wtorek, 30 września 2014

poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 19 - You can destroy everything! Everything...


***Oczami Justina***

Byłem potwornie wkurzony. Nie potrafiłem nawet opisać tego słowami, ale gdybym miał to zobrazować, moja krew stała się czarna przez to, że jedyną emocją, buzującą we mnie, był gniew. Czysty gniew.

-Jesteś idiotką, Jazzy. - warknąłem, zaciskając dłonie na kierownicy tak mocno, że na moment straciłem w nich czucie. Wiedziałem jednak, że powinienem wyżyć się na przedmiotach martwych, aby przypadkiem nie zrobić krzywdy Jazzy, a byłem do tego zdolny w tym momencie.
-Miło mi to słyszeć. - zakpiła, przewracając oczami i zakładając ręce na piersi. Nigdy nie zachowywała się tak bezczelnie w stosunku do mnie i nie wiedziałem, dlaczego jej postawa tak gwałtownie się zmieniła.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją małą, kochana córeczką, bo na pewno nią nie jesteś. Ona nie zachowuje sie w ten sposób. Nie zachowuje się, jak kompletna kretynka! - krzyknąłem, uderzając rękoma o kierownicę.
-Zajebiście, ze uważasz mnie za kretynkę! Wielkie dzięki! - ona również podniosła głos. - Jestem twoją córką czy ci sie to podoba, czy nie. Najwidoczniej dorosłam i nie jestem już małym dzieckiem. - i znów powróciła jej bezczelność i arogancja, która denerwowała mnie, jak nic innego.
-Posłuchaj mnie, gówniaro. Masz jedynie piętnaście lat i nie jesteś ani odrobinę dorosła. Nadal jesteś małym, zagubionym dzieciakiem, zapamiętaj to sobie. Więc na przyszłość masz mnie słuchać. Skoro powiedziałem ci, żebyś nie przebywała w takich miejscach, jak tamto, masz nie przebywać. Kiedy mówię ci, żebyś trzymała się z dala od Jasona, masz się, kurwa, trzymać od niego z daleka, zrozumiałaś!?
-Bo co!? Nie zabronisz mi tego! Nie mam pięciu lat, żebyś mógł kontrolować mnie i to, z kim się spotykam!
-Jestem twoim ojcem i mam taki obowiązek! Nie pozwolę ci zmarnować sobie życia z kimś takim, jak Jason! Jeszcze tego brakuje, żeby owinął sobie ciebie dookoła palca, a potem zaciągnął do łóżka i... - nagle przerwał mi jej wymuszony, arogancki chichot. Spojrzałem na dziewczynę kątem oka. - Co cię tak bawi?
-Wiesz, tatusiu... - zaczęła, z jadem w głosie. - Kiedy mówiłam, że nie jestem już małą dziewczynką miałam na myśli dosłownie to. - zatrzepotała rzęsami, a ja musiałem prawdziwie skupić się na drodze, aby nie dać się omamić jej urokowi. - Skąd wiesz, że już tego nie zrobiliśmy?
-O czym ty, kurwa, mówisz. - wcześniej byłem wkurzony? Nie, wcześniej byłem łagodny, jak baranek. Teraz zaczyna się prawdziwe piekło.
-Oh, tatusiu, czyżbyś nie zrozumiał? Skąd wiesz, że ja i Jason nie spędziliśmy wczoraj wspniałej, dzikiej i cholernie namiętnej nocy? - przygryzła dolna wargę, znów ukazując swoją bezczelność, a ja, nie zwracając uwagi na to, że jechałem środkiem ulicy, przez centrum miasta, gwałtownie zatrzymałem się, ponieważ jej słowa zmroziły mnie.
-Co ty powiedziałaś? - wyjąkałem i, ze względu na przekleństwa innych kierowców, ponownie ruszyłem. Coś zakłuło mnie w okolicach serca. I nie pieprzę teraz o swoim zranionym sercu, o swoich uczuciach. Miałem wrażenie, jakbym zaraz miał zejść z tego świata na zawał, a Jazzy jedynie pomagała mi w tym, swoim chichotem.
-Dokładnie to, co usłyszałeś, tatusiu. - zagłębiła się w oparciu fotela, zakładając nogę na nogę. Dopiero teraz zobaczyłem, że szatynka miała na sobie krótką, nawet bardzo krótką, spódniczkę, która mocno opinała się na jej ciele i ledwo zakrywała to, co powinna.
Ona jest nienormalna, że wyglądając tak, jak wygląda, przekroczyła barierę najniebezpieczniejszej części miasta? Wystarczyłaby chwila nieuwagi, a przeleciałby ją jakiś stary oblech, przy murze jednego z budynków. Czy ona naprawdę straciła rozum?
-Zrobiłaś to z nim? - spytałem wprost, czując, że dłużej nie wytrzymam napięcia, panującego między nami. Gdyby Jason znalazł się teraz w moim zasięgu, rozszarpałbym go na maluteńkie kawałeczki.
-Może. - szatynka wzruszyła ramionami, przeczesując palcami włosy. Na jej ustach jednak ciągle widniał kpiący uśmieszek. Wyprowadzała mnie z równowagi coraz bardziej, a do mojego wybuchu brakowało już naprawdę niewiele.
-Pytam się ciebie o coś, kurwa, i masz mi odpowiedzieć wprost na to pytanie! Specjalnie mnie teraz denerwujesz, kłamiąc, czy dałaś mu dupy, jak zwykła... - za późno pomyślałem nad swoimi słowami, lecz złość nie pozwalała mi się kontrolować.
-Jak zwykła, co? Kontynuuj, skoro zacząłeś.
-Jak zwykła dziwka! - nie wytrzymałem i wykrzyczałem jej to prosto w twarz, lecz zaraz żałowałem swoich słów. Jazmyn jednak nie odebrała tego tak, jak się spodziewałem. Wręcz przeciwnie, znów zaczęła się arogancko śmiać, przejeżdżając powoli końcem języka po dolnej wardze. Jej gest rozproszył mnie na moment, dlatego szybko pokręciłem głową.
Nie mogłem reagować w ten sposób.
-Czyżbyś był zazdrosny? - spytała kpiąco, a na jej twarzy malowało się zwycięstwo. - Przyznaj, chciałbyś mnie w swoim łóżku, prawda? Chciałbyś, żebym się z tobą przespała, co?
-Jazzy, kurwa, o czym ty mówisz? - ona żartowała w perfidny sposób, czy miała dar czytania w myślach? Bo jeśli tak, jestem skończony.
-Myślisz, że nie widzę, jakim wzrokiem na mnie patrzysz? Myślisz, że nie pamiętam tego, co powiedziałeś mi po moim występie w twoim klubie? - z każdą chwilą atakowała mnie coraz bardziej, a ja nie potrafiłem się bronić. - Tatuś, którego podnieca własna córka, ciekawe... - na moment przybrała poważny wyraz twarzy, a po chwili znów parsknęła śmiechem.

W tym samym momencie zatrzymałem się na podjeździe przed domem. Mimo że to mi najbardziej zależało na tej rozmowie, ostatecznie to Jazmyn wygrała, a ja chciałem to jak najszybciej przerwać.
-Ale powiem ci jedno, tatusiu. Jason doskonale wie, jak zrobić kobiecie dobrze. - razem z wypowiedzianymi słowami, celowo jęknęła cicho, a następnie wysiadła z samochodu.
To nienormalne, że w takiej sytuacji jej jęk mnie podniecił i pobudził do działania moją wyobraźnię, prawda?

Tak, jak szatynka, wysiadłem szybko z samochodu i pobiegłem za nią. Czułem na sercu ciężar, ale nie wiedziałem, czym on jest spowodowany. Wiedziałem jednak, że moja złość osiągnęła maksymalny poziom, a ja nie byłem już w stanie się kontrolować. W mojej głowie istniała teraz tylko jedna myśl, interpretowana na wiele sposobów.
Prawdopodobnie, Jazzy i Jason uprawiali seks.
Pieprzyli się.
Ten skurwysyn zaliczył moją córkę.
Nie daruję mu tego.

-Poczekaj, gówniaro! - krzyknąłem za nią, ale dogoniłem dziewczynę dopiero w salonie.
-Czego ode mnie chcesz!? Puść mnie w końcu, idioto! Chyba wyjaśniliśmy sobie wszystko! Co, tak bardzo boli cię świadomość, iż twoja kochana córeczka możliwe że pieprzyła się z kilkanaście lat starszym facetem? Czyżby twoja męska duma na tym ucierpiała? - dziewczyna chciała mówić dalej, lecz jej słowa podziałały na mnie, jak płachta na byka. W jednej chwili uniosłem dłoń i po prostu uderzyłem ją w twarz. Nie zrobiłem tego mocno, ponieważ nie chciałem zrobić jej krzywdy. Marzyłem jedynie o tym, by przestała wreszcie pieprzyć.

Dziewczyna przez parę chwil wpatrywała się we mnie, zszokowana, i chciała odepchnąć mnie od siebie, aby pobiec na górę, lecz przeszkodziłem jej w tym.
-Co się stało? Dlaczego tak się zmieniłaś? Owszem, Jason na pewno miał w tym swój udział, ale nigdy nie uwierzę, że to tylko jego wina. Co się dzieje, powiedz mi, a ci pomogę.
-Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Sama świetnie sobie radzę. - nie sądziłem, że ta Jazzy, która jeszcze przed chwilą grała najbardziej wredną sukę, teraz będzie zdolna do łez, które ciurkiem wypłynęły z jej oczu.
-Czyli masz jakieś problemy? Powiedz, skarbie, a ci pomogę. - gwałtownie zmieniłem nastawienie do niej. Jej łzy tak na mnie działały. Nie potrafiłem być już wściekły, kiedy tylko patrzyłem w jej smutne oczy. Coś ją gnębiło, ale nie chciała mi nic powiedzieć.
-Po prostu nie wpieprzaj się w moje życie. - warknęła i chciała pobiec na górę, jednak ja musiałem wyjaśnić tę jedną, gnębiącą mnie sprawę.
-Powiedz mi wprost, przespałaś się z nim? - spytałem ostro, zaciskając dłoń na jej ramieniu. Nie mogłem pozwolić jej odejść, dopóki nie będę znał odpowiedzi na to pytanie.
-Nie. - warknęła, a ja momentalnie poczułem ogromną ulgę, rozchodzącą się po całym moim ciele. Ten typ nie dotknął mojej córeczki i to sprawiało, że miałem ochotę uściskać ją i krzyknąć z radości. - Do czasu. - dodała, patrząc mi w oczy, a potem wyrwała swoją rękę i pobiegła do swojego pokoju.

***Oczami Jazzy***

-Nie bój się, Jazzy. Oni nie gryzą. - zaśmiał się Jason, chwytając moją dłoń w swoją, kiedy wyszłam z jego samochodu. - Chyba że będziesz chciała, rzecz jasna, ale pamiętaj, że ja jestem pierwszym chętnym. - poczułam, jak jego dłoń ścisnęła jeden z moich pośladków.
-Jaki ty jesteś niegrzeczny. - pokręciłam głową z udawaną dezaprobatą, a potem zachichotałam. Znów zaczęłam udawać słodką idiotkę. - Ale ja się nie boję. Zapamiętaj to. - to oczywiste, że kłamałam, ale nie mogłam pokazać przed nim swoich prawdziwych emocji.
-To dobrze. Nie ma czego. - owinął ramię wokół mojej talii i razem weszliśmy do dużego budynku, na obrzeżach miasta.

Już od progu ujrzałam mężczyznę, który wczoraj zaproponował mi pracę modelki. Dylan szedł w naszym kierunku, z wielkim uśmiechem na twarzy, więc ja również uśmiechnęłam się do niego.
-Witaj, Jazzy. Cieszę się, że zdecydowałaś się na moją propozycję.
-Ja również się cieszę. - uścisnęłam jego dłoń.
-Skoro jesteś, myślę, że możemy zaczynać od razu. Jest jednak jedna zasada. Jakikolwiek wstyd i skrępowanie zostawiasz poza agencją, rozumiesz? - przyznam szczerze, że przez parę chwil myślałam nad jego słowami. Co miał konkretnie na myśli, mówiąc to? Przecież nie miałam zamiaru robić czegoś bardzo niedozwolonego.
-Dobrze, rozumiem. - potwierdziłam w końcu, pozbywając się jakichkolwiek niepewności. Byłam przecież przekonana, że chcę to robić i nie mogłam się teraz wycofać, bo wyszłabym na tchórza i kompletną idiotkę.
-W takim razie zapraszam za mną, na twoją pierwszą sesję zdjęciową. - mężczyzna ułożył dłoń na moim biodrze i pokierował w stronę schodów, prowadzących na górę.
Ogólnie całe wnętrze budynku było ogromne i bardzo przestrzenne. Ściany były oszklone i wyglądały, jak w wielkim biurowcu. Widać było, że to w pełni profesjonalna agencja.

-Pozwól, że przedstawię ci naszego fotograga. - kiedy Dylan otworzył przede mną jedne z drzwi na pierwszym piętrze i wprowadził do środka, ujrzałam przed sobą trzech mężczyzn w podobnym wieku do Jasona, jednakże tylko jeden z nich podszedł do mnie i wyciągnał przed siebie otwartą dłoń.
-Jestem David. - uśmiechnął się do mnie czarujaco. Cholera, każdy z nich miał tak piękny uśmiech, którym potrafił mnie omamić. Lecz ich nie potrafiły się równać z uśmiechem Justina. 
-Jazzy. - odparłam, za poleceniem Dylana wchodząc wgłąb pomieszczenia.
-Jason, zaprowadź ją do garderoby. - ponownie odezwał się Dylan, a wtedy Jason złapał moją dłoń i poprowadził mnie do kolejnych drzwi.

Kiedy przekroczyłam próg, moim oczom ukazało się pomieszczenie, przypominające szafę Hannah Montany, czyli taką, jaką chciała mieć każda, mała dziewczynka. Ubrania, buty i przeróżne dodatki wypełniały spory pokój po same brzegi, natomiast przy przeciwległej ścianie stała mała toaletka, z lustrem i przeróżnymi kosmetykami

Usiadłam na obrotowym krześle przy toaletce i zaczęłam obserwować, jak Jason przegląda przeróżne wieszaki z ubraniami, mrucząc coś pod nosem. W pewnym momencie spojrzał na mnie i dokładnie zmierzył moje ciało wzrokiem, po czym wrócił do przeglądania ubrań. Zachichotałam pod nosem, gdyż wyglądał jak prawdziwy profesjonalista, wykonujący swoją pracę  z wielkim zaangażowaniem i pasją.
-Słyszałem. - zaśmiał się, na co ja przewróciłam oczami.
-Po prostu wyglądasz zabawnie, gdy jesteś tak skupiony. - ponownie zachichotałam, wstając z krzesła i podchodząc do niego. - Rozluźnij się. - szepnęłam i ułożyłam dłonie na jego spiętych barkach, zaczynając je delikatnie masować. Może nie powinnam była tego robić, ale w końcu, co stało mi na przeszkodzie? Najnormalniej w świecie chciałam pobawić się nim trochę i pomęczyć go w przyjemny sposób.
Jason odwrócił się przodem do mnie i zaczął masować moje boki pod materiałem bluzki.
-Kusisz mnie, skarbie. Strasznie kusisz. - mruknął, zbliżając swoje wargi do moich, a już chwilę później poczułam, że złączył je w delikatnym pocałunku. Chociaż Jason dobrze całował, pocałunek ten nawet w najmniejszym stopniu nie równał się z emocjami, jakie odczuwałam przez parę chwil, podczas pocałunku z Justinem. Jednak cały czas czułam pewien rodzaj wstydu, od czasu tego zajścia między nami. Istniały we mnie całkowicie sprzeczne uczucia. W jednej chwili miałam ochotę płakać, jak małe dziecko i śmiać się w niebogłosy i sama nie wiedziałam, czego tak naprawdę chcę.

Wtedy drzwi od pomieszczenia otworzyły się. Nie chciałam, aby ktoś zobaczył, że całuję się z Jasonem, dlatego szybko odepchnęłam go od siebie. Niestety, Dylan doskonale to dostrzegł i uśmiechnął się pod nosem.
-Mamy tutaj pracować. Na inne zabawy będziecie mieli czas wieczorem. - chciał brzmieć, jak surowy szef, ale uśmiech na jego ustach uniemożliwiał mu to. Widać, że nie był ani odrobinę zły. - Widzę, że nie jesteś jeszcze przebrana, więc w takim razie, ja wybiorę ci coś na dzisiaj. - wtedy zdjął z wieszaków jedną z bluzek na ramiączka, sięgających do pempka, a także krótkie, poszarpane spodenki. - Przebieraj się, czekamy na ciebie na sali. - puścił do mnie oczko, po czym rzucił w moją stronę rzeczy i zaklaskał kilka razy, pospieszając mnie tym.

Ze względu na to, że mój strój był mocno skąpy, czułam się odrobinę niepewnie, przeglądając się w lustrze w garderobie. Wiedziałam, że muszę wyjść stąd na sesję, ponieważ wszyscy na mnie czekają, dlatego zagryzłam mocno dolną wargę i pchnęłam drzwi, wychodząc do pierwszego z pomieszczeń.

-No, witamy księżniczkę. W końcu zdecydowała się pani wyjść. - zakpił Dylan, jednak z życzliwością i sympatią. To jednak bardzo mi pomagało. Dookoła panowała przyjazna atmosfera, więc nie musiałam obawiać się niczego.
-Chodź, pokażę ci wszystko. - David, fotograf, złapał moją dłoń i poprowadził mnie na lekki podest. - Pozy mają być jak najbardziej naturalne. Chcę, żebyś nie robiła niczego sztucznie, rozumiesz? - wydawało się proste, dlatego skinęłam głową. - Jak na pierwszą sesję, to wszystko. O niczym innym na razie nie musisz pamiętać.

Gdy mężczyzna zszedł z podestu i podszedł do całego sprzętu, zamknęłam na chwilę oczy. Przypomniały mi się słowa Dylana, które wypowiedział do mnie, gdy tylko weszłam do agencji. Sugerował, że mam pozbyć się wstydu i zapomnieć, że taka cecha w ogóle istnieje. Postanowiłam dostosować się do jego, jedynego prawdę mówiąc, polecenia. Ustawiłam się więc dość wyzywająco, wpatrując się w obiektyw aparatu, który mignął jasnym światłem, informującym, że pierwsze zdjęcie zostało właśnie wykonane. Później nie miałam już żadnych oporów. Swobodnie wykonywałam różne pozy, ukazując przy tym swoje największe atuty, a wysokie szpilki jedynie ułatwiały mi zadanie. Choć z początku krępowała mnie obecność tylu mężczyzn w tym pomieszczeniu, teraz jakbym zapomniała o ich istnieniu. Światło reflektorów i innych lamp, oświetlających salę, dodawały mi pewności siebie, stawiając mnie w centrum uwagi. Naprawdę poczułam, że to chcę robić, tym chce się zajmować i temu poświęcić. Poczułam, że jestem w swoim żywiole, gdy pozowałam do zdjęć i przybierałam przeróżne wcielenia.
-Jest idealnie! - krzyknął David, wykonując kolejne kilka ujęć.
-Więc może teraz kilka odważniejszych zdjęć, co ty na to, Jazzy? - Dylan spojrzał na mnie znacząco, a ja nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. W końcu, to normalne, że modelki pozują bardziej wyzywająco, a ja, skoro przyznałam, że chcę potraktować to na poważnie, nie mogłam krępować się swojego ciała.

Dlatego więc złapałam za krańce koszulki i zaczęłam ją powoli sciągać. Nie powoli, ze względu na skrępowanie, tylko powoli, aby zrobić to jak najbardziej seksownie. Odrzuciłam ubranie na podłogę i ponownie zaczęłam pozować, tym razem w szortach i samym staniku. Czy czułam wstyd? Ani odrobinę. Moje nastawienie znacznie się zmieniło. Nastawienie do samej siebie i do otaczającego mnie świata, a teraz, będąc w centrum uwagi i kiedy wzrok wszystkich facetów zwrócony był na mnie, poczułam, że mam nad nimi kontrolę i to jeszcze bardziej poprawiało mi nastrój.

***

-Byłaś zajebista, Jazzy, naprawdę. Aż trudno uwierzyć mi, że nigdy wcześniej nie zajmowałaś się modelingiem na poważnie, a jeśli to prawda, to masz do tego wrodzony talent. - Jason pogładził dłonią moje nagie udo, leżąc obok mnie na łóżku w mojej sypialni.
-Nigdy wcześniej tego nie robiłam. - zachichotałam, obserwując jego rękę, która z każdą chwilą kierowała się coraz wyżej, aż w końcu zaczęła wsuwać się pod moją spódniczkę.

Czy to ten czas? Czy to właśnie ten moment, w którym mam stracić dziewictwo? Czy to jest ten moment, w którym oficjalnie mam przestać być małą dziewczynką, a stać się kobietą? Czy to już teraz?

-Pamiętasz jeszcze, co powiedziałaś w parku? - najwidoczniej Jason uznał, że to właśnie ta chwila.
-Oczywiście. - odparłam. Starałam się, aby w moim głosie dało się słyszeć jedynie pewność siebie, jednak wewnętrznie trzęsłam się cała. Nie chciałam tego zrobić, ale wyszłabym na idiotkę, gdybym wycofała się w takim momencie.
-Uwierz mi, nie będziesz tego żałowała. - wymruczał mi do ucha, a w następnej chwili górował już nade mną, całując moją szyję.

Nie spytał się nawet, czy na pewno tego chce. Nie zrobił nic...

Jak już mówiłam, nie zamierzałam jednak tego przerwać. Chciałam udowodnić i sobie i światu, że jestem odważna i nie spłoszy mnie coś takiego, jak seks. Jednakże, tylko ja w głębi duszy wiedziałam, dlaczego robię to wszystko. Dlaczego zachowuję się w ten sposób, dlaczego mam zamiar przespać się z Jasonem i dlaczego na każdym kroku sprzeciwiam się Justinowi, lecz zostanie to moją głęboko skrywaną tajemnicą, do której nie dopuszczę nikogo.

W międzyczasie, korzystając z momentu, w którym moje myśli przejęły nade mną kontrolę, Jason zsunął się lekko i zaczął całować mój nagi brzuch, jednocześnie unosząc koszulkę. Musiałam pozbyć się jakichkolwiek oporów i zrobić to, do czego oboje zmierzaliśmy. Musiałam również pozbyć się wstydu, który krył się pod maską pewności siebie.
-Masz boskie ciało, malutka. - wyjęczał w moje piersi, całując ich wierzch, gdy tylko pozbył się mojej koszulki. Ja jedynie zamruczałam cicho, lecz jego pocałunki nie sprawiały mi przyjemności i odczuwałam coraz większe wątpliwości.

Nie przerwałam jednak, tylko wsunęłam dłonie pod jego bokserkę i zaczęłam przejeżdżać paznokciami po mięśniach na jego brzuchu. Chociaż ja nie odczuwałam przyjemności, chciałam go podniecić i udawało mi się to, z każdą chwilą coraz bardziej. Mianowicie, spore wybrzuszenie w jego spodniach coraz mocniej wbijało się w moje udo. Postanowiłam wykorzystać to, aby Jason zapamiętał mnie wśród, zapewne wielu dziewczyn, z którymi robił to samo. Nie chciałam być jedną z wielu, szarą i nic nie znaczącą. Skoro, wbrew sobie, zdecydowałam się na taki krok, muszę sprawić, aby pamiętał tę noc do końca życia. Z drugiej strony, nie było to proste zadanie. Byłam zupełnie niedoświadczona i, prawdę mówiąc, najnormalniej w świecie nie wiedziałam, jak mam się w ogóle do tego zabrać.

Postanowiłam działać spontanicznie. Uniosłam lekko kolano i zaczęłam pocierać nim przy jego członku. Widziałam doskonale, że sprawiałam mu tym przyjemność, więc nie przestawałam. Jednocześnie obserwowałam jego minę. Miał przymknęte oczy, a usta lekko rozchylone. Mimowolnie uśmiechnęłam się do samej siebie. Chociaż nie wiedziałam tak naprawdę, co robię, zyskałam pewność, że robię to dobrze.

-Będę pierwszym facetem, który prześpi się z tobą, malutka? - Jason złożył kilka krótkich pocałunków na mojej szyi i, mimo że tym razem poczułam przyjemność, to nadal nie było to, co tak naprawdę chciałam czuć i czego potrzebowałam.
-Tak. - odparłam, wsuwając dłonie pod jego koszulkę, tym razem na plecach. Delikatnie gładziłam jego skórę, aż w końcu, po paru chwilach zabawy, złapałam między palce materiał ubrania i ściągnęłam je przez głowę szatyna.
-Więc postaram się być delikatny, ale niczego nie obiecuję. - wydyszał mi do ucha, ponownie całując moją skórę.

Jedna z jego dłoni zsunęła się wzdłuż mojego ciała, a następnie wsunęła pod kolano. Jason rozszerzył moje nogi i umiejscowił się między nimi, mimo że nadal byliśmy w ubraniach. W tym samym momencie, gdy naparł na mnie, jego przyrodzenie zetknęło się z moim miejscem intymnym. Jęknęłam cicho, jednakże nie przez przyjemność. Jedyne, co poczułam, to pewien rodzaj nowych odczuć, lecz nie mogłam ich nazwać wspaniałymi, bądź przyjemnymi. Były zwyczajne, a ja wiedziałam, dlaczego.
Nie chciałam z nim tego zrobić i byłam zbyt przestraszona, aby przeciwstawić się temu, czego chce on.

Tym razem poczułam jego dłoń pod swoimi plecami i doskonale wiedziałam, do czego zmierzał. Chciał rozpiąć mój stanik i odkryć moje piersi. Jak dotychczas, był to najbardziej stresujący moment, w którym musiałam się przełamać. Jeszcze nikt, poza moim przyjacielem, Austinem, nie widział mnie nago. Jeszcze nikt nie dotykał mnie tam, tak, jak w tym momencie robił to Jason. Miałam jednak nadzieję, że kiedy moje piersi będą zupełnie nagie, pozbędę się również wstydu później, kiedy przyjdzie najważniejszy moment dzisiejszego wieczoru.

Nagle, kiedy smukłe palce Jasona już zahaczyły o zapięcie mojego stanika, drzwi od pokoju otworzyły się. Byłam przekonana, kogo ujrzę w progu i nie pomyliłam się. To Justin, którego szczęka w tym momencie uderzyła o ziemię.
-Co tu się, do cholery, dzieje!? - wrzasnął wściekle, a jego oddech był tak szybki, jakby mężczyzna właśnie ukończył maraton.
-A nie widzisz, Bieber? - Jason na moment zsunął się ze mnie, celowo układając dłoń na przyrodzeniu. - Planowaliśmy z Jazzy dziki seks, lecz niestety nam przerwałeś.
Tata spojrzał na mnie w szoku, a także ze wściekłością i obłędem w oczach. Najgorsze jednak, że dostrzegłam w jego spojrzeniu również ból i smutek, którego nigdy nie widziałam i nie chciałam widzieć.
-Jak ty wszystko potrafisz spieprzyć! - krzyknęłam, szybko zakładając na siebie bluzkę i wybiegając z pokoju. Nakrzyczałam na niego, ponieważ musiałam zachować się tak przed Jasonem. W głębi ducha byłam jednak wdzięczna Justinowi, że to przerwał, a ja nie straciłam cnoty.

W ostatnich momentach kierowało mną jedno uczucie. Jednocześnie kazało się uśmiechać, smucić i sprawiało, że się bałam oraz odczuwałam niepewność. Było to przyczyną moich kłótni z Justinem. Było to przyczyną całej mojej zmiany, którą zaczęłam powoli dostrzegać. I czułam, że powoli zaczynam przegrywać z samą sobą, chociaż tak bardzo zależało mi na wygranej...

~*~

A więc przed nami rozdział 20. Wtedy rozpocznie się to, na co czekacie :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

ask.fm/Paulaaa962

Zapraszam Was na nowo rozpoczynające się, wspaniałe opowiadanie ;*
http://gra-w-uczucia-jb.blogspot.com

Ps. Pod ostatnim rozdziałem, wśród komentarzy znalazłam pewne zdanie:
"Niech się pogodzą z tą małą pizdą."
Nie wiem, kim jest osoba, która to napisała, ale chciałam Ci podziękować, bo dzięki Tobie śmiałam się przez pół dnia ;D

piątek, 26 września 2014

Rozdział 18 - Stop control me and let me live...


***Oczami Jazzy***

Siedząc w salonie, na kanapie, przeglądałam kolejne strony jednego z czasopism, które zdarzało mi się czytać, od czasu do czasu. Cały czas spoglądałam nerwowo na drzwi, przez które jakiś czas temu wyszedł Justin. Muszę przyznać, że zdenerwował mnie swoimi słowami. Nie może oceniać poczynań kogoś, kiedy sam zachowuje się tak samo, więc niech najpierw naprawi swoje błędy, a dopiero wtedy zacznie wytykać je innym.

Wtedy z góry zszedł Jason. Ubrany był w te same dresy, jednak czarną bluzę zastąpiła granatowa, z czerwonymi napisami na środku. Na głowie miał czapkę, daszkiem do tyłu, a na twarzy szeroki uśmiech. Mój nastrój niemal natychmiast się zmienił. Schowałam głęboko we wnętrze siebie złość względem Justina, a na wierzch wypłynął mój słodki uśmiech, który miał na celu kusić Jasona.

-Hej. - przywitałam się z nim, uprzednio poprawiając bluzkę tak, aby mój dekolt odkryty był w większej części. Nie miałam pojęcia, co mnie do tego podkusiło. Nie słuchałam głosu rozsądku. Właściwie, w ogóle nie słuchałam siebie, bo nawet serce podpowiadało mi co innego. Nie wiedziałam, skąd wzięła się ta moja strona i, prawdę mówiąc nie chciałam wiedzieć.
-Cześć, słonko. Czyżby tatuś wyszedł? - Jason uniósł brwi i oblizał końcem języka swoje wargi, a mój wzrok automatycznie zbadał jego gest.
-Tak. Pokłóciliśmy się. Po tym zawsze wychodzi. Chyba nie ma odwagi po prostu na mnie spojrzeć. - wzruszyłam ramionami. Nie wiem również, co podkusiło mnie do tego. Przed Jasonem grałam osobę, którą wcale nie byłam. Osobę, której wcześniej nie znałam.
-W takim razie chodź ze mną, przejdziemy się. - mężczyzna wyciągnął w moim kierunku obie dłonie, a ja ułożyłam na nich swoje i wstałam z kanapy.

Zaraz po tym, jak Justin wyszedł, zdążyłam przebrać się w pokoju. Miałam więc teraz na sobie dopasowaną bluzkę z rękawami nad łokcie oraz z dużym, nawet bardzo, dekoltem, a także krótkie, znów bardzo, szorty jeansowe. W głębi duszy mogłam zaprzeczać, lecz to oczywiste, że ubrałam się tak, aby zrobić wrażenie na Jasonie.

Idąc do przedpokoju, umyślnie kołysałam biodrami, ponieważ wiedziałam, że Jason na pewno nie odmówi sobie przelotnego zerknięcia na mój tyłek. I nie myliłam się. Gdy na moment obejrzałam się, zobaczyłam, jak zmierzył mnie wzrokiem, przygryzając przy tym wargę. Schlebiało mi to, lecz dopiero teraz zaczęłam zwracać na to uwagę. Prawdę mówiąc, wcześniej nie interesowali mnie faceci. Teraz nadszedł jakby przełom, podczas którego zmieniłam się o 180 stopni.

Ubrani, wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam go na klucz, wiedząc, że w środku nikogo nie ma. Jason czekał na mnie na chodniku, z rękoma schowanymi w kieszenich dresów. Wyglądał bardzo atrakcyjnie i mógł się równać nawet z moim tatą, któremu mało kto potrafił dorównać.
-Więc, gdzie idziemy? - spytałam, dotrzymując mu kroku, podczas kiedy ruszyliśmy przed siebie.
-Niedaleko jest niewielki park, w tym parku rzeka, a nad rzeką pomost. Właśnie tam idziemy. - odparł, zarzucając rękę na moje ramię. Tym gestem przyciągnął mnie bliżej siebie, a ja dałabym sobie głowę uciąć, że tacie nie spodobałoby się to ani trochę. Ale w końcu, nie byłam dzieckiem i nie musiałam wiecznie słuchać jego idiotycznych ostrzeżeń, mających na celu wieczną ochronę mnie. Komiczne.
-Zdaję się na ciebie. - westchnęłam. Na moich ustach mimowolnie zagościł delikatny uśmiech, kiedy szatyn oplątał kosmyk włosów wokół swoich palców i zaczął bawić się nim.
-To bardzo dobrze. Mam nadzieję, że nie tylko w tej jednej sprawie. - puścił do mnie oczko, a ja nie wiedziałam, jak powinnam to odebrać. Czy zawstydzić się, czując, że powiedział coś nie do końca odpowiedniego, czy zignorować i uznać jako żart.
Ze względu na to, że nie wiedziałam, co powiedzieć, po prostu milczałam, uznając, że będzie to dla mnie najlepsza opcja.
Przynajmniej nie skompromituję się przed starszym, przystojnym facetem.

-Powiedz mi, Jazzy, masz chłopaka? - spytał nagle, zaskakując mnie tym pytaniem. Nie uznałam go jednak jako zbyt osobiste. Wręcz przeciwnie. Mogłam nawet powiedzieć, że cieszyłam się, iż spytał o coś takiego. Mógł przecież uznać mnie za dzieciaka i zapytać, czy bawię się jeszcze lalkami.
-Nie mam. - westchnęłam, przeczesując włosy palcami lewej ręki. - Justin jest tak kochanym tatusiem, że prędzej zabiłby każdego kolesia, niż pozwoliłby mu zbliżyć się do mnie.
-Jest zazdrosny? Nie dziwię się mu. Mając taką piękną córeczkę pewnie nie wypuszczałbym jej z domu, bojąc się, że jakiś facet może zainteresować się nią zbyt mocno. - powinnam uznać to jako żart, a ja jednocześnie wychwyciłam wszystkie inne, ukryte przekazy. Po pierwsze, uważał, że jestem ładna, może nawet atrakcyjna, a to ogromnie wiele dla mnie znaczyło. A po drugie, gdy mówił, w jego spojrzeniu doatrzegłam ogień. Czysty ogień, płonący w jego oczach i powiększający się z każdym słowem.

Gdy doszliśmy do parku, na dworze panowały zupełne ciemności, lecz nie bałam się, ponieważ miałam obok Jasona. Wiedziałam, że obroni mnie przed wszystkim i przed każdym.

Zobaczyłam, że Jason usiadł, kiedy weszliśmy na mostek, a właściwie pomost, kładkę przez rzekę. Usiadłam obok niego i opuściłam nogi, odchylając swoje ciało lekko do tyłu. Nagle poczułam, jak szatyn nachylił się lekko nade mną i przejechał opuszkami palców po moim nagim brzuchu, który odkryła koszulka. W pierwszym momencie zadrżałam, ale po chwili przypomniałam sobie o swoich postanowieniach. Chciałam coś w sobie zmienić, więc nie mogłam bać się dotyku mężczyzny, mimo że praktycznie go nie znałam.

-Ile razy tak prawdziwie sprzeciwiłaś się Justinowi? - spytał po chwili, robiąc przeróżne, niewidzialne wzorki na moim brzuchu.
-Właściwie nigdy. Nie sprzeciwiam mu się, nie lubię się z nim kłócić. - wzruszyłam nieśmiało ramionami.
Wróc. Powiedziałam nieśmiało? Przecież nie mogę tego przed nim pokazać.
-To może czas najwyższy, co? - uśmiechnął się do mnie zadziornie. - Patrz, co ja tutaj mam. Czegoś cię nauczę... - powoli włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej skręta. Jednocześnie wypadło z niej opakowanie z jedną prezerwatywą.
Momentalnie wybuchnęłam wdzięcznym śmiechem, kładąc się na pomoście. Ta sytuacja, która powinna mnie krępować, teraz bardzo mnie rozbawiła.
-Czego chcesz mnie nauczyć? - uniosłam się lekko, a następnie przejechałam opuszkami palców po ostro zarysowanej szczęce Jasona. Wiedziałam, że prowokuję go, zarówno swoimi słowami, jak i gestamil lecz o to mi chodziło. - Jak palić trawkę, czy może jak używać prezerwatyw?
-A co byś chciała, malutka? - gdy ja opuszkami palców przesuwałam po jego szczęce, jego dłoń niespodziewanie wylądowała na moich piersiach. W pierwszym momencie byłam prawdziwie zszokowana, lecz wiedziałam, że nie mogę dać po sobie poznać, iż się stresuje. A stresowałam się bardzo. W końcu, Jason był pierwszym facetem, który dotykał mnie w tym miejscu.
-Chyba nie jestem tak odważna, żeby uprawiać seks w parku, na pomoście. - zachichotałam, zakręcając kosmyk włosów wokół swojego palca.
-A u ciebie w sypialni? - wyszeptał mi do ucha niskim, gardłowym głosem, przygryzając dodatkowo jego płatek.
Wstrzymałam na moment oddech, a moje oczy rozszerzyły się. Całe szczęście, on tego nie zobaczył. Zaszłam bardzo daleko, w tej krótkiej wymianie zdań, lecz nie wiedziałam, co powinnam zrobić dalej. Może grać dalej?
-Bardzo chętnie. - znów uniosłam się i tym razem to ja wyszeptałam do jego ucha. Moje serce waliło, jak oszalałe. Nadal nie docierała do mnie świadomość, co właśnie zrobiłam, a kiedy w końcu uderzyła we mnie, przyłożyłam dłoń do ust.
Boże, czy ja właśnie zgodziłam się na seks z Jasonem? Serio?

-Przyznam szczerze, nie sądziłem, że jesteś tak odważna. Uważałem cię za słodką, nieśmiałą dziewczynkę. - przejechał językiem po wargach, po czym wyciągnął z drugiej kieszeni zapalniczkę. Wziął jednego skręta i podpalił go, włożył do ust i zaciągnął się głęboko. Obserwowałam, jak powoli wypuszczał z ust dym, a później zerknął na mnie przelotnie. - Chodź na kolanka, niunia. - poklepał miejsce na swoich nogach, więc ja uniosłam się, przełożyłam przez niego nogę i usiadłam na nim okrakiem. Miałam usiąść na jego kolanach, jednak ja usiadłam zdecydowanue bliżej jego krocza. Jego pomruk utwierdził mnie w przekonaniu, że spodobało mu się to. - Teraz ty. - z lekkim zawahaniem wzięłam od mężczyzny skręta i powtórzyłam jego ruch.

Czułam, jak dym rozprzestrzenia się po moim organizmie. Było to zupełnie nowe uczucie, ale przyjemne, choć na początku drapało mnie w gardle. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, cały czas czując jego wzrok na sobie.
-Znudziło mi się to. - wzruszyłam ramionami, a następnie wyrzuciłam skręta do rzeczki i przysunęłam się maksymalnie blisko Jasona. - Zróbmy coś ciekawszego. - teraz nie miałam już oporów przed niczym i czułam się wyjątkowo pewnie, jak jeszcze nigdy, lecz jednocześnie nie straciłam świadomości.
-Nie wiem, co masz na myśli, ale cokolwiek by to nie było, jestem chętny. - odparł, a wtedy ja objęłam jego szyję i wpiłam się w wargi mężczyzny.

Od samego początku nie był to delikatny pocałunek. Narodziła się w nim brutalność i agresja, której, wbrew pozorom, nie rozpoczął Jason, tylko ja. Byłam w dziwny sposób pobudzona i mogłam również powiedzieć, że podniecona. To dziwne, co czułam, ale praktycznie bez większych problemów byłabym w stanie oddać mu się, teraz i tutaj.

Popchnęłam Jasona, sprawiając, że położył się na pomoście. Objął w dłoniach moje pośladki i pokierował mnie dokładnie na swoje przyrodzenie, na którym usiadłam, spijając w tym samym momencie jęk z ust szatyna. Ani przez chwilę nie myślałam nad tym, co robię, ani jak się zachowuję, a moje zachowanie w tym momencie było karygodne i niedorzeczne, naprawdę.

Nie wiem nawet kiedy, zaczęłam poruszać biodrami tuż przy jego męskości. Ocierałam się o nią i pojękiwałam cicho, pozyskując z tego przyjemność. Jason wydawał się zaskoczony, oczywiście cholernie pozytywnie, ale tak szybko, jak na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, tak szybko zastąpiło je błogie uczucie, rozchodzące się po jego ciele.
Warknął głośno przekleństwem, a jego dłonie, które wcześniej znajdowały się na moim tyłku, teraz przeniósł na piersi, ponownie je obejmując i ściskając.

-Podniecam cię? - wymruczałam mu do ucha, kolejny raz pocierając swoim miejscem intymnym o jego. I żadne ubrania nie stanowiły w tym momencie przeszkody.
-A nie czujesz tego? - wyjęczał, celowo wypychając w górę swoje przyrodzenie, abym mogła dokładnie poczuć wypukłość w jego spodniach.
Ponownie zachichotałam, przygryzając jego dolną wargę. Dodatkowo sunęłam opuszkami palców po jego mięśniach, które doskonale ukazywała dopasowana koszulka.

Nagle usłyszeliśmy kroki, dochodzące z mojej prawej strony. Ja jednak byłam tak rozweselona dzisiaj, w tym momencie, że zbytnio mnie to nie przestraszyło.

-Kto tam jest? - głos kobiety w średnim wieku rozbrzmiał w moich uszach, a zaraz po tym na pomoście pojawiła się wysoka szatynka, po czterdziestce.
-Dlaczego nam pani przerwała? - jęknęłam, udając smutną, lecz po chwili znów nieprzytomnie zachichotałam.
Ignorując wyraźne niezadowolenie ze strony Jasona, zsunęłam się z niego i stanęłam na prostych nogach. Dopiero wtedy zauważyłam, że stałam przed swoją nauczycielką od języka angielskiego. Natychmiast wybuchnęłam śmiechem, podpierając się Jasona, który wstał i poprawił spodnie, w których widniała wyraźna wypukłość.
-Jazmyn? - oczy kobiety rozszerzyły sie znacznie. - Co ty tutaj robisz, do jasnej cholery!?
-A nie widziałaś? - zakpił Jason, przyciągając mnie do siebie i obejmuiąc ramionami.
-Bardzo panią przepraszamy, ale musimy już iść. Mamy coś do dokończenia. - wtedy Jason zacisnął lekko dłoń na moim pośladku, a ja pisnęłam cicho, po czym odwróciłam się, złapałam szatyna za rękę i ruszyłam przed siebie.

***Oczami Justina***

Leżąc na łóżku, wpatrywałem się tępo w sufit, trzymając ręce ułożone za głową. Od ostatniej wizji sennej, której doświadczyłem parę chwil temu, nie mogłem ponownie zasnąć, a może nawet nie chciałem. Bałem się, że znów ujrzę tę dziewczynę, jej płacz, jej ból. Bałem się także, że ponownie przyśni mi się Jazzy, razem z Jasonem. Cały czas byłem tym wstrząśnięty, ponieważ wiedziałem, że mój sen, a właściwie koszmar, może się ziścić.

Nagle usłyszałem, jak drzwi wejściowe otworzyły się. Spojrzałem na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał godzinę drugą w nocy.
Czy ja nadal śnię, czy oni dopiero wrócili?

Z zaciśniętymi pięściami wstałem z łóżka i wsunąłem na siebie dresy, które następnie poprawiłem w kroku. Wyszedłem z sypialni, aby już parę sekund później znaleźć się w salonie. Krew zalała mnie od stóp, po czubek głowy, gdy zobaczyłem, jak Jason obejmuje Jazzy. Najchętniej zabiłbym go gołymi rękoma, tutaj i teraz. Nie mogłem patrzeć, jak McCann ją dotyka.

-Zostaw ją. - warknąłem, zbliżając się do mężczyzny. Nie mogłem pozwolić, aby zbliżył się do Jazmyn. Po prostu nie mogłem.
-Spokojnie, tatusiu. Nie denerwuj się. - szatynka, z ogromnym uśmiechem na ustach, podeszła do mnie i ułożyła obie dłonie na mojej klatce piersiowej. Od razu poznałem, że nie zachowuje się tak, jak zwykle. Jej oczy były nieprzytomne, a wzrok jakby zamglony. Na początku nie wiedziałem, dlaczego Jaz jest w takim stanie, lecz gdy tylko spojrzałem na perfidny uśmieszek na ustach Jasona, wszystko zrozumiałem.
-Co jej, kurwa, dałeś? - warknąłem w jego kierunku, a potem objąłem twarz Jazzy dłońmi i spojrzałem głęboko w jej brązowe oczy.
-Spokojnie, zapaliła tylko jednego skręta. Od tego jeszcze nikt nie zginął. - kpina w jego głosie dodatkowo sprawiała, że miałem ochotę pogrzebać go żywcem.
-Ona ma piętnaście lat, nie potrafisz tego zrozumieć!? Jazzy jest dzieckiem, a ty chcesz wciągnąć ją w ten swój pieprzony, narkotykowy świat! - tego bałem się najbardziej. Bałem się, że Jaz stoczy się na dno, że nie będzie tak silna, jak ja i nie będzie potrafiła odmówić. Nie chciałem, aby miała kiedykolwiek narkotyki choćby w swoich rękach.
Jak widać, nie potrafiłem uchronić jej przed tym.
-Wyluzuj, nic jej się nie stanie. - machnął lekceważąco ręką, po czym, jak gdyby nigdy nic, wszedł schodami na górę, a po chwili zniknął z naszego punktu widzenia.
-Co się z tobą dzieje, dzieciaku... - westchnąłem, gładząc kciukami jej gładkie policzki.

Jazzy zaczęła wkraczać w okres buntu, a ja, mimo wszystko, chciałem być dla niej jak najlepszym ojcem. I chociaż wiedziałem, że powinienem czasem podnieść na nią głos, zakazać czegoś, bądź nakazać, nie potrafiłem tego zrobić. Bałem się, że przestanie mnie kochać, a tego bym nie przeżył.

-Jutro z tobą porozmawiam, Jazzy, a teraz marsz do łóżka. - chwytając dziewczynę mocno i stanowczo w pasie, skierowałem ją w stronę schodów, a potem na górę, do jej pokoju. Gdy znaleźliśmy się w środku, zamknąłem za nami drzwi. Nim zdążyłem się zorientować, szatynka leżała już na łóżku, wtulona w swoją poduszkę.

Wyglądała tak słodko, że nie byłem w stanie dłużej gniewać się na nią, chociaż powinienem. Byłem dla niej zbyt łagodny. Zdecydowanie zbyt łagodny i nieświadomie zrobiłem tym krzywdę Jazzy. Przez kilkanaście lat jej życia pozwalałem jej dosłownie na wszystko, sądząc, że tak powinienem postępować. Teraz widzę, że popełniłem błąd, jednakże skąd mogłem wiedzieć, jak powinienem ją wychować? Jestem młody i dopiero się uczę. Każdy popełnia błędy, jednak sztuką w tym wszystkim jest odkrycie ich, nim będzie za późno...

***

Przygotowując w kuchni śniadanie, cały czas zerkałem w stronę schodów i czekałem, aż Jazzy zejdzie na dół, ponieważ chciałem poważnie z nią porozmawiać. Wiedziałem, że ta rozmowa nie spodoba się Jazzy, ale nie mogłem wiecznie traktować ją, jak swoją siostrę, kiedy w rzeczywistości była moją córką.

Wtedy usłyszałem kroki na schodach, więc oderwałem się od smarowania kanapek nutellą i spojrzałem za siebie. Do salonu weszła Jazzy, mając na sobie jedynie koszulkę. To również mnie zdenerwowało. W każdej chwili mógł pojawić się tutaj Jason, a ja nie chciałem, aby świeciła przed nim gołym tyłkiem.

-Może byś się tak ubrała, księżniczko? - mruknąłem, z lekką irytacją, której poziom gwałtownie się wzniósł, gdy Jazzy tak po prostu zignorowała mnie i wyciągnęła z lodówki jogurt owocowy. - Mówię coś do ciebie. - warknąłem, opierając się plecami o blat, z rękoma założonymi na piersi. Ona jednak nadal udawała, że w ogóle mnie nie słyszy, czym z każdą chwilą podwyższała mi ciśnienie. - Kurwa, przestań mnie ignorować! - podniosłem głos, gdy nie mogłem już wytrzymać jej stosunku do mnie.
Szarpnąłem dziewczynę za ramię i obróciłem ją twarzą w swoją stronę. Jej gest, kiedy przewróciła lekceważąco oczami sprawił, że przez jeden, krótki moment chciałem uderzyć ją w twarz. Nie żartuję. Moja ręka już drgnęła ku górze, jednakże w ostatnim momencie powstrzymałem się, wiedząc, że wtedy nasz kontakt, który ostatnio nie był zbyt dobry, uległby zmianie, oczywiście na gorsze.

-Czego chcesz? Nie mam czasu na kolejne rozmowy, spieszę się do szkoły, a i tak jestem już spóźniona.
-Może gdybyś nie wróciła do domu o drugiej w nocy, miałabyś siłę wstać wcześniej, co? 
-Jakoś ja nie robię problemów, kiedy ty wracasz nad ranem, więc... -  przerwałem jej gwałtownie, ponieważ czułem, że za chwilę jej słowa całkowicie wyprowadzą mnie z równowagi.
-Słyszysz się w ogóle? Ty masz piętnaście lat, a ja dwadzieścia siedem. Widzisz różnicę? Bo ja tak. I to ogromną, więc nie porównuj nas do siebie.

Dziewczyna przez parę chwil stała przede mną, z wyzywającą miną i rękoma, założonymi na piersi. Denerwowała mnie sama jej postawa i, prawdę mówiąc, nie chciałem dłużej na nią patrzeć, przynajmniej nie teraz.

Ciszę w salonie przerwał dopiero Jason, który zszedł z góry po schodach. Niemal odrazu wyczuł napiętą atmosferę między nami, ponieważ uśmiechnął się złośliwie. Co gorsza, również natychmiast, spojrzał na Jazzy, na półnagą Jazzy, która na jego widok uśmiechnęła się, niczym słodka idiotka.
Och, jak mnie to cholernie irytowało...

-Hej, mała. Jeśli chcesz, podwiozę cię do szkoły. - puścił oczko do szatynki, a ja musiałem na moment przymknąć powieki, aby nie rzucić się na niego z pięściami. To była dla mnie prawdziwa lekcja opanowywania nerwów.
-Będę gotowa za piętnaście minut. - odparła radoście. Jej nastrój zmienił się w ciągu krótkiej chwili. Dla mnie była arogancka i bezczelna, a dla niego słodka i miła.
To po prostu bolało...

***Oczami Jazzy***

-Mam dla ciebie propozycję, Jaz. - Jason ułożył dłoń na moim kolanie, kiedy odpalił silnik i zjechał z podjazdu przed moim domem.
Zainteresowana, spojrzałam na niego, jednak cały czas zerkałam na jego dłoń, która kierowała się coraz wyżej. Było to przyjemne uczucie, zwłaszcza, że dotykał mnie Jason. W dziwny sposób, w bardzo krótkim czasie, zmieniłam się pod jego wpływem. Poczułam się przy nim dużo odważniej, jakbym nagle dopuściła do siebie myśl, że jestem atrakcyjna i mogę zawrócić Jasonowi w głowie, nie myśląc o konsekwencjach.

-Jestem pewien, że nie masz ochoty spędzić całego dnia w szkole. Proponuję więc, abyś pojechała ze mną i poznała moich znajomych, a jednocześnie starych znajomych twojego ojca, których wyparł się wiele lat temu.
Ta niewielka wzmianka o Justinie sprawiła, że od razu ochoczo pokiwałam głową. Prawdę mówiąc, bardzo mało wiedziałam o swoim ojcu, a przebywanie w otoczeniu jego znajomych, może przybliżyć mi jego przeszłość, którą zawsze chciałam odkryć. Zwłaszcza teraz, kiedy byliśmy skłóceni. Ciągnęło mnie do niebezpieczeństwa i przerwania monotonii w swoim życiu.
-Bardzo chętnie. - odparłam w końcu, więc Jason zmienił pas ruchu, którym jechaliśmy, i skręcił w lewo.

Niemal od razu rozpoznałam, że jego celem stały się obrzeża miasta, a jednocześnie jedna z najniebezpieczniejszych dzielnic.
Tata od zawsze zabraniał mi choćby zbliżać się do tej części miasta, powtarzając, że moje dziewictwo jest tutaj zagrożone. Od teraz jednak miałam jego ostrzeżenia głęboko w dupie. Chciałam czuć się wolna, poczuć, że żyję. I potrzebowałam do tego adrenaliny.

-Trzymaj się mnie, skarbie, a nic ci się nie stanie. - Jason złapał mnie za rękę, kiedy wyszliśmy z samochodu, przed nami ujrzałam grupę kilku mężczyzn w wieku Jasona i Justina.
-Panowie, chcę wam przedstawić moją koleżankę, Jazzy. - normalnie byłabym skrępowana, lecz, jak już mówiłam, zyskałam niesamowitą odwagę i nie byłam zawstydzona ani odrobinę. - A dodatkowo, jest córeczką naszego starego, dobrego przyjaciela.
Już wcześniej mężczyźni patrzyli na mnie z zainteresowaniem, które po tych słowach jeszcze wzrosło.
-Kogo masz na myśli, McCann? - spytał najbardziej postawny z nich, który mógłby wzbudzać w ludziach nawet strach.
-Pamiętacie jeszcze Justina Biebera? - obserwowałam z uwagą, jak ich oczy rozszerzają się na dźwięk nazwiska, zarówno mojego ojca, jak i mojego.
-To jest córka Biebera? Cholera, jaka śliczna. - w ciągu paru krótkich chwil usłyszałam kolejny komplement, który jednak nie wywołał rumieńców na moich policzkach. Nie dałam tego po sobie poznać, lecz w środku moja dusza wręcz skakała ze szczęścia. Takie słowa bardzo poprawiały moją samoocenę.
-Dziękuję. - uśmiechnęłam się wdzięcznie.
Widziałam, skromnie mówiąc, że faceci ci byli mną oczarowani. Och, nie chciałam się przechwalać, naprawdę. Po prostu widziałam to po ich minach.
-Jazzy... - zaczął mężczyzna, zarzucając rękę na moje ramię. - Mam dla ciebie propozycję, nie do odrzucenia. - zaczął iść wzdłuż opustoszałej ulicy, więc automatycznie zrobiłam to samo. Obok mnie natomiast szedł Jason. Miałam wrażenie, jakby dobrze wiedział, co zamierza powiedzieć mężczyzna, którego imienia jeszcze nie poznałam.
-Myślałaś kiedyś o tym, aby zostać modelką? - przyznam szczerze, że zszokował mnie tym pytaniem, sprawiając, że na moment przystanęłam.
-Nigdy nie przeszło mi to nawet przez myśl. - odparłam, nadal pozostając w głębokim szoku.
-Więc powinnaś poważnie się nad tym zastanowić. Masz do tego idealne warunki. Śliczna buźka i zajebiste... - przerwał na moment, obkręcając mnie dookoła. - No, myślę, że wiesz, co mam na myśli. W każdym bądź razie, prowadzę agencję modelek i oddałbym wszystko, abyś zgodziła się na współpracę ze mną. Dosłownie wszystko. Gwarantuję ci, że zrobisz ogromną karierę.

Im dłużej mężczyzna mówił, tym bardziej przekonywał mnie do tego. Mimo że nie była to przemyślana decyzja, nagle stała się dla mnie bardzo realna i ogromnie atrakcyjna. Modeling byłby dla mnie czymś nowym, odskocznią od rzeczywistości, oderwaniem od problemów. Chciałam spróbować. Chciałam zobaczyć, jak sprawdziłabym się w nowej roli.

-Brzmi naprawdę ciekawie, ale Justin prędzej zabiłby mnie, niż pozwolił, abym została modelką. - przewróciłam oczami, jednak ze śmiechem. Nie rezygnowałam w tym momencie z marzeń, dlatego nie miało to dla mnie istotnego znaczenia.
-On nie musi o tym wiedzieć, kochanie. To będzie nasz mały sekret, co ty na to? - zatrzymał się, więc zrobiłam to samo. Nie wiedziałam jednak, co powinnam odpowiedzieć. Nie chciałam podjąć nieodpowiedniej decyzji. - Nie daj się prosić. Jesteś do tego stworzona. Zaufaj mi.
-Więc zgoda, nie mam nic do stracenia i chyba mogę spróbować, prawda? - westchnęłam w końcu, a na twarzy mężczyzny pojawił się ogromny uśmiech.
-Wiedziałem, że nie będziesz w stanie mi odmówić, tak wiec cieszę się, że się dogadaliśmy. - puścił do mnie oczko w ten jeden, znaczący sposób. - W takim razie, widzimy się jutro na pierwszej sesji zdjęciowej, a tymczasem... - wtedy jego wzrok padł na obiekt, znajdujący się za moimi plecami. Na początku nie zrozumiałam tej przerwy, lecz chwilę później również się odwróciłam. I zrozumiałam już, co wywołało taką ciszę wśród wszystkich.

Mianowicie, ujrzałam w oddali swojego ojca, Justina. Szedł w naszym kierunku pewnym krokiem, jednak nie szybko. Szedł spokojnie i dość wolno. Wiedziałam, że widział mnie doskonale. Jego wzrok przez cały czas utkwiony był we mnie. Chociaż chciałam się zbuntować i przeciwstawić mu, poczułam lekki strach. Widział mnie tutaj, w tej dzielnicy, z Jasonem i resztą jego dawnych znajomych. To oczywiste, że nie był z tego powodu zadowolony. Nie wiedziałam jednak, czego mam się spodziewać. Nakrzyczy na mnie? Kolejny raz będzie prawił kazania, niczym ksiądz na mszy? Czy może zamknie mnie w domu i nie pozwoli z niego wyjść?

Postanowiłam jednak unieść głowę i nie spuszczać jej. Chciałam być odważna i nie pokazywać przed kimkolwiek, że w głębi duszy obawiam się reakcji taty.
-Proszę, proszę, kogo ja tu widzę? - mężczyzna, który zaproponował mi udział w sesji zdjęciowej, zagwizdał, wsuwając ręce do kieszeni i wychodząc na przeciw Justinowi.
-Ja wiem jedynie, że widzę tutaj kogoś, kto nigdy nie powinien się choćby zbliżać do ludzi takich, jak wy, Dylan. - warknął i wtedy oderwał ode mnie wzrok. W końcu. Chciałam być odważna, ale było to niesamowicie trudne.
-Proszę cię, Bieber, jesteś taki sam, jak my, a to, że odwróciłeś się od nas plecami, wiele lat temu, niczego nie zmienia. Ale skoro ty nie chcesz mieć z nami nic wspólnego, na pewno nadrobi to twoja córeczka. - i wtedy objął mnie ramieniem, a ja, widząc na twarzy Justina złość, chciałam jeszcze bardziej wyprowadzić go z równowagi, dlatego właśnie objęłam Dylana w pasie i wtuliłam się w niego z boku, mimo że praktycznie go nie znałam. Po prostu zbuntowałam się przeciwko tacie i nikt, ani nic nie potrafiło tego powstrzymać.
Dodatkowo, spojrzałam na tatę prowokacyjnie. Widziałam, jak w głębi duszy toczy walkę z samym sobą, aby nie rzucić się w tym momencie na Dylana. A ja czerpałam z tego ogromną satysfakcję i nie zauważałam nawet, że w tym momencie zachowuję się, jak kompletna idiotka. Chciałam przypodobać się starszym facetom i zupełnie zapomniałam o tym, jaka jestem naprawdę. Zmieniłam się, ale nie potrafiłam zauważyć, że na gorsze.
-Idziesz ze mną, Jazmyn. - użył mojego pełnego imienia. Jest wściekły.

Złapał mnie gwałtownie za ramię i odciągnął od Dylana oraz Jasona.
-Puść mnie, człowieku, nigdzie z tobą nie idę! - krzyknęłam, starając się wyrwać z jego uścisku, lecz wtedy on jedynie mocniej zacisnął dłoń, a ja poczułam, że zrobi mi w tym miejscu wielkiego, bolesnego siniaka.
-Idziesz. - warknął ostro. Jego ton wskazywał na to, abym nawet nie starała się sprzeciwiać.
Dlatego właśnie, cholernie obrażona, ruszyłam za nim, a po chwili oboje wsiedliśmy do samochodu taty, zaparkowanego zaraz za rogiem. Na początku panowała w środku niezręczna cisza i napięta atmosfera, jednak kiedy tylko Justin się odezwał, napięła się sto razy bardziej.
-Tym razem przegięłaś, koleżanko. Nie poznaję cię, rozumiesz? Nie poznaję...

~*~

A więc mamy kolejny rozdział, który przedstawia Jazzy w trochę innym świetle. W tym rozdziale nie dzieje się nic między Jazmyn, a Justinem, w 19 też nie, za to w 20... Hihi ;D Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze ten jeden rozdział ;*

Proszę Was również o to, abyście komentowali rozdziały, bo to dodaje mi skrzydeł. Dziękuję ;*

ask.fm/Paulaaa962

Ps. Zapraszam Was na początek wspaniałego opowiadania. Zobaczycie, że nie pożałujecie ;*

http://broken16heart.blogspot.com

środa, 24 września 2014

Rozdział 17 - Every dream contains a bit of truth...

Rozdział dedykuję Basi Jabłońskiej, która ma dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego ;*

***Oczami Jazzy***

Zatrzymałam się na schodach, kiedy zobaczyłam nieznanego mężczyznę, siedzącego na kanapie w salonie. Przygryzłam dolną wargę, mimowolnie mierząc go wzrokiem. Jego styl przypominał styl Justina, co oznaczało, że bardzo mi się podobał. Dodatkowo, mężczyzna ten był po prostu przystojny i od razu wpadł mi w oko, jednak nie mogłam tego pokazać w otoczeniu taty, ponieważ wściekłby się, zarówno na mnie, jak i na niego, chociaż nie jest niczemu winny.

-Czy mi się zdaje, Justin, czy to twoja córeczka, we własnej osobie, którą ostatni raz widziałem prawie dzisięć lat temu? - zmarszczył brwi i oparł się o swoje kolana, a po tym, jak przez chwilę patrzył na mnie, wstał z kanapy.
Wygląda na to, że mężczyzna znał mnie. Musiał więc być znajomym Justina, o którym tata nigdy mi nie opowiadał i nie uprzedzał również, że nas odwiedzi. Jednakże, skłamałabym, gdybym powiedziała, że ta wizyta mi się nie podoba. Jestem nastolatką i zwracam uwagę na facetów, to normalne.
-Jazzy, mam rację? - szatyn, którego imienia w dalszym ciągu nie znałam, podszedł do mnie i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, którą ja uścisnęłam, dość nieśmiało. Ten facet krępował mnie, jednak w pozytywnym znaczeniu. Czułam się onieśmielona, ponieważ naprawdę zrobił na mnie spore wrażenie.
-Zgadza się. - posłałam mu delikatny i jednocześnie tajemniczy uśmiech, a do tego zatrzepotałam kilka razy rzęsami. Na moje nieszczęście, nie uszło to uwadze Justina, który przewrócił oczami, niby w irytacji, lecz pod tą maską kryła się złość. Jak przypuszczam, ucieszyłby się dopiero wtedy, kiedy w odległości dziesięciu metrów ode mnie nie znajdowałby się żaden facet.
-Jestem Jason. - odparł mężczyzna, znów zwracając tym moją uwagę. Szatyn puścił do mnie oczko, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że zarumieniłam się lekko. Postarałam się jednak zakryć to kosmykami włosów. Nie przed Jasonem, który mógłby uznać to nawet za słodkie, tylko przed Justinem, którego nerwy i tak były już na pograniczu. - Ja i Justin przyjaźniliśmy się, jeszcze w liceum. - kontynuował, odwracając się w jego stronę. - Ale twój tatuś odwrócił się od swojego przyjaciela i reszty znajomych z tamtego okresu, mam rację, Bieber? - widząc, jakimi spojrzeniami wymieniają się mężczyźni, mogłam stwierdzić, że ich relacje już dawno przestały być przyjacielskie. Patrzyli na siebie z wrogim nastawieniem, a ja nie chciałam w tym momencie stawać między nimi.
-Dobrze ci radzę, Jason, przymknij się. - mruknął Justin i odetchnął głęboko. Wyraźnie nie chciał się teraz kłócić. Nie wiedziałam jednak, czy nie chciał w danej chwili, czy nie chciał przy mnie wracać do starych czasów, o których ja praktycznie nic nie wiedziałam. Pamiętam tylko tyle, że razem z rozpoczęciem nauki w szkole, oddaliliśmy się od siebie z tatą. Spędzałam z nim mniej czasu, niż wcześniej i było mi z tego powodu przykro, ponieważ większość czasu spędzałam zupełnie sama. Przy babci udawałam, że tata idealnie opiekuje się mną, lecz w rzeczywistości tak nie było. Przez ponad rok rozmawiałam z nim bardzo rzadko i nie były to rozmowy takie, jak kiedyś.
Justina często nie było w domu. Tłumaczył to nową pracą, dzięki której będzie mógł utrzymać mnie i siebie. Widziałam, że miał jakieś problemy, ale byłam zbyt mała, aby w nie wnikać. Poza tym, wiedziałam, że tata nie chciałby tego.

-Nie tak nerwowo, bracie. - zażartował Jason. Miałam wrażenie, że wyrwał z zamyśleń nie tylko mnie, ale również Justina, który zamrugał kilka razy oczami, powracając do rzeczywistości. - Zatrzymam się u ciebie na parę dni, jeśli nie masz nic przeciwko. - drugą część zdania wypowiedział bardziej dosadnie, jakby chciał zaznaczyć, że nie zamierza znosić sprzeciwu.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi po lewej. - syknął Justin, lecz po chwili odkaszlnął, bo prawdopodobnie wyczuł swój niemiły ton głosu.
-Dziękuję, strary, dobry przyjacielu. - Jason klepnął go w plecy, a następnie chwycił czarną, sportową torbę, leżącą na podłodze, i ruszył schodami na górę. Jednakże, kiedy przechodził obok mnie, zatrzymał się na moment, aby założyć kosmyk moich włosów za ucho i kolejny raz puścić do mnie oczko.
-Do zobaczenia, malutka. - dodał, po czym odszedł na górę.

Przez parę chwil stałam na schodach, w tym samym miejscu, i uśmiechałam się do siebie, jak idiotka. Dopiero karcące spojrzenie Justina uświadomiło mi, że nie jestem tu sama. Szybko odwróciłam się więc tyłem do taty i chciałam wrócić na górę, lecz, jak się spodziewałam, zatrzymał mnie jego głos.
-Poczekaj, Jazzy. - przewracając oczami, zeszłam ze schodów i usiadłam na kanapie, gdzie jeszcze parę chwil temu siedział Jason. Wyczułam nawet jego perfumy, ale tym razem postarałam się, aby Justin nie wychwycił żadnej zmiany w moim zachowaniu. - Proszę cię tylko o jedno. Trzymaj się od niego z daleka.
-Dlaczego? Przecież Jason wydaje się bardzo miły. Co ci znowu nie pasuje?
-Powiem ci tak. Ty go nie znasz, a ja znam aż za dobrze. Martwię się o ciebie i wszystko to robię dla twojego dobra, uwierz mi.
-A wiesz, co mi się wydaje? Że wolałbyś, aby nie kręcił się koło mnie żaden facet. Jesteś przewrażliwiony na tym punkcie.
-Nie jestem przewrażliwiony, tylko chcę, żebyś była bezpieczna! - nieświadomie podniósł głos. - Wierz mi, Jason to dupek, który myśli, że może mieć każdą i co noc zaciąga inną do łóżka, a poza tym...
-To zabawne. - przerwałam mu, nie mogąc już dłużej tego słuchać. - Mam wrażenie, że mówisz o sobie. Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś pieprzonym hipokrytą? - warknęłam, a następnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam schodami na górę.

***Oczami Justina***

Byłem wściekły. I na siebie, i na Jazzy, i oczywiście na Jasona, który, mimo że zjawił się tutaj parę minut temu, już zdołał skłócić mnie z szatynką. Na dodatek, McCann wyraźnie spodobał się Jaz, pobieważ broni go cała sobą, nic o nim nie wiedząc. Denerwuje mnie to, a jednocześnie boli. Jason nawet w najmniejszym stopniu nie zasłużył na kogoś takiego, jak Jazzy. Wiedziałem jednak, że nie mogę wyrzucić go stąd, ponieważ wtedy rozpowiedziałby moje sekrety każdemu, kogo tylko by spotkał.

Niewiele myśląc, złapałem w dłoń komórkę, ubrałem buty i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Gdy oddaliłem się dwie przecznice od domu, wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do Zayna, a po paru sygnałach usłyszałem jego głos.
-Witam, czego by pan ode mnie chciał? - był w dobrym humorze, co oznaczało, że może i mi poprawi nastrój, przebywanie w jego otoczeniu.
-Mówiąc wprost, chciałbym się z tobą...
-Kolego, nie kończ. Proszę, nie kończ. - zaalarmowany, przerwał mi natychmiast, a ja od razu zaśmiałem się cicho. Miałem rację, już rozluźniłem się, jedynie dzięki rozmowie z nim.
-Napić. Chciałbym się z tobą napić. Nie wyobrażaj sobie za dużo. Nie działasz na mnie tak, jakbyś chciał, kochaniutki.
-Chciałbym wiele, ale przyzwyczaiłem się, że nic nie idzie po mojej myśli. Widzimy się więc w klubie za piętnaście minut. Żegnaj, panie Bieber.

Potrząsając z rozbawieniem głową, ruszyłem w stronę umówionego miejsca spotkania. Nie potrafiłem się jednak w pełni rozluźnić i odstresować, ponieważ cały czas zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, zostawiając Jasona i Jazzy samych. Owszem, Jaz jest mądrą i rozsądną dziewczyną, jednak często robi mi na złość i obawiam się, że może celowo zbliżać się do Jasona, a on będzie potrafił doskonale to wykorzystać, dla własnych celów i potrzeb.

Z zamyśleń wyrwały mnie dopiero dłonie, niemal rzucone na moje ramiona.
-Witaj, kochanie. Idziemy się zabawić? - gdy usłyszałem przy uchu ponętny głos Zayna, parsknąłem głośnym śmiechem i nie potrafiłem się uspokoić. Dobrze zrobiłem, decydując się spotkać z nim. Kiedy brunet ma dobry humor, jak dzisiaj, zawsze potrafi poprawić mi nastrój.
-Na to liczę. - odparłem, a następnie razem weszliśmy do zatłoczonego klubu.

Przyszedłem tu dzisiaj jedynie po to, aby wypić kilka drinków i pogadać z kumplem, a nie żeby rozglądać się, w poszukiwaniu chętnej na dzisiejszy wieczór. Nie miałem do tego nastroju i miałem nadzieję, że Zayn również, ponieważ wtedy musiałbym siedzieć samotnie i tępo wpatrywać się w podłogę.

Usiedliśmy na czerwonych, skórzanych na kanapach, przy jednym ze stolików, na samym końcu klubu. Zayn, zostawiając jedynie kurtkę, poszedł do baru, aby zamówić nam alkohol, a po chwili wrócił z dwoma szklankami, z czego jedną podał mi.

-Więc teraz opowiadaj, co się stało, bo nie brzmisz najlepiej. Coś z Jazzy? - oparł się o szklany stolik, biorąc pierwszego łyka alkoholu.
-Po części. - mruknąłem, drapiąc się po karku. - Pamiętasz jeszcze Jasona McCanna? - spytałem, a wymawiając jego nazwisko skrzywiłem się nieco.
-Tego kolesia trudno byłoby zapomnieć. Oczywiście, że pamiętam. - odparł Zayn. Wszyscy razem chodziliśmy do jednego liceum, jednak z całej naszej grupy tylko ja i Jason daliśmy się wciągnąć w narkotyki, a o wszystkim wiedział jedynie Zayn.
-No właśnie. Wyobraź sobie, że godzinę temu pojawił się pod moimi drzwiami i, jak gdyby nigdy nic, oznajmił, że zatrzyma się u mnie na kilka dni.
-To nie zbyt ciekawie. A co z małą? Poznali się? Bo jeśli nie, lepiej zawieź ją do swoich starych. Chyba nie chcesz, aby się spotkali.
-Oczywiście, że bym nie chciał, jednak już za późno. Poznali się niemal od razu, jak przyszedł. I mam wrażenie, że Jason za bardzo wpadł w oko Jazzy. Nie mówiąc oczywiście o tym, jakim wzrokiem on patrzył na nią. Kurwa, nie wiem, co mam zrobić. McCann zwiastuje jedynie kłopoty, nic więcej. Nie chcę, żeby kręcił się wokół Jazzy. Nie chcę, żeby przez niego cierpiała...
-Justin...? - nie wiedziałem, skąd wzięła się niepewność w głosie Zayna, dlatego, zaalarmowany, uniosłem głowę. - Czy ty nie jesteś przyadkiem... zazdrosny?

Przez parę chwil patrzyłem na niego tępo, aż w końcu westchnąłem, wiedząc, że muszę przyznać mu rację. Przed Zaynem nie dam rady ukrywać swoich głęboko skrywanych emocji, bo prędzej czy później i tak odkryje, że nie wszystko jest w porządku.
-Tak, masz rację. Jestem o nią zazdrosny. I jak o córkę, i... I jak o dziewczynę. Chore, prawda? - wurzuciłem w końcu z siebie, kolejny raz upijając trochę alkoholu. Swoją drogą, nie wiedziałem nawet, co piję. Najważniejsze, że piekło w gardle i powodowało szum w głowie, który zagłuszy wszystkie inne myśli.
-Powiedz mi wprost, czujesz coś do niej? Coś innego, coś, czego nie czułeś wcześniej, coś... Co jest dziwne, popieprzone i nigdy tego nie zrozumiem, lecz, ze względu na to, że jesteś moim kumplem, nie wyśmieję cię i postaram się pomóc.

Czasem ta bezpośredność Zayna mnie irytowała, lecz gdybym miał spojrzeć na to z perspektywy czasu, to w nim ceniłem. Chociaż brakowało mu delikatności w pewnych sprawach, potrafił pokazać mi moje błędy i nakierunkować na właściwą drogę. I właśnie dlatego, mimo wszystko, mogę nazwać go swoim przyjacielem.

-Nie wiem. To wszystko jest za trudne. Na dodatek takie popieprzone. Mogę powiedzieć Ci tylko tyle, że jeszcze do niedawna jedynym uczuciem, jakie czułem, była ojcowska miłość do Jazzy. Teraz czuję coś więcej, ale, kurwa, nie mam pojęcia, co to jest. Czy miłość do małych, słodkich szczeniaczków, czy współczucie dla starszych babć, których jedynym zajęciem jest siedzenie w oknie i obgadywanie sąsiadów. Nie wiem, po prostu nie wiem.
-Bieber, popatrz mi w oczy... - z westchnieniem zrobiłem to, o co prosił. - I powiedz mi, czy chciałbyś się z nią przespać. - zakończył z powagą, a moje oczy momentalnie rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Oczywiście, chwilę później parsknąłem śmiechem, jednak nie byłem pewien, czy ten śmiech był szczery, a nie wymuszony, ze wzgledu na okoliczności. - Spytałem zupełnie poważnie. Czy chciałbyś się z nią przespać? - Zayn nawet się nie uśmiechnął, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
-O czym ty, kurwa, mówisz, stary. To moja córka, poza tym, to dziecko. - wzruszyłem ramionami i, jak gdyby nigdy nic, popiłem alkoholu.
Zayn jednak nie odrywał ode mnie wzroku, czym, prawdę mówiąc, zaczął działać mi już na nerwy.
-Spytam po raz ostatni. Czy chciałbyś się z nią przespać? - cały czas ta sama mina, ten sam wyraz twarzy i to samo uporczywe i, swoją drogą, krępujące pytanie.
-Tak. - wymamrotałem, a następnie gwałtownie wstałem z kanapy, wyciągnąłem z kieszeni banknot, włożyłem go pod, w połowie pełną, szklankę, i wyszedłem z klubu.

Nie wiedziałem, co mam teraz ze sobą zrobić. Przyznałem się przed Zaynem, że chciałbym przespać się z własną córką. Nikt mi nie powie, że to normalne, a ja powinienem trafić za to do piekła. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem i dopiero przez pytanie bruneta owe myśli pojawiły się w mojej głowie. Myśli, których wręcz się wstydziłem, dlatego energicznie pokręciłem głową.

-Stary, zaczekaj. - kiedy chciałem odejść, z powrotem do domu, zatrzymał mnie głos chłopaka. Nie uniknę rozmowy z nim, to pewne. Całe szczęście, Zayn jest równie pojebany, jak ja. Tylko ta myśl podtrzymywała mnie na duchu. - Wiesz, że jesteś zboczeńcem, prawda? - zachichotał, układając dłoń na moim ramieniu. Mimo że nie było mi do śmiechu, mimowolnie na moich ustach pojawił się nikły uśmiech, a westchnienie uciekło z moich ust.
-Ty też. - wzruszyłem ramionami, idąc przed siebie.
-Ale to nie ja marzę o seksie z własną córką. - parsknął śmiechem, a ja nie mogłem już wytrzymać, więc odwróciłem się przodem do niego i lekko uderzyłem go z pięści w brzuch, starając się powstrzymać śmiech.
-Nigdy nie powiedziałem, że o tym marzę. Nie przekręcaj każdego, wypowiedzianego przeze mnie, słowa. - przewróciłem oczami, a Zayn nadal chichotał.
-Może tego nie powiedziałeś, ale w głębi duszy o tym pomyślałeś. No już, Bieber, nie wstydź się. Powiedz mi, bracie, co siedzi ci w główce, pod tą bujną czupryną. - brunet roztrzepał moje włosy, chociaż dobrze wiedział, że jest to obszar, którego nikt, oczywiście poza Jaz, nie ma prawa dotykać, więc zmierzyłem go groźnym spojrzeniem, poprawiając idealnie postawioną grzywkę.
-Co mi siedzi w główce? Jedna myśl. Zamknij. Tę. Mordę. - przewróciłem oczami, ruszając szybciej przed siebie, chociaż byłem pewien, że Zayn nie odpuści.
-Wyluzuj, przecież wiesz, że tylko się tak z tobą droczę. Tak naprawdę uważam, że nie jesteś zboczeńcem, tylko cholernym zboczeńcem, którego nic już nie wyleczy. - czy ja mówiłem, że Zayn jest moim przyjacielem, który potrafi podnieść mnie na duchu? Zapomnijmy o wszystkim, co mówiłem...
-Posłuchaj, mam ważniejsze sprawy na głowie, niż słuchanie twoich chorych żarcików, więc byłbym wdzięczny, gdybyś mi pomógł, a przynajmniej się zamknął, bo jeśli masz zamiar dalej mnie denerwować, zostaw mnie samego, drogi przyjacielu. - dwa ostatnie słowa wysyczałem z jadem.
-Dobra, dobra, spokojnie. - uniósł ręce w geście obronnym. - Ale pamiętaj, że Jaz jest już dużą dziewczynką i...
-Kurwa, nie obchodzi mnie teraz, czy jest duża, czy mała. Mówimy o Jasonie McCannie. Boję się, że po prostu zaciągnie ją do łóżka, wykorzysta, a potem zostawi, z brzuchem, samą. Nie chcę, żeby cierpiała, tylko tyle.
-Dam ci dobrą radę. Skoro nie chcesz, żeby zrobił jej krzywdę, nie powinieneś zostawiać ich samych w domu, prawda? Przy tobie nie będą się ten tego, a sami...

Nie żegnając się nawet z Zaynem, ruszyłem w stronę domu, aby jak najszybciej znaleźć się w środku, razem z nimi i przerwać coś, co ewentualnie mogłoby się miedzy nimi wydarzyć. Teraz byłem na siebie wściekły, że wyszedłem z domu. To wyjście wcale mi nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Uzmysłowiłem sobie coś, czego nigdy nie chciałem i teraz krępowałem się samego siebie, jakkolwiek dziwnie to brzmi.

Dotarłem do domu kilkanaście minut później. W oknach nie paliło się żadne światło, przez co stałem się dodatkowo zaniepokojony. Czym prędzej wszedłem do środka, otwierając drzwi kluczem, chociaż kiedy wychodziłem, były otwarte. Oznaczało to, że ani Jazzy, ani Jasona nie ma w domu. Innymi słowy, są gdzieś razem. Jazmyn nie posłuchała mnie i celowo zbliżyła się do tego kretyna. Zrobiła mi na złość, a ja tego nienawidziłem.

Nie mogłem jednak zrobić nic i zostało mi błaganie, aby niedługo wrócili i w międzyczasie nic miedzy nimi nie zaszło. Nie wiedzialem, gdzie miałbym ich szukać, dlatego zdjąlem z siebie kurtkę w przedpokoju i niemal natychmiast udałem się schodami na górę.

Był to jeden z najbardziej męczących dni w całym moim życiu, dlatego wolałem od razu iść spać, aby odpocząć chociaż przez chwilę. Wiedziałem, że jutro będę musiał wstać i z uniesioną głową iść przed siebie, nie ukazując jakichkolwiek oznak słabości.

Gdy znalazłem się w swojej sypialni, rozebrałem się do bokserek i od razu wsunąłem pod chłodną, lekką kołdrę, przykrywając się nię pod samą szyję. Byłem tak zmeczony, że sądzilem, iż zaśnięcie zajmie mi kilka chwil. Tymczasem, wszystkie wydarzenia jakby powracały do mojej głowy i nie pozwalały mi odpocząć. Okropne uczucie.

*

Szedłem pustą, leśną drogą, a dookoła mnie panowały zupełne ciemności. W uszach rozbrzmiewała jedynie cisza, co jakiś czas przerywana dźwiękiem łamiącej się gałęzi i szeleszczących liści. Rozglądałem się dookoła, w poszukiwaniu jakiegokolwiek punktu odniesienia. Nie wiedziałem, gdzie jestem, nie wiedziałem, co tutaj robię. Chciałem wydostać się z tej zamkniętej pętli, z której odniosłem wrażenie, że nie było wyjścia.

Nagle usłyszałem cichutki, dziewczęcy płacz. Moje zmysły wyostrzyły się na ten dźwięk i pokierowały mnie prosto do dziewczyny, która leżała na ziemi, zwinięta w kłębek. Gdy podszedłem bliżej i ukucnąłem obok niej, uniosła wzrok i spojrzała na mnie. Wydała z siebie przeraźliwy pisk, a wtedy ja rozpoznałem w niej siostrę Rachel, tę, którą skrzywdziłem. Trzęsła się z zimna, ze strachu i przez płacz, a ja nie wiedziałem, jak powinienem jej pomóc.

-Cichutko, nie płacz. - chciałem wyciągnąć do niej rękę i pogłaskać ją po głowie, lecz ona odakoczyła gwałtownie, wybuchając głośniejszym płaczem.
Byłem zdezorientowany i nie wiedziałem, co zrobić. Bała się mnie, a ja tak bardzo chciałem jej pomóc.
-Nic ci nie zrobię, możesz mi zaufać. - wstałem, aby podejść bliżej niej, a potem objąłem dziewczynę ramionami. Tak po prostu przytuliłem ją do siebie.
-Błagam, zostaw mnie! Proszę, przestań! Puść mnie i nie rób mi więcej krzywdy. - brunetka zaczęła panikować, wyrywać się, coraz mocniej płakać. W mojej glowie rozbrzmiewały jej krzyki i błagania. Brzmiały tak samo, jak podczas gwałtu i wyryły głęboki ślad w moim umyśle...

Nagle wszystko zniknęło, a ja przeniosłem się do pokoju, ze ścianami pomalowanymi na czarno. Rozglądałem się po nim chwilę i zorientowałem się, że wnętrze było urządzone tak, jak sypialnia Jazzy. Do moich uszu doszły odgłosy pojękiwania, dlatego gwałtownie odwrócilem się na pięcie. Widok, jaki ujrzałem, niemal zwalił mnie z nóg. Na łóżku Jaz, które w rzeczywistości miało kolor biały a dzisiaj ciemno-szary, leżała szatynka, a na niej Jason McCann. Oboje byli nadzy, pieprzyli się ze sobą, w ogóle nie zwracając uwagi na mnie.
-Zostaw ją! - krzyknąłm i chciałem zrzucić mężczyznę z jej drobniutkiego ciała, jednak kiedy moje dłonie złapały jego ramię, przeleciały przez nie, jakby był duchem. Ponowiłem próby jeszcze kilka razy, za każdym razem nieskutecznie, aż w oońcu poddałem się. Jedyne, co mogłem zrobić w tym momencie, to patrzeć, jak Jason posuwa moją piętnastoletnią córkę, jak sypie przekleństwami do jej ucha, a ona jęczy w odpowiedzi, wyraźnie zadowolona...

*

Podniosłem się gwałtownie do pozycji siedzącej, aż poczułem lekkie zawroty głowy. Przez parę chwil musiałem brać głębokie i spokojne oddechy, aby uspokoić się i zacząć racjonalnie myśleć. Sen, który właśnie przeżyłem był tak cholernie realistyczny i prawdziwy. Miałem wrażenie, że to wszystko działo się naprawdę i po przebudzeniu musiałem ochłonąć, aby zorientować się, że to tylko jeden z wytworów mojej wyobraźni, która nie daje o sobie zapomnieć.
-Zaczynam wariować. Zaczynam tutaj, kurwa, wariować... - wymamrotałem, łapiąc za końcówki swoich włosów i szarpiąc je z ogromną frustracją.

~*~

Musicie mi wybaczyć, że tak mało jest scen z Justinem i Jazmyn, ale niedługo będzie ich znacznie więcej :) Tymczasem, w kolejnym rozdziale poznacie niegrzeczną odsłonę Jazmyn :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

PS. CHCIAŁAM WAS ZAPROSIĆ NA OPOWIADANIE, KTÓRE JUŻ TERAZ WIEM, ŻE BĘDZIE ZAJEBISTE, DLATEGO PRĘDZIUTKO PROSZĘ WCHODZIĆ :)

http://boody-live.blogspot.com

sobota, 20 września 2014

Rozdział 16... - I disappointed in you...

***Oczami Jazzy***

Nagle, wszystkie moje mięśnie zastygły, a ja, nawet jakbym chciała i jakbym miała możliwosć, nie potrafiłabym się poruszyć. Czując chłodne ostrze noża, dociśnięte do mojej szyi, całe życie przeleciało przed moimi oczami, nawet te błache, pozornie nic nie znaczące wydarzenia, które teraz zyskały dla mnie ogromną wartość. Miałam nawet wrażenie, że pamiętam dni sprzed kilkunastu lat, jakby mój umysł chciał wszystko odnowić, wiedząc, że za parę chwil przestanę istnieć i pozostaną po mnie jedynie wspomnienia osób trzecich.

***Wspomnienie***

Trzymając swojego ukochanego tatusia za rękę, szłam po chodnikum, co chwila podbiegając, ponieważ chłopak robił dużo większe kroki, niż ja. Kiedy w końcu uznałam, że jego tempo jest dla mnie zbyt szybkie, wyrwałam rękę z jego uścisku i zatrzymałam się na środku drogi.

Justin odwrócił się do mnie z zaciekawieniem, jak i również rozbawieniem na twarzy. Uwielbiałam jego uśmiech, który praktycznie zawsze gościł na ustach szatyna. Podnosił mnie tym na duchu i sprawiał, że mimo naszego niełatwego życia, nigdy nie czułam, że jestem dla niego problemem.

-Tato, idziesz zbyt szybko. - sapnęłam, opuszczając chude ramionka wzdłuż tułowia.
-Inaczej nie zdążymy, a chyba nie chcesz spóźnić się w pierwszy dzień szkoły, na dodatek w pierwszej klasie, prawda? - podszedł do mnie i wziął na ręce, mimo że nie byłam już taka malutka. On jednak cały czas traktował mnie, jak swoją księżniczkę, a ja korzystałam z tego, jak tylko mogłam.
-Oczywiście, że nie. Poza tym, dlaczego tak wolno idziesz? - chłopak parsknął śmiechem, chwytając moje ciałko wygodniej.
-Jesteś strasznie rozkapryszona, koleżanko. Ale cóż, tak sobie wychowałem mojego skarba. - pocałował mnie w policzek, a ja od razu skrzywiłam się i wypięłam język, na znak prostestu.
-Całuje się małe dzieci, a ja jestem już prawie dorosła. - wypięłam sie dumnie. I nie mówilam tego w żartach. Naprawdę byłam o tym przekonana.
-Oczywiście. Siedem lat to taka dojrzałość. - zacmokał w powietrzu, wyraźnie kpiąc ze mnie. - Ale jak sobie życzysz. Skoro jesteś już dorosła, nie będę traktował cię, jak dziecko. Od dzisiaj sama sie czeszesz, sama robisz sobie śniadanka, obiadki i kolacyjki, po myciu sama ubierasz się w piżamkę, a ja nie noszę cię do łóżka, jak księżniczkę, tylko będziesz musiała chodzić o własnych nóżkach. - z każdym jego słowem stawałam sie coraz bardziej przerażona, ponieważ nie wiedziałam, czy mówi to wszystko na poważnie, czy jedynie żartuje sobie ze mnie.
-Ale to, że jestem dorosła nie oznacza, że masz przestać traktować mnie, jak swoją księżniczkę. - zaćwierkałam, obejmując jego szyję i wtulając się w niego.
-No dobrze, kotku. Dobrze. Jesteś dorosła, a jednocześnie jesteś moim małym bąblem, który chce, żeby go rozpieszczać. - kolejny raz mnie pocałował, a ja już nie protestowałam.

Weszliśmy do dużgo budynku szkolnego, w którym byłam dzisiaj pierwszy raz. Czułam się niepewnie, dlatego obecność taty bardzo mi pomagała.
-Podoba ci się szkoła? - Justin zwrócił się do mnie, pocierając kciukiem moją malutką dłoń, która cała mieściła się w jego dłoni.
-Chyba tak. - wydukałam, widząc wiele starszych od siebie osób.

Razem udaliśmy się do jednej z klas, do której weszliśmy parę chwil później. Wiele dzieci siedziało już w swoich ławkach, a ich wzrok automatycznie padł na mnie, kiedy tylko weszłam do klasy. Nie znałam nikogo z nich, ponieważ do przedszkola chodziłam w zupełnie innej części miasta, blisko domu mojej babci, w którym mieszkałam. Teraz jednak, kiedy razem z tatą przeprowadziłam się, zmieniłam również otoczenie.

Spojrzałam niepewnie na tatę, a kiedy ujrzałam na jego ustach uśmiech, od razu poczułam się lepiej i pewniej. Nie odeszłam jednak od razu, tylko pociągnęlam go za rękaw od bluzki, aby ukucnął przy mnie.
-Co się dzieje, aniołku? - spytał, zakładając kosmyk moich długich, prostych włosów za ucho.
-A co, jeśli oni mnie nie polubią? - mruknęłam nieśmiało, bawiąc się nieśmiertelnikem, zawieszonym na jego szyi.
-Kochanie, o czym ty mówisz? Jak można cię nie lubić? Jesteś najsłodszą i najmilszą dziewczynką, jaką znam.
-Tato, powiedz szczerze, jestem jedyną dziewczynką, jaką znasz. - wybuchnęłam śmiechem, dopiero po chwili uzmysławiając sobie, że wszyscy ponownie na mnie spojrzeli. - A teraz muszę juś usiąść. - dodałam, wskazując na pierwszą ławkę.

Usiadłam obok rudowłosej, piegowatej dziewczynki, która nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem. Poczułam, że mnie nie polubiła i zrobiło mi się najzwyczajniej w świecie przykro. Liczyłam na to, że zdołam się z kimś zakolegować.

Wtedy do klasy weszła nauczycielka. Wyglądała zupełnie niesympatycznie, ale może to moje negatywne nastawienie sprawiło, że nie polubiłam jej od razu. Nie wiem.
-Witajcie, dzieci, w pierwszym dniu nauki w naszej szkole. - uśmiechnęła się, stając za biurkiem.
Opowiadała dalej, jednak ja zajęta byłam obserwowaniem wszystkiego dookoła. Nie interesowały mnie słowa nauczycielki, byłam rozkojarzona i ciężko było mi usiedziec na tym niewygodnym krześle tak długo, chociaż kiedy spojrzałam na zegarek, zorientowałam się, że minęło raptem pięć minut.

Westchnęłam, znudzona, podpierając głowę na rękach. Wtedy pani zaczęła rozdawać jakieś kartki, każdemu po kolei.
-Przekażcie to w domu mamusi, aby podpisała w prawym, dolnym rogu. - podsumowała, gdy każdy z nas trzymał dokument do podpisania.
Wtedy poczułam to charakterystyczne, nieprzyjemne uczucie w dole brzucha, a w moich oczach zebrały się łzy.
-A jeśli ktoś nie ma mamy? - wyszeptałam, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że powiedziałam to na głos.
Ruda dziewczynka, siedząca obok mnie, spojrzała na mnie, jakby zobaczyła ducha. Po chwili jednak znów nabrała poważnego wyrazu twarzy.
-Jak można nie mieć mamy, przecież każdy ją ma. - mruknęła oschle, a wtedy ja nie wytrzymałam i po prostu sie rozpłakałam.
-Najwyraźniej nie każdy. - szepnełam. I nie zabolałoby mnie to tak bardzo, gdyby nie to, że ta mała, rudowłosa wiedźma zaśmiała się cicho. - Za to mam najwspanialszego tatę na świecie. - dodałam, po czym zsunęłam się z krzesła na podłogę i odwróciłam się twarzą do tylnej ściany klasy. D razu odszukałam wzrokiem Justina. Tata wiedział, jak bardzo zabolało mnie to, ponieważ wiedział, że brakowało mi matki.

Ukucnął więc, zanim zdążyłam zrobić krok w jego stronę, i rozłożył ramiona, w które ja wpadłam chwilę później, zanosząc się płaczem, który tłumiła jego szyja.
-Nie płacz, aniołku. Duże dziewczynki nie płaczą, pamiętasz? - szepnął do mojego ucha, pocierając dłońmi moje plecy.
-Ale to przeze mnie mama nie żyje. - wychlipała cichutko. Nie chciałam, aby słyszał mnie ktokolwiek, poza tatą.
-Nie, skarbie. Mamusia odeszła, abyś ty mogła żyć. To nie twoja wina i nie myśl w ten sposób już nigdy więcej. Kocham cię.
-Ja ciebie też, tatusiu...

***Koniec wspomnienia***

Dziwiłam się samej sobie, że tak dobrze zapamiętałam ten dzień. Pamiętam, że wieczorem, tuląc się do klatki piersiowej taty, płakałam przez kilka godzin. Wtedy również opowiadał mi o mamie, mimo że był to temat, którego zawsze starał się unikać, prawdopodobnie, aby nie sprawiać mi dodatkowego bólu.

Możecie nie wierzyć, lecz przez przywołanie wspomnień na moment zapomniałam nawet o dziewczynie, która trzymała nóż, dociśnięty do mojego gardła. Teraz na nowo zaczęłam się bać, dwa razy bardziej, niż przed paroma chwilami.

-Co... Co sie dzieje? - zdołałam wydukać, chociaż moje gardło było niesamowicie zaciśnięte, a głos jakby uwiązł w nim.
-Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Justin jest mój i żadna tania dziwka, jak ty, nie ma prawa mi go odebrać, więc lepiej trzymaj swój tyłek z dala od niego. - poczułam, jak mocniej dociska nóż do mojego gardła, lecz nadal nie wbiła w skórę ostrza.
-Ale ja... - chciałam coś powiedzieć, wytłumaczyć jakkolwiek tę sytuację, lecz dziewczyna pociągnęła mnie za włosy, uniemożliwiając mi to.

Przymknęłam powieki. Naprawdę pogodziłam się już z tym, że za kilka krótkich chwil pożegnam się ze swoim życiem raz na zawsze. A szkoda. Miałam tyle planów, perspektyw na przyszłość. Nie mogłam ich wykorzystać, chociaż nie wiedziałam, w jaki sposób zawiniłam i dlaczego miałabym zostać zabita. Szarpanie się i wyrywanie nie miało najmniejszego sensu, ponieważ wtedy ostrze od razy przejechałoby po mojej delikatnej skórze. Zostało mi jedynie oczekiwanie.

Naraz, drzwi od mojej sypialni otworzyły się z impetem i z głośnym hukiem uderzyły o ścianę. Jedynie kątem oka mogłam zobaczyć, że osobą, która weszła do sypialni, okazał się Justin. Niemal natychmiast odetchnęłam z ulgą, mimo że w dalszym ciągu miałam nóż, przyciśnięty do gardła. Czułam jednak, że nie stanie mi się żadna krzywda. On na to nie pozwoli.

-Odsuń się od niej, dziwko. - warknął, a następnie, jednym, szybkim ruchem, wykręcił ręce brunetce i odsunął ją ode mnie.
Złapałam się za szyję i zaczęłam wolniej oddychać, uspokajając swój oddech. Dopiero wtedy mogłam spojrzeć na twarz brunetki. Rozpoznałam ją bardzo dobrze. Była tą samą dziewczyną, którą spotkaliśmy niedawno w galerii handlowej, kiedy zmuszona byłam udawać dziewczynę Justina. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak bardzo kierowała się rządzą zemsty, że byłaby w stanie zabić mnie z zimną krwią, nie zwracając nawet uwagi na konsekwencje swojego czynu. Ta dziewczyna nie jest normalna. Na pewno nie jest.

-Czy ty, kurwa, widzisz, co chciałaś zrobić!? Chciałaś ją zabić! Chciałaś zabić moją córkę! - wpatrując się w jej twarz, mogłam zauważyć, jak mina brunetki zmienia się z każdą chwilą. Szczęka brunetki opadła, a oczy otworzyły się szeroko.
-Córkę...? - wydukała. - To jest twoja... córka? - widziałam, że była prawdziwie zszokowana, a informacja ta była ostatnią, jakie prawdopodobnie brała pod uwagę. - Byłam pewna, że to twoja dziewczyna, Justin. Tak mi przecież powiedziałeś. Oboje tak powiedzieliście. - mimo że na początku była wściekła, teraz jej złość stopniowo opadała, a zastępowało ją poczucie winy.
-Wiesz, dlaczego tak powiedziałem? - Justin potarł dłońmi twarz. - Ponieważ nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz? Nic! Sądziłem, że kiedy dowiesz się, iż mam dziewczynę, po prostu odpuścisz. Nie sądziłem jednak, że masz ogromne problemy psychiczne i twoja zazdrość doprowadzi do tego. - kiedy spojrzałam na tatę, mogłam wyczuć coś jeszcze. Coś, oprócz troski o mnie, o moje bezpieczeństwo i życie. Miałam wrażenie, że dostrzegłam w jego oczach poczucie winy, jednak nie miałam pojęcia, skąd mogłoby znaleźć się u niego. Nie wiedziałam tego.

-Mogłeś mi to powiedzieć wprost. - fuknęła. - A nie wmawiać, że twoja córka jest twoją dziewczyną. Nie starałabym się wtedy jej... - zacięła się, spoglądając niepewnie na mnie.
-Zabić? Nie starałabyś się jej zabić? Słyszysz w ogóle, co ty mówisz, tępa idiotko!? - Justin podniósł głos i w ciągu jednej chwili zmniejszył odległość, dzielącą go od brunetki.
-Proszę, uspokój się. - szepnęłam, układając dłoń na jego ramieniu. Jego złość w tym momencie była zupełnie niewskazana.
-Posłuchaj córki. To, co zrobiłeś mojej siostrze powinno ci w zupełności wystarczyć. - spojrzałam na dziewczynę, wysoko unosząc brwi. Nie wiedziałam co ma na myśli, ale po jej słowach Justin stał się zdecydowanie bardziej spięty.
-Zamknij się, Rachel. - warknął, nerwowo zaciskając pięści.
-Dlaczego? Niech ona dowie się, w jaki sposób zemściłeś się na niej dzisiaj, godzinę temu.

W pomieszczeniu zapanowała nerwowa cisza, podczas której starałam się poukładać sobie to wszystko w głowie. Justin był naprawdę wściekły, gdy wsiadał do samochodu. Czy możliwe było, aby skrzywdził dziewczynę, o której mówi Rachel?
-Pochwal się, Justin, jak ją wykorzystałeś, jak ję zgwałciłeś, draniu! -  ostatnią część zdania wykrzyczała mu prosto z twarz.

Nagle zamarłam, a moje ciało gwałtownie stało się niesamowicie ciężkie. Moje nogi ugięły się, a ja musiałam podeprzeć się ręką biurka, aby nie upaść na podłogę. Zszokowana, spojrzałam na Justina. On jednak utrzymywał wzrok wbity w podłogę. Nie odzywał się, nie zaprzeczał, nie robił nic, aby odeprzeć od siebie ten zarzut.

-Tato, błagam, powiedz, że to nieprawda. Powiedz, że ona kłamie. - wyjąkałam. Nagle zachciało mi się płakać. Przed moimi oczami pojawiły się obrazy, w których Justin gwałcił jakąś bezbronną dziewczynę. Nie mogłam tego zrozumieć i, prawdę mówiąc zaczęłam się go bać, po prostu bać.
-Jazzy... Nie wiem, co mam ci powiedzieć. - wymamrotał, wyraźnie zakłopotany.
Kurwa, on był zakłopotany? A co ja miałam powiedzieć, skoro właśnie dowiedziałam się, że mój ukochany tatuś okazał się gwałcicielem?

Nie chciałam go dalej słuchać. Musiałam to wszystko przemyśleć. Gdy ta szokująca informacja dotarła do mnie, zaczęłam się bać Justina i nie chciałam przebywać w jego otoczeniu...

***Oczami Justina***

Kiedy tylko Jezzy wyszła ze swojego pokoju, przekląłem głośn. Widziałem w jej oczach przerażenie. Bała się przeze mnie, a, co gorsza, bała się mnie.

-Zadowolona jesteś z siebie? Po jaką cholerę jej o tym mówiłaś? -  naskoczyłem na Rachel, chociaż wiedziałem, że miała pełne prawo to powiedzieć.
-Niech wie, jakiego ma ojca. Bezlitosnego, damskiego boksera. Brzydzę się tobą! Mam zamiar odrazu iść na policję i zgłosić to, co jej zrobiłeś, co zrobiłeś mojej siostrzyczce.
-Więc może ja pójdę razem z tobą i zgłoszę nękanie, groźby karalne i podwójne usiłowanie zabójstwa? - chociaż chciałem, aby Rachel za to zapłaciła, nie mogłem pozwolić, aby jednocześnie zgłosiła gwałt na policję, ponieważ wtedy bezpowrotnie utraciłbym swoją małą córeczkę, a tego bym nie przeżył.
Rachel przez chwilę wpatrywała się we mnie, aż w końcu poddała się, wiedząc, że oboje jesteśmy winni.
-Dobrze. Ty nie pójdziesz na policję i ja również tego nie zrobię. -  wydukała w końcu, a po chwili wybiegła z pokoju, jak poparzona.

Zdziwiłem się, jednak nie zamierzałem jej zatrzymywać. Cieszyłem się, że zeszła mi z oczu i nie musiałem jej dłużej oglądać. Miałem dość tej dziewczyny. Z jednej strony przypominała mi o groźbach, względem Jezzy, natomiast z drugiej, siostra Rachel była tak do niej podobna. Automatycznie przed moim oczami pojawiała się ta drobna, zapłakana i, swoją drogą, piękna brunetka. Teraz żałowałem, że tak bardzo ją skrzywdziłem.

Zszedłem schodami na parter, a kiedy zobaczyłem, że drzwi tarasowe są otwarte, zorientowałem się, że to tam udała się Jezzy. Nie myliłem się. Na bujanej ławce w ogrodzie siedziała szatynka, a jej kolana przyciągnięte były do klatki piersiowej.

Westchnąłem cicho, podszedłem do ławki i usiadłem obok dziewczyny. Nie spojrzała na mnie, a ja odniosłam wręcz wrażenie, że zadrżała lekko, kiedy pogładziłem jej ramię.
-Aniołku, nie bój się mnie. Przecież wiesz, że nie zrobię ci krzywdy. -  wyszeptałem. Ranił mnie jej strach, względem mnie, choć jednocześnie wiedziałem, że w pełni na to zasłużyłem.
-Właśnie nie wiem tego, tato, rozumiesz? Dlaczego tak bardzo skrzywdziłeś tę dziewczynę? Dlaczego ją... zgwałciłeś?
-Zrozum, byłem wściekły. Ona chciała tak po prostu cię zabić, zabrać cię ode mnie...
-Ale to nie jest powód, aby w ten sposób odgrywać się na niej. Zrozum, zniszczyłeś jej życie. Przez ciebie będzie się teraz bała każdego faceta. Przez ciebie, Justin. 
Jej słowa tak bardzo mnie rabiły, a jednocześnie były tak szczere. Chyba potrzebowałem, aby ktoś porządnie mną potrząsnął, aby ktoś wprost wskazał mi moje błędy.
-Wiem, Jazzy. Wiem, że jestem zwykłym skurwielem, ale teraz już czasu nie cofnę. Żałuję tego. Naprawdę żałuję. Cały czas widzę jej załzawione oczy, rozumiesz? Cały czas słyszę jej krzyki, kiedy błagała mnie, abym...
-Justin, przestań! Nie chcę tego słuchać, rozumiesz!? Nie chcę, to boli! - szatynka zatkała dłońmi uszy i zacisnęła powieki, spod których wypłynęły łzy. - Jestem kobietą i  w imieniu tej dziewczyny, całkowicie szczerze mówię, że zachowałeś się, jak zwykły chuj i chcę żebyś o tym wiedział.
Przyznam szczerze, nie spodziewałem się aż takiej szczerości z jej strony. Poczułem się jeszcze gorzej ale wierzyłem, że poczucie winy pomoże mi stać się lepszym człowiekiem, a przynajmniej nie pozwoli popełnić tego samego błędu.
-Ale jednocześnie jesteś moim tatą, którego kocham i któremu muszę to wybaczyć. - po paru chwilach milczenia, podczas których właściwie nie wiedziałem, co mam zrobić, dziewczyna w końcu odezwała się do mnie. Następnie objęła ramionami moją szyję i przytuliła się do mnie. Wykorzystałem tę okazję niemal natychmiast i objąłem ją w pasie, sadzając na swoich kolanach.

Znów poczułem to dziwne uczucie, gdy trzymałem ją w ramionach. Dziwne, lecz przyjemne. Kolejny już raz wróciłem myślami do momentów, w których pomyślałem o niej dwuznacznie. Nie, jak o córce, tylko jak o kobiecie, którą jestem zainteresowany.

Musiałem się powstrzymywać, aby nie patrzeć prosto na jej usta, kiedy odsunęła się ode mnie odrobinę. Wyglądały zbyt kusząco i pociągająco. Naaprawdę mialem wrażenie, że nie będę potrafił się jej oprzeć. I, kurwa, bałem się tego.
W niekontrolowany sposób zacząłem zbliżać się do niej, tym razem fizycznie. Moja dłoń wylądowała na jej policzku, natomiast druga na biodrze dziewczyny. Możecie uznać, że jestem nienormalny, skoro najpierw przeklinam się za to w duchu, a chwilę później nie potrafię się pohamować, ale ja naprawdę czułem, że właśnie to powinienem zrobić. Myśli w moim mózgu toczyły ze sobą walkę i nadal sprzeczały się ze sobą. Jednak kiedy Jezzy uniosła prawą dłoń i przejechała opuszkami palców po moim policzku, wszystko ustąpiło. Każdy mięsień w moim ciele, który uprzednio spięty był niesamowicie, teraz rozluźnij się natychmiast, jedynie za sprawą jej dotyku.

Wtedy jednak, gdy nasze usta dzieliło raptem kilka centymetrów, zobaczyłem, że po policzku szatynki spłynęła jedna, samotna łza.
-Kochanie, dlaczego płaczesz? - zaniepokojony, otarłem słoną ciecz z jej gładkiej skóry.
-Nie możemy, rozumiesz? Nie możemy, chociaż... Chociaż ja chcę... -  wyszeptała w moje usta, a następnie zsunęła się z moich kolan i pobiegła z stronę domu, cała roztrzęsiona.

Nie wiedziałem, co powinienem teraz zrobić, jak się zachować. Mimo że nie powinien, na moich ustach pojawił się delikatny, szczery uśmiech. Zastanawiałem się czy porozmawiać teraz z Jezzy i wyjaśnić z nią wszystko, czy pozwolić jej pobyć w samotności. Dla nas obojga była to bardzo trudna sytuacja, ponieważ oboje zaczynaliśmy odczuwać coś, czego nie powinniśmy, a wręcz nie mogliśmy.

Zapewne siedziałbym na bujanej ławce w ogrodzie jeszcze przez długi czas, rozmyślając nad wszystkim, lecz wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Gdy przeszedłem przez taras, a następnie przez salon, mogłem w końcu otworzyć drzwi.

Niemal od razu moje usta utworzyły małą literę "o". Przede mną stał dość wysoki mężczyzna w moim wieku. Ubrany był w czarne dresy, zwężane przy nogawkach, oraz czarną bluzę, której rękawy podwinięte były nad łokcie.
-Justin, stary, jak dawno cię nie widziałem! - wyśpiewał, rzucając się na mnie i poklepując pi plecach.
Byłem zaskoczony zarówno jego przywitaniem, jak i samą niezapowiedzianą wizytą, którą mi złożył. I równocześnie skłamałbym, gdybym powiedział, że ucieszyłem się na jego widok.
-Na pewno sporo. - wymamrotałem niechętnie, jednak przykleiłem do twarzy sztuczny, wymuszony uśmiech.
-Koniecznie musimy to nadrobić, chłopie. - dodał i tak po prostu, bez zaproszenia, wszedł do środka, rzucając na podłogę sportową torbę. - Nieźle się urządziłeś. - westchnął opadają na kanapę i układając nogi na niewielkim, szklanym stoliku.

Kurwa, jak ten koleś nieziemsko mnie denerwował. Przyszedł tu raptem parę chwil temu, a już czuje się, jak u siebie, chociaż ja wcale nie zachęcałem go do tego. Właśnie dlatego, gdy tylko ujrzałem go w progu mojego domu, byłem zdenerwowany i w pewnym stopniu zirytowany.

Dla wyjaśnienia, mężczyzna ten nazywa się Jason McCann. Chodziliśmy razem do liceum i w tamtych czasach przyjaźniliśmy się. Razem rzuciliśmy szkołę i, cóż, wtedy zaczęła się mniej ciekawa część historii...

***Wspomnienie***

Otworzyłem ciężkie, ogromne drzwi szkoły i wszedłem na dwór, co zaraz po mnie uczynił Jason. Właśnie w tym dniu rzuciliśmy papierami w gabinecie dyrektora i ostatecznie zakończyliśmy naukę. Czułem się niesamowicie lekko. Poczułem wolność, jakiej nie czułem jeszcze nigdy. Jednakże, musiałem teraz na poważnie pomyśleć nad przyszłością.

-Bieber, znalazłeś sobie jakąś robotę? W końcu teraz, kiedy wyprowadziłeś się od mamusi, musisz jakoś utrzymać siebie i tego swojego bachorka. - wiedział dobrze, że nie lubiłem, kiedy mówił w ten sposób o Jazzy i zawsze wykorzystywał to, aby chociaż odrobinę podnieść mi ciśnienie.
-Nie zastanawiałem się jeszcze. A co, masz dla mnie jakąś propozycję? - usiadłem na murku przed szkoła i spojrzałem na niego, jednocześnie mrużąc oczy, ponieważ promienie słoneczne bezlitośnie padały prosto na moje źrenice.
-Prawdę mówiąc, jest jedna robota, w której sprawdziłbyś się idealnie. Słyszałeś kiedyś o chłopcach do towarzystwa, którym kobiety płacą za seks? - odpalając papierosa między wargami, spojrzał na mnie z powagą, lecz kiedy zobaczył moją minę, wybuchnął głośnym śmiechem.
-Jesteś, kurwa, pojebany. - przewróciłem oczami, zirytowany. Jego tanie żarty przestały mnie śmieszyć, kiedy na poważnie zacząłem zastanawiać się nad przyszłością.
-Wybacz, kolego. Mówię tylko, że byłbyś wtedy w swoim żywiole. - wzruszył ramionami, cały czas podśmiewając się pod nosem. - A tak na poważnie, mam znajomego, który rozprowadza po mieście dragi i potrzebuje ludzi do pomocy. Dobrze płaci, o nic nie pyta, myślę że to dla nas szansa, stary.
Przez parę chwil nie odzywałem się, tylko zastanawiałem nad jego propozycją. Nie pierwszy raz robiłbym coś, co nie jest zgodne z prawem, a najważniejsze w tym momencie były dla mnie pieniądze, abym mógł zapewnić Jazzy wszystko, czego potrzebuje. Od teraz nie mogłem już liczyć na wsparcie rodziców i musiałem polegać jedynie na sobie.
-Więc jak? Wchodzisz w to? - Jason wyciągnął w moim kierunku rękę. Jeszcze przez parę sekund wahałem się, ale w końcu uścisnąłem jego dłoń, kiwając twierdząco głową.
-Wchodzę.

***Koniec wspomnienia***

Tak, kiedy miałem osiemnaście lat zacząłem rozprowadzać po mieście narkotyki i miałem z tego naprawdę grube pieniądze. Byłem jednak dumny z siebie, ponieważ nigdy w życiu nie wziąłem ani jednej działki. Nigdy nawet nie chciałem spróbować. Nie kręcił mnie świat narkotyków tak, jak wkręcił Jasona. Zależało mi jedynie na tym, aby zapewnić godziwe życie swojej małej córeczce.

To z tego powodu przestałem przyjaźnić się z Jasonem. Chłopak uzależnił się i stał się zupełnie innym człowiekiem. Rzadko kiedy był trzeźwy i nie potrafiłem rozmawiać z nim tak, jak kiedyś. Teoretycznie, tylko on wiedział o mojej czarnej przeszłości i zależało mi na tym, aby nikt więcej nie dowiedział się, że wmieszany byłem w ciemne interesy. Skończyłem z tym, kiedy skończyłem dwadzieścia lat i od tamtej pory nie ciągnęło mnie, aby wrócić do handlu.

Wpatrując się w Jasona, do mojej głowy powróciło naprawdę wiele wspomnień, i tych dobrych, i tych złych. Jednak wtedy w mojej głowie pojawiła się pewna myśl, która zaczęła uporczywie w niej pulsować.

I nagle, jakby na potwierdzenie tego, o czym rozmyślałem, usłyszałem kroki na schodach, należące do Jazzy. Nie było mi na rękę, aby Jason i Jazzy poznali się, po latach. Szatynka zapewne nie pamięta go, jak również on nie pamięta zbyt dobrze jej. Różnicą, w porównaniu do przeszłości, jest jednak fakt, że wtedy Jazzy miała raptem sześć lat i była słodkim dzieciakiem, natomiast teraz ma lat piętnaście i jest seksowną nastolatką, która podnieca nawet swojego ojca.

Widziałem, jak wzrok Jasona powędrował w jej stronę, a na ustach pojawił się uśmiech. Pieprzony uśmiech, który już teraz zupełnie mi się nie spodobał. I wiedziałem również, że zwiastuje on spore kłopoty...

~*~

Oh, byłabym chora, gdybym nie dodała czegoś takiego na koniec rozdziału ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
final-justice-jb.blogspot.com