niedziela, 14 września 2014

Rozdział 14...

Znieruchomiałam, wpatrując się tępo w twarz trójki mężczyzn, podczas kiedy oni, jak gdyby nigdy nic, podeszli do Justina i przywitali się z nim. Moja szczęka najprawdopodobniej uderzyła o ziemię. Byłam w głębokim szoku, z którego chyba nic nie potrafiło mnie w tym momemcie wyprowadzić.
-Witam, Bieber. - Taylor uścisnął dłoń mojego ojca, z uśmiechem na ustach.
-Ile to czasu? - zaśmiał się szatyn, przeczesując palcami włosy
Ja w tym czasie, wiedząc, że i tak nie uda mi się stąd uciec, złapałam Justina za koszulkę i schowała się za jego plecami, w duchu modląc się, aby porywacze jak najszybciej stąd wyszli. Jedną powiekę przymknęłam, natomiast drugim, otwartym okiem obserwowałam otoczenie.
-Mam nadzieję, ze nie przerwaliśmy ci w niczym. Wpadliśmy w sprawie klubu.
-Rozmawiałem akurat z córką, ale mogę to przełożyć... - mówiąc to, obrócił się twarzą do mnie. Był prawdziwie zaskoczony, widząc moje starania ukrycia się za nim.
-Błagam, odwróć się. - wyszeptałam, ale najchętniej wykrzyczałabym mu to prosto w twarz.
-Jazzy, mogłabyś mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - uniósł jedną brew, zakładając ręce na piersi. Wiedziałam już, że nie uniknę konfrontacji z porywaczami i będę musiała stanąć z nimi twarzą w twarz.
-Tak trudno zorientować się, że najzwyczajniej w świecie się chowam? - sapnęłam, gdy Justin zrobił krok w bok, odsłaniając mnie tym samym.
Spojrzałam spod rzęs na trzech mężczyzn przed sobą i odkaszlnęłam cicho. Nie po to uciekłam od nich, żeby terach oni tak po ptostu przychodzili do mojego domu.
-To moja córka, Ja...
-My się z księżniczką bardzo dobrze znamy. - Taylor przerwał tacie, podchodząc bliżej mnie. Zdecydowanie zbyt blisko.
-Mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywał. - warknęłam, robiąc krok w stronę taty. Przy nim czułam się pewniej.
Justin był wyraźniej zaskoczony naszą znajomością. W końcu, na pewno znał kryminalne życie tych facetów i nie był zadowolony, że znam kogoś takiego.
-Mogę wiedzieć, o co tu chodzi? - po dłuższym milczeniu, Justin w końcu zabrał głos.
-Pozwól, że wyjaśnie wszystko od początku. Tej samej nocy, której uciekłam, byłam świadkiem, jak ci kolesie zabili dwóch facetów, z czego jeden był moim znajomym. Potem nie pozwolili mi kulturalnie odejść i zawieźli do ich domu, gdzie chcieli zrobić ze mnie sprzątaczkę, kurwa! A w nocy, gdy zmuszona byłam spać z nim... - wskazałam przelotnie na Taylora. - W jednym łóżku, uciekłam od nich i takim sposobem wpadłam ci pod koła. - zakończyłam z głośnym westchnieniem.
Przez kilka chwil w salonie panowała zupełna cisza, podczas której Justin wpatrywał się, to we mnie, to w trójkę mężczyzn. Kiedy w końcu minął pierwszy szok, bardzo mocno zmarszczył brwi.
-O czym ty do mnie, kurwa, mówisz!? - wyrzucił w powietrze ręce, a mi przez moment zachciało się śmiać, widząc jego minę.
-Nie zamierzam tego powtarzać, nie licz na to. - pokiwałam palcem tuż przed jego twarzą.
Tym razem Justin spojrzał na swoich znajomych. Mogłam stwierdzić, że był zły. Bardzo zły. Zaciskał i rozluźniał pięści, a jego oddech był przyspieszony.
-Jeśli tylko się dowiem, ze chociażby dotknęliście moją córkę, nie daruję wam tego. - warknął wściekle. Zaczęłam się zastanawiać, czy tata aby na pewno wiedział, czym na codzień zajmuje się Taylor i jego koledzy. W końcu, takim ludziom nie powinno się grozić, prawda?
-To jest twoja córka? - brunet jakby nie usłyszał żadnych wcześniejszych słów i skupił się tylko na jednym. Byłam już przyzwyczajona, że wszystkich szokowała ta informacja.
Justin skinął głową i przez parę kolejnych chwil znów panowała cisza, aż w końcu przerwał ją śmiech Taylora.
-Skoro ona ma 15 lat, a ty 27, to ile miałeś lat, kiedy... - ponownie przerwał, parskając śmiechem.
Oboje z Justinem, jak na zawołanie, przewróciliśmy oczami. Atmosfera w pomieszczeniu zdecydowanie się rozluźniła, a ja nie czułam już zagrożenia. Taylor i reszta najwidoczniej odpuścili mi, wiedząc, że ich nie zdradzę, a znajomość z Justinem jakby przekonała ich do tego.
Meżczyźni zaczęli rozmawiać na tematy, które nie dotyczyły mnie w żadnym stopniu, dlatego nie chciałam dłużej przebywać w salonie i przeszkadzać im. Weszłam więc schodami na górę, ponieważ musiałam skorzystać z łazienki. Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, moj wzrok zatrzymał się na lustrze,zawieszonym na ścianie. Powoli podeszłam bliżej niego i podniosłam prawą dłoń, po czym przyłożyłam ją do twarzy. Mimowolnie przejechałam opuszkami palców po swoich wargach. Kolejny raz dotarła do mnie świadomość, że były one ściśle połączone z ustami Justina. Miałam wrażenie, że podczas pocałunku nie zostały połączone jedynie nasze usta, lecz w pewnym sensie również... serca...

***

Przeglądając kolejno ubrania, zawieszone na wieszakach w jednym z butików, szukałam czegoś, co przykłułoby moją uwagę, jednak nie byłam dzisiaj w nastroju na zakupy i wątpiłam, że cokolwiek zrobi na mnie większe wrażenie.
-Jazzy, znalazłaś coś dla siebie? - spytała babcia, matka Justina, kladąc dłoń na moim ramieniu.
-Na razie nie. A ty zauważyłaś coś wartego uwagi? - odwróciłam się przodem do niej z uśmiechem, lecz bardzo szybko zastąpiło go przerażenie, gdy ujrzałam w rękach babci tyle ubrań, ile tylko zdołała unieść. - Masz zamiar przymierzyć to wszystko!? - krzyknęłam, zupełnie zapominając o tym, że przebywam w sklepie, w miejscu publicznym.
Babcia spiorunowała mnie wzrokiem, więc wyszeptałam ciche "przepraszam", a następnie powłuczyłam się w kierunku przymierzalni.
Usiadłam na jednym z dwóch skórzanych foteli, znajdujących sie w pomieszczeniu i czekałam, co prawdopodobnie będę robić jeszcze przez kolejne pół godziny, aż babcia przymierzy wszystkie ubrania.
W miedzyczasie postanowiłam wyciągnąć z kieszeni spodni komórkę oraz słuchawki. Włożylam je w uszy, a drugi koniec podłączyłam do telefonu, po czym włączyłam jedną ze swoich ulubionych piosenek.
Zaczęlam wystukiwać rytm na oparciu fotela, nie zwracając uwagi na wszystko, co działo się dookoła. Nie zauważylam nawet, kiedy Jake, przyjaciek taty, usiadł obok mnie. Ocknęłam się dopiero wtedy, kiedy brunet poklepał mnie lekko po kolanie.
-Hej. - uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Naprawdę lubiłam przebywać w jego towarzystwie. Był inny, niż mój tata, bądź reszta jego znajomych, którzy często działali mi na nerwy. Wierzy w miłość, chce założyć rodzinę i nie traktuje kobiet, jak zabawki na jedną noc. A ja to podziwiałam i doceniałam.
-Cześć, młoda. Jak zakupy? - spytał i zachichotał pod nosem, widząc moją znudzoną minę.
-Mama Justina przymierza chyba połowę sklepu. - sapnęłam, kolejny raz rozśmieszając go tym, chociaż ja nie widziałam w tym nic śmiesznego.
-Czyli nie jesteś teraz zbytnio zajęta? - upewnił się. - Chciałem z tobą porozmawiać.
Zdziwilam się lekko, ponieważ tym razem przybrał poważny ton głosu. Zawsze, kiedy z nim rozmawiałam, żartowaliśmy, a dzisiaj zapowiadało się na poważną rozmowę.
-A o czym? - odkaszlnęłam, siadając na fotelu po turecku i odwracając się w jego stronę.
-Może o tym, co zaszło między tobą, a Justinem, wczoraj wieczorem?
Spięłam się, ponieważ oznaczało to, że Jake wiedział o naszym pocałunku, wiedział o wszystkim. Poczulam się niezręcznie, bardzo niezręcznie. A kiedy jego spojrzenie wypalało dziurę w mojej twarzy, byłam jeszcze bardziej skrępowana, niż parę chwil temu.
-Zapytam wprost. Żałujesz tego? - zastanawiając się nad odpowiedzią, zaczęłam bawić się rękawami sweterka, który miałam na sobie.
-Nie, nie żałuję. I wiem, że zapewne uważasz, iż to chore i pojebane, ale... - wzięłam głęboki oddech, a po chwili glośno i powoli wypuściłam powietrze. - Ale nie żałuję, po prostu.
Chlopak przez kilka chwil wpatrywał się we mnie, a ja, chociaż bardzo chciałam i starałam się, nie potrafiłam wyczytać nic z jego twarzy.
-Justin również tego nie żałuje, wiesz? - odezwał się w końcu, a ja spuściłam głowę.
-Wiem, rozmawiałam z nim przez chwilę, rano. Mówił mi o tym, a ja nie wiem, co mam teraz zrobić. Całowałam się z własnym ojcem. Wiesz, jak się z tym czuję?
-Nie wiem, mała. Nie wiem, ale Justinowi też nie jest łatwo. Zawsze byłaś dla niego malutką córeczką, a teraz nagle zaczął patrzec na ciebie inaczej, dojrzalej. A ty patrzysz na niego jedynie, jak na ojca, czy może też, jak na faceta?
Znów zastanawiałam się chwilę, mimo że doskonale znałam odpowiedź. Już od pewnego czasu zaczęłam postrzegać go inaczej. I źle się z tym czułam.
-Też. - mruknęłam niepewnie. - Już nie tylko, jako mojego tatusia.
-Zauważyłem. - zaśmiał się cicho. - Tak się właśnie dzieje, kiedy dzieci robią dzieci.
Ze śmiechem trzepnęłam go w tył głowy, w tym samym momencie, w którym z przymierzalni wyszła babcia.
-Dzień dobry. - Jake uśmiechnął się do niej serdecznie. Właśnie dlatego mama Justina lubiła go najbardziej ze wszystkich kolegów swojego syna. Był miły, kulturalny i dobrze wychowany. Był kimś, od kogo Justin mógłby nauczyć się naprawdę sporo.
-Witaj, Jake. Widzę, że Jazzy się nie nudziła. - potwierdziłam jej słowa skinieniem głowy.
Gdyby tylko wiedziała, o czym rozmawialiśmy...
Kiedy babcia udała się do kasy, o dziwo ze wszystkimi ubraniami, jakie przymierzała, ja i Jake wyszliśmy ze sklepu, czekając na kobietę.
-Nie zamierzasz jej powiedzieć, prawda?
-Zwiariowałeś? Nigdy w życiu. - wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że musiałabym powiedzieć o tym mamie Justina.
Gdy Pattie, tak właśnie miała na imię moja babcia, wyszła ze sklepu i ruszyła do kolejnego, udaliśmy się za nią. Jednak w drodze między butikami zatrzymała nas młoda dziewczyna, z doklejonym do twarzy uśmiechem. Miałam nieodparte wrażenie, że widziałam ją kiedyś, lecz nie potrafiłam w tym momencie przypomnieć sobie, gdzie i kiedy.
-Przepraszam, czy mogę zająć państwu chwilkę? - stanęła centralnie przed nami, więc nawet jeśli byśmy chcieli, nie mogliśmy isć dalej.
-Tak, oczywiście. - to dziwne, że babcia dla wszystkich była tak miła i sympatyczna. Dla wszystkich, z wyjątkiem swojego syna. Nigdy nie widziałam, żeby okazywała mu uczucia, żeby okazywała mu najzwyklejszą, rodzicielską miłość. To przykre.
-Widzę tutaj tak młodą buźkę. - spojrzała na mnie znacząco. - A ja reprezentuję firmę, która niedawno weszła na zachodni rynek. Zajmujemy się produkcją kosmetyków dla nastoletniej cery, takiej, jak twoja. - znów zwróciła się do mnie. - Dzisiaj zajmujemy się promocją i rozdajemy darmowe próbki. To dla ciebie. - wręczyła mi małą tubkę, na którą spojrzałam dość sceptycznie. - To wszystko. Mamy nadzieję, że nasze kosmetyki przypadną pani do gustu. - i również z uśmiechem odeszła, prawdopodobnie szukając kolejnej osoby, której będzie mogła "zająć chwilkę".
-Ciesz się, Jaz. Dzięki temu twoja cera będzie promienna o każdej porze dnia i nocy. - zakpił Jake, naśladując glos dziewczyny.
Zaśmiałam się pod nosem i, opierając głowę na jego ramieniu, udałam się w dalszą podróż po sklepach.

***

-Ta kobieta z galerii była bardzo miła, nie sądzisz? - spytała babcia, wyciągając z bagażnika torby z zakupami.
-Tsa. - mruknęłam od niechcenia, gdy zawiesiła na moich ramionach większość reklamówek, przez co moje kolana znacznie się ugięły. - Aż zbyt miła.
Razem z torbami, udałam się prosto do drzwi od domu babci i dziadka. Z trudem otworzyłam je, a gdy tylko znalazłam się w salonie, niemal wszystko wypadło mi z rąk.
-Czyżby odwiedziła nas moja ulubiona bratanica? - w pomieszczeniu pojawił się Jaxon, brat taty, i zaklaskał w dłonie.
-Z tego, co wiem, jestem twoją jedyną bratanicą. - sapnęłam, opadając na kanapę.
-Nigdy nic nie wiadomo. Pamiętaj, twój tatuś odwiedził w swoim życiu dużo łóżek. - stanął za mną i ułożył dłonie na moich barkach, po czym zaczął je delikatnie masować.
-Jaxon, czy ja dobrze słyszę? - jakby znikąd, w salonie pojawiła się babcia. - Prosiłam cię wiele razy, abyś nie rozpoczynał takich tematów przy Jazzy. Przecież to jeszcze dziecko! - wyrzuciła ręce w powietrze, a ja mimowolnie przewróciłam oczami. Babcia traktowała mnie, jakbym miała pięć lat, a nie piętnaście, nie zdając sobie sprawy, że w otoczeniu taty zostałam uświadomiona bardzo szybko.
-Daj spokój, mamo. Chyba Jaz najlepiej wie, co wyczynia Justin i nie trzeba tego przed nią ukrywać. - Jaxon zachichotał, roztrzepując moje włosy, które teraz opadły kosmykami na moją twarz.
Blondyn przeskoczył nad kanapą i usiadł na niej, obok mnie, po czym pochylił się, aby ułożyć głowę na moich kolanach. Kiedy jednak dotknął moich spodni, na jego ustach pojawił się grymas.
-Masz coś niewygodnego w kieszeni. - mruknął, po czym wsunął do niej dłoń i wyjął ze środka małą, białą tubkę z kremem, który dostałam od kobiety w galerii.
-Cóż, czas wypróbować, jakie gówno dała mi ta babka. - westchnęłam i powoli odkręciłam tubkę, przechylając ją.

***Oczami Justina***

Siedziałem na kanapie w salonie, obracając w dłoniach szklankę z whisky. Powoli przyłożyłem ją do ust i upiłem dwa, spore łyki. Alkohol przepłynął swobodnie przez moje gardło, piekąc i drażniąc je lekko.
Był to pierwszy moment od incydentu z Jazzy, w którym mogłem pobyć sam i wszystkie myśli poszufladkować w głowie. Przez cały czas czułem się bardzo dziwnie. Byłem skrępowany we własnym domu i ciężko było mi się rozluźnić. Chociaż przez chwilę rozmawiałem z Jazzy, rozmowa ta praktycznie nic nie wniosła, ponieważ została przerwana przez niezapowiedzianą wizytę. Jednak kiedy zastanawiam się nad tym teraz, jestem za to wdzięczny, ponieważ nie wiem, jak zakończyłaby się moja rozmowa z córką. Niebezpiecznie ciągnęło mnie do niej i, prawdę mówiąc, bałem się tego, co ta drobna dziewczyna nieświadomie ze mną robi.
Wtem usłyszałem dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłem się z kanapy i podszedłem do wyjścia, aby je otworzyć. Zdziwiłem się, gdy nie zastałem przed drzwiami nikogo. Już chciałem wrócić do domu, gdy kątem oka zauważyłem, leżący na wycieraczce, niewielki karton. Podniosłem go z niepewnością i zaniosłem do salonu. Gdy usiadłem na kanapie i postawiłem pudełko na swoich kolanach, zacząłem je powoli otwierać, z każdą chwilą wyciągając ze środka coraz więcej zgniecionych gazet. Kiedy w końcu opróżniłem je z papierów, ujrzałem kolejną, nagą laleczkę. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłem, że została ona pozbawiona głowy. Obok natomiast leżała kartka z kolejną groźbą.
"Wkrótce zniszczę tę twoją słodką buźkę."
Nie wiedziałem, co to oznacza, lecz na pewno nie zamierzałem siedzieć dłużej na dupie, kiedy Jezzy może stać się krzywda. Pospiesznie zerwałem się więc z kanapy i pobiegłem do swojego samochodu, uprzednio chwytając od niego kluczyki.

Zaparkowałem na podjeździe przed domem swojej matki i wypadłem z samochodu. Chciałem jak najszybciej dostać się do środka, ponieważ miałem dziwne przeczucie, że liczy się każda chwila. Nie wiedziałem, jak mam odebrać kolejną informację, jednakże była ona groźbą, więc nie powinienem jej ignorować.
Otworzyłem z impetem drzwi, widząc na kanapie Jazzy oraz Jaxona, siedzących obok siebie. Szatynka trzymała w dłoniach opakowanie, prawdopodobnie z jakimś kremem.
I nagle, w mojej głowie zaświeciła się czerwona, ostrzegawcza lampka. W groźbie napisane było o twarzy, natomiast lalka pozbawiona była głowy. Szybko kojarzyłem ze sobą fakty.
-Zostaw to! - krzyknąłem nagle, podbiegając do kanapy i wyrywając z rąk dziewczyny krem. Szatynka spojrzała na mnie, zaskoczona, jednak dla mnie najważniejsze było, że prawdopodobnie udało mi się ją uratować.
-Mogę wiedzieć, co ty robisz? - uniosła wysoko brwi, tak samo, jak mój brat.
-Ratuję twoją śliczną buźkę, Jaz. - odparłem, po czym wziąłem z parapetu doniczkę z jednym z kwiatów mojej matki i postawiłem ją na szklanym stoliku przed nimi. Odkręciłem opakowanie z kremem, po czym skierowałem go na liście rośliny i wycisnąłem sporą część. Minęło ledwo parę chwil, kiedy substancja zaczęła niemal wypalać dziury w liściach.
Nie ukrywam, że byłem przerażony. Gdybym dotarł do domu matki kilka sekund później, najprawdopodobniej to samo, co z kwiatem, stałoby się z twarzyczką Jazzy.
Szatynka była równie zaskoczona, co przerażona. Widziałem, jak jej oczy zaczęły się zmieniać, a ona nieświadomie wpadała w panikę.
-O co w tym wszystkim chodzi...? - wyszeptała, trzęsącym się głosem, po czym zerwała się z kanapy i wpadła prosto w moje ramiona.

~*~

Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że w następnym rozdziale wydarzy się coś, czego na pewno się nie spodziewacie, ale dodam od razu, że nie pomiedzy Justinem i Jazzy, na razie oczywiście :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Zapraszam Was na moje drugie opowiadanie :)
final-justice-jb.blogspot.com

25 komentarzy

  1. AAA cydowny rozdział kochana :D już nie mogę się doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski jak wszystkie rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże ciekawe kto to jest ta dziewczyna... Wydarzy się coś czego się nie spodziewamy? O mój Boże, proszę żeby był jak najszybciej ten rozdział! *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie okaże się że mama Jazzy żyje... I to ona dała jej ten krem... :o hahaha świetny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej zaczynam się bać o Jazzy . Rozdział świetny , czekam na następny <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział
    Ale mało wątków o Justinie i Jazz

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże.. Jestem po prostu zesrana. ( Wybacz za słownictwo, ale jestem wstrząśnięta. xdd) Myślę nad tym i myślę i za cholerę nie mam pojęcia kto mógłby chcieć namieszać w życiu Jazzy. Cholera, przecież on jest tak dobrą dziewczyną!
    Kiedy tylko Jazmyn wspomniała, że nie żałuje tego pocałunku z tatą, to jakoś tak zrobiło mi się miło na sercu. :D To oznacza, że zaczyna się coś dziać, a ja tak na to czekałam, hihih. :D Skarbie, wiem, że nie komentuję rozdziałów (ale czytam!) jednakże będę się starała teraz komentować przynajmniej jeden na trzy, cztery rozdziały. Po prostu nie chcę, abyś myślała, że Cię opuściłam. Mam teraz dużo rzeczy na głowie, a w szczególności szkołę, więc liczę na to, że mi wybaczysz. <3
    Kocham. ♥ Czekam na kolejny. :3
    ~ Drew.
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. No i teraz będę się zastanawiać, kto tak bardzo nienawidzi Jazzy, że robi jej takie rzeczy. Najpierw noga, teraz głowa...aż boję się pomyśleć, co będzie później. No i zaciekawiłaś mnie tą zapowiedzią następego rozdzialu. Wydarzy się coś, czego się nie spodziewamy? Ja już chcę wiedzieć!

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja pierdole.
    Justin w samą porę przybył, jak super bohater. Brawa dla najseksowniejszego mężczyzny na świecie. Rozdział zajebisty, czekam na next no i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  10. ja pierdole !
    boję się o Jazzy <#
    kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  11. wow
    Rozdział świetny. Najpierw porywacze okazali się kolegami Justina. Jazzy nie żałuje pocałunku i omg znowu groźba. Idk co się dzieje. Dobrze, że Justin zdążył i zabrał jej z rąk to świństwo. Nawet nie chce myśleć jak wyglądałaby twarz Jazzy po tym czymś. Nie mogę wymyślić kto jest tą osobą która robi te okropne rzeczy i jestem ciekawa co zrobi Justin kiedy w końcu dowie się kim jest ten człowiek.
    Codziennie sprawdzałam kilka razy czy przypadkiem nie dodałaś kolejnego i w końcu jest yeah!
    Życzę weny i czekam na następny.
    kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie będę nic pisać o tym że jest świetny i tak dalej, bo Ty już o tym doskonale wiesz kochana, po prostu pisz szybko następny :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Wydaje mi się że tą osoba co grozi Jezzy jest ta dziewczyna co spotkali wtedy na zakupach i Jezzy udawała dziewczynę Justin przed nią.Może to zazdrość.Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  14. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super super super rozdzial. Czekam na next I zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy nastepny rozdzial? Oby jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  17. To opowiadanie BARDZO MI SIĘ PODOBA i podejrzewam że masz jeszcze dużo czytelników, którzy nie komentują a czytają tak jak ja w większości przypadków.
    Podziwiam i również zazdroszczę Twojej wyobraźni jak i odwagi do napisania i ujawnienia tej historii. Jak dla mnie jest ona NIESAMOWITA tak samo jak i Ty. Dziękuje Ci za to!

    OdpowiedzUsuń