Przez dobre kilka minut trzymałem moją wystraszoną księżniczkę w ramionach. Jazzy cała była roztrzęsiona, a ja nie mogłem jej się dziwić. Wystarczyła chwila, a doszłoby do prawdziwej tragedii. Zostałaby okaleczona do końca życia, a ja nie wybaczyłbym sobie tego nigdy.
-Dziękuję, tato. Dziękuję. - wyszeptała w moją klatkę piersiową. Pogłaskałem ją po włosach i mocniej przytuliłem do swojego ciała.
-Nie płacz już. - mruknąłem. Jej łzy raniły mnie, a ja nie chciałem, żeby dłużej była smutna.
Widziałem, że Jaxon był poważnie zakłopotany całą tą sytuacją. Wiedziałem również, że należy mu się kilka słów wytłumaczenia.
-Kilka dni temu Jazzy dostała groźbę, dotyczącą nogi. Dzień później skręciła kostkę. Natomiast parę chwil temu, pod nasze drzwi, ktoś dorzucił kolejną groźbę, która dotyczy twarzy. - spojrzałem znacząco na krem, leżący na stoliku, oraz na wypalone liście kwiata.
-Ja pierdole, to chore! - Jaxon podniósł głos, wyrzucając w powietrze obie ręce.
-Nie musisz mi tego mówić. Ktoś jest po prostu zdrowo popierdolony. - warknąłem. Na zewnątrz bylem wściekły, jednak w środku po prostu się bałem. Bałem się o zdrowie i bezpieczeństwo mojej małej córeczki.
-Boję się. Boję się, że ten człowiek nie odpuści. Boję się, że naprawdę coś mi zrobi. - wyjąkała ze strachem Jazzy, przesiadając się z powrotem na kanapę, obok mojego brata.
-Spokojnie. - pogładziłem ją delikatnie po kolanie, kucając między jej nogami. Uspokajałem ją, chociaż sam byłem zdenerwowany. - Nie pozwolę cię skrzywdzić. Pamiętaj o tym. - dziewczyna szybko pokiwała głową. Widziałem, że była lekko spanikowana.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nie miałem teraz ochoty przyjmować żadnych gości, zwłaszcza, że nie byłem u siebie. Podniosłem się jednak i poszedłem otworzyć.
Moje ciśnienie znacznie podskoczyło, gdy znów nie zastałem po drugiej stronie nikogo. Przeczucie mówiło mi, abym spojrzał w dół. I nie myliłem się. Tuż pod moimi nogami leżał kolejny karton, który chwilę później podniosłem, zaciskając drugą pięść.
-Co to jest, Justin? - obok mnie pojawił się Jaxon i ułożył dłoń na moim ramieniu.
-Kolejna, kurwa, kolejna groźba. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. - Jak tylko dorwę tego, kto to wszystko zaplanował, przysięgam, zabiję.
Już dawno nie byłem tak wściekły, jak teraz, zwłaszcza, że nie wiedziałem, co zawiera kolejna groźba. Chciałem, aby to wszystko w końcu się skończyło i żeby ten psychol zapłacił za łzy mojej małej księżniczki.
Otworzyłem, a właściwie ze wściekłością rozerwałem, karton, wracając z powrotem do salonu. Gdy spojrzałem w oczy Jazzy, ujrzałem jedynie przerażenie. Widziałem, jak wiele nerwów ją to kosztowało. Widziałem, jak bardzo cierpiała, obawiając się o swoje życie.
Parę chwil później, gdy zanurzyłem dłoń w kartonie, wyjąłem ze środka... Właściwie nie mogłem wyjąć nic konkretnego, dlatego zajrzałem w głąb pudełka. Myślałem, że już nic nie będzie mnie w stanie zdziwić, natomiast teraz zmieniłem zdanie. Przeraziłem się nie na żarty, gdy ujrzałem w środku lalkę, a właściwie jej części. Lalka była niemal poćwiartowana. Osobno w kartonie leżały jej nogi, jej ręce, a osobno głowa i tułów.
Z osłupienia wyrwała mnie Jazzy, kiedy zabrała ode mnie pudełko. Pisnęła cicho i zasłoniła usta dłońmi, gdy ujrzała jego wnętrze.
-Mam tego dość. - wyjąkała, a jej drżący głos wskazywał na to, że zaraz znów zacznie płakać. Dlatego też obiąłem ją ramionami, po czym mocno i stanowczo wtulilem w siebie. - Chcę do domu, Justin. Zabierz mnie do domu.
-Oczywiście. - złapałem ją delikatnie za rękę i poprowadziłem w stronę wyjścia. Nie chciałem nawet czytać groźby, znajdującej się w kartonie. Poćwiartowana lalka całkowicie mi wystarczała.
Jaxon odprowadził nas i wyszedł kawałek przed dom, zatrzymując się obok mojego samochodu. Otworzyłem drzwi od strony kierowcy i chciałem usiąść na fotelu, jednak wtedy stało się coś, czego nie mogłem przewidzieć.
Gdy Jaz wyszła na ulicę, aby zająć miejsce pasażera, z naprzeciwka ruszył samochód, niemal od razu z ogromną prędkością. Zamarłem, widząc, że jedzie prosto w stronę piętnastolatki. Mogłem przysiądz, że moje serce zatrzymało się na moment, a w mojej głowie pojawiła się świadomość, że mogę ja stracić. Cały mój świat, podczas tej jednej, krótkiej chwili, jakby się zawalił. Naprawdę miałem przeczucie, że za chwilę stracę sens swojego istnienia.
-Jaz, uważaj! - chciałem ją ostrzedz, lecz moje gardło było zbyt zaciśnięte. Dlatego też to z piersi Jaxona wydobył się ryk w stronę szatynki. W pierwszej chwili dziewczyna była zdezorientowana, lecz kiedy ujrzała pędzący w jej kierunku samochód, niemal w ostatniej chwili odskoczyła na pobocze.
Gdy zyskałem pewność, że mojej córeczce nie stała się żadna krzywda, odetchnąłem głęboko, lecz nie zamierzałem tak tego zostawić.
-Odwieź ją do domu i zajmij się nią, proszę. - zwróciłem się do brata, a następnie, nie czekając na jego odpowiedź, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem za samochodem, który prawie zabił moje dziecko.
Miałem pełen bak paliwa, dlatego byłem gotów ścigać tego skurwiela do czasu, aż jego samochód zatrzyma się gdzieś, na środku drogi. Wiedziałem, że nie mogę mu darować. Nie to, co zrobił i co chciał zrobić Jazzy. I nie interesuje mnie, że mogę mieć przez to problemy. Nie odpuszczę.
***
Po godzinnej jeździe, podczas której cały czas śledziłem ten przeklęty samochód, wjechałem na boczną, leśną drogę, kawałek za miastem. Byłem zniecierpliwiony, jednak wiedziałem, że powoli to już koniec podróży. Osoba, siedząca za kierownicą, najprawdopodobniej nie przyjechałaby tutaj, gdyby nie opustoszał jej bak paliwa.
-Pokaż się, skurwielu. - mruknąłem pod nosem, kiedy samochód w końcu zatrzymał się w środku lasu, a drzwi powoli zaczęły się otwierać.
Całkowicie szczerze mówię, że nie przyjechałem tutaj, aby wymienić z niedoszłym mordercą kilku zdań. Przyjechałem tutaj z wyraźnym zamiarem zabicia go. Nie będą mnie interesowały jego żałosne wytłumaczenia. Gdy moja pięść po raz pierwszy spotka się z jego mordą, nie będę potrafił się zatrzymać i pohamować narastającej złości. Ten psychol i pojebaniec groził mojej córce i chciał ją bez skrupułów zamordować, dlatego ja również nie zawaham się, aby zadać mu ból.
Wszystkie moje plany stanęły jednak pod znakiem zapytania, gdy drzwi otworzyły się na całą szerokość, a na leśnej drodze stanęła para damskich, smukłych nóg, ubranych w szpilki. Uniosłem wysoko brwi, nie spodziewając się tego, że kierowcą może okazać się kobietą. Nie brałem tego nawet pod uwagę, dlatego nie przygotowałem żadnego innego planu.
Wiedziałem jednak, że płeć nie powstrzyma mnie od wymierzenia sprawiedliwości. Wysiadłem więc gwałtownie z samochodu i ruszyłem w stronę dziewczyny. Na oko miała ona mniej więcej dwadzieścia dwa lata. Jej czarne, falowane włosy opadały na ramiona, a delikatny makijaż podkreślał południową urodę. Na szpilkach była kilka centumetrów niższa ode mnie, dlatego gdy podszedłem blisko niej, musiała zadrzeć głowę do góry, aby móc na mnie spojrzeć.
-Dobrze się bawisz, dziwko!? - warknąłem, popychając ją na jej samochód i zatrzaskując drzwi od stony kierowcy.
Brunetka była przerażona, co widziałem po jej oczach. Dodatkowo, jej oddech znacznie przyspieszył.
-Zadałem ci, kurwa, pytanie!? - wrzasnąłem prosto w jej twarz, łapiąc ją za włosy.
Z ust dziewczyny wydobył się pisk, spowodowany bólem. Gdy jednak nie odpowiedziała przez kolejne sekundy, uderzyłem ją w twarz, mocno, nawet bardzo.
-Masz zamiar cokolwiek powiedzieć!? - irytowała mnie, cholernie mnie irytowała. Najpierw próbuje zabić moją córkę, a teraz milczy, jakby straciła zdolność słuchu.
Brunetka pokręciła przecząco głową i chciała ją spuścić, lecz otrzymała ode mnie kolejne uderzenie, tym razem w drugi policzek.
-Odezwij się w końcu, szmato! Powiedz, dlaczego chciałaś ją zabić!? No dlaczego!? - szarpnąłem ją za włosy, sprawiając, że kolejny raz zawyła z bólu. Z jej oczu ciurkiem zaczęły płynąć łzy, jednak jedynymi łzami, jakie na mnie działały, były łzy mojej księżniczki, łzy Jazzy. Świadomość, że dziewczyna, stojąca przede mną, cierpi, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. W tym momencie nie odczuwałem żadnych, pozytywnych emocji i nie było mowy o jakimkolwiek współczuciu.
Ze względu na to, że brunetka była kobietą, nie zamierzałem jej zabić, jednak nie oznacza to, że nie zrobię z jej życia prawdziwego horroru.
-Skoro nie chcesz nic powiedzieć, zabawię się z tobą inaczej. - puściłem ją na moment, aby móc zdjąć z siebie koszulkę.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się, gdy zdała sobie sprawę z tego, do czego zmierzam. Wykorzystując moment, w którym moja dłoń nie była zaciśnieta na jej nadgarstkach, odepchnęła mnie od siebie gwałtownie i zaczęła uciekać. Ja jedynie zaśmiałem się z jej martnej próby i złapałem ją, gdy tylko dziewczyna znalazła się na wysokości mojego samochodu.
-Nie masz szans, suko. - warknąłem i, przytrzymując jedną ręką jej nadgarstki, drugą odpiąłem guziki jej sweterka i ściągnąłem go z brunetki.
-Proszę, zostaw mnie! To nie moja wina! Ona kazała mi to zrobić! Ja tylko... - przerwała, gwałtownie nabierając w płuca powietrza, gdy zacisnąłem dłoń na jej gardle.
-Jaka "ona"? - wysyczałem, z każdą, mijającą chwilą zaciskając coraz mocniej dłoń na jej szyi.
Wtedy brunetka ponownie zamilkła. Nie chciała zdradzić, kto kazał jej zabić moją córkę. Kurwa, zabić! Rozumiecie to?
-Nie chcesz, nie mów. Mogę ci zagwarantować, że i tak się dowiem, jaka kurwa kazała ci to zrobić. A tymczasem, to ty odpowiesz za jej błędy. - nie wahałem się uderzyć ją po raz kolejny.
Nie miałem oporów również przed tym, aby posunąć się do jednej z najokropniejszych zbrodni.
Otworzyłem tylne drzwi swojego samochodu i pchnąłem ją na siedzenia, a ona opadła na nie. Chciała szybko wycofać się i wyjść drugą stroną, lecz uniemożliwiłem jej to, w momencie, w którym złapałem ją za biodra i również wszedłem do samochodu. Dziewczyna prawidłowo domyśliła się, co chcę zrobić, ponieważ wpadła w panikę i wszelkimi sposobami starała się wydostać spod mojego ciała. Nie pozwoliłem jej na to i nie miałem zamiaru pozwolić. Niech cierpi, skoro zadała ból najważniejszej osobie w całym moim życiu.
Szarpiąc się, nieświadomie ulatwiała mi zadanie i już po chwili ściągnąłem z niej bluzkę oraz spodnie. Nie patrzyłem nawet tak dokładnie na jej ciało, ponieważ gwałt ten miał być jedynie zemstą. Bolesną zemstą za to, co chciała zrobić.
-Błagam, przestań. - wychlipała, wręcz dławiąc się łzami, a ja musiałem się kontrolować, aby nie patrzeć w jej załzawione oczy, ponieważ bałem się, że ten widok zmiękczy moje serce. Robiłem coś okropnego i wiedziałem o tym, lecz nie potrafiłem pohamować rządzy zemsty.
Najgorsza jednak była myśl, że gwałt, którego dokonam za parę chwil, może zdarzyć się wielu dziewczynom, kobietom. Może zdarzyć się Jazzy. To chore, ale w tym samym momencie, kiedy będę gwałcił tę dziewczynę, przyrzekłbym, że zabiję skurwiela, który zrobiłby coś takiego Jazzy. Jestem pieprzonym hipokrytą.
Aby mieć to już za sobą, odpiąłem swoje spodnie i zdjąłem je z siebie, odrzucając na przedni fotel. Następnie sprawnym ruchem pozbyłem się bielizny dziewczyny, sprawiając, że leżała pode mną zupełnie naga. Mimo że krzyczała i błagała mnie, abym tego nie robił i abym przemyślał dwa razy swoje poczynania, nie słuchałem jej, a przynajmniej starałem się nie słuchać. Zsunąłem z siebie bokserki, a następnie rozszerzyłem jej nogi i wszedłem w nią brutalnie. Dziewczyna wrzasnęła z bólu i przestała się szarpać, wiedząc, że to jej już nie pomoże, a tylko pogorszyłaby sytuację.
-Grzeczna dziewczynka. - jęknąłem, wykonując w tym samym czasie ostre pchnięcia, które sprawiały brunetce ogromnie dużo bólu.
Z głośnym warknięciem doszedłem po kilku minutach. Chociaż było mi z nią bardzo dobrze, cieszyłem się, że mam to już za sobą. Wbrew pozorom, czułem się beznadziejnie z tym, co zrobiłem.
Wyszedłem z niej gwałtownie, po czym ubrałem na siebie bokserki i wysiadłem z samochodu. Dziewczyna, cały czas płacząc, założyła bieliznę i z trudem, trzymając się za brzuch, wydostała się na leśną drogę.
Przez chwilę patrzyłem na nią, uświadamiając sobie, do jakiego stanu ją doprowadziłem. W końcu jednak potrząsnąłem energicznie głową i założyłem na siebie resztę ubrań. Nie chciałem dłużej patrzeć na siniaki, jakie miała na całym ciele i rozmazany makijaż, który wcale nie ujmował jej urody. Najgorsza była świadomość, że to ja doprowadziłem ją do takiego stanu. To ja ją pobiłem i zgwałciłem. Wmawiałem sobie, że w pełni na to zasłużyła i chociaż byłem o tym przekonany, czułem się okropnie. Było to jedno z najgorszych uczuć, jakie kiedykolwiek odczuwałem. Stałem się typem człowieka, których zawsze potępiałem i brzydziłem się nimi.
Rzucając ostatnie spojrzenie przerażonej brunetce, wsiadłem do samochodu i ruszyłem z powrotem na główną drogę. Włączyłem również głośno muzykę, aby w pewnym stopniu zagłuszyć swoje myśli i poczucie winy, które przepełniało mnie od środka.
Gdy odjechałem kawałek od tego fatalnego w skutkach miejsca, zatrzymałem się na poboczu. Miałem zamiar dalej śledzić te dziewczynę, do czasu, aż nie dowiem się, kto tak naprawdę stoi za tym wszystkim.
Wcale nie czułem się lżej. Ukarałem ją, ale jednocześnie upadłem na samo dno, posuwając się do takiego czynu. Gdy widziałem jej załzawione oczy, wręcz błagające mnie, o to, abym przestał, poczułem żal. Żal, że to zrobiłem. Prościej byłoby oddać ją w ręce policji, razem ze wszystkimi groźbami.
Ale nie, jak zwykle musiałem zachować się, jak ostatni skurwiel.
***Oczami osoby trzeciej***
Brunetka, ubrana już w swoje ubrania, podniosła się z ziemi i z trudem podeszła do swojego samochodu. Bolała ją niemal każda część ciała, a oprócz tego, czuła się brudna, wykorzystana i upokorzona. Miała żal do samej siebie, że zatrzymała się akurat tutaj, w lesie, gdzie nikt nie mógł usłyszeć jej rozpaczliwych krzyków. Była w pewnym stopniu zła na samą siebie.
Gdy zamknęła samochód i schowała klucz do kieszeni, zaczęła iść powoli prostą, leśną drogą, cały czas pochlipując pod nosem. Nie mogła wsiąść do samochodu i odjechać stąc, ponieważ jej bak był pusty. Zmuszona była więc iść na piechotę.
Po paru chwilach potykania się o własne nogi, wyszła na główną drogę. Normalnie, aby dostać się do miasta, starałaby się złapać stopa, jednak teraz, przez ostatnie wydarzenie, była zbyt przerażona, zbytnio bała się mężczyzn, aby mogła wsiąść do samochodu któregokolwiek z nich.
Doszła na przystanek autobusowy i usiadła na ławce, czekając na pierwszy pojazd, który nadjechałby w to miejsce. Miała szczęście, ponieważ już po minucie przyjechał właściwy autobus. Wsiadła do niego i zajęła jedno z wolnych miejsc, pod oknem. Nie potrafiła unieść głowy i spojrzeć w oczy ludziom, znajdującym się w jej otoczeniu. Miała dziwne przeczucie, że oni wszyscy wiedzą o tym, co się stało, że wiedzą, jak upokorzona została.
W ciszy spędziła całą podróż. Kiedy w końcu austobus zatrzymał się na przystanku, na którym miała wysiąść, wstała z siedzenia i, cały czas ze spuszczoną głową, wyszła z pojazdu.
Po chodniku szła szybko, nie zwracając uwagi na mijających ją ludzi. Przez swój pośpiech nie była nawet w stanie ujrzeć czarnego, sportowego BMW, które jechało krok w krok za nią. Była zbyt zajęta odpychaniem własnych myśli, aby ujrzeć cokolwiek, poza czubkami własnych butów.
Po paru kolejnych minutach doszła pod drzwi dużego, białego domu. Zapukała w nie cicho, ponieważ nie było stać ją na nic więcej. Była zbyt obolała i zbyt zrozpaczona.
Drzwi otworzyła jej średniego wrostu brunetka, z tą różnicą, że nie posiadała falowanych włosów, tylko całkowicie proste, opadające kaskadami na jej plecy. Jej usta rozchyliły się, gdy zobaczyła, w jakim stanie jest druga z dziewczyn, która była jednocześnie jej siostrą. Ta jednak, nic nie mówiąc, rozpłakała się, wchodząc bez zaproszenia do środka.
-Madison, co się stało? Dlaczego płaczesz? - właścicielka domu nigdy nie przejmowała się ludzkim cierpieniem, jednak tym razem wiedziała, że sprawa ta dotyczy pezede wszystkim jej.
-Zrobiłam tak, jak mi nakazałaś. Zostawiłam paczkę przed drzwiami jego matki. Potem, gdy tylko dziewczyna wyszła i stanęła na ulicy, ruszyłam z piskiem opon, lecz zdążyła odskoczyć w ostatnim momencie na pobocze...
-Kurwa, nawet na to cię nie stać? Chciałam, żebyś ją potrąciła. Żebyś ją zabiła, idiotko, a ty co zrobiłaś? Jedynie zwróciłaś na siebie uwagę. Jesteś z siebie zadowolona? - jej głos był pełen irytacji. Miała pretensje do swojej młodszej siostry, chociaż nie wiedziała, co tak naprawdę przeżyła Madison.
-Rachel, on... On mnie zgwałcił. - wyszeptała, drżącym głosem, siadając na kanapie i podciagając nogi do klatki piersiowej. Mimo że wszystko ją bolało, w ten sposób czuła się pewniej. W myślach jednak wciąż czuła dotyk szatyna na swoim ciele. Wciąż czuła jego zapach i wciąż słyszała wyzwiska, jakie rzucał w jej kierunku.
Rachel nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie potrafiła uwierzyć, że Justin zdolny był zgwałcić jej siostrę. Dopiero teraz zobaczyła, jaką krzywdę jej wyrządziła i do czego doprowadziła jej zazdrość. Zazdrość o Justina. Chciałaby cofnąć czas i uratować swoją siostrę od takiego nieszczęścia, lecz wiedziała, że było już za późno, a jedyne, co może zrobić, to patrzeć na jej cierpienie.
-Boże, kochanie, tak mi przykro. - wydukała, nadal pozostając w szoku, i upadła na kolana przed swoją siostrą. Złapała jej drobne dłonie w swoje i potarła je kciukami, aby dodać siostrze otuchy, chociaż w ten sposób.
-Teraz jest ci przykro? Teraz, kiedy do tego doszło? A gdy chciałaś zabić tę niczemu niewinną dziewczynę nie było ci przykro? - Madison wychlipała, wyrywając swoje dłonie z uścisku dziewczyny.
Rachel przez parę chwil nie wiedziała, co ma powiedzieć, po raz kolejny zresztą. Wpatrywała się w załzawione oczy swojej siostry, jednocześnie będąc wściekła na siebie. Madison musiała jej posłuchać, musiała wykonywać jej rozkazy, ponieważ była szantażowana. W głębi serca nienawidziła siebie za to, co próbowała uczynić i wiedziała, że w pełni zasłużyła na ten gwałt.
Rachel jednak sądziła inaczej i chciała dokonać zemsty, kolejnej zresztą. Wstała więc z podłogi i bez słowa wyszła z domu. Wsiadła do samochodu, po czym odpaliła silnik i ruszyła prosto w stronę domu Justina.
Zaparkowała pod dużym, ciemnym budynkiem kilkanaście minut później. Kierowały nią niemal wszystkie emocje, tworząc wybuchową mieszankę. Nic nie potrafiło jej w tym momencie powstrzymać, ponieważ tak bardzo pragnęła dokonać zemsty.
Wyszła z samochodu i podeszła do drzwi od domu Justina. Miała ogromną nadzieję, że to w tym miejscu spotka dziewczynę szatyna. To o nią chodziło, od samego początku. Zazdrosć Rachel była tak ogromna, że dziewczyna posunęła się nawet do takich zbrodni. Odkąd zobaczyła Justina i szatynkę w galerii handlowej, niemal przez cały czas myślała tylko o tym. Tylko to zajmowało jej myśli, dlatego czekała na odpowiedni moment, aby Justin znów mógł być tylko i wyłącznie jej.
Weszła po cichu do domu, starając się robić jak najmniej zbędnego hałasu. Rozejrzała się po salonie, w którym nie zastała żywego ducha. Udała się więc schodami na górę. Spojrzała przelotnie na każde z drzwi, szukając tych, które mogłyby wskazać jej drogę do dziewczyny. W końcu zdecydowała się na jedne. Otworzyła je, lecz w środku również nie bylo nikogo. Brunetka była zestresowana i poddenerwowana, była zaślepiona i właściwie nie była świadoma tego, co chce zrobić.
Otworzyła więc po cichu drugie z drzwi i wtedy ujrzała szatynkę, stojącą przed otwartą szafą, tyłem do niej. Uznała, że to jej jedyna szansa i wyciągnęła z kieszeni nóż. Trzymając zaciśniętą w dłoni rączkę od narzędzia zbrodni, czuła, że panika zaczyna ogarniać jej ciało. Bała się tego, co chce zrobić, ale jednocześnie wiedziała, że zaszła do miejsca, w którym nie może się już wycofać.
Powoli podeszła do szatynki, aby ta jej nie usłyszała. Miała wrażenie, że dziewczyna zorientuje się, że nie jest w pokoju sama, przez przyspieszony rytm serca brunetki. Ostatni raz zamykając powieki, przyłożyła nóż do gardła Jazzy od tyłu, a drugą ręką złapała ją za włosy.
-To koniec, dziwko. On jest mój...
~*~
A to się porobiło, cioo? Chyba się tego nie spodziewaliście :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Zapraszam!
final-justice-jb.blogspot.com
OMG SUPER ;)
OdpowiedzUsuńOMG ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! :-)
OdpowiedzUsuńJa pier.. *PIIIIP* Boże! Tego to się nie spodziewałam, naprawdę! Jestem w szoku! Ta akcja tak szybko się rozwinęła, Boże! Zmasakrowana lalka.. Przyznam szczerze, że gdybym to ja ją otrzymała, to chyba bym się zamknęła w pokoju i już z niego nie wychodziła. Mówię poważnie! Jak ta idiotka Rachel, może być tak zaślepiona zazdrością, że aż posuwa się do TAKICH czynów?! Przez to jej siostra została zgwałcona, a ona nadal próbuje się zemścić!? Ta kobieta jest chora i ją powinni leczyć! Jestem po prostu zszokowana!
OdpowiedzUsuńA Justin.. Cóż. To inna bajka. Na pewno nie pochwalam jego czynów. Myślę, że można powiedzieć, iż jest 1:1, chodź wolałabym, jeśli cokolwiek miałoby się dziać takiego, jak ten gwałt, to na Rachel. Nie pochwalam tego, ale jeśli już to na Rachel właśnie. Mam nadzieję, że nikt nie uzna mnie za zimną. XD
Tylko co teraz?! Błagam, niech ona Jazzy nie robi krzywdy! Boże, przecież ona nic nikomu nie jest winna! Jezu.. :(
Nie mogę się doczekać kolejnego!
Uwielbiam Cię <3 Jesteś moją ulubioną autorką, wiesz? :D
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
OMG IDEALNY JAK KAZDY ROZDZIAL @zxcvjklx
OdpowiedzUsuńJapierdole....
OdpowiedzUsuńNo to teraz już nie zasne. Nie ma szans!
Justin! Ty idioto!
Jezu ale sie porobilo!
ja pierdole co to za szmata ??!!! mam nadzieje ze justin wejdzie w odpowiednim momencie do tego pokoju i zdąży powstrzymac ta suke !!!
OdpowiedzUsuńO cholera. Zajebisty rozdział. Tyle w nim akcji, że aż nie mam ochoty siedzieć nad książkami. Już się nie mogę doczekać nexta.
OdpowiedzUsuńBoje się o Jazzy, ale także wiem że wszystko z nią będzie w porządku i że Justin w ostatniej chwili wejdzie.
SZkoda mi jednak tej Madison, przez głupotę siostry została zgwałcona. Wiem że tata może zrobić wszystko dla swojej córki, ale nie sądziłam że aż tak. Mój osobiście to mógłby tylko kilkukrotnie przyjebać w twarz. Czekam na next no i weny życzę.
Nie spodziewałam się tego w ogóle! Płaczę! Jazzy nic nie może się stać, nic! Boże święty jaka ta laska jest pojebana xD ja już chcę następny! ;c
OdpowiedzUsuńOmg, ty mała złośnico! Jak mogłaś w takim momencie? ;o I tak wiem, że Justin ją uratuje :3 Hehehe .
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :))
wow ile emocji
OdpowiedzUsuńTyle się działo i omg końcówka. Marwie się o Jazzy. Justin musi zdążyć dojechać do domu zanim ta suka zabije Jaz.
Czekam na następny. kocham cię xx
O boze :o ale rozdzial pełen emocji ;)
OdpowiedzUsuń❤❤❤ /LK
OdpowiedzUsuńJskdjxjdjxkkxjxj *------*
OdpowiedzUsuńmogłaś napisać żeby tego na noc nie czytać, teraz będę miała koszmary ;/ straszna końcówka , Boję się o Jazzy mam nadzieję że jaj nic nie będzie , kurde no :(
OdpowiedzUsuńBoże boję wie co z Jazzy. Świetny rozdział czekam na następny
OdpowiedzUsuńBoski
OdpowiedzUsuńCZUŁAM, ŻE TO ONA! PO PROSTU CZUŁAM!!! Jazzy nic się nie stanie i wszyscy będą zadowoleni a tatusiek policzy się z nią... A to co zrobił Justin... wow no tego się kompletnie nie spodziewałam! z jednej strony go rozumiem ale z drugiej? No kurde gwałt to troche... idk... czekam z niecierpliwością na następny.
OdpowiedzUsuńJuz nie moge sie doczekac nastepnego ciekawe co sie wydarzy. Moze jezzy trafi do szpitala przez to.
OdpowiedzUsuńO boże! Co się teraz stanie?!. Jesteś niesamowita dziewczyno!
OdpowiedzUsuńO boże! Błagam, błagam, błagam! Dodaj szybko kolejny!
OdpowiedzUsuńKocham <3
Od razu powiem, że nie pochwalam tego co zrobił Justin. Ma rację, jest hipokrytą. Żadna kobieta nie zasłużyła na gwałt, nawet jeżeli zrobiła coś takiego.
OdpowiedzUsuńCo do Rachel. Nie rozumiem, jak ona w takiej chwili może myśleć o zemście, kiedy jej siostra cierpi?! To co zrobiła, te wszystkie groźby i w ogóle jest chore. Ona powinna się leczyć!
Biedna Jazzy:c W sumie, gdyby Justin nie poprosił Jazzy o to, żeby udawała jego dziewczynę w centrum handlowym to nie doszłoby do tego wszystkiego. Może to trochę nie fair, ale jest w tym częściowo wina Justina, nawet jeżeli on nie odpowiada za czyny Rachel. Jestem pewna, że Jazmyn wyjdzie z tego cało :)
Czekam na nn xx
ineedangelinmylife.blogspot.com
nigdy bym nie pomyślała że Rachel to jakaś psychopatka! jestem w szoku i nie mogę się doczekać co wydarzy się w następnym rozdziale. mam nadzieję, że Jazzy nie wydarzy się nic złego, że Justin w porę ją uratuje, że wyjaśni całą sytuację. :) czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem, nie spodziewałam się takiego obrotu akcji... W każdym razie zarąbisty rozdział, weny kochana <3
OdpowiedzUsuńmiazga , kocham :-*
OdpowiedzUsuńGwałt. Serio?
OdpowiedzUsuńW życiu bym się tego nie spodziewała. I jeśli mam być szczera, już wolałabym, aby Jazzy zginęła pod kołami, niż gdyby Justin zemścił się w ten sposób. Jestem w stanie zaakceptować związek ojca z córką, naprawdę. Ale nie gwałciciela, nieistotna jest jego motywacja.
Straciłam prawie cały szacunek do postaci Justina, aż nie za bardzo chce mi się dalej czytać. Ale chcę wiedzieć, jak to wszystko się potoczy :)
Szczeże w życiu nigdy.O jany kobieto co ty masz w tej swojej główce.Czekam na next.Kocham ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3 już nie mogę się doczekać następnego ;D
OdpowiedzUsuń