Rozdział dedykuję Basi Jabłońskiej, która ma dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego ;*
***Oczami Jazzy***
Zatrzymałam się na schodach, kiedy zobaczyłam nieznanego mężczyznę, siedzącego na kanapie w salonie. Przygryzłam dolną wargę, mimowolnie mierząc go wzrokiem. Jego styl przypominał styl Justina, co oznaczało, że bardzo mi się podobał. Dodatkowo, mężczyzna ten był po prostu przystojny i od razu wpadł mi w oko, jednak nie mogłam tego pokazać w otoczeniu taty, ponieważ wściekłby się, zarówno na mnie, jak i na niego, chociaż nie jest niczemu winny.
-Czy mi się zdaje, Justin, czy to twoja córeczka, we własnej osobie, którą ostatni raz widziałem prawie dzisięć lat temu? - zmarszczył brwi i oparł się o swoje kolana, a po tym, jak przez chwilę patrzył na mnie, wstał z kanapy.
Wygląda na to, że mężczyzna znał mnie. Musiał więc być znajomym Justina, o którym tata nigdy mi nie opowiadał i nie uprzedzał również, że nas odwiedzi. Jednakże, skłamałabym, gdybym powiedziała, że ta wizyta mi się nie podoba. Jestem nastolatką i zwracam uwagę na facetów, to normalne.
-Jazzy, mam rację? - szatyn, którego imienia w dalszym ciągu nie znałam, podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, którą ja uścisnęłam, dość nieśmiało. Ten facet krępował mnie, jednak w pozytywnym znaczeniu. Czułam się onieśmielona, ponieważ naprawdę zrobił na mnie spore wrażenie.
-Zgadza się. - posłałam mu delikatny i jednocześnie tajemniczy uśmiech, a do tego zatrzepotałam kilka razy rzęsami. Na moje nieszczęście, nie uszło to uwadze Justina, który przewrócił oczami, niby w irytacji, lecz pod tą maską kryła się złość. Jak przypuszczam, ucieszyłby się dopiero wtedy, kiedy w odległości dziesięciu metrów ode mnie nie znajdowałby się żaden facet.
-Jestem Jason. - odparł mężczyzna, znów zwracając tym moją uwagę. Szatyn puścił do mnie oczko, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że zarumieniłam się lekko. Postarałam się jednak zakryć to kosmykami włosów. Nie przed Jasonem, który mógłby uznać to nawet za słodkie, tylko przed Justinem, którego nerwy i tak były już na pograniczu. - Ja i Justin przyjaźniliśmy się, jeszcze w liceum. - kontynuował, odwracając się w jego stronę. - Ale twój tatuś odwrócił się od swojego przyjaciela i reszty znajomych z tamtego okresu, mam rację, Bieber? - widząc, jakimi spojrzeniami wymieniają się mężczyźni, mogłam stwierdzić, że ich relacje już dawno przestały być przyjacielskie. Patrzyli na siebie z wrogim nastawieniem, a ja nie chciałam w tym momencie stawać między nimi.
-Dobrze ci radzę, Jason, przymknij się. - mruknął Justin i odetchnął głęboko. Wyraźnie nie chciał się teraz kłócić. Nie wiedziałam jednak, czy nie chciał w danej chwili, czy nie chciał przy mnie wracać do starych czasów, o których ja praktycznie nic nie wiedziałam. Pamiętam tylko tyle, że razem z rozpoczęciem nauki w szkole, oddaliliśmy się od siebie z tatą. Spędzałam z nim mniej czasu, niż wcześniej i było mi z tego powodu przykro, ponieważ większość czasu spędzałam zupełnie sama. Przy babci udawałam, że tata idealnie opiekuje się mną, lecz w rzeczywistości tak nie było. Przez ponad rok rozmawiałam z nim bardzo rzadko i nie były to rozmowy takie, jak kiedyś.
Justina często nie było w domu. Tłumaczył to nową pracą, dzięki której będzie mógł utrzymać mnie i siebie. Widziałam, że miał jakieś problemy, ale byłam zbyt mała, aby w nie wnikać. Poza tym, wiedziałam, że tata nie chciałby tego.
-Nie tak nerwowo, bracie. - zażartował Jason. Miałam wrażenie, że wyrwał z zamyśleń nie tylko mnie, ale również Justina, który zamrugał kilka razy oczami, powracając do rzeczywistości. - Zatrzymam się u ciebie na parę dni, jeśli nie masz nic przeciwko. - drugą część zdania wypowiedział bardziej dosadnie, jakby chciał zaznaczyć, że nie zamierza znosić sprzeciwu.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi po lewej. - syknął Justin, lecz po chwili odkaszlnął, bo prawdopodobnie wyczuł swój niemiły ton głosu.
-Dziękuję, strary, dobry przyjacielu. - Jason klepnął go w plecy, a następnie chwycił czarną, sportową torbę, leżącą na podłodze, i ruszył schodami na górę. Jednakże, kiedy przechodził obok mnie, zatrzymał się na moment, aby założyć kosmyk moich włosów za ucho i kolejny raz puścić do mnie oczko.
-Do zobaczenia, malutka. - dodał, po czym odszedł na górę.
Przez parę chwil stałam na schodach, w tym samym miejscu, i uśmiechałam się do siebie, jak idiotka. Dopiero karcące spojrzenie Justina uświadomiło mi, że nie jestem tu sama. Szybko odwróciłam się więc tyłem do taty i chciałam wrócić na górę, lecz, jak się spodziewałam, zatrzymał mnie jego głos.
-Poczekaj, Jazzy. - przewracając oczami, zeszłam ze schodów i usiadłam na kanapie, gdzie jeszcze parę chwil temu siedział Jason. Wyczułam nawet jego perfumy, ale tym razem postarałam się, aby Justin nie wychwycił żadnej zmiany w moim zachowaniu. - Proszę cię tylko o jedno. Trzymaj się od niego z daleka.
-Dlaczego? Przecież Jason wydaje się bardzo miły. Co ci znowu nie pasuje?
-Powiem ci tak. Ty go nie znasz, a ja znam aż za dobrze. Martwię się o ciebie i wszystko to robię dla twojego dobra, uwierz mi.
-A wiesz, co mi się wydaje? Że wolałbyś, aby nie kręcił się koło mnie żaden facet. Jesteś przewrażliwiony na tym punkcie.
-Nie jestem przewrażliwiony, tylko chcę, żebyś była bezpieczna! - nieświadomie podniósł głos. - Wierz mi, Jason to dupek, który myśli, że może mieć każdą i co noc zaciąga inną do łóżka, a poza tym...
-To zabawne. - przerwałam mu, nie mogąc już dłużej tego słuchać. - Mam wrażenie, że mówisz o sobie. Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś pieprzonym hipokrytą? - warknęłam, a następnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam schodami na górę.
***Oczami Justina***
Byłem wściekły. I na siebie, i na Jazzy, i oczywiście na Jasona, który, mimo że zjawił się tutaj parę minut temu, już zdołał skłócić mnie z szatynką. Na dodatek, McCann wyraźnie spodobał się Jaz, pobieważ broni go cała sobą, nic o nim nie wiedząc. Denerwuje mnie to, a jednocześnie boli. Jason nawet w najmniejszym stopniu nie zasłużył na kogoś takiego, jak Jazzy. Wiedziałem jednak, że nie mogę wyrzucić go stąd, ponieważ wtedy rozpowiedziałby moje sekrety każdemu, kogo tylko by spotkał.
Niewiele myśląc, złapałem w dłoń komórkę, ubrałem buty i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Gdy oddaliłem się dwie przecznice od domu, wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do Zayna, a po paru sygnałach usłyszałem jego głos.
-Witam, czego by pan ode mnie chciał? - był w dobrym humorze, co oznaczało, że może i mi poprawi nastrój, przebywanie w jego otoczeniu.
-Mówiąc wprost, chciałbym się z tobą...
-Kolego, nie kończ. Proszę, nie kończ. - zaalarmowany, przerwał mi natychmiast, a ja od razu zaśmiałem się cicho. Miałem rację, już rozluźniłem się, jedynie dzięki rozmowie z nim.
-Napić. Chciałbym się z tobą napić. Nie wyobrażaj sobie za dużo. Nie działasz na mnie tak, jakbyś chciał, kochaniutki.
-Chciałbym wiele, ale przyzwyczaiłem się, że nic nie idzie po mojej myśli. Widzimy się więc w klubie za piętnaście minut. Żegnaj, panie Bieber.
Potrząsając z rozbawieniem głową, ruszyłem w stronę umówionego miejsca spotkania. Nie potrafiłem się jednak w pełni rozluźnić i odstresować, ponieważ cały czas zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, zostawiając Jasona i Jazzy samych. Owszem, Jaz jest mądrą i rozsądną dziewczyną, jednak często robi mi na złość i obawiam się, że może celowo zbliżać się do Jasona, a on będzie potrafił doskonale to wykorzystać, dla własnych celów i potrzeb.
Z zamyśleń wyrwały mnie dopiero dłonie, niemal rzucone na moje ramiona.
-Witaj, kochanie. Idziemy się zabawić? - gdy usłyszałem przy uchu ponętny głos Zayna, parsknąłem głośnym śmiechem i nie potrafiłem się uspokoić. Dobrze zrobiłem, decydując się spotkać z nim. Kiedy brunet ma dobry humor, jak dzisiaj, zawsze potrafi poprawić mi nastrój.
-Na to liczę. - odparłem, a następnie razem weszliśmy do zatłoczonego klubu.
Przyszedłem tu dzisiaj jedynie po to, aby wypić kilka drinków i pogadać z kumplem, a nie żeby rozglądać się, w poszukiwaniu chętnej na dzisiejszy wieczór. Nie miałem do tego nastroju i miałem nadzieję, że Zayn również, ponieważ wtedy musiałbym siedzieć samotnie i tępo wpatrywać się w podłogę.
Usiedliśmy na czerwonych, skórzanych na kanapach, przy jednym ze stolików, na samym końcu klubu. Zayn, zostawiając jedynie kurtkę, poszedł do baru, aby zamówić nam alkohol, a po chwili wrócił z dwoma szklankami, z czego jedną podał mi.
-Więc teraz opowiadaj, co się stało, bo nie brzmisz najlepiej. Coś z Jazzy? - oparł się o szklany stolik, biorąc pierwszego łyka alkoholu.
-Po części. - mruknąłem, drapiąc się po karku. - Pamiętasz jeszcze Jasona McCanna? - spytałem, a wymawiając jego nazwisko skrzywiłem się nieco.
-Tego kolesia trudno byłoby zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam. - odparł Zayn. Wszyscy razem chodziliśmy do jednego liceum, jednak z całej naszej grupy tylko ja i Jason daliśmy się wciągnąć w narkotyki, a o wszystkim wiedział jedynie Zayn.
-No właśnie. Wyobraź sobie, że godzinę temu pojawił się pod moimi drzwiami i, jak gdyby nigdy nic, oznajmił, że zatrzyma się u mnie na kilka dni.
-To nie zbyt ciekawie. A co z małą? Poznali się? Bo jeśli nie, lepiej zawieź ją do swoich starych. Chyba nie chcesz, aby się spotkali.
-Oczywiście, że bym nie chciał, jednak już za późno. Poznali się niemal od razu, jak przyszedł. I mam wrażenie, że Jason za bardzo wpadł w oko Jazzy. Nie mówiąc oczywiście o tym, jakim wzrokiem on patrzył na nią. Kurwa, nie wiem, co mam zrobić. McCann zwiastuje jedynie kłopoty, nic więcej. Nie chcę, żeby kręcił się wokół Jazzy. Nie chcę, żeby przez niego cierpiała...
-Justin...? - nie wiedziałem, skąd wzięła się niepewność w głosie Zayna, dlatego, zaalarmowany, uniosłem głowę. - Czy ty nie jesteś przyadkiem... zazdrosny?
Przez parę chwil patrzyłem na niego tępo, aż w końcu westchnąłem, wiedząc, że muszę przyznać mu rację. Przed Zaynem nie dam rady ukrywać swoich głęboko skrywanych emocji, bo prędzej czy później i tak odkryje, że nie wszystko jest w porządku.
-Tak, masz rację. Jestem o nią zazdrosny. I jak o córkę, i... I jak o dziewczynę. Chore, prawda? - wurzuciłem w końcu z siebie, kolejny raz upijając trochę alkoholu. Swoją drogą, nie wiedziałem nawet, co piję. Najważniejsze, że piekło w gardle i powodowało szum w głowie, który zagłuszy wszystkie inne myśli.
-Powiedz mi wprost, czujesz coś do niej? Coś innego, coś, czego nie czułeś wcześniej, coś... Co jest dziwne, popieprzone i nigdy tego nie zrozumiem, lecz, ze względu na to, że jesteś moim kumplem, nie wyśmieję cię i postaram się pomóc.
Czasem ta bezpośredność Zayna mnie irytowała, lecz gdybym miał spojrzeć na to z perspektywy czasu, to w nim ceniłem. Chociaż brakowało mu delikatności w pewnych sprawach, potrafił pokazać mi moje błędy i nakierunkować na właściwą drogę. I właśnie dlatego, mimo wszystko, mogę nazwać go swoim przyjacielem.
-Nie wiem. To wszystko jest za trudne. Na dodatek takie popieprzone. Mogę powiedzieć Ci tylko tyle, że jeszcze do niedawna jedynym uczuciem, jakie czułem, była ojcowska miłość do Jazzy. Teraz czuję coś więcej, ale, kurwa, nie mam pojęcia, co to jest. Czy miłość do małych, słodkich szczeniaczków, czy współczucie dla starszych babć, których jedynym zajęciem jest siedzenie w oknie i obgadywanie sąsiadów. Nie wiem, po prostu nie wiem.
-Bieber, popatrz mi w oczy... - z westchnieniem zrobiłem to, o co prosił. - I powiedz mi, czy chciałbyś się z nią przespać. - zakończył z powagą, a moje oczy momentalnie rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Oczywiście, chwilę później parsknąłem śmiechem, jednak nie byłem pewien, czy ten śmiech był szczery, a nie wymuszony, ze wzgledu na okoliczności. - Spytałem zupełnie poważnie. Czy chciałbyś się z nią przespać? - Zayn nawet się nie uśmiechnął, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
-O czym ty, kurwa, mówisz, stary. To moja córka, poza tym, to dziecko. - wzruszyłem ramionami i, jak gdyby nigdy nic, popiłem alkoholu.
Zayn jednak nie odrywał ode mnie wzroku, czym, prawdę mówiąc, zaczął działać mi już na nerwy.
-Spytam po raz ostatni. Czy chciałbyś się z nią przespać? - cały czas ta sama mina, ten sam wyraz twarzy i to samo uporczywe i, swoją drogą, krępujące pytanie.
-Tak. - wymamrotałem, a następnie gwałtownie wstałem z kanapy, wyciągnąłem z kieszeni banknot, włożyłem go pod, w połowie pełną, szklankę, i wyszedłem z klubu.
Nie wiedziałem, co mam teraz ze sobą zrobić. Przyznałem się przed Zaynem, że chciałbym przespać się z własną córką. Nikt mi nie powie, że to normalne, a ja powinienem trafić za to do piekła. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem i dopiero przez pytanie bruneta owe myśli pojawiły się w mojej głowie. Myśli, których wręcz się wstydziłem, dlatego energicznie pokręciłem głową.
-Stary, zaczekaj. - kiedy chciałem odejść, z powrotem do domu, zatrzymał mnie głos chłopaka. Nie uniknę rozmowy z nim, to pewne. Całe szczęście, Zayn jest równie pojebany, jak ja. Tylko ta myśl podtrzymywała mnie na duchu. - Wiesz, że jesteś zboczeńcem, prawda? - zachichotał, układając dłoń na moim ramieniu. Mimo że nie było mi do śmiechu, mimowolnie na moich ustach pojawił się nikły uśmiech, a westchnienie uciekło z moich ust.
-Ty też. - wzruszyłem ramionami, idąc przed siebie.
-Ale to nie ja marzę o seksie z własną córką. - parsknął śmiechem, a ja nie mogłem już wytrzymać, więc odwróciłem się przodem do niego i lekko uderzyłem go z pięści w brzuch, starając się powstrzymać śmiech.
-Nigdy nie powiedziałem, że o tym marzę. Nie przekręcaj każdego, wypowiedzianego przeze mnie, słowa. - przewróciłem oczami, a Zayn nadal chichotał.
-Może tego nie powiedziałeś, ale w głębi duszy o tym pomyślałeś. No już, Bieber, nie wstydź się. Powiedz mi, bracie, co siedzi ci w główce, pod tą bujną czupryną. - brunet roztrzepał moje włosy, chociaż dobrze wiedział, że jest to obszar, którego nikt, oczywiście poza Jaz, nie ma prawa dotykać, więc zmierzyłem go groźnym spojrzeniem, poprawiając idealnie postawioną grzywkę.
-Co mi siedzi w główce? Jedna myśl. Zamknij. Tę. Mordę. - przewróciłem oczami, ruszając szybciej przed siebie, chociaż byłem pewien, że Zayn nie odpuści.
-Wyluzuj, przecież wiesz, że tylko się tak z tobą droczę. Tak naprawdę uważam, że nie jesteś zboczeńcem, tylko cholernym zboczeńcem, którego nic już nie wyleczy. - czy ja mówiłem, że Zayn jest moim przyjacielem, który potrafi podnieść mnie na duchu? Zapomnijmy o wszystkim, co mówiłem...
-Posłuchaj, mam ważniejsze sprawy na głowie, niż słuchanie twoich chorych żarcików, więc byłbym wdzięczny, gdybyś mi pomógł, a przynajmniej się zamknął, bo jeśli masz zamiar dalej mnie denerwować, zostaw mnie samego, drogi przyjacielu. - dwa ostatnie słowa wysyczałem z jadem.
-Dobra, dobra, spokojnie. - uniósł ręce w geście obronnym. - Ale pamiętaj, że Jaz jest już dużą dziewczynką i...
-Kurwa, nie obchodzi mnie teraz, czy jest duża, czy mała. Mówimy o Jasonie McCannie. Boję się, że po prostu zaciągnie ją do łóżka, wykorzysta, a potem zostawi, z brzuchem, samą. Nie chcę, żeby cierpiała, tylko tyle.
-Dam ci dobrą radę. Skoro nie chcesz, żeby zrobił jej krzywdę, nie powinieneś zostawiać ich samych w domu, prawda? Przy tobie nie będą się ten tego, a sami...
Nie żegnając się nawet z Zaynem, ruszyłem w stronę domu, aby jak najszybciej znaleźć się w środku, razem z nimi i przerwać coś, co ewentualnie mogłoby się miedzy nimi wydarzyć. Teraz byłem na siebie wściekły, że wyszedłem z domu. To wyjście wcale mi nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Uzmysłowiłem sobie coś, czego nigdy nie chciałem i teraz krępowałem się samego siebie, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Dotarłem do domu kilkanaście minut później. W oknach nie paliło się żadne światło, przez co stałem się dodatkowo zaniepokojony. Czym prędzej wszedłem do środka, otwierając drzwi kluczem, chociaż kiedy wychodziłem, były otwarte. Oznaczało to, że ani Jazzy, ani Jasona nie ma w domu. Innymi słowy, są gdzieś razem. Jazmyn nie posłuchała mnie i celowo zbliżyła się do tego kretyna. Zrobiła mi na złość, a ja tego nienawidziłem.
Nie mogłem jednak zrobić nic i zostało mi błaganie, aby niedługo wrócili i w międzyczasie nic miedzy nimi nie zaszło. Nie wiedzialem, gdzie miałbym ich szukać, dlatego zdjąlem z siebie kurtkę w przedpokoju i niemal natychmiast udałem się schodami na górę.
Był to jeden z najbardziej męczących dni w całym moim życiu, dlatego wolałem od razu iść spać, aby odpocząć chociaż przez chwilę. Wiedziałem, że jutro będę musiał wstać i z uniesioną głową iść przed siebie, nie ukazując jakichkolwiek oznak słabości.
Gdy znalazłem się w swojej sypialni, rozebrałem się do bokserek i od razu wsunąłem pod chłodną, lekką kołdrę, przykrywając się nię pod samą szyję. Byłem tak zmeczony, że sądzilem, iż zaśnięcie zajmie mi kilka chwil. Tymczasem, wszystkie wydarzenia jakby powracały do mojej głowy i nie pozwalały mi odpocząć. Okropne uczucie.
*
Szedłem pustą, leśną drogą, a dookoła mnie panowały zupełne ciemności. W uszach rozbrzmiewała jedynie cisza, co jakiś czas przerywana dźwiękiem łamiącej się gałęzi i szeleszczących liści. Rozglądałem się dookoła, w poszukiwaniu jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, co tutaj robię. Chciałem wydostać się z tej zamkniętej pętli, z której odniosłem wrażenie, że nie było wyjścia.
Nagle usłyszałem cichutki, dziewczęcy płacz. Moje zmysły wyostrzyły się na ten dźwięk i pokierowały mnie prosto do dziewczyny, która leżała na ziemi, zwinięta w kłębek. Gdy podszedłem bliżej i ukucnąłem obok niej, uniosła wzrok i spojrzała na mnie. Wydała z siebie przeraźliwy pisk, a wtedy ja rozpoznałem w niej siostrę Rachel, tę, którą skrzywdziłem. Trzęsła się z zimna, ze strachu i przez płacz, a ja nie wiedziałem, jak powinienem jej pomóc.
-Cichutko, nie płacz. - chciałem wyciągnąć do niej rękę i pogłaskać ją po głowie, lecz ona odakoczyła gwałtownie, wybuchając głośniejszym płaczem.
Byłem zdezorientowany i nie wiedziałem, co zrobić. Bała się mnie, a ja tak bardzo chciałem jej pomóc.
-Nic ci nie zrobię, możesz mi zaufać. - wstałem, aby podejść bliżej niej, a potem objąłem dziewczynę ramionami. Tak po prostu przytuliłem ją do siebie.
-Błagam, zostaw mnie! Proszę, przestań! Puść mnie i nie rób mi więcej krzywdy. - brunetka zaczęła panikować, wyrywać się, coraz mocniej płakać. W mojej glowie rozbrzmiewały jej krzyki i błagania. Brzmiały tak samo, jak podczas gwałtu i wyryły głęboki ślad w moim umyśle...
Nagle wszystko zniknęło, a ja przeniosłem się do pokoju, ze ścianami pomalowanymi na czarno. Rozglądałem się po nim chwilę i zorientowałem się, że wnętrze było urządzone tak, jak sypialnia Jazzy. Do moich uszu doszły odgłosy pojękiwania, dlatego gwałtownie odwrócilem się na pięcie. Widok, jaki ujrzałem, niemal zwalił mnie z nóg. Na łóżku Jaz, które w rzeczywistości miało kolor biały a dzisiaj ciemno-szary, leżała szatynka, a na niej Jason McCann. Oboje byli nadzy, pieprzyli się ze sobą, w ogóle nie zwracając uwagi na mnie.
-Zostaw ją! - krzyknąłm i chciałem zrzucić mężczyznę z jej drobniutkiego ciała, jednak kiedy moje dłonie złapały jego ramię, przeleciały przez nie, jakby był duchem. Ponowiłem próby jeszcze kilka razy, za każdym razem nieskutecznie, aż w oońcu poddałem się. Jedyne, co mogłem zrobić w tym momencie, to patrzeć, jak Jason posuwa moją piętnastoletnią córkę, jak sypie przekleństwami do jej ucha, a ona jęczy w odpowiedzi, wyraźnie zadowolona...
*
Podniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej, aż poczułem lekkie zawroty głowy. Przez parę chwil musiałem brać głębokie i spokojne oddechy, aby uspokoić się i zacząć racjonalnie myśleć. Sen, który właśnie przeżyłem był tak cholernie realistyczny i prawdziwy. Miałem wrażenie, że to wszystko działo się naprawdę i po przebudzeniu musiałem ochłonąć, aby zorientować się, że to tylko jeden z wytworów mojej wyobraźni, która nie daje o sobie zapomnieć.
-Zaczynam wariować. Zaczynam tutaj, kurwa, wariować... - wymamrotałem, łapiąc za końcówki swoich włosów i szarpiąc je z ogromną frustracją.
~*~
Musicie mi wybaczyć, że tak mało jest scen z Justinem i Jazmyn, ale niedługo będzie ich znacznie więcej :) Tymczasem, w kolejnym rozdziale poznacie niegrzeczną odsłonę Jazmyn :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
PS. CHCIAŁAM WAS ZAPROSIĆ NA OPOWIADANIE, KTÓRE JUŻ TERAZ WIEM, ŻE BĘDZIE ZAJEBISTE, DLATEGO PRĘDZIUTKO PROSZĘ WCHODZIĆ :)
http://boody-live.blogspot.com
zajebisty rozdział czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńUuu Jazzy podoba się Jason ^^ i ktoś tutaj jest zazdrosny! Ciekawe gdzie wyszli razem... do następnego ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny :*
OdpowiedzUsuńZarąbiste
OdpowiedzUsuńsuper ! czekam na ten następny , na tą niegrzeczną Jazzy :D
OdpowiedzUsuńpisac kurwa te komentarze żeby ja motywowac a nie zero :/
OdpowiedzUsuńO nie, niech ten Jason się od nich wyniesie i to w trybie natychmiastowym!
OdpowiedzUsuńJa chce Justina i Jaz razem ! c:
Świetny rozdział!
SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)
OdpowiedzUsuńświetny
OdpowiedzUsuńniegrzeczna strona Jazzy? nie mogę się doczekać to będzie napewno takie agdksksbajsk
NAJLEPSZY
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaa! Rozdział taki zajebisty, że nie mogę się doczekać nexta. Ciekawe czy coś stanie się między Jasonem i Jazzy. Życze weny :******
OdpowiedzUsuńAaaaa! Nie mogę się doczekać następnego!! On się przyznał, że ją kacha w inny sposob!! Aaaa, ale mam pidniete xD haha
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa !! Superrrrr!! Niech Jason się wyniesie z domu Bieberów !! Hhihihi Justinowi się marzy sex z własną córką , no nieźle ... Czekam na następny !! Kochamm <3
OdpowiedzUsuńCiekawe co zrobi Justin. I czy jazzy bedzie z jasnonem. Nie moge sie doczekac a wogule ile masz zamiar robic rozdizalow?
OdpowiedzUsuńDobry rozdział, ale nic kreatywnego nie przychodzi mi do głowy. Czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńgenialne:* czekam nn♥
OdpowiedzUsuńJeju, to jest arcydzieło <3
OdpowiedzUsuń