sobota, 6 września 2014

Rozdział 10...

***Oczami Justina***

Mimo że wołałem ją, aby wrócila i krzyczałem, aby nie odchodziła, ona zrobiła to. Wybiegła ze szpitala, pomimo skręconej kostki i bólu, który jej towarzyszył.
-Ja pierdole, jaki ty jesteś głupi. - warknąłem sam do siebie, jednak na tyle głośno, że moje słowa zwrociły uwagę dziadka, siedzącego obok.
-Widzi pan, pańska dziewczyna przez pana płacze. Proszę kupić jej najładniejsze kwiaty, zaprosić co restauracji i...
-To moja córka, dziadku. A poza tym, byłbym wdzięczny, gdybyś nie wpieprzał się w nieswoje sprawy. - zgasiłem jego bezsensowną gadaninę, ponieważ naprawdę nie miałem ochoty dalej go słuchać. Byłem wkurzony i dzisiaj moja złość odbiła się na osobie, na której nigdy nie powinna. Przez cały dzisiejszy dzien myślałem o paczce i tym pieprzonym anonimie, który dostała Jazzy. Bałem się o nią cholernie, a wszystko skończyło się tak, że sam ją zraniłem. Przyznajcie, jestem chągolernie beznadziejny.
-Synku, przydałoby się, aby ktoś nauczył cię szacunku do starszych. - a dziadek swoje. Powiedziałem mu wyraźnie, żeby nie mieszał się w moje sprawy i mimo mojego ostrego języka, znów mnie zaczepił. Podszedłem więc bliżej niego i usiadłem na przeciwko na krześle, starając się opanować nerwy, które wręcz mną wstrząsały.
-Więc słucham. Niech mnie pan nauczy. - mruknąłrm, opierając się o swoje kolana.
-Nie jestem dla ciebie "dziadkiem", tylko starszym panem, a poza tym, powinieneś używać normalnego jezyka, a nie tej podwórkowej łaciny. - przez cały czas przytakiwałem i kiwałem głową, prawdę mówiąc po to, aby jeszcze bardziej go zdenerwować, o ile było to w ogóle możliwe.
Czy takie dziadki mogą się wkurzyć, czy graniczy to z cudem?
-Więc przepraszam szanownego, starszego pana. - westchnąłem i wstałem z krzesełka, aby udać się w kierunku wyjścia.
-Od razu lepiej, grzeczny chłopiec. - klasnął w dłonie, wyraźnie uradowany, nie wyczuwając w moim głosie sarkazmu i ironii. Drugą częscią zdania jednak, podniósł mi ciśnienie do maksimum.
-Pierdol się, staruchu. - warknąłem i, torując sobie drogę do wyjścia, kopnąłem jedno z krzeseł, sprawiając, że przewróciło się z głośnym hukiem.
Zignorowałem krzyki pielęgniarek i wyszedlem ze szpitala. Chciałem wyżyć się na czymś i odreagować wszystkie negatywne emocje. Miałem nadzieję, że moja złość chociaż odrobinę osłabnie, nim wrócę do szarej codzienności.
Podszedłem do swojego motoru i wsiadłem na niego szybko, po czym odpaliłem silnik i odjechałem z parkingu, zostawiając za sobą kurz i zapach palonej gumy z opon. Nie dbając o jakiekolwiek przepisy, zwiększyłem prędkość do 180 kilometrów na godzinę. To, że jechałem po mieście, nie miało dla mnie znaczenia.
Dzięki tak dużej prędkości już po chwili zaparkowałem pod domem swojej... znajomej. Chyba mogę nazwać ją w ten sposób. Wyłączyłem silnik i skierowałem się prosto do drzwi. Zapukałem w nie dwa razy, lecz nie zamierzałem czekać, aż dziewczyna łaskawie podniesie swój tylek i otworzy mi drzwi, dlatego sam wszedłem do środka. Vanessa, średniego wzrostu blondynka, o błękitnych oczach i nieziemskich kształtach, lekko zaskoczona obróciła się twarzą do mnie. Miała na sobie jedynie bieliznę i cienki, jedwabny szlafrok.
Już gotowa. Idealnie.
-Justin, co... - nie dałem jej dokończyć, ponieważ w jednej chwili znalazłem się przed nią i zamknąłem jej usta swoimi, rozpoczynając namiętny pocałunek. Nie obchodziło mnie, czy ma ochotę, czy nie. Jak już powiedziałem, musiałem odreagować wszystkie nagromadzone we mnie emocje, a seks był na to najlepszym sposobem.
Popchnąłem ją lekko na kanapę, a kiedy dziewczyna opadła na nią, zdjąłem przez głowę koszulkę i odrzuciłem ją na podłogę. Van nie protestowała, tylko zsunęła z siebie szlafrok i przyciągnęła mnie za pasek od spodni a następnie odpięła go. Od razu pozbyłem się spodni, by szybciej przejść do rzeczy. Nie miałem czasu. Nie chciałem spędzić tutaj całego, pieprzonego popołudnia, zwłaszcza teraz, kiedy zraniłem Jaz i musiałem jak najszybciej przeprosić ją za mój niekontrolowany wybuch.
Jestem dupkiem. Obiecałem, że nie pozwolę jej zranić, a sam zrobiłem dokładnie to samo.
To jeszcze bardziej zmotywowało mnie, aby wszystkie negatywne emocje wyładować teraz, podczas seksu, a nie, kiedy wrócę do domu, przy Jazzy.
Usiadłem na drobnym ciele blondynki okrakiem, a ona objęła moją twarz dłońmi i złączyła nasze usta. Całowanie jej nie należało do moich ulubionych zajęć i, jak już powiedziałem, wolałbym przejść od razu do konkretów, ale postanowiłem pozwolić jej ten jeden raz pokierować mną, przynajmniej przez chwilę. Gdy dziewczyna zajęta była moimi ustami, wsunąłem dłoń pod jej plecy i sprawnym, wyuczonym ruchem, odpiąłem jej stanik, po czym ściągnąłem go z ramion Vanessy. Moje ręce przywarły do jej pełnych piersi, kiedy tylko uwolniłem je spod zbędnego materiału. Dziewczynie zdecydowanie spodobał się mój gest, ponieważ zaczęła głośno jęczeć, a jej plecy wygięły się lekko w łuk. Dodatkowo, jej biodra uniosły się w górę, przy czym otarły o moje przyrodzenie. Zagryzłem mocno dolną wargę, aby powstrzymać odgłosy, które chciały wydobyć się z mojego gardła. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie chciałem dawać jej satysfakcji, że ma nade mną przewagę.
Wykorzystując chwilę, w której stała się rozkojarzona, oderwałem swoje usta od jej i przeniosłem je niżej, na jej szyję, a następnie na dekolt. Kiedy w końcu moje wargi dotarły do jej nagich piersi, wziąłem w usta jeden z jej sutków i zacząłem go ssać, a do moich uszu doleciała kolejna fala jęków blondynki. Tym razem to ja otarłem się o jej dolną połowę, przymykając na moment powieki, po czym wsunąłem palce pod materiał jej bielizny. Jednym, szybkim ruchem zerwałem z dziewczyny majtki, pozostawiając ją zupełnie nagą, leżącą pode mną, czyli tak, jak najbardziej lubiłem. Nie musiałem nic mówić, aby dziewczyna zsunęła ze mnie bokserki. Doskonale wiedziała, co ma robić, a ja czekałem jedynie na gotowe. Sięgnąłem jeszcze na moment po swoje spodnie, leżące na podłodze, aby wyjąć z kieszeni prezerwatywę. Sprawnym ruchem rozerwałem opakowanie i wyjąłem ze środka gumkę, a następnie założyłem ją na swoje przyrodzenie. Jedną ręką uniosłem biodra Vanessy, po czym pchnąłem swoimi, wchodząc w nią szybko i wręcz brutalnie, na co zareagowała głośnym krzykiem i przekleństwem. Nie zwróciłem na nią uwagi. Podczas seksu, nie liczyły się dla mnie odczucia i emocje moich łóżkowych partnerek. Robiłem to, aby zaspokoić samego siebie.
Jęknąłem głośno, kiedy wszedłem w nią całą długością. Było mi z nią dobrze, dlatego nie wahałem się długo, przed przyjazdem do blondynki. Nie zadawała pytań, nie robiła problemów, była dla mnie wręcz idealna.
Wsparłem się na moment na łokciach, aby wykonać kilka mocniejszych pchnięć w dziewczynie. Dodatkowo, zmierzyłem wzrokiem jej nagie ciało. Prezentowało sie doskonale, zwłaszcza pode mną i zwłaszcza w tej jednoznacznej sytuacji. Van drżała z podniecenia, kiedy ja złapałem się narożnika kanapy, przyspieszając. Wypuściłem z gardła wiązankę przekleństw, czując, jak niewiele potrzeba, aby mnie zaspokoić. Kiedy dziewczyna przeniosła dłonie na moje plecy i zaczęła sunąć po nich paznokciami, stałem się jeszcze bardziej pobudzony i czułem, jak mój członek zaczyna pulsować w niej.
-Justin... - wyjęczała. - Proszę, szybciej... - nie musiała prosić drugi raz. Niemal od razu spełniłem jej błaganie, które, swoją drogą, brzmiało cholernie seksownie. Powstrzymywałem się jednak odrobinę. Gdybym pozbył się jakichkolwiek zahamowań, mógłbym zrobić jej krzywdę, a tego chciałem uniknąć.
Czułem, jak blondynka wbija swoje paznokcie w skórę na moich plecach i z całą pewnością zostawi na nich ślady, jednak czego się nie robi, aby na chwilę wstąpić do nieba? Wystarczyło mi kilka mocnych pchnięć, aby uwolnić całe, nagromadzone w sobie, podniecenie i spuścić się w niej. Dziewczyna doszła prawdopodobnie w tym samym momencie. Wyczułem to, gdy pisnęła głośno i mocniej owinęła nogi wokół moich bioder. Dosłownie odpłynąłem na kilka chwil, kiedy wypełniła mnie przytłaczająca przyjamność, a kiedy uczucie to zaczęło powoli ginąć, wyszedłem z niej i zdjąłem prezerwatywę.
Wystarczył jeden, szybki numerek, abym się uspokoił. Wiedziałem teraz, że nie będę warczał na Jazzy przez resztę dnia i będę mógł na spokojnie z nią porozmawiać. Jak widać, seks ma same dobre strony i powinien być zapisywany przez lekarzy, na recepty, prawda?
***

Niepewnie otworzyłem drzwi od domu i wszedłem do środka. Nie dość, że nie były zamknięte na klucz, były dodatkowo lekko uchylone. W mojej głowie niemal natychmiast zaświeciła się czerwona, ostrzegawcza lampka. Obiecuję, że jeśli coś stało się Jazzy, podczas kiedy ja w najlepsze zabawiałem się z tą tlenioną blondynką, powieszę się od razu, bez zastanowienia.
Pod moimi nogami, zaraz przy drzwiach, leżała laleczka. Nie wyglądała jednak tak samo, jak zostawiliśmy ją z Jazzy poprzedniego wieczoru. Teraz leżała na podłodze cała w strzępach, porozrywana na części. Jej głowa spoczywała obok szafki, natomiast noga, jedyna, która była, przy butach szatynki.
Ktoś tu był wyraźnie zdenerwowany.
-Jazzy! - krzyknąłem, nie bardzo wiedząc, gdzie w tym momencie przebywa moja córka. - Mała! - ponowiłem próby nawoływania, kiedy w odpowiedzi dostałem jedynie ciszę. Tym razem było dokładnie tak samo.
Wszedłem więc schodami na górę i zapukałem cicho w drzwi do jej pokoju, a następnie pociągnąłem za klamkę. Zamknięte. Najwazniejsze jednak, że dzidzia była w środku.
-Skarbie, otwórz. Coś się stało? - oparłem się lekko o drzwi, mimowolnie przewracając oczami. Czyżby Jaz się obraziła?
Wtedy usłyszałem cichuteńki płacz, dziecięcy szloch. Ona płakała. Moja mała księżniczka płakała, a jej łzy były niczym ciężkie kamienie, uderzające prosto w moje serce.
-Jazzy, otwórz. - tym razem mój głos brzmiał dużo bardziej poważnie. Musiałem, MUSIAŁEM wziąć ją teraz w swoje ramiona i przytulić, aby przestała płakać. Nie mogłem pozwolić, aby dalej była smutna.
-Spierdalaj! - krzyknęła, a jej głos, mimo płaczu, był tak głośny i wyraźny, że drgnąłem minimalnie, nie spodziewając się takiego wybuchu.
-Kotek, zrobiłem coś nie tak? - wiedziałem, że nie pójdzie mi tak łatwo i szybko, jak spodziewałem się tego na początku.
-Powiedziałam, spieprzaj! - wrzasnęła, rzucając w kierunku drzwi poduszkę, co moglem rozpoznać po cichym odgłosie uderzenia.
-Nie ruszę się stąd, póki nie wyjaśnisz mi, o co chodzi. - westchnąłem, kolejny raz pukając w drzwi, tym razem pięścią, aby odgłos był głośniejszy.
Usłyszałem zza drzwi, jak dziewczyna wstaje i podchodzi do nich, a następnie przekręciła klucz w zamku. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyłem jej twarzyczkę, zawsze uśmiechniętą, a dzisiaj tak cholernie smutną. Z jej oczu cały czas wypływały łzy, a szatynka wręcz dławiła się nimi, co chwila ocierając rękawem bluzki.
-Kochanie, co się stało? - chciałem zbliżyć się do niej, lecz jej malutka rączka szybko wylądowała na mojej klatce piersiowej i odepchnęła mnie.
-Jeszcze się pytasz? - wyszeptała, ponieważ łamiący się głos nie pozwał jej mówić głośniej. - Po co dawałeś mi nadzieje przez te piętnaście lat, że mnie kochasz, że jestem dla ciebie ważna? Po co urządzałeś tę całą szopkę, skoro w rzeczywostości nic dla ciebie nie znaczę i jestem jedynie problemem i ciężarem, który przeszkadza ci w życiu, co? - z każdym jej słowem uginały się pode mną kolana. Płakała przeze mnie i w dodatku z takiego powodu? Jak mogła w ogóle tak pomyśleć?
Kiedy w dalszym ciągu wpatrywałem się w jej załzawione oczka, przypomniała mi się nasza rozmowa w szpitalu. To wtedy nastąpił moment, w którym wszystko się spieprzyło, a Jazzy wybiegła z budynku, nie reagując na moje wołania.
Czy naprawdę tak zabolały ją moje słowa, wypowiedziane w nerwach i czy naprawdę w ten sposób je odebrała?
-Myszko, przecież wiesz, że nigdy nie byłaś, nie jesteś i nie będziesz dla mnie problemem. - chociaż wiedziałem, że moje słowa w tym momencie niewiele znaczą, próbowałem wbić prawdę do jej ślicznej główki.
-Nie nazywaj mnie tak. - odburknęła, kiedy chciałem założyć kosmyk jej lśniących włosów za ucho. - I powiedz wprost, że nigdy mnie nie kochałeś. - dodała ciszej, kryjąc kolejną falę łez pod kurtyną rzęs.
Zatkało mnie. Przysięgam, zatkało. Do tego wręcz stopnia, że w pierwszym momencie miałem problem ze złapaniem oddechu.
-O czym ty mówisz...? - wyjąkałem, z ogromnym trudem. - O czym ty, kurwa, mówisz!? - krzyknąłem, robiąc krok w tył i chwytając jej szczupłe ramionka w swoje dłonie, a następnie potrząsając szatynką, chyba zbyt mocno. - Jesteś dla mnie wszystkim, całym moim światem, całym moim, kurwa, życiem, a ty wmawiasz sobie, że ja cię nie kocham? Aniołku, to, że czasem zdarza mi się wyładować na tobie swoje emocje, nie oznacza, że cię nie kocham. Przepraszam cię za tamtą sytuację. Naprawdę nie miałem na myśli nic złego, tylko ty odebrałaś to w ten sposób. - Jazzy nadal trzymała wzrok spuszczony i wbity w podłogę. Nie zamierzała na mnie spojrzeć, czułem to. - Malutka... - wyciągnąłem rękę, aby pogłaskać córeczkę po policzku, lecz on odwróciła głowę, uniemożliwiając mi to. - Proszę cię, odezwij się. - jęknąłem, mając dość tej przeraźliwej i bolesnej ciszy. Ona jednak dalej po prostu mnie olewała, aż w końcu nie wytrzymałem i popchnąłem jej drobne ciałko lekko na ścianę, a sam stanąłem tak blisko niej, że nasze ciała zaczęły się stykać. Aby zmusić ją do tego, by spojrzała na mnie, objąłem jej małą twarzyczkę obiema dłońmi. Dodatkowo, złożyłem delikatny pocałunek na jej czółku. - Kocham cię i nie chcę, abyś kiedykolwiek w to zwątpiła.
Przez parę chwil wpatrywała się w moje oczy, aż w końcu ułożyła obie dłonie na mojej klatce piersiowej. Wierzyłem i miałem nadzieję, że zaciśnie piąstki na mojej koszulce i przytuli się do mnie, jak to zwykle robi. Ona jednak odepchnęła mnie od siebie i odeszła z powrotem do swojego pokoju, łamiąc mi przy tym serce.

***Oczami Jazzy***

Tak bardzo chciałam wierzyć w jego słowa, jednak nie potrafiłam. Nie wiem dlaczego, ale gdzieś głęboko, w środku mnie, paliło się przekonanie, że w rzeczywistości jego słowa nie mają żadnego znaczenia. Nie wiem, po co miałby kłamać i robić mi złudne nadzieje, lecz wiedziałam, że nie jest ze mną szczery.
Naprawdę wiele kosztowało mnie, aby odepchnąć go od siebie, kiedy w rzeczywistości chciałam bardzo mocno przytulić się do taty i znów poczuć się, jak jego mała księżniczka, którą kochał, a przynajmniej tak kiedyś myślałam, ponad wszystko.
Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi i ponownie zamknęłam je na klucz, spod moich powiek wypłynęło jeszcze więcej łez. Owszem, czasem zdarzały się miedzy nami drobne sprzeczki i nieporozumienia, jednak nigdy nie miała miejsca taka sytuacja, jak dzisiaj. Nigdy nie czułam się tak, jak dzisiaj. I oddałabym niemal wszystko, aby pozbyć się bólu psychicznego, który towarzyszył mi od naszej kłótni w szpitalu. To okropne, kiedy jednego dnia żyjesz, jak w bajce, a drugiego zdobywasz przekonanie, że wszystkie słowa, uściski i uśmiechy były chorą grą i głupią zabawą wyrośniętego gówniarza, jakim był mój tata. Jednakże, był najważniejszym i jedynym mężczyzną w moim życiu, którego nie chciałam stracić.
Justin jeszcze przez kilka minut dobijał się do drzwi od mojego pokoju, kiedy ja w tym czasie leżałam na łóżku, patrząc tępo w sufit i płacząc. Walczyłam z samą sobą, aby nie wyjść z pokoju i nie przytulić się do niego. Pragnienie to było tak cholernie silne, że ledwo dawałam radę je powstrzymać. Kiedy jednak jego głos ucichł, razem z krokami szatyna, musiałam zasłonić twarz poduszką, ponieważ tak głośny był mój płacz.
Tęskniłam za nim, chociaż miałam go zaraz obok siebie. Chore, prawda?

***

Późną nocą, kiedy upewniłam się, że tata poszedł spać, wyjęłam z szafy plecak i wyjęłam z niego całą zawartość. Zapakowałam natomiast najpotrzebniejsze rzeczy, czyli bieliznę, kilka ubrań i kosmetyki. Tyle wystarczało, abym mogła przetrwać kilka dni.
Nie chciałam siedzieć tutaj, ze świadomością, że nic nie znaczę dla własnego ojca. Nadal bolało mnie serce i wydawać by się mogło, że to uczucie zacznie powoli przemijać. Niestety, ono jedynie narastało. Dlatego właśnie postanowiłam, że nię będę dłużej siedzieć w tym pokoju, zamknięta w czterech ścianach. Musiałam przemyśleć to wszystko, całe swoje dotychczasowe życie, i zastanowić się, co powinnam zrobić. Bałam się, że jedna zła decyzja, podjęta dzisiaj, przyniesie nieodwracalne skutki na przyszłość.
Zakładając plecak na plecy, wyszłam po cichu z pokoju. Nie zeszłam jednak od razu na parter. Chciałam jeszcze przez chwilę zobaczyć jego twarz. Twarz człowieka, któremu praktycznie zawdzięczam wszystko. Jednakże, w tym wszystkim zabrakło miłości, którą dzisiaj przestałam czuć. Nie wiem dokładnie, dlaczego. Po prostu, patrząc w jego puste oczy nie zobaczyłam żadnych uczuć. Tych, kierowanych do mnie, również.
Najciszej, jak potrafiłam, otworzyłam drzwi od sypialni Justina. Spał spokojnie, przykryty do pasa cienką, czarną kołdrą. Podeszłam bliżej niego, a łzy ponownie zakłuły mnie w oczach. Rozstanie, chociaż teoretycznie z własnej woli, cholernie bolało. Podjęłam już jednak decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.
-Ja i tak zawsze będę cię kochać. - szepnęłam, po czym pochyliłam się ostrożnie i musnęłam jego usta swoimi, przymykając przy tym powieki. Nie uważałam tego za coś nieodpowiedniego. Mój gest nie krył w sobie podtekstu. Chodziło mi jedynie o miłość, którą odczuwa córka do swojego ojca. Jedynie, a zarazem jak wiele...
Wyszłam z sypialni mężczyzny i po cichu zeszłam schodami na parter, skąd przeszłam do przedpokoju. Ostatni raz spojrzałam na zegarek, wskazujący godzinę drugą w nocy, po czym nacisnęłam na klamkę i powoli przekroczyłam próg domu. Niemal od razu uderzylo we mnie chłodne, nocne powietrze. Nie miałam przy sobie żadnej bluzy, bądź kurtki, a ubrana byłam jedynie w krótkie spodenki z wysokim stanem i luźną koszulkę na ramiączka, włożoną w spodenki. Nie zamierzałam jednak cofać się po cieplejsze okrycie, ponieważ wiedziałam, że ponownie wchodząc do tego domu, mogę nie być w stanie już z niego wyjść. I to bolało najbardziej. Myśl, że jeszcze wczoraj wyśmiałabym osobę, która powiedziałaby mi, że o drugiej w nocy ucieknę z domu, ponieważ przestanę czuć miłość, bijącą z serca mojego taty.
Świat jest tak bardzo popieprzony...
Zaczęłam pocierać swoje ramiona dłońmi, aby rozgrzać się chociaż odrobinę i przetrwać w ten sposób, mimo że letnią, jednak chłodną noc. Gdy wiatr zawiał prosto w moją twarz, a jedyna uliczna latarnia zgasła, znów zaczęłam płakać. Byłam bezsilna, przerażona i do tego oddalona od domu o kilka przecznic, w środku nocy, w niemal całkowitych ciemnościach, które rozświetlało tylko nikłe światło księżyca. Każde skrzypnięcie huśtawki na pobliskim placu zabaw, bądź każdy, nawet najmniejszy szmer w krzakach, sprawiał, że moje serce zatrzymywało się na moment, a następnie zaczynało bić ze zdwojoną prędkością.
Nie wiedziałam, dokąd idę. Nie miałam w głowie ustalonego żadnego planu. Dodatkowo, moja kostka zaczęła jeszcze bardziej boleć, mimo leków przeciwbólowych, które wzięłam chwilę przed opuszczeniem domu. Przez moment przeszło mi również przez myśl, że mogłabym pójść do klubu taty, ale znowu, było to miejsce, które ściśle mi go przypominało, a w tym momencie chciałam odciąć się od wszystkich, od rodziny, znajomych. Chciałam pobyć sama ze sobą, wypłakać się w spokoju i pomyśleć.
Nagle rozległ się huk. Mało brakowała, a wrzasnęłabym w szoku, jednak w porę zatkałam sobie usta dłonią. Zaczęłam niespokojnie rozglądać się dookoła, z całego serca pragnąc zobaczyć, co spowodowało tak przeraźliwy hałas, z którym nie miałam do czynienia nigdy wcześniej. Widząc zapalone światła jakiegoś samochodu, niedaleko mnie, zakradłam się w pobliskie krzaki i wychyliłam zza nich głowę, aby ujrzeć scenę przed sobą. I znowu, omal nie pisnęłabym na całe gardło, kiedy dostrzegłam przed sobą ciało, całe we krwi. Obok niego, obok zwłok, klęczał mężczyzna, koło dwudziestu pięciu lat, a nad nim stało trzech innych facetów, wyglądających naprawdę groźnie. Myślę, że mogli być w wieku Justina, na pewno nie starsi.
-Obiecuję, oddam wam wszystko co do grosza, przysięgam! - klęczący krzyknął, lecz jego głos szybko urwał się, kiedy jeden z mężczyzn kopnął go z kolana w plecy, sprawiając, ze tamten pochylił się do przodu i oparł na swoich dłoniach.
-Miałeś wystarczająco dużo czasu, więc teraz ładnie pożegnaj się ze światem i przestań wreszcie pieprzyć. - nie tylko wygląd tych mężczyzn przyprawiał mnie o dreszcze. Głos jednego z nich przepełniony był agresją, jakiej nie słyszałam jeszcze nigdy.
Nie minęło nawet parę sekund, kiedy przyłożył broń do jego czoła i nacisnął spust, sprawiając, że kula z pistoletu przeleciała przez jego czaszkę, a z wnętrza zaczęły wypływać litry krwi. Niekontrolowanie zaczęłam się trząść. Nigdy przecież nie widzialam, jak mordują człowieka i przysięgam, że nawet najgorszemu wrogowi oszczędziłabym takiego widoku. Miałam nieodparte wrażenie, jakbym to ja była ofiarą i jakbym to ja miała za parę chwil poczuć kulkę w swoim ciele, jak rozrywa mnie od środka i powoli zabija.
I wtedy, kiedy sądziłam, że nic nie zdoła mnie już zaskoczyć, światło padło na twarz świerzo zabitego, a ja rozpoznałam w nim jednego z kolegów Austina, którego przedstawił mi parę dni temu. Głośno wciągnęłam ustami powietrze, zupełnie zapominając, że trzech nieobliczalnych mężczyzn w dalszym ciągu stało tuż obok mnie. Gdy zorientowałam się, co zrobiłam, pospiesznie puściłam gałęzie krzaków i przykucnęłam. Mój błąd. Suche liście uderzyły o siebie, przerywając grobową ciszę dookoła. Zamknęłam oczy i modliłam się, aby jakimś cudem nie zdołali tego usłyszeć. Jednak, czy kiedykolwiek moje błagania spełniły się?
Już po chwili usłyszałam ciężki, gardłowy i zachrypnięty głos, który do reszty rozwiał moje nadzieje.
-Kto tam, kurwa, jest?

~*~

Oh, wybłagałyście ten rozdział ode mnie haha ;D A ja nadal się boję, że nie będę się wyrabiać z pisaniem kolejnych rozdziałów...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Zapraszam na moje drugie opowiadanie :)
final-justice-jb.blogspot.com
Ps. Pewna osoba na asku prosiła mnie, abym dodała TĘ scenę, z udziałem samego Justina. Proszę bardzo, wedle rozkazu ;*

30 komentarzy

  1. o nieee! w takim momencie? Kobieto co ty ze mną robisz? Mam nadzieję, że Jaz wyjdzie z tego cała i zdrowa <3

    #Muchlove

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże Jazzy co ty zrobiłaś??!!. Jesteś głupia, ale mam nadzieję, że nic ci się stanie ;*. Rozdział jest WSPANIAŁY, z resztą jak zawsze. Czekam niecierpliwie na nn ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. omg! jaki przecudny rozdzial!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. dziękuje za rozdział *.* Jest cudowny , czemu w taki napięciu nas zostawiaś ? Jak ja teraz zasne ? Szoook ! Mam nadzieję, że jej nic nie będzie , bo z tego co się domyślam to oni ją zabiorą gdzieś .

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki dłuuuugi rozdział! Cudowny!
    Nie lubię gdy Justin jest takim chamem, gdy zalicza byle jaką laskę i nie myśli o jej uczuciach. Nie lubię gdy krzyczy na Jazzy i w sumie nie dziwię się jej,że tak dziewczyna zdecydowała się uciec. No i dlaczego skońcyłaś w takim momencie?! Musisz nam to wynagrodzić i szybko dodać kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, żeby nic się jej nie stało! Martwię się teraz o Jazzy i czy aby na pewno wszystko z nią będzie okej ! ; / jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Proszę, żeby rozdział był w okolicach poniedziałku !!! ; 3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziekujeee za rozdzial,cudowny jak zawsze:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Mmmmm super rozdział <3 Czekam na nn x

    OdpowiedzUsuń
  9. To się porobiło, ale i tak świetne. Jeju ja mając takiego ojca jak Jazzy dawno bym mu wybaczyła, choć poniekąt ją rozumiem.
    Pisz szybko następny skarbie :*

    OdpowiedzUsuń
  10. W takim momencie??!! To jest nie fair. Mam nadzieję, że Jazzy nic się nie stanie. Czekam na nn xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Boziu oby oni nic nie zrobili Jazzy :o zawsze przerywasz w najbardziej ciekawym momencie i trzymasz nas w niepewności XD Co jeśli zrobią jej krzywdę? :o Justin by sobie chyba tego nie wybaczył, tym bardziej, że to tak jakby przez niego. Bo to przez niego uciekła z domu, przez jego słowa, które sprawiły je masę przykrości i bólu, i to przez niego znalazła się właśnie w tym miejscu. Oby obudził się nagle, spostrzegł, że jej nie ma i pojechał uratować swoją małą księżniczkę, cokolwiek ;o Jej nie może się nic stać :c Cholerka, oby Austin nie był też wplątany w żadne kłopoty z tymi mordercami, bo chyba niefajnie byłoby, gdyby też został zabity :o Czekam z niecierpliwością na nexta, kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Przez caly rozdzial plakalam ;'( no ale ze w takim momencie Musialas skonczyc rozdzial. ;/ jejku zeby nic jej nie zrobili :c mam nadzieje ze justin zrozumial swoje bledy I nie bedzie lecial do pierwszej lepszej laski kiedy bd wq

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzisaj chcę next!! kocham cie za to co robisz :')

    OdpowiedzUsuń
  14. SUPER ! ! ! CZEKAM NA NEXT ! ! ! ! ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. O mój Bosz!! Błagam dodaj kolejny! Czy ty zawsze musisz kończyć w takim momencie?! Haha piszesz nieziemsko! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. OMFG dlaczego ty mi to zrobiłaś w takim momencie !?
    Ale i tak Love bardzooooooo ❤❤❤❤❤❤/LK

    OdpowiedzUsuń
  17. Końcówka mi się kojarzy odrobinkę z Dangerem (to nie hejt), ale rozdział świetny :). http://glamlipstick.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny jak zawszę

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie może jej się nic stać po prostu nie może. Niech tam będzie jakiś kolega Justina albo coś w tym stylu, ktoś kto ja kojarzy i zadzwoni po Justina.
    Rozdział jak zawsze świetny już nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
  20. OMG! Kocham cię dziewczyno :O :* ale jak mogłaś zakończyć to w takim momencie?
    Dasz radę! Zawsze jakoś dawałaś <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  22. o ja pierdole. umarlam. tak sie o nia terax boje. o jejuuu. czekam juz na nn <3 idelany rozdzial a TA scena. ooooo. najlepsza !

    OdpowiedzUsuń
  23. Nieeeee dlaczego teraz kończysz w tym momencie :O yhhhh głupio .... Justin ty dupku przystojny co ty odwalasz *-* yhhhh ruchasz jakas blondi zamiast ci córki lecieć .... Jazzy w sunie dobrze zrobiła ze mu nie wybaczyła ale oby jej sie nic nie stało.... :P

    OdpowiedzUsuń
  24. Kocham tego blogaa *.*

    OdpowiedzUsuń
  25. Najlepsze opowiadanie jakie czytalam. Jestes genialna. Powodzenia w dalszym pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  26. Z deka przesadzone ze pierwszy raz na nia krzyknal a ona od razu ze on nigdy jej nie kochal i nie kocha i ze ucieka. To bardzo bardzo ale to bardzo przesadzone.

    OdpowiedzUsuń