niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 28 - You have changed...


***Oczami Jazzy***

Cholernie irytowało mnie spojrzenie, jakim Chanell wpatrywała się w Justina. Co gorsza, oznaczało to, że mężczyzna w dalszym ciągu tam stał, a ja nie potrafiłam się przełamać i odwrócić w jego kierunku, chociaż chciałam. Mimo że spojrzenie blondynki było pozornie nieszkodliwe, mi podnosiło ciśnienie. Justin był moim facetem i nie mam zamiaru oddać go nikomu.

-Mogłabyś pokazać mi, gdzie jest klasa matematyki? Nie chciałabym spóźnić się na pierwszą lekcję, pierwszego dnia. - odwróciłam się do niej ze sztucznym uśmiechem. Mimo że jej nie znałam, już wiedziałam, że nie zostaniemy przyjaciółkami. Justin był zbyt przystojny, abym mogła pozwolić sobie na to, by w moim otoczeniu kręciła się jakakolwiek dziewczyna.

Owszem, byłam zazdrosna, nawet bardzo. Byłam zazdrosna ogólnie, o cały świat. Wiedziałam, że nie jestem tą najpiękniejszą i często bałam się, że Justin zostawi mnie dla swojego wizualnego ideału. Starałam się być dla niego najlepszą dziewczyną, jaką mógłby mieć, lecz nie zawsze potrafiłam. Poza tym, na miłość Boską, mam dopiero piętnaście lat i zupełnie nie znam się na dorosłym życiu. Często myślę o tym, że nie zasługuję na Justina i że powinien on znaleźć sobie dojrzalszą dziewczynę, która mogłaby spełniać wszystkie jego zachcianki, zarówno te fizyczne, jak i psychiczne.

-Kochana, mamy wszystkie lekcje razem, więc nie musisz się martwić, że zabłądzisz i się spóźnisz. - uśmiech Chanell już teraz irytował mnie. Gdy Justin prawdopodobnie wyszedł ze szkoły, oderwała wzrok od miejsca, w którym stał i zaczęła iść wzdłuż korytarza, a ja zrobiłam to samo, co ona, aby nie zostać w tyle, wśród wielu, ciekawskich spojrzeń.
-Nawet nie wiesz, jak się cieszę. - wysyczałam pod nosem, lecz gdy tylko Chanell, będąca kilka kroków przede mną, odwróciła się, posłałam jej kolejny, sztuczny uśmiech.

Do klasy matwmatyki dotarłyśmy minutę później. Chanell zajęła swoje stałe miejsce, a ja musiałam poszukać jakiegokolwiek wolnego. W końcu dostrzegłam jedno, puste krzesło, obok chłopaka z gęstymi, czarnymi włosami i trochę ciemniejszą karnacją. Mógł mieć koło osiemnastu lat, więc zdziwiłam się, że jest w tej samej klasie, co ja. Nie rozmyślałam jednak nad tym dłużej, ponieważ do pomieszczenia wszedł nauczyciel. Musiałam jak najszybciej zająć miejsce obok bruneta, na samym końcu klasy.

-David. - zaskoczył mnie, gdy od razu wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń i przedstawił się. Zaskoczył, jednak pozytywnie. Cieszyłam się, że ludzie tutaj otwarci są na innych i pozytywnie do nich nastawieni. Dzięki temu, zaklimatyzowanie się w nowej szkole, w nowym otoczeniu, nie powinno być dla mnie ogromnym wyzwaniem.
-Jazzy. - odparłam, uścisnęłam jego dłoń i usiadłam w ławce, na wolnym krześle. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, jeśli przysiądę się do ciebie. - posłałam mu jeden ze swoich uśmiechów, wiedząc dokładnie, że potrafi zadziałać na ludzi, a zwłaszcza na facetów. Potrafiłam wykorzystywać swoje atutym, a uśmiech zaliczałam do nich.
-Jasne, że nie. - David był sympatyczny, życzliwy i oczywiście przystojny. Może nie tak zniewalająco, jak Justin, ale również przystojny.

Na lekcji nie potrafiłam się skupić. Cały czas rozglądałam się po klasie i nie zapisałam w zeszycie nawet jednego zdania. Dzięki temu jednak, te czterdzieści pięć minut minęło całkiem szybko i mogłam w końcu opuścić tę klasę, aby udać się do kolejnej, sali biologicznej, by oczekiwać dzwonka, ogłaszającego kolejną lekcję.

Po drodze jednak, poczułam w kieszeni wibracje, oznaczające nową wiadomość w komórce. Wyjęłam więc telefon i przejechałam palcem po ekranie dotykowym, aby go odblokować i przeczytać sms'a, jak się spodziewałam, od Justina

"Masz zamiar przez cały czas obrażać się na mnie, mimo że nadal nie wiem, o co ci, kurwa, chodzi?"

Prawdę mówiąc, mogłabym wytłumaczyć mu wszystko, gdyby nie wtrącił słowa "kurwa", pomiędzy resztę wyrazów. Byłam na to bardzo wyczulona. Wiedziałam już, że Justin jest na mnie zły, więc nie zamierzałam zaczynać poważniejszej rozmowy. Nigdy nie rozmawiałam z nim, gdy nie miał humoru, bądź coś wyprowadziło go z równowagi. Bałam się go wtedy i wolałam unikać konfrontacji z mężczyzną.

Odpisałam więc szybkie "tak" i schowałam telefon do kieszeni, uprzednio wyłączając go. Nie miałam ochoty na dalszą wymianę wiadomości z Justinem. Straciłam ochotę na cokolwiek. Zawsze reagowałam tak na jakiekolwiek kłótnie i nawet drobne nieporozumienia. Zamykałam się w sobie i potrzebowałam czasu, aby otworzyć się na nowo.

-Jazzy, zaczekaj! - gdy usłyszałam za sobą piskliwy głos Chanell, mimowolnie przewróciłam oczami. Owszem, była pierwszą osobą, jaką poznałam w tej szkole, lecz chciałam, aby przestała za mną biegać, ponieważ nie miałam na to ochoty. Wystarczyły jej spojrzenia, skierowane do Justina, aby obudzić we mnie pewnego rodzaju wrogość. Kazała mi ona trzymać Chanell z daleka od siebie i od wszystkiego, co ze mną związane, aby jednocześnie zachować dystans pomiędzy nią, a szatynem. Może przesadzam, może jestem przewrażliwiona, może powinnam odpuścić, ponieważ wiem, że Justin mnie kocha, jednak za każdym razem, gdy patrzyłam na blondynkę, na jej idealną figurę, nieskazitelną urodę i ogólnie oszałamiającą całość, rodziły się we mnie obawy, że to wszystko zdoła Justina zamotać i sprowokować.

-Co się stało? - westchnęłam, lecz z uśmiechem, oczywiście wymuszonym. Chociaż nie chciałam utrzymywać z nią żadnych, bliższych relacji, nie chciałam również zdobyć wrogów, zwłaszcza pierwszego dnia, kiedy poznałam imiona raptem dwóch osób w całej, wielkiej szkole.
-Nauczyciel zapowiedział sprawdzian z matematyki. Myślę, że dobrze byłoby, gdybyśmy pouczyły się do niego razem. Mam spore zaległości, a nie chcę być zagrożona na półrocze. Co ty na to, aby po lekcjach pójść do ciebie i pouczyć się do testu? - zatrzepotała przedłużanymi rzęsami, patrząc na mnie, jak dziecko na swoją matkę, kiedy przeskrobało coś i spojrzeniem manipulowało rodzica do wymierzenia łagodniejszej kary.

-Chanell, jestem w tej szkole raptem jeden dzień. Myślę, że to za wcześnie, aby uczyć się do czegokolwiek. - jej pomysł był niedorzeczny. Po prostu niedorzeczny i kompletnie poroniony, ale nie mogłam ująć swoich myśli w słowa. Były zbyt wulgarne.
-To nie zmienia faktu, że sprawdzian będziesz pisać ze wszystkimi. Więc jak? U ciebie, po lekcjach? - kolejny raz uśmiechnęła się szeroko i nie pozwoliła mi nawet udzielić odpowiedzi, ponieważ ponownie zabrała głos. - Jesteśmy umówione. Już nie mogę się doczekać. - wyśpiewała radośnie, a potem odwróciła sie, zarzucając długimi włosami, i odeszła, roznosząc stukot szpilek po szkolnym korytarzu.

***Oczami Justina***

Byłem zirytowany ciągłymi humorkami Jazzy, które niszczyły nasz idealny porządek w życiu. Obrażała się o każde, najmniejsze gówno, nie tłumacząc mi niczego, a ja nie jestem Duchem Świętym, aby odczytywać jej myśli i prawidłowo je definiować. Zachowywała się, jak pieprzona księżniczka, sądząc, że będę tolerował jej ciągłe zmiany nastrojów ze stoickim spokojem, a pod koniec dnia kupię kwiaty i przeproszę, mimo że w dalszym ciągu nie wiem, za co. Kochałem ją. Kurwa, kochałem i nikt nie mógł mieć co do tego wątpliwości, ale czasem działała mi na nerwy w takim stopniu, że chciałem odpocząć od niej kilka dni.

Wtem usłyszałem przekręcanie klucza w zamku, w drzwiach wejściowych, a chwilę później moja rozkapryszona księżniczka weszła do domu. Nie była jednak sama. Po jej prawej stronie kroczyła blondynka, którą widziałem razem z Jazzy w szkole. Była wyższa od szatynki, przede wszystkim przez wysokie szpilki, podkreślające jej smukłe nogi. Jasne włosy opadały falami na jej ramiona i częściowo na twarz. Miała delikatny makijaż, podkreślający oczy i usta. Ubrana była w dopasowaną, prześwitującą bluzkę bez rękawów, z dużym dekoltem, odsłaniającą lekko bieliznę, natomiast jej tyłek oraz połowa ud opinała się w krótkiej, czarnej spódniczce.
Była ładna.
Bardzo ładna.
A do tego cholernie seksowna.

Ukradkiem oblizałem wargi, nie odrywając wzroku od pociągającej nastolatki, i wstałem z kanapy, podchodząc do obu dziewczyn. Widziałem, jak blondynka z uwielbieniem i płomieniami w oczach wpatrywała się we mnie. Doskonale wiedziałem, jak zadziałałem na dziewczynę i czułem z tego powodu ogromną satysfakcję.

-Jestem Justin. - mruknąłem zachrypniętym głosem, wyciągając w jej kierunku otwartą dłoń.
-Chanell. - odparła, bez skrępowania, jednak z pewną tajemniczą nutką w głosie, która zrobiła na mnie wrażenie. Gdy dziewczyna uścisnęła delikatnie moją dłoń, mogłem wyczuć, jak gładką skórę miała, a w mojej głowie, chociaż naprawdę starałem się to powstrzymać, pojawiły się pierwsze, grzeszne myśli.
-Może napijesz się czegoś? - zaproponowałem, pomagając jej ściągnąć skórzaną kurtkę, którą następnie powiesiłem na wieszaku.
-Z chęcią. - udała się za mną w stronę salonu i usiadła na kanapie, kiedy ja poszedłem do kuchni, aby przygotować nam coś do picia.

Zupełnie zapomniałem wtedy o Jazzy. Wdając się w, jak dla mnie niewinny, flirt z nastolatką, odstawiłem wszystko na bok. Nawet to, co uznawałem w swoim życiu za najważniejsze. Odkąd skończyłem szesnaście lat byłem typem podrywacza i nawet miłość nie potrafiła zmienić uczucia, jakie odczuwałem, gdy zawróciłem w głowie niejednej dziewczynie. Taki byłem i nie potrafiłbym dokonać żadnej zmiany w swoim charakterze.

Gdy wróciłem do salonu, z dwoma słabymi drinkami, Jazzy już nie było. Nie wiem, gdzie poszła i prawdę mówiąc nie myślałem wtedy nad tym. Była na mnie obrażona i złość najprawdopodobniej nie przeszła jej jeszcze, a, jak już mówiłem, byłem zirytowany jej zmieniającymi się humorkami.

-Powiedz mi, skarbie, ile masz lat? - nie wiem, co podkusiło mnie do tego, aby zwracać się do niej czułymi słówkami. Po prostu byłem przyzwyczajony, że odnosiłem się tak do każdej, nawet nieznanej, dziewczyny.
-Siedemnaście. - odparła, z tą samą tajemniczością w głosie. Wiedziałem, jak działałem na nią, lecz zacząłem zdawać sobie również sprawę z tego, jak ona działała na mnie. Mogłem oszukiwać samego siebie, lecz Chanell rozbudzała moją wyobraźnię. - A ty?
-Dwadzieścia siedem. - odparłem, przenosząc dłoń ze swojego kolana, na jej nagie. - Masz idealnie gładką skórę. - z delikatnym uśmiechem przesunąłem dłonią lekko w dół, a potem w górę, na jej udo. Wtedy blondynka, niby ukradkiem, podciągnęła lekko materiał spódniczki, zapraszając moją dłoń odrobinę niżej.
Skorzystałem z tego zaproszenia. Co gorsza, bez wyrzutów sumienia.

-Podoba ci się to? - od razu wyczułem, że nastolatka ma charakterek i nie jest niewinną dziewczynką. Z resztą, od początku na taką nie wyglądała. Wystarczyło spojrzeć na błysk w jej oczach. Błysk ostrej zawodniczki, nie dziecka.
Zamruczałem tylko w odpowiedzi, dalej sunąc palcami po skórze na jej udzie. Momentami czułem się, jak kiedyś. Impreza, seks bez zobowiązań i powrót do domu. Oczywiście, nie byłem teraz na żadnej imprezie i nie zamierzałem pieprzyć Chanell, jednak zawładnęły mną te same uczucia. Znów byłem podrywaczem, któremu nie potrafiła oprzeć się żadna dziewczyna. Znów byłem Bogiem w oczach płci przeciwnej. I nawet głośne trzaśnięcie drzwi wyjściowych nie odebrało mi tego uczucia.

***Oczami Jazzy***

Im dłużej słuchałam z góry, jak flirtują ze sobą, tym większą miałam ochotę rozpłakać się, zwłaszcza wtedy, kiedy powiedział do Chanell "skarbie". To do mnie tak mówił! Dla mnie zarezerwowane było to czułe słówko, które za każdym razem powodowało szybsze bicie mojego serca. To nie był mój Justin. Mój nigdy nie flirtowałby w ten sposób z obcą dziewczyną, na dodatek w mojej obecności. To był ten stary Justin, dla którego priorytetem w życiu był seks i dobra zabawa. On powrócił i zabrał mi mojego Justina. Tego, którego pokochałam.

Nie potrafiąc wytrzymać już napięcia w domu, zbiegłam po schodach i, łapiąc przelotnie bluzę Justina w przedpokoju, wybiegłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami i wybuchając donośnym płaczem.
Nawet na mnie nie spojrzał...

Nie poznawałam człowieka, w który byłam zakochana po uszy. Nie poznawałam jego sposobu mówienia i gestów. Stał się nagle kimś zupełnie obcym. Obcym dla mnie. Teraz nawet nie byłam zazdrosna. To, co robił, najzwyczajniej w świecie mnie bolało. Marzyłam o tym, aby wybiegł z domu, zaraz za mną, i przeprosił mnie. Czułam się teraz taka niepotrzebna i w pewnym sensie również wykorzystana. Przez moment przebiegło mi przez myśl, że Justin jedynie zabawił się mną i w rzeczywistości nic do mnie nie czuł, lecz szybko potrząsnęłam głową, aby pozbyć się tych myśli. Z jednej strony byłam wściekła na samą siebie, że pozwoliłam im choć zaistnieć w mojej głowie, lecz z drugiej odgoniłam je tak szybko, aby przypadkiem nie zacząć w nie wierzyć.

Gdy po kilku minutach poczułam na skórze chłód powietrza, wciągnęłam przez głowę czarną bluzę Justina, o wiele za dużą na mnie. Założyłam również na głowę kaptur i przez parę chwil szłam przed siebie z zamkniętymi oczami, aby powstrzymać łzy. Bariera, utworzona z powiek nic jednak nie dała, a gdy tylko je uniosłam, z moich oczu wylała się słona ciecz, świadcząca o moim bólu, jakby ktoś wylał ją z pełnego wiadra.

-Gdzie się tak spieszysz? - nagle przede mną pojawiło się trzech mężczyzn. Rozejrzałam się po okolicy, do jakiej zaprowadziły mnie nogi i dopiero po chwili przypomniałam sobie, że jestem oddalona od swojego dawnego domu o niemal godzinę drogi. Nie znałam żadnej ulicy w tej niewielkiej miejscowości, nie znałam żadnego miejsca, a na dworze powoli zaczął zapadać zmrok.
-Nie spieszę się. - mimo że wyglądali groźnie, miałam w dupie to, co ze mną zrobią. Czułam, że traciłam Justina, a jeśli nie będę miała przy sobie jego, mogę stracić również wszystko inne.

-Więc może dołączysz do nas? Chętnie spędzimy trochę czasu w towarzystwie tak młodziutkiej ślicznotki. - nie przyglądałam im się, więc nie potrafiłam nawet stwierdzić, czy są pijani, czy naćpani, czy zupełnie trzeźwi i racjonalnie myślący. Nie wiedziałam również, ile mają lat, lecz gdy zerknęłam ukradkiem na jednego z nich stwierdziłam, że może być nawet starszy, niż Justin. Dopiero gdy po chwili przyjrzałam im się dokładniej zobaczyłam, że każdy wyglądał tak, jakby przed momentem opuścił mury więzienia. Rozsiewali dookoła tajemniczą i lekko przerażającą aurę, nie uśmiechali się, żaden z nich nie upodabniał się do gówniarzy z naszego starego miasta. Byli inni i chociaż nigdy nie obracałam się w takim towarzystwie, nagle wydali mi się niezwykle interesujący i warci poznania.

-Z chęcią. - odparłam, chociaż sama nie wiedziałam, na co właściwie się zgodziłam. Miałam cały świat w dupie. Świat, który po maleńkim kawałeczku rozsypywała mi Chanell, ponieważ całym moim światem był Justin. Bałam się, że zostawiając ich samych, dałam im niemy znak, aby nie liczyli się z moimi uczuciami i emocjami. Bałam się, że stary Justin przejmie kontrolę nad tym nowym, delikatnym i uczuciowym, i naprawdę zdradzi mnie, chociaż swoimi nieczystymi myślami zdradzał mnie odkąd ją zobaczył. Widziałam, jak zachłannym spojrzeniem mierzył jej półnagie ciało i jak jego oczy stały się nagle świecące. Mnie nie zauważał. Najwyraźniej, stojąc w cieniu Chanell, byłam niewidoczna.

-Czemu jesteś tak smutna? - jeden z mężczyzn, który przysunął mnie bliżej siebie i zaczął prowadzić w stronę wejścia do kamienicy, uniósł moją spuszczoną brodę dwoma palcami i spojrzał głęboko w oczy. Nigdy nie widziałam tak czarnych tęczówek, jakie miał on. Nigdy nie spotkałam się z tak hipnotyzującym spojrzeniem. Poczułam się tak dziwnie, jakbym na jedno skinienie jego palca mogła zrobić wszystko, dosłownie wszystko, co by mi nakazał.
-Problemy z chłopakiem. - wymamrotałam, nie bardzo chcąc zagłębiać się w szczegóły naszego związku. Chociaż, jak to mówią, o kłopotach najlepiej rozmawia się z obcymi ludźmi.
-Nie jest ciebie wart. - odparł tylko, wzruszając lekko ramionami, a ja po raz kolejny poczułam się dziwnie.

Szłam, nie wiem gdzie, z dorosłymi facetami, których poznałam ledwo parę chwil temu. Mimo to nie czułam zagrożenia. Byłam tak cholernie obojętna na wszystko, co działo się dookoła, że nie wyczuwałam nawet zagrożenia, jakie wisiało nade mną. Mogłam zostać wykorzystana, pobita,  zgwałcona bądź zamordowana, a ja mimo to nadal stawiałam krok za krokiem, na schodach w kamienicy.

W końcu weszliśmy do jednego z mieszkań. Czułam, jakbym nie miała kontaktu ze światem. Miałam wrażenie, że mogą zrobić ze mną wszystko, a ja nawet się nie odezwę. Cisza ta jednak zaczęła mi z czasem przeszkadzać i postanowiłam ją przerwać.

-Nadal nie rozumiem, o co tutaj chodzi. Po co miałam tutaj z wami przyjść? Chcecie mnie skrzywdzić? Wykorzystać? O to wam chodzi? - mruknęłam, tak obojętnym tonem, jakbym mówiła o wczorajszym obiedzie, a nie o obliczu zagrożenia, w jakim teoretycznie mogłam się znaleźć.
-Spokojnie, nie mamy złych zamiarów. Zobaczyliśmy po prostu, jak smutna byłaś i chcieliśmy, żebyś chociaż trochę się uśmiechnęła. Poza tym, i tak jesteś dla nas za młodziutka. Ile możesz mieć lat, dzieciaczku? Piętnaście? Szesnaście?
-Piętnaście. - wtrąciłam szybko, aby rowiać ich wątpliwości.

-No właśnie. Możesz być spokojna, nic ci nie grozi. - mówiąc to, podszedł do mnie i podał mi butelkę piwa. Z początku popatrzyłam na nią sceptycznie, jednak wtedy moje myśli znów połączyły się w obraz. Obraz dłoni Justina, ułożonej na kolanie Chanell. To rozwiało moje wątpliwości i już parę sekund później alkohol swobodnie przepływał przez mój przełyk, rozpalając moje wnętrze i piekąc je lekko.

Zaczęłam pić. Dużo pić. Pochłaniałam butelkę za butelką i czułam, jak coraz mniej kontaktuję. Właściciele mieszkania również nie oszczędzali alkoholu, tylko pili go litrami, aż w końcu żaden z nich nie był w stanie sklecić choć jednego, sensownego zdania. Wszyscy byliśmy zalani i nawet zwykłe utrzymanie się na nogach graniczyło z cudem.

Pierwszy raz byłam tak pijana. Pierwszy raz doprowadziłam się do takiego stanu nietrzeźwości, aby nie pamiętać nawet swojego imienia. Gdy oparłam się plecami o kanapę, siedząc na podłodze, na dywanie, zamknęłam oczy. Nie wiem, ile czasu tak siedziałam, lecz po pewnym czasie, gdy za oknem mrok spowił okolicę, poczułam, jak część alkoholu wyparowała ze mnie, a ja mogłam w końcu wstać i wyjść o własnych nogach.

Oczywiście, nadal zataczałam się na boki, lecz nie byłam rozchichotana, jak zazwyczaj, po sporej dawce alkoholu. Dziś byłam wyjątkowo poważna, a moje usta nie chciały wykrzywić się w nawet najmniejszym, krzywym uśmiechu.

Na dworze panował chłód, lecz procenty w krwi znacznie podnosiły moją temperaturę, dlatego nie odczuwałam tego tak mocno. Musiałam niesamowicie się skupić, aby odnaleźć prawidłową drogę powrotną. Nie znałam okolicy, nie wiedziałam nawet, gdzie jestem, lecz orientację w terenie zawsze opanowaną miałam do perfekcji.

Po wielu minutach drogi i potykania się o własne nogi, doszłam wreszcie na skraj lasu, skąd prowadziła wąska ścieżka, pod same drzwi mojego nowego domu. Chociaż nie chciałam tu wracać, przynajmniej nie teraz, nie miałabym gdzie się udać, ponieważ nie miałam tutaj żadnych znajomych. Czułam, jak coraz bardziej kręci mi się w głowie, lecz powstrzymywałam zawroty, aby w końcu znaleźć się pod samym domem.

W środku odczuwałam niepewność. Nie wiem, dlaczego, przed moimi oczami wciąż widziałam Justina i Chanell, razem. Modliłam się wręcz, aby nie zastać ich teraz razem, w środku nocy. Ogólnie, modliłam się o to, aby Justin już spał. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go nawet widzieć. Marzyłam jedynie o tym, aby położyć się gdzieś i przeczekać do jutra, na nowy, lepszy dzień.

Niestety, kiedy tylko moje stopy przekroczyły próg domu, ujrzałam światło, dochodzące z wnętrza. Przeklęłam cicho pod nosem, jednak zacisnęłam zęby oraz pięści, aby mieć siłę stawić czoła przeszkodą, jakie napotkam na swojej drodze. W tym momencie, przeszkodą był Justin.

Mężczyzna, z założonymi na piersi rękoma, wyszedł z salonu. Był na mnie zły, nawet bardzo zły, a jego złość wzrastała z każdą chwilą. Widziałam, jak oddychał nierówno i wpatrywał się we mnie z mordem w oczach, a ja zyskałam niesamowitą ochotę wybuchniecia śmiechem prosto w jego twarz. Wszystko było mi w tym momencie tak bardzo obojętne, że nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym ubrać tego w słowa.

-Wiesz, która jest godzina? - warknął, patrząc wymownie na zegarek, wskazujący trzecią nad ranem. Znów stał się pieprzonym, surowym tatusiem. Znów pokazał twarz, której nienawidziłam i wręcz gardziłam nią.

Dlatego prychnęłam jedynie pod nosem, potem zdjęłam buty oraz jego bluzę i powolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę schodów, aby jak najszybciej znaleźć się na górze. Nie chciałam dłużej stać przed nim, jak posłuszna córeczka. Nie chciałam żyć tak, aby jednego dnia być dzieckiem, które może wychowywać, a drugiego dziwką w jego łóżku. Niech zdecyduje się, kim tak naprawdę dla niego jestem.
-Pierdol się. - mruknęłam, przechodząc obok niego. Potem chciałam jak najszybciej stracić go z oczu, jednak uniemożliwiła mi to jego silna dłoń, zaciśnięta na moim ramieniu...

~*~

No, coś się zaczyna. Jak sądzicie, do czego może to wszystko doprowadzić? Ja już mam pomysł którym, mam nadzieję, zaskoczę Was ;*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

24 komentarze

  1. Pierwsza! :)) Świetny jak zawsze c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Jebana Chanell. Już nie lubię tej suki. A zachowanie Justina jest poniżej poziomu dobrego chłopaka. Cham, dupek i prostak. Dobrze, że Jazzy mu się wreszcie sprzeciwiła ;D do następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy on nie potrafi powstrzymać hormonów?! Co za dupek! Niech Jazzy pokaże mu na co ją stać! Powinna go porządnie zranić! Jak zawsze świetnie, czekam na następny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie by bylo gdyby byl ten moment gdzie zostaje on sam z ta dziewczyna byl pokazany rowniez oczmi justina :)
    czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Boze jaki dupek!!! Ja zawsze tak przezywam opowiadania :) czekam z nierpliwoscia na nastepne

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurwa co za glupia blond suka !! :x Yhhh Jazzy nie pozwalaj mu na dużo .. Justy rozczarowałeś mnie kurwa !! :x Yhhh jeju ciestem tak cholernie ciekawa co się stanie i co Justin wyrabiał z tamtą suką .. oby kurwa się wtedy otrząsnął i wywalil ja na zbity pysk :X

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera nie mogę, napisz już coś no! Umrę tu za chwilę -_- ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  8. CuDoWnY !!! Kocham to ff <3 !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. boski, ale justin mnie zdenerowal aaaaaaa caliski ;***

    OdpowiedzUsuń
  10. a to chuj !!!! ja bym mu zajebala !!!!!! niech jazzy zacznie flirtowac na jego oczach .. a tamta suka niech spierdala !!!! ja pierdole

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebisty rozdział *-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdział. Chanell mnie denerwuje, nie chce jej ani obok Jazzy, ani obok Justina. Mam nadzieje, że nie zdradził Jazz. Lekko podniosło mi ciśnienie to, że flirtował z Chanell, ale w sumie robił tak przez kilkanaście lat i wiadomo, że człowiek nie zmienia się od razu. Jazzy jest odważna, że zdecydowała się pójść z nieznajomymi mężczyznami do ich domu. Naszczęście nic jej się nie stało. Hmm idk co może się teraz stać. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny blog, zamierzam czekać z niecierpliwością na kolejne części tego opowiadania <3<3<3
    PS To tylko kilka rozdziałów, a mi już brakuje Zayn'a, który wprowadzał fajną atmosferę xD ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. Blagam napisz szybko nastepnym bo ja zaraz umre jak sie nie dowiem co dalej. Kc kc kc kc kc <33

    OdpowiedzUsuń
  15. Jebany Justin. Już nie lubię Chanell

    OdpowiedzUsuń
  16. Jprdl, jak on mógł jej tak zrobić? Pieprzony Dupek. I jak tak zrobił to niech się odwali od Jazz.. IDIOTA! A ta cała Chanell.. pieprzona dziwka.. Biedna Jazz. Nie chce myśleć jak ona się czuła.. Do nn

    OdpowiedzUsuń
  17. Juz nienawidze Chanell. Życzę Jazzy z ta dziwka Powodzenia. No Iale Justin? Hak on mógł tak sie zachowac? Cow niegi wstąpilo? Woooh czekam na nn. /@awwhmrbieber

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. no to zaczyna się wspólne życie. Nie koniecznie kolorowe

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdzial świetny!
    Justin zaczyna mnie strasznie denerwować! A jescze bardziej Chanell! Jezu masakra! Biedna Jazzy!
    Zapraszam do mnie! Może sie komuś spodoba! www.allthatmattersbabe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Boże hsxjjksnxnxjiosisjjsjansnnsjxichdgdhhjqkaka!
    Ej ja się tak max boje że oni się rozstana, albo że się zaczną zdradzać:((
    rozdział cudowny jak zwykle zresztą, zaciekawily mnie te 3osoby ktorę zaprosiły Jazzy do domu :o oki weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  22. WWWOOOOOOW NIE APODZIEQALAM SIE TEGO PO JUSTINIE! ALE Z NIEGO DUPEK.JAK MÓGŁ UDEZYC JAZZY? I UMÓWIĆ SIE Z CHANELL? /@awwhmrbieber

    OdpowiedzUsuń