denerwuje. No bo może Justin nie jest wzorowym ojcem, ma swoje wady, ale do cholery onaa przegina. Ja bym nie miała odwagi się tak zachowywać, ale oczywiście trochę pikanterii musi być w rozdziałach. Mam nadzieję, że mimo wszystko Jazzy nie zrobi czegoś, czego będzie żałowała do końca życia. No i oby żaden z tych popierdzielonych kolesi nic jej nie zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde co się z nią porobiło :( Przeciez ona była tak fajna dziewczyną, a teraz zachowuje się ja idiotka xd Cicha woda brzegi rwie .... Mam nadzieję że przez te jej głupstwa nic jej się nie stanie. Bo tym że chce zdenerwować Biebera może sobie zaszkodzić

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam to i po prostu kręciłam głową, a w myślach ciągle powtarzałam : Jazmyn, co ty odpierdalasz? Nie poznaje jej w ogóle. Wcześniej tak dobrze się dogadywała z Justinem, a teraz zachowuje się jak dziwka.(Być może tylko ja to tak odbieram) Były momenty, kiedy chciałabym pierdolnąć ją w twarz na otrzeźwienie. (przepraszam za słownictwo) Jest mi szkoda Justina, bo ona go rani :c Czekam na nn xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie!
      Ma za dobrze u Justina i już się jej w głowie pojebało.
      Naprawde zachowuje się jak dziwka która tylko chce się przypodobać McCannowi i rozłożyć przed nim nogi.

      Usuń
  12. Uuu Jazzy, niegrzeczna Jazzy! Ale szczerze? Nie podoba mi się jej ta wersja xD wolę jak jest słodką, niewinną dziewczynką ;P uch już czekam na 19 i 20, bo zaciekawiłaś mnie tym, że coś pomiędzy nimi zaiskrzy! ; 3 do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Awww zajebisty :D hah Ale nie mogę się doczekać następnego :D <# uwielbiam cię taką i prowokacyjną Jazzy też ;3

    OdpowiedzUsuń
  14. Omg jak ta dziewczyna mnie wkurza -,-. Niech jej da taki szlaban, że popamięta.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jazzy jest , no cóż głupią suką. Miała dotychczas miłe , fajne życie i szuka wrażeń w tym brudnym świecie.Dodatkowo,za to jak traktuje Justina mam ochotę jej przywalić. Rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Jazzy mnie denerwuje :/ rozdział świetny zapraszam do mnie: http://my-angel-my-friend-my-devil.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. genialny♥
    niech Jazzy się pogodzi z Justinem :/

    OdpowiedzUsuń
  18. Co się stało z Jazzy? Nigdy aż tak nie sprzeciwiała się Justin'owi... To oczywiste, że to przez tego całego Jason'a. Jeszcze ta sytuacja w parku i ten modeling. Mam nadzieję, że Justin'owi uda się temu wszystkiemu zapobiec :)
    A co do rozdziału to genialny <3
    Weny słoneczko :*

    OdpowiedzUsuń
  19. jeju super jesteś niesamowita ! czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  20. Już chce następny <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Cudo! Po prostu jesteś niesamowita! Wczoraj znalazłam to ff i już pokochałam. Uwielbiam takie historie dają dreszczyk emocji. Eh przeczytałam całe w 1 popołudnie (a lektura leży nie tknięta) Jazz mnie wkurza ,jak może się tak zachowywać?! Hej to Justin jej ojciec powinna okazać choć trochę szacunku! No i to że klei się do Jason'a to już w ogóle. Mam ochotę ją zamknąć w pokoju na miesiąc żeby otrzeźwiała i zobaczyła że Justin się o nią martwi. Grr smarkula.
    No nic skarbie życzę weny! (a następna jedynka będzie zadedykowana Tobie) :)

    OdpowiedzUsuń