Przez dobre parę minut wpatrywałem się w tęczówki Jazzy, obejmując jej twarz dłońmi. Powoli i niepewnie przejechałem krańcem języka po wargach, nadal czując na nich słodki smak ust szatynki, jakby cały czas przylegały do moich.
-Kurwa... - powtórzyłem, tym razem głośniej, powoli opuszczając ręce, które opadły wzdłuż mojego ciała. Nie mogłem uwierzyć, że wydarzyło się to naprawdę. Nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście całowałem się z własną córką. Przecież to chore.
Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić. Jazzy również była zszokowana i nie potrafiła wypowiedzieć chociaż jednego słowa, a jej usta w dalszym ciągu były lekko rozchylone. Chciałem się poruszyć, chciałem się odezwać, jednak nie potrafiłem. W tym momencie byłem cholernie onieśmielony własnym dzieckiem.
Nie umiałem już dłużej stać w miejscu i patrzeć w jej oczy, dlatego zebrałem w sobie całą, nagromadzoną energię, odwróciłem się na pięcie i pospiesznie wyszedłem z domu. Wiem, że zachowałem się źle. Powinienem porozmawiać z Jazzy, wytłumaczyć wszystko. Było to jednak trudniejsze, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a ja nie miałem w tym momencie siły na nic.
Lekki podmuch wiatru otrzeźwił mnie minimalnie, kiedy ruszyłem opustoszałą drogą, przed siebie. Trzymając ręce w kieszeniach, a głowę spuszczoną, starałem się pozbyć z umysłu wszystkich myśli, związanych z tym, co przed chwilą wydarzyło się między mną, a Jazzy. Jednakże, to chyba normalne, że nie potrafiłem przestać o tym rozmyślać. Nigdy w życiu nie byłem w podobnej sytuacji i zwyczajnie nie wiedziałem, co powinienem teraz zrobić. Nie wiedziałem, co jest słusznym rozwiązaniem.
Moje nogi podświadomie poprowadziły mnie pod dom Zayna. Chociaż wiedziałem, że brunet nie pomoże mi w żaden sposób, postanowiłem z nim porozmawiać. Przyzwyczaiłem się do tego, że mężczyzna nie jest wrażliwy na problemy innych, jednak nazywałem go swoim przyjacielem od dziesięciu lat, a taki okres czasu do czegoś zobowiązuje.
Bez pukania otworzyłem drzwi wejściowe i wszedłem w głąb domu. Niemal od progu mogłem usłyszeć, a także dostrzedz, że przerwałem Zaynowi w niedwuznacznej sytuacji. Brunet leżał na kanapie w salonie, a na nim siedziała jakaś brunetka. Dziewczyna miała na sobie jedynie majtki, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że przerwałem im zabawę.
Kiedy odkaszlnąłem głośno, a oni zorientowali się, że nie są w pokoju sami, brunetka szybko złapała materiał swojej bluzki i zakryła nim piersi, a Zayn przeklął głośno, odrzucając głowę w tył.
-Na dzisiaj wystarczy. - wymamrotałem. Normalnie roześmiałbym się, gdybym znalazł się w takiej sytuacji, lecz teraz nie było mi do śmiechu i nawet przerażenie na twarzy dziewczyny nie potrafiło poprawić mi nastroju. - Pani już dziękujemy. - podszedłem do kanapy i złapałem brunetkę za ramię. W drugą rękę chwyciłem jej spodnie oraz stanik, a także schyliłem się po wysokie szpilki. Następnie pociągnąłem ją w stronę wyjścia, a dziewczyna była tak zdezorientowana, że nie potrafiła zareagować w żaden sposób. Niemal nagą, wypchnąłem ją za drzwi i rzuciłem w jej kierunku resztę jej ubrań, po czym z powrotem zatrzasnąłem drzwi, wypuszczając głośno powietrze. Nie myślałem, co robię. Nie pomyślałem, co właśnie zrobiłem i jak potraktowałem tę dziewczynę. Możecie nie wierzyć, ale nie spojrzałem nawet na jej praktycznie nagie ciało, ponieważ w głowie cały czas moje usta toczyły zawziętą walkę z wargami Jazzy.
-Czy ciebie kompletnie pojebało!? Co ty wyprawiasz!? - spodziewałem się, że Zayn nie będzie zadowolony z mojej niezapowiedzianej wizyty, lecz jego krzyk jakby do mnie nie docierał. Wpadał jednym uchem, a wypadał drugim, omijając przy tym umysł. - Mówię do ciebie, debilu. Mógłbyś łaskawie wyjaśnić, dlaczego wyrzucasz z mojego domu dziewczynę, którą miałem zamiar zaliczyć, jakbyś był u siebie? Uświadomię ci coś. Nie jesteś u siebie więc, kurwa, nie myśl, że wszystko ci wolno. - kiedy on mówił, ja zamyślony podszedłem do fotela i usiadłem na nim, opierając się o kolana. - Kurwa, człowieku, co ci jest!? - gdy nie odpowiadałem na jego zaczepki, potrząsnął mną dość gwałtownie. A ja znów nie uniosłem nawet wzroku, jakbym w jego domu był tylko ciałem, a moja dusza znajdowała się całkowicie gdzie indziej.
Kątem oka zauważyłem, jak Zayn zaczął krzątać się po domu, uprzednio wciągając na siebie dresy. Wyciągnął jedną puszkę piwa i rzucił w moim kierunku, ale zrobiłem unik i przedmiot uderzył z hukiem o podłogę. Brunet westchnął, patrząc na mnie z pożałowaniem. Widziałem, jak wyciągnął telefon i prawdopodobnie napisał do kogoś wiadomość, jednakże nie zainteresowałem się, do kogo i w jakim celu. Właściwie, nie wiem, dlaczego tutaj przyszedłem. Nie wiedziałem, czy chcę o tym rozmawiać i im dłużej siedziałem na tym fotelu, tym większe wątpliwości miałem. Może lepiej byłoby to przemilczeć i udawać, że nic takiego nie miało miejsca? Może nie powienienem dopuścić, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, co zaszło między nami?
Siedząc tak, wpatrywałem się we wskazówki zegara, które z każdą chwilą zbliżały się do pełnej godziny. Pięć minut przed jedenastą, drzwi od domu otworzyły się. Moja głowa nie była nawet w stanie obrócić się w kierunku odgłosu. Dopiero gdy kilka osób usiadło na kanapie w salonie, a ja spojrzałem na ich buty, zrozumiałem, że wiadomość Zayna kierowana była do moich kumpli.
-Co mu jest? - kiedy Jake opadł na drugi fotel, wskazał palcem na mnie.
-Nie mam pojęcia. Wpadł do mnie, jakby ktoś go gonił, laskę mi z łóżka wypieprzył, a teraz siedzi tu, nie rusza się, nic nie mówi, jakby zaraz miał zasnąć.
Przez chwilę w salonie panowała cisza. Podejrzewałem, że każdy z chłopaków wpatruje się we mnie, lecz ja nadal nie wiedziałem, czy mam im powiedzieć, czy też nie.
-Bieber, coś się stało z Jazzy? - gdy usłyszałem jej imię, moje ciało minimalnie drgnęło, jednak nie dałem po sobie poznać, że to słowo mnie poruszyło. - Wróciła?
Skinąłem głową, aby odpowiedzieć na pytanie. W salonie rozniosły się głośne westchnienia ulgi. Myśleli, że to z tego powodu siedzę tutaj, jak zabity. Myśleli, że jestem w szoku z powodu jej powrotu. Może obawiali się również, że coś się jej stało. Prawda była jednak zupełnie inna.
-Powinieneś się cieszyć. No, chyba że ktoś zrobił jej krzywdę? - tym razem pokiwałem glową, ale przecząco.
-Dzięki Bogu, już się bałem. Ale to naprawdę nie jest powód, żeby przerywać mi tak wspaniale zapowiadający się wieczór.
-Zayn, okaż trochę współczucia koledze. - ich ta sytuacja zaczynała bawić, a ich śmiech działał mi na nerwy. Postanowiłem więc zakonczyć całą tę szopkę i w końcu powiedzieć prawdę.
-Całowałem się z Jazzy. - wyrzuciłem z siebie na jednym tchu. Wypowiedzenie tego zdania kosztowało mnie bardzo wiele.
W salonie zapanowała cisza. Nie przerywał jej żaden, nawet najmniejszy szmer. Kiedy jednak zaczęła się robić stresująca i zdecydowanie niekomfortowa, uniosłem wzrok, aby zobaczyć niemal kamienne twarze znajomych.
-Co... Co ty powiedziałeś? - wyjąkał David, mrużąc oczy.
-Całowałem się z Jazzy. Całowałem się z własną córką. Obmacywałem własną córkę. Jestem zboczeńcem, a na dodatek pedofilem. Pozdrawiam.
I znów zapadła grobowa cisza, której ja miałem już całkowicie dość. Wstałem więc gwałtownie z fotela i chwyciłem pierwszy przedmiot, który znalazł się pod moją ręką, po czym rzuciłem nim w ścianę. Jak się po chwili okazało, była to szklanka, która teraz leżała na podłodze, w postaci tysięcy maleńkich drobinek szkła. Nadal jednak panowała cisza, którą przerywał jedynie mój przyspieszony oddech.
-Całowałeś się z Jazzy? Tak całowałeś, że... że całowałeś? - parsknąłem pozbawionym humoru śmiechem, gdy usłyszałem zawiłe pytanie Jake'a. Chociaż on jeden postanowił się odezwać, jednak jego głos przypominał głos małego, wystraszonego chłopca.
-Tak. Tak normalnie. - sapnąłem, z powrotem opadając na fotel, z którego podniosłem się parę chwil temu.
-No to pojechałeś... - skomentował Zayn, przejeżdżając palcami prawej ręki po włosach.
-Tak, wiem. - warknąłem. - Co ja mam teraz zrobić? Wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało? To, kurwa, nie jest normalne, a ja zaczynam się bać samego siebie. Najpierw w klubie, prawie stanął mi na jej widok, a teraz to. I pytam jeszcze raz, co ja mam zrobić?
Chłopaki wpatrywali się we mnie, lecz żaden nie odezwał się przez następne kilka minut. Zaśmiałem się, znów bez humoru. Oczywiście, żaden z nich nie ma pomysłu i znów zostałem sam z problemem.
-Rozmawiałeś z nią o tym? Rozmawiałeś z Jazzy? Musicie to wszystko wyjaśnić. Nie możecie tego zostawić.
-Nie rozmawiałem. Wróciłem z nią do domu, po paru minutach tak po prostu, jakby to było całkowicie normalne, zaczęliśmy się całować, a potem niemal uciekłem z domu, bo nie potrafiłem dłużej patrzeć jej w oczy. Ja się boję, rozumiecie? Boję się, bo nie wiem, co teraz będzie. Boję się, że przez swoje nieogarnięte hormony ją stracę. I nie mowię teraz o tym, że znów ucieknie. Chodzi mi o nasze wzajemne relacje. Boję się, że po tym wszystkim przestanie mieć do mnie zaufanie.
-Nie wiem, stary. Nie wiem, co mam powiedzieć i zapewne żaden z nas nie wie. Powiem ci tylko jedno. To już nie są żarty. To poważna sytuacja. Zadam ci teraz pytanie, ale masz zastanowić się, zanim na nie odpowiesz. Czy kiedykolwiek, chociaż przez ułamek sekundy, poczułeś do Jazzy coś... coś więcej? Nie mówię teraz w sposób fizyczny, tylko psychiczny i mentalny. Czy kiedykolwiek poczułeś, że znaczy dla ciebie więcej niż córka?
Godzinę temu nie wahałbym się przed odpowiedzią na to pytanie. Teraz jednak nie potrafiłem odpowiedzieć od razu, ponieważ nie potrafiłem wprost zaprzeczyć. Nie wiedziałem, co czuję. Nie byłem świadomy swoich uczuć i emocji.
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Byłem przekonany, że nie, ale teraz... Teraz wszystko się zmieniło, a ja nie potrafię normalnie odpowiedzieć. - westchnąłem, tak samo przybity, jak i zdołowany. Najdziwniejsze jednak w tym wszystkim było to, że ani przez chwilę nie żałowałem tego pocałunku i w momencie jego trwania poczułem coś, co ludzie nazywają... szczęściem.
***Oczami Jazzy***
Nie wiem, czy wychodząc z domu wykazał się tchórzostwem, czy może odwagą. Wiem jednak, że byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. Nie przeżyłabym, gdyby w dalszym ciągu stał i wpatrywał się w moje oczy. Jego spojrzenie było hipnotyzujące i takie wciagające. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie wpatrywałam się w jego tęczówki tak długo i z takim skupieniem.
Gdy tylko drzwi od domu zatrzasnęły się za nim, momentalnie złapałam się za głowę i ukucnęłam, czując lekkie zawroty. Po chwili jednak opadłam na kolana, nie potrafiąc utrzymać się na nogach. Drżącą ręką wyciągnęłam z kieszeni telefon i napisałam do Austina wiadomość, aby przyszedł do mnie teraz. Nie potrafiłam siedzieć sama. Nie wiem, dlaczego. Zawsze uwielbiałam samotność, a w tym momencie jakby się jej bałam.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje...
-Co ja zrobiłam... - wymamrotałam, chwytając w dłonie swoje włosy. Nieświadomie zaczęłam płakać, chociaż nie miałam ku temu powodu.
Jak mogłam do tego dopuścić? Jak mogłam całować się z Justinem? Jak mogłam całować się z własnym ojcem? Owszem, on to zaczął, ale ja odwzajemniłam i pogłębiałam pocałunek. Przecież to chore...
Nie ruszyłam się z podłogi nawet o centymetr, aż do czasu, kiedy drzwi od domu otworzyły się, a do środka wszedł, a może raczej wpadł, Austin. Kiedy tylko mnie zobaczył, upadł przede mną na kolana i silnie objął mnie ramionami.
-Boże, tak się bałem, że coś ci się stało. Tak cholernie martwiłem się o ciebie. Skarbie, nie rób tego nigdy więcej, rozumiesz? Nie pozwalam ci. - to niesamowicie kochane, że brunet tak bardzo troszczył się o mnie, lecz nie potrafiłam w tym momencie docenić jego starań. - Kochanie, co się stało? Dlaczego płaczesz? - gdy skończył mnie przytulać i spojrzał na moją zapłakaną twarz, zorientował się prawdopodobnie, że prosiłam, aby przyszedł, z całkiem innego powodu.
-Całowałam się z Justinem. - wymamrotałam, bardzo cicho. Nie wiedziałam, czy chłopak to usłyszał, jednak nie byłam w stanie powtórzyć. Znów zaczęłam płakać, dlatego przyjaciel złapał mnie w pasie i przyciągnął na swoje kolana, na których usiadłam okrakiem. Objęłam jego szyję ramionami i wtuliłam w nią twarz, łkając cicho.
-Mała, proszę, powiedz, że nie mówisz o swoim ojcu. Proszę, powiedz, że mówisz o jakimś innym Justinie. Błagam o to. - wyszeptał do mojego ucha. Kiedy słyszałam ledwo wyczuwalną desperację w jego głosie, czułam, jakbym go zdradziła i zawiodła. Innymi słowy, czułam się jeszcze gorzej.
-Mówię o nim, o tacie. Całowałam się z własnym ojcem, Austin. - musiałam wyprowadzić go z błędu. Musiałam zniszczyć jego nadzieje, chociaż wcale nie chciałam tego robić.
-Boże... - wydukał, jeszcze mocniej przytulając mnie do siebie. I nie wiedziałam teraz, czy to on przytula mnie, czy może raczej sam przytula się do mnie. - Jak to się stało?
-Sama nie wiem. Wróciliśmy razem do domu, Justin zaczął coś mówić, ale praktycznie w ogóle go nie słuchałam, aż w końcu... spojrzał mi w oczy, a potem pocałował... - przymknęłam na moment powieki, wracając wspomnieniami do tego momentu. Gdy jego miękkie usta przyłożone były do moich, czułam się, jakbym przeniosła się do innej, piękniejszej krainy. - A ja to odwzajemniłam, w pełni świadomie. - dopowiedziałam, czując na sobie palący wzrok przyjaciela.
Widziałam ten wzrok Austina. Widziałam, że chłopak nie wiedział, co miałby odpowiedzieć. I doskonale go rozumiałam. Przecież to, co zrobiłam, co zrobiliśmy oboje z Justinem, było nienormalne. I Austin miał pełne prawo opieprzyć mnie za to.
-Proszę, powiedz coś. Mam dość ciszy. - wyszeptałam, patrząc z nadzieją w jego oczy. Brunet westchnął i przebiegł palcami po moich włosach, od samej góry, aż po końcówki.
-Jazzy, co ja mam ci powiedzieć? Całowałaś się z własnym ojcem. Wiesz, że to chore i zboczone, prawda? - zdołowana, oparłam czoło na jego ramieniu i sapnęłam cicho.
-Co ja mam teraz zrobić? Mam zachowywać się w jego towarzystwie normalnie? Jakby nic się nie stało? Jakby do niczego nie doszło?
-Najlepiej będzie, jeśli oboje o tym zapomnicie i nie bedziecie do tego wracać. Jakby ten incydent w ogóle nie miał miejsca.
-Austin... - przełknęłam głośno ślinę, kiedy dotarło do mnie najważniejsze. - Ale ja nie chcę o tym zapomnieć. Nie chcę, ponieważ... nie żałuję, rozumiesz? Ja chcę pamiętać ten pocałunek, ponieważ... ponieważ był piękny...
Jeszcze nigdy w życiu nie obawiałam się tak reakcji Austina, jak właśnie w tym momencie. Nie potrafilam nawet spojrzeć mu w oczy, gdy w salonie nadal panowała dołująca cisza.
-No powiedz coś, Austin. Błagam...
-Jazzy... Czy wy się na pewno tylko całowaliście? - owszem, chciałam, aby przerwał ciszę, ale nie, żeby zrobił to w ten sposób.
-Co ty sugerujesz? Że pieprzyłam się z własnym ojcem!? - pod wpływem wszystkich emocji uniosłam głos, lecz za chwilę znów go ściszyłam.
-Dzisiaj już nic nie będzie w stanie mie zdziwić, więc jeśli chcesz mnie dobić jeszcze bardziej, zrób to od razu. - westchnął, kręcąc co chwila głową.
-Nie to chciałam usłyszeć. - mruknęłam i chciałam zwinnie wstać z jego kolan, lecz brunet złapał mnie za nadgarstek, nim zdążyłam odejść.
-Przepraszam, po prostu jestem w szoku. Ta sytuacja nie jest dla mnie prosta i...
-Dla ciebie nie jest prosta? A pomyślałeś, co ja teraz czuję? Całowałam się z własnym ojcem. To jest prawdziwy problem, a twoje zszokowanie z tego powodu jest jedynie niewielką częścią.
-Przepraszam cię, Jaz, ale nikt cię do tego zmuszał. Masz swój własny rozum i mogłaś to przerwać, gdybyś... gdybyś oczywiście chciała...
-Właśnie w tym tkwi cały problem. - pociągnęłam żałośnie nosem, przybliżając się do niego. - Nie chciałam tego przerwać. - delikatnie wplątałam palce w jego włosy i zaczęłam sunąć nimi po skórze jego głowy, w tym samym czasie chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. - Nie rozumiem z tego nic.
-Mi też ciężko jest cokolwiek zrozumieć, dlatego myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdziesz spać. Sen jest dobry na wszystko, a może jutro wstaniesz z jakimś genialnym pomysłem w główce. Na przykład takim, że ojciec nie jest do całowania. - przewracając oczami, uderzyłam go lekko w ramię. Jego poczucie humoru czasem mnie denerwowało.
Postanowiłam jednak posłuchać jego rady. Wstałam z kolan Austina i złapałam go za rękę, po czym pociągnęłam chłopaka w stronę schodów. Gdy weszliśmy na górę, do mojej sypialni, rozebrałam się do bielizny i założyłam na siebie pierwszą koszulkę, jaka wpadła mi w ręce, po czym wślizgnęłam się pod kołdrę. Austin również ściągnął z siebie ubrania, pozostając w samych bokserkach.
Cieszyłam się, że zostanie dzisiaj ze mną. Nie chciałam pozostać z tym problemem sama. Teraz, kiedy był przy mnie, zawsze mogłam liczyć na słowo wsparcia i byłam mu za to wdzięczna, że mimo wszystko, mimo tego, co zrobiłam, nie zostawił mnie.
Kiedy Austin położył się obok mnie, objęłam go ramionami i ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, przymykając powieki.
-Wiesz, Jazzy. Głupiutka jesteś. - brunet poklepał mnie po głowie, na co ja sapnęłam pod nosem.
-Dziękuję bardzo. - mruknęłam.
-Wybacz, kochanie, ale mówię to, co myślę. Całować się z własnym ojcem? - miałam dość tych jego "mądrych słów", więc wsparłam się na jego klatce piersiowej i spojrzałam na niego.
-Gdybyś był dziewczynką, tak, jak ja, i gdybyś miał takiego ojca, jak Justin, mówiłbyś zupełnie inaczej. - a następnie z powrotem opadłam na jego klatkę, przykryłam się kołdrą i zamknęłam powieki.
***
Kiedy otworzyłam oczy i zaczęłam się rozbudzać, pierwszą myślą, jaka zaistniała w mojej głowie, były wczorajsze wydarzenia, a konkretnie to jedno, znaczące. To przecież nienormalne. Powinnam o tym zapomnieć, a nie cały czas wspominać, na dodatek pozytywnie wspominać.
-O czym myślisz? - dopiero teraz zorientowałam się, że Austin już nie śpi i wpatruje się we mnie przenikliwie.
-A jak sądzisz? - sapnęłam z irytacją. Byłam na siebie zła. Bardzo zła, a jednocześnie wystraszona.
-Wiesz, że musisz zapomnieć, prawda? Musisz przestać wspominać, Jaz.
-Wiem, ale to nie jest takie proste. Przecież nie zapomnę o tym od razu, nawet jakbym chciała.
-A ty przecież nie chcesz. - w jego głosie mogłam usłyszeć wyrzuty. Wiedziałam, że nie podobało mu się to, co zrobiłam.
-Przestań, to dla mnie naprawdę trudne, a ty... - przerwałam nagle, kiedy drzwi od mojej sypialni otworzyły się, a w progu stanął Justin.
Momentalnie wszystkie mięśnie w moim ciele zesztywniały. Jego wzrok utkwiony był we mnie, a ja nie wiedziałam, co mam teraz zrobić, jak się zachować. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak niezręcznie, a już zwłaszcza w jego towarzystwie. Za wszelką cenę chciałam pozbyć się tego uczucia, jednak nie było to takie proste.
Justin dalej milczał, a ta cisza byla tak cholernie niezręczna, że musiałam odkaszlnąć cicho, aby przerwać ją chociaż na moment.
-Austin, bądź tak miły i nie dotykaj mojej córki. - ostatnie słowo wypowiedział z niepewnością w głosie. Dziwnie się czuł, nazywając mnie swoją córką, po tym, co zaszło między nami wczoraj wieczorem.
Mężczyzna wyszedł z pokoju, tak po prostu, a ja w końcu mogłam odetchnąć głęboko. Byłam poddenerwowana, wiedząc, że będę musiała wziąć się w garść i porozmawiać z Justinem. I wiedziałam już, że będzie to najtrudniejsza rozmowa w całym moim życiu.
-Ja uciekam, słońce. Musisz poradzić sobie sama. - brunet pocałował mnie przelotnie w czoło, po czym wstał z łóżka i ubrał się w swoje wczorajsze ubrania. Następnie wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w nim zupełnie samą.
Westchnęłam głośno, wiedząc, że Austin ma rację. Muszę wstać, zejść na dół i załatwić tę sprawę po męsku, raz, a porządnie.
Biorąc głęboki oddech, odrzuciłam kołdrę na bok, sprawiając, że spadła z łóżka na podłogę. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, jednak kiedy tylko moja dłoń wylądowała na klamce, straciłam pewność siebie, której teraz cholernie potrzebowałam. Wiedziałam jednak, że nie mogę się wycofać, dlatego wyszłam na opustoszały korytarz. Niemal w tym samym momencie ze swojej sypialni wyszedł Justin. Przez moment wpatrywał się we mnie i jakby chciał coś powiedzieć, lecz spłoszył się i ruszył schodami na dół, ignorując mnie.
Byłam zła, widząc, jak Justin odwleka moment naszej rozmowy na dalszy tor. Nie zamierzałam jednak odpuścić. Nie teraz, kiedy zebrałam w sobie wystarczająco dużo siły, aby stanąć z nim twarzą w twarz i wyjaśnić tę kłopotliwą sytuację.
-Poczekaj! - krzyknęłam za nim, również schodząc, a wręcz zbiegając, po schodach.
Mężczyzna nie zatrzymał się, jakby w ogóle nie usłyszał mojego krzyku.
-Powiedziałam, poczekaj! - ponowiłam próby zatrzymania go, po raz kolejny nieskutecznie. Gdy w końcu moja złość osiągnęła najwyższy poziom, stanęłam przed Justinem i, biorąc mocny zamach, uderzyłam go w twarz. W pierwszym momencie, szatyn wydawał się całkowicie zdezorientowany, lecz po chwili, gdy doszedł do siebie, w końcu stanął, spojrzał mi w oczy i westchnął.
-Przecież wiesz, że musimy porozmawiać. - wymamrotałam, jakby onieśmielona, pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.
-Tak, wiem, ale przełóżmy to na inny...
-Nie. - przerwałam mu stanowczo. - Chcę porozmawiać z tobą teraz, w tym momencie.
-Jaz, daj spokój. Jestem niewyspany, mam kaca, a poza tym...
-Ty po prostu boisz się tej rozmowy! Przyznaj to! Widziałam w twoich oczach strach, Justin! - nie wytrzymałam i uniosłam głos. - Nie rozumiesz, że musimy to wszystko wyjaśnić? To, co zdarzyło się między nami wczoraj było nienormalne i dobrze o tym wiesz.
-Tak, wiem, ale to nie jest takie proste. - mężczyzna wplątał palce we włosy i pociągnął za ich końcówki z wyraźną frustracją. - I wiesz co? Masz rację. Boję się tej rozmowy. Kurwa, boję się spojrzeć ci w oczy, ponieważ nie wiem, co teraz o mnie myślisz.
-Mi też nie jest łatwo, ale nie możemy się od siebie oddalić. Owszem, stało się coś, co nigdy nie powinno się stać, ale czasu przecież nie cofniemy.
-Ja nie chcę cofnąć. - mimo że Justin wyszeptał to zdanie, doskonale je usłyszałam, ale miałam dziwne przeczucie, a może nadzieję, że źle je zrozumiałam.
-Tato... - ułożyłam dłoń pod jego brodą i uniosłam ją delikatnie. - Co się dzieje?
-Jazzy... Ja tego nie żałuję... - szatyn w jednej chwili objął dłońmi moją twarz i zbliżył się do mnie, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.
W salonie znów zapanowała cisza, podczas której wpatrywaliśmy sie w swoje tęczówki. Dopiero teraz zauważyłam, że w oczach taty pojawiły się malutkie iskierki radości. Nie wiedziałam jeszcze, co one oznaczają, ale w pewien sposób cieszyłam się, że on był szczęśliwy. W jednej chwili zapomniałam o naszej kłótni. Wszystkie poprzednie emocje zastąpiły te, które odczuwałam w tym momencie. Dziwne emocje, których nigdy w życiu nie czułam.
Nie wiem, ile czasu stalibyśmy tak, po środku salonu, lecz przerwał nam odgłos otwieranych drzwi wejściowych. Gdy odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku, zamarłam, jednak przed tym z moich ust wydobył się głośny pisk.
W tym momencie, do mojego domu, do miejsca, w którym czułam się bezpieczna, weszło trzech mężczyzn, których mogłam nazwać swoimi porywaczami...
~*~
Mam złą wiadomość! Skończyły mi się rozdziały, które mialam napisane w przód i teraz wszystko muszę pisać na bierząco! Aaaa! Boję się haha ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Ps. Przypominam o moim drugim opowiadaniu, na które wszystkich serdecznie zapraszam :)
final-justice-jb.blogspot.com
Kocham Cie!! :) ale mam nadzieje ze rozdzialy będą codziennie?..
OdpowiedzUsuńO boże co się teraz stanie??!!. Rozdział świetny. Przez ciebie zamiast robić zadanie czytam ;d. Kocham cię dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńPaulina nue mg wejsc na wojego aska :( Pisze że jestem zawieszona! Dlaczego?
OdpowiedzUsuń;o nie mam pojecia, co się stało, ja mam aska normalnie ;)
UsuńJejku co ja mam teraz zrobić :\
Usuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńChcem kolejny! <3
OdpowiedzUsuńChcem kolejny! <3
OdpowiedzUsuńJezu ciekawe co teraz się stanie z tymi 'porywaczami' ;o może Justin będzie ich znał?! O mój Boże! Ja już chcę następny!
OdpowiedzUsuńSUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! !
OdpowiedzUsuńSKARBIE DASZ RADE WIERZE W CIEBIE ! :** ej zrobisz tak ze to sa kumple Justina itd
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam! Pisz szybko :* kocham cię <3 hahaha i życzę powodzenia :*
OdpowiedzUsuńO Boże czułam po prostu jak mi serce waliło kiedy czytałam ten rozdział...
OdpowiedzUsuńGENIALNE!
Porywacze? Jak oni ją znaleźli? Matko.. Życze weny, pisz pisz ;)
Omg, cholera wspaniałe to <3
OdpowiedzUsuńO boże :o ten pocałunek, w końcu coś między nimi się dzieje <3 ! Kurde, oby Justin obronił Jazzy przed tymi porywaczami :c W ogóle to skąd oni wiedzieli, gdzie ona mieszka? :o Czekam z niecierpliwością na następny, weny życzę i przepraszam, że komentarz jest taki krótki :c :*
OdpowiedzUsuńKocham cię nad życie ❤❤❤ a to że oni tam weszli to jest takie zaskakujące ❤❤❤❤❤💞💞 /LK
OdpowiedzUsuńWakacje się skończyły, drugi tydzień szkoły i ja już niestety nie mam czasu na czytanie, więc będę musiała nadrabiać po kilka rozdziałów, dlatego przepraszam, że nie pod każdym rozdziałem znajdzie się mój komentarz.
OdpowiedzUsuńAle wracając do opowiadania. Kurde! Miałam zaległości w postaci trzech rozdziałów i zaczęłam je czytać i po prostu serducho cały czas mi tak mocno bije. Ci porywacze, ta jej ucieczka NO I TEN POCAŁUNEK! POCAŁOWALI SIĘ! JA NORMALNIE NIE WIERZĘ! O JEZU! JESTEM W SZOKU! TO DZIEJE SIĘ TAK SZYBKO, TE ICH RELACJE WCIĄŻ SIĘ ZMIENIAJĄ, A JA JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KOLEJNEGO ROZDZIAŁÓW! Pozdrawiam i życzę dużo weny.
O boze tucfytctt mam nadzieje ze nowy rozdzial szybko sie pojawi!!!<3<3<33333
OdpowiedzUsuńjeeeej , co oni zrobili , dalej nie wierzę w ten pocałunek :o Trudno teraz będziemy dłużej czekać , nasza wina , mówiłaś nam jak to się skończy , :***
OdpowiedzUsuńJeju, brak mi słów to jest zarąbiste! Rozumiem Justina w 100%, ponieważ sama nie wiedziałabym jak się zachować :) Weny kochana :*
OdpowiedzUsuńZajebisty *.*
OdpowiedzUsuńomg *-* hjdieojslsissksosowowj @idealbieberx3
OdpowiedzUsuńMatko robi sie coraz lepiej :D
OdpowiedzUsuńCudowny
OdpowiedzUsuńGenialny jesteś cudowna że tak szybko dodajesz rozdziały. Mam nadzieje że nic się nie stanie Jazzy.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na następny.
kocham cię xx
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńIdealny rodzdzial. Czekam na nastepny z niecierpliwoscia.
OdpowiedzUsuńSuperrrrrrr rozdział
OdpowiedzUsuńo moj bozee <3
OdpowiedzUsuńKiedy bedzie nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuńOmg *-* kocham <3
OdpowiedzUsuńomg najdziwniejsze opowiadanie jakie czytałam, ale nie powiem, że mi się nie podoba :)
OdpowiedzUsuń