***Oczami Justina***
Po wielu godzinach, spędzonych razem z Chanell w klubie, dziewczyna wlała w siebie tyle alkoholu, że nie potrafiła ustać na nogach. Cały czas chichotała pod nosem i kleiła się do mnie, jak rzep psiego ogona. Zachowywała się, jak typowa, pusta lalka, na dodatek nietrzeźwa.
Wypiłem znacznie mniej od niej. Przyjechałem samochodem, więc nie mogłem się upić, a poza tym, nie miałem takiego zamiaru. Znałem siebie i swój charakter. Wiedziałem, że zbyt duża ilość procentów we krwi mogła niepotrzebnie prowokować mnie, tak, jak od początku robiła to Chanell. Irytowała mnie swoją nachalnością. Doskonale wie, że mam dziewczynę. Doskonale wie, że jestem, a przynajmniej byłem do niedawna, szczęśliwy z Jazzy. Cokolwiek działoby się w naszym związku, nigdy, powtarzam nigdym nie zamierzałem jej zdradzić. Gdybym to zrobił, czułbym się, jak ostatni śmieć.
Gdy wyszliśmy przed klub, wybiła godzina trzecia w nocy. W nocy, a może już nad ranem. Sam nie wiem. Ostatnio czas płynął dla mnie nieubłaganie szybko. Czułem, jakbym z każdą sekundą zbliżał się do przełomu w moim życiu. Nie wiedziałem jednak, co miało być tym przełomem.
Spoglądając na Chanell, zrozumiałem, że nie mogę w takim stanie odwieźć jej do domu. Była zupełnie pijana. Prawdopodobnie nie pamiętała nawet swojego imienia. Rodzice zamknęliby ją w czterech ścianach do trzydziestki, gdyby pokazała im się na oczy w takim stanie. W końcu, była niepełnoletnia, a ja, wychodząc razem z nią, wziąłem na nią odpowiedzialność.
-Jesteś najwspanialszym facetem na świecie, wiesz? - wymruczała, gdy posadziłem ją na fotelu pasażera, a potem sam zająłem miejsce kierowcy. Przewróciłem również oczami na jej bezsensowne pieprzenie. Z każdą chwilą irytowała mnie coraz bardziej. Wcale nie chciałem zabierać jej ze sobą, do domu. Miałem cichą nadzieję, że może dzisiaj pogodzę się z Jazzy. Tęskniłem za nią. Cholernie tęskniłem. Do niedawna sypialiśmy ze sobą każdego dnia, jak nie kilka razy w ciągu jednej doby. Od kilku dni natomiast nie mogłem jej nawet przytulić. Ona rozpoczęła nieporozumienia między nami, które później ruszyły, niczym ogromne koło, którego nic nie było w stanie zatrzymać.
Przez całą drogę nie reagowałem na zaczepki Chanell. Była żałosna. Zacząłem zastanawiać się, co widziałem w niej na początku naszej znajomości. Była taka, jak wszystkie. Tylko Jazzy, tylko mój aniołek, wyróżniał ię wśród innych. Bałem się jednak, że kiedy zobaczy, że przyjechałem do domu z Chanell, będzie na mnie jeszcze bardziej wściekła. A ja zwyczajnie tęskniłem za bliskością, jaką otrzymywałem od niej każdego dnia. Byłem człowiekiem i potrzebowałem miłości.
Widząc, jak Chanell nieudolnie stawia krok za krokiem wzdłuż prostej ścieżki, prowadzącej do drzwi wejściowych, westchnąłem głośno i z łatwością wziąłem ją na ręce. W przeciwnym razie, zabiłaby się na środku chodnika. Wyglądała, jak siedem nieszczęść. Nie wyobrażałem sobie Jazzy w takim stanie. Mimo że często bywała pod wpływem alkoholu, nigdy nie zachowywała się tak, jak Chanell.
Z blondynką na rękach, wszedłem na pierwsze piętro w domu. Jedne z drzwi do pokojów gościnnych były szeroko otwarte. Do tego więc pomieszczenia wniosłem ciało Chanell i położyłem je na łóżku. Owszem, opiekowałem się nią, ponieważ wiedziałem, że mógłbym mieć problemy, gdyby ludzie odkryli, że to w mojej obecnosci siedemnastolatka doprowadziła się do takiego stanu. Nie był to jednak rodzaj opieki, jaką otaczałem Jazzy. Ta była sucha i bezuczuciowa, natomiast względem szatynki, ciepła i magiczna. Chociaż stała się moją dziewczyną, drugą połówką i dopełnieniem serca, momentami chciałem traktować ją, jak córeczkę i nie potrafiłem wyzbyć się tych instynktów. Była moim dzieckiem przez piętnaście lat. Nie potrafiłem nagle zmienić całego siebie. To zbyt trudne. Potrzebowałem czasu.
-Justin, nie zostaniesz ze mną? - kiedy chciałem idejść, poczułem, jak Chanell złapała pasek moich spodni i zaczęła go powoli odpinać. Sapnąłem z irytacją. Tak, jak chociaż najmniejszy tego typu gest ze strony Jazzy podnieciłby mnie, tak ruchy blondynki nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia, prócz irytacji.
-Chanell, słonko, posłuchaj mnie. - ukucnąłem przed dziewczyną, siedzącą na łóżku i objąłem jej dłonie swoimi. - Jesteś śliczna i młoda, ale nie robisz na mnie wrażenia. Powtarzam po raz kolejny, mam dziewczynę i kocham ją. Ty jesteś jedynie moją znajomą, nic więcej. Zapamiętaj to.
Widziałem, jak bardzo niezadowolona była Chanell, gdy jedynie pogłaskałem ją po włosach, a potem zwyczajnie wyszedłem z pokoju, aby mogła zasnąć. Z pewnością odpłynie szybciej, niż mógłbym się spodziewać. Była pijana niemal do nieprzytomności. To chore, jak człowiek, a zwłaszcza młoda dziewczyna, może doprowadzić się do takiego stanu.
Zdziwiłem się, gdy ujrzałem uchylone drzwi od pokoju, w którym Jazzy spędziła ostatnią noc. Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, że wybaczyła mi wszystko i wróciła do naszej sypialni, jednak przestałem się łudzić, gdy zajrzałem do pustego pomieszczenia. Nigdzie jej nie było. Każdy pokój zionął pustką. Jedynie w łazience paliła się niewielka lampka. Modliłem się, aby to w niej przebywała Jazzy. Niestety, zastałem tam widok, jakiego nigdy bym się nie spodziewał.
Na wykafelkowanej podłodze widniało kilka pojedynczych kropli krwi. W umywalce natomiast było jej dużo więcej. Czerwień silnie kontrastowała z bielą zlewu i wywoływała ciarki na mojej skórze. Niestety, obok smug krwi leżała również niewielka żyletka, cała pokryta bordową cieczą.
Poczułem ogromny uścisk na sercu. Chociaż, w tym momencie zacisnęło się chyba całe moje ciało. Momentalnie wytrzeźwiałem. Byłem pewien, że gdybym dmuchnął w alkomat, wskazałby pełne zero. Alkohol nie potrafił utrzymać się w moim organizmie, po widoku, jaki zastałem w łazience. Nie od razu zrozumiałem, skąd w pomieszczeniu wzięło się tyle krwi. Dopiero gdy minął pierwszy, najsilniejszy szok, zacząłem się bać. Bać o Jazzy, o moje maleństwo. Gdy zdałem sobie sprawę, że to jej krew w większej części pokrywa umywalkę, zachciało mi się wręcz płakać, lecz już dawno zrozumiałem, że nie jestem skory do łez. Wszystkie, silne uczucia odreagowywałem złością. Dopiero dzisiaj poczułem strach. Strach o jej życie i bezpieczeństwo.
Ngdy wcześniej nie zauważyłem u Jazzy śladów cięć na rękach. Nie miałem więc powodów do troski. Nigdy nie miała powodów, aby się ciąć. Najwyraźniej, dopiero ta sytuacja popchnęła ją do takiego czynu.
-Kochanie, co ty najlepszego zrobiłaś? - wyszeptałem, biorąc między palce ostrą żyletkę. Nie mogłem uwierzyć, że moje maleństwo okaleczyło się nią. Znów zacząłem myśleć o niej przede wszystkim, jak o córce. Myśleć o niej i o jej bezpieczeństwie, które stawiałem ponad wszystko.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni twlefon, tak szybko, jak tylko mogłem. Z pamięci wybrałem dobrze mi znany numer Jazzy. Nie odbierała, mimo że czekałem kilka sygnałów. Nie rozpocząłem połączenia, chociaż próbowałem dokonać tego wiele razy. W tym momencie pragnąłem jedynie usłyszeć jej głos i zyskać pewność, że moja kruszynka żyje. Marzyłem jedynie o jej bezpieczeństwie. Tymczasem, nie było jej w domu o godzinie trzeciej w nocy. Plątała się po nieznanym mieście, z pociętymi rękoma, sama. Marzyłem, aby być teraz przy niej. Zrozumiałem, że miałem ogromny wkład w powolnym rozpieprzaniu naszego związku. Ja jednak robiłem to tylko dlatego, że Jazzy zaczęła zachowywać się inaczej. Była bardziej oschła, a ja łudziłem się, że jeśli będę taki sam, wszystko wróci do normy znacznie szybciej. Dopiero teraz zrozumiałen, jak głupi byłem. Powinienem już wtedy podejść do Jazzy, pocałować ją i trzymać w swoich objęciach, choćby na siłę.
Spieprzyłem wszystko i mogłem jedynie modlić się, aby Jazzy mi wybaczyła.
***Oczami Jazzy***
Przespałam calutką noc. Nie budziłam się, nie byłam tak niespokojna, jak w domu. Wszystko dlatego, że czułam się potrzebna. Wszystko dlatego, że miałam przy sobie Jay'a. Wiedziałam, że gdybym w nocy zaczęła płakać, brunet od razu przytuliłby mnie i nie pozwolił dłużej się smucić.
-Jak się spało, maleństwo? - najwyraźniej chłopak obudził się przede mną, ponieważ gdy tylko uniosłam się i przeciągnęłam, Jay zrobił to samo.
-Nawet nie wiesz, jak dobrze. Moja pierwsza, od jakiegoś czasu, w pełni przespana noc. - westchnęłam, siadając na materacu, twarzą do niego.
-Od jakiego czasu kłócicie się z Justinem? - spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Jay wiedział, że nasze nieporozumienia trwają od niedawna. Nie rozumiał więc, dlaczego jest to pierwsza od dawna tak dobrze przespana noc. Wtedy ja zachichotałam cicho.
-Od paru dni wciąż się kłócimy, a dawniej... - posłałam mu znaczące spojrzenie, wierząc, że prawidłowo je odczyta. On jednak nadal patrzył na mnie, z pytającym wyrazem twarzy. - Wykorzystywaliśmy noc w innych celach. - zaćwierkałam, a Jay dopiero wtedy zrozumiał, co miałam na myśli. Opadł z uśmiechem z powrotem na materac, a ja obok niego.
Czułam się przy nim niezmiernie swobodnie. Jakbym znała go od lat, jakby był najbliższą mi osobą. Mogłabym spędzać z nim długie godziny i nigdy nie skończyłyby się nam tematy do rozmów. Dziękowałam Bogu, że postawił na mojej drodze Jay'a. Był w pewnym sensie słońcem, które przebiło się przez chmury mojego życia, gdy najbardziej tego potrzebowałam.
-Nie czułaś się dziwnie, kiedy pierwszy raz przespałaś się ze swoim ojcem? - spojrzał na mnie, jednocześnie wyciągając z kieszeni strzykawkę. Wiedziałam już, że po raz kolejny wstrzyknie sobie prosto w żyłę dawkę narkotyku. Chciałam odwlec go od tego, zabronić, lecz byłam jedynie 'maleństwem' w jego oczach. Nie posłuchałby mnie.
Jednocześnie ranił mnie, gdy widziałam, jak z minuty na minutę jego skóra robi się coraz bardziej blada. Niszczył swój organizm od środka, a ja mogłam jedynie siedzieć z boku i przyglądać się. Byłam zbyt słaba, aby mu pomóc, a on zbyt słaby, aby z tej pomocy skorzystać.
-Ogólnie czułam się dość dziwnie, ponieważ był to mój pierwszy raz. Nie czułam się jednek inaczej, uprawiając seks z własnym ojcem. Za bardzo go kocham, abym mogła się wstydzić, czy krępować. - wzruszyłam ramionami. Mój dobry nastrój powoli stawał się coraz gorszy, gdy wpatrywałam się w napełnioną strzykawkę i igłę, którą powoli wbijał w żyłę. Musiałam wręcz zamknąć oczy, aby nie patrzeć, jak krzywdzi samego siebie. - Jay, nie rób tego. - odważyłam się złapać jego dłoń w swoje. Wiem, że zachowywałam się dość lekkomyślnie, odciągając narkomana od narkotyków, w chwili ich zarzywania. Nie potrafiłam się jednak pohamować. Nie potrafiłam w spokoju patrzeć, jak upada na samo dno.
-Jazzy, spokojnie. Ja tylko jem śniadanie. - uśmiechnął się do mnie delikatnie. Nie widział powagi sytuacji. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że z każdą dawką coraz szybciej zbliża się do śmierci. Mimo że znałam go raptem kilkanaście godzin, nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co zrobiłabym, gdyby Jay'a zabrakło. - Pamiętaj tylko, żeby nigdy w życiu nie zaczynać z narkotykami. Nigdy.
Zrozumiałam, że Jay naprawdę tego nie chciał. Nie chciał brać, nie chciał ćpać. Gdyby tylko mógł, uwolniłby się od tego. Rzeczywiście potrzebował pomocy, jednak nikt, nigdy nie podał mu pomocnej dłoni. Jay czekał na to. Czekał na ruch ze strony kogokolwiek. Czekał na mój ruch.
-Boję się o ciebie. - gdy tylko odłożył pustą już strzykawkę, rzuciłam mu się na szyję. Miałam wrażenie, że chłopak w każdej chwili może zniknąć. Bałam się, że jest jedynie wytworem mojej wyobraźni. Nigdy wcześniej nie poznałam takiego człowieka, jakim był Jay. Zdawał się być zupełnie z innego świata, w którym nie ma agresji, przemocy i smutku. Jego uśmiech potrafił rozświetlić wszystko.
-Muszę iść do szkoły. - westchnęłam w końcu, z ogromną niechęcią. Nie chciałam oglądać wymalowanej twarzy Chanell. Nie chciałam oglądać całej jej. Do tej pory nie wierzyłam, że można być tak wrednym i podstępnym człowiekiem. To straszne, że ludzie, nie odczuwając wyrzutów sumienia, krzywdzą się nawzajem.
-Mogę cię odprowadzić? - Jay znów spytał o coś, co dla mnie było oczywiste. I znów zrobił tym na mnie wrażenie. Przy nim czułam się, jakbyśmy cofnęli się kilkadziesiąt lat wstecz. Nie uważałam jednak, że Jay jest zacofany. Nie. On był niesamowity i po prostu inny, niż reszta mężczyzn, jakich znam.
-Będzie mi bardzo miło. - musnęłam ustami jego policzek, a potem wstałam, aby zaczekać na niego przed drzwiami. W międzyczasie miałam okazję obejrzeć okolicę. Była ciemna i ponura. Odstraszała. Rozumiałam jednak, że Jay nie może sobie pozwolić na przeprowadzkę, nie ma takich możliwości, jak ja. I współczułam mu z tego powodu. Jestem przekonana, że chciałby zacząć normalnie żyć, bez narkotyków, w normalnych warunkach. Jednakże kiedy wieczorem, przed snem, zaproponowałam mu, aby wprowadził się do mnie, on od razu podziękował i odmówił. Wmawiał sobie, że będzie problemem, ciężarem i utrapieniem, kiedy ja naprawdę chciałam zatroszczyć się o niego i stworzyć mu warunki do normalnego życia.
-Zobaczymy się jeszcze? - Jay złapał obie moje dłonie w swoje, gdy doszliśmy pod budynek szkolny. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak mógł pomyśleć, że nasze pierwsze spotkanie będzie ostatnim? Jak mógł pomyśleć, ze zostawię go, tak po prostu, jakby był dla mnie zupełnie obcy? Sądziłam, że doskonale wiedział, iż po tej jednej nocy stał się dla mnie wyjątkowy. Sama cierpiałabym, gdybym nie mogła już nigdy spotkać się z nim, porozmawiać i zwyczajnie przytulić.
-Jay, żartujesz sobie? Chcę się z tobą przyjaźnić, głupolu. Wiesz, że cię uwielbiam. - ponownie rzuciłam mu się na szyję, stając na palcach. Poczułam nawet, jak moje ciało odrywa się od ziemi, gdy chłopak porwał mnie do uścisku. Naprawdę czułam, jakby Jay był moim bratem. Zyskałam do niego bezgraniczne zaufanie, mimo tak krótkiego czasu.
Posyłając mu ostatniego buziaka, odeszłam w stronę szkoły. Czułam się dziwnie szczęśliwa, lecz moja radość zanikła niemal od razu, gdy tylko weszłam do szkoły. Ujrzałam przed sobą grupę rozchichotanych dziewczyn, a w nich Chanell. Spojrzała na mnie z wyższością, którą starałam się zignorować, jednak nie potrafiłam. Zgromadziła się we mnie złość i ponownie zazdrość. Zdołałam jednak bez słowa przejść obok dziewczyn i iść dalej przed siebie.
-Twój facet jest zajebisty w łóżku. - usłyszałam za plecami, a wtedy wszystkie moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Naprawdę. Nie potrafiłam sie poruszyć, nie potrafiłam nawet myśleć. Czułam się, jakbym dostała prosto w twarz. Zostałam upokorzona tak, jak jeszcze nigdy. I znów czułam się, jak śmieć.
-Co ty powiedziałaś? - powoli odwróciłam się twarzą do niej, aby zobaczyć, jak rozchichotana stoi wraz ze swoimi przyjaciółeczkami, wyglądającymi równie tandetnie, jak ona sama.
-To, co słyszałaś. Najwidoczniej jesteś dla niego zbyt słaba i za mało doświadczona, skarbie. Nie możesz mu dać tego, co ja. - wszystkie zaczęły chichotać, a prócz nich również ludzie wokoło. A ja nie wiedziałam, czy powinnam się śmiać, czy płakać. Z jednej strony bawiło mnie to, jak żałosna była. Z drugiej natomiast zachciało mi się płakać. Czułam się potwornie źle, jak nigdy wcześniej.
Nagle poczułam, że wszystkie moje emocje przekształciły sie w złość. Potworną złość. Reagowałam tak, jak Justin. Nie byłam w stanie rozpłakać się na oczach tylu ludzi. Ogarnęła mnie jednak tak niesamowita agresja, że cała armia przeszkolonych żołnierzy nie byłaby w stanie powstrzymać mnie od rozładowania emocji na Chanell.
W jednej chwili rzuciłam torbę pod ścianę i zaczęłam szybkim krokiem zmniejszać odległość, dzielącą mnie od blondynki. W między czasie podciągnęłam rękawy jeansowej kórtki do łokci i poprawiłam dresy, a gdy znalazłam się wystarczająco blisko dziewczyny, wzięłam zamach i uderzyłam ją prosto w nos. Czułam z tego powodu niezmierną satysfakcję, gdy ujrzałam stróżkę krwi, spływającą po jej twarzy. Nie zamierzałam jednak na tym skończyć. Szarpnęłam Chanell za włosy i szybkim ruchem przewróciłam ją na ziemię. Nie miałam pojęcia, skąd wzięło się u mnie tyle siły i przede wszystkim agresji. Momentami bałam się samej siebie. Nie sądziłam, że zazdrość może zmienić mnie do tego stopnia.
-Nie masz pieprzonego prawa zbliżać się do niego. - gdy leżała już na ziemi, zaczęłam ją kopać, jednak nie tak mocno, jakbym w rzeczywistości mogła. Nie chciałam zrobić jej poważnej krzywdy, a jedynie przestraszyć i pokazać, że jestem silna. - Jesteś dziwką, zwykłym zerem, które nawet w najmniejszym stopniu nie zasługuje na człowieka takiego, jak Justin. Jesteś zwykłą, pierdoloną szmatą. - znów nie wiedziałam, co mnie opętało. Byłam jakby nie sobą. Wpadłam w szał i nie potrafiłam wyrwać się z niego.
-Niech ktoś zabierze ode mnie tę wariatkę! - pisnęła Chanell, kiedy usiadłam na niej okrakiem i zaczęłam okładać pięściami. Naprawdę straciłam nad sobą kontrolę.
Otrzeźwiałam dopiero wtedy, kiedy ktoś złapał mnie za biodra i trzymał, abym nie mogła dłużej znęcać się nad Chanell. A chętnie robiłabym to jeszcze przez długi czas. Pragnęłam jedynie zmyć z jej twarzy pieprzony uśmieszek. Nawet w momencie, w którym z jej nosa lała się krew, ona nadal kpiła ze mnie. Zniosę wszystko, z wyjątkiem kpiny.
-Puść mnie, kretynie! Powiedziałam... - przestałam się wyrywać, gdy poczułam, że to dłonie Justina obejmują moje ciało. Poczułam się dziwnie. Dawno nie był tak blisko mnie. Dawno nie czułam jego bliskości, chociaż bardzo chciałam.
-Jazzy, spokojnie. - wyszeptał mi do ucha, abym tylko ja mogła usłyszeć jego głos. Był spokojny i zachrypnięty, pociągający, nieziemski. Mogłabym wsłuchuwać się w niego godzinami, lecz czułam się dziwnie w otoczeniu Justina, zwłaszcza teraz. Znów miałam wrażenie, jakby stał za mną mój ojciec. Tylko ojciec, a nie mężczyzna, z którym chciałam być.
Nie potrafiłam dłużej stać po środku korytarza, z wieloma parami oczu, wbitymi we mnie. Dosłownie na ułamek sekundy odwróciłam się twarzą do Justina. Nie potrafiłam jednak patrzeć na niego ani chwili dłużej. Krępował mnie jego widok, choć sama nie wiedziałam, skąd biorą się we mnie takie emocje. Jeszcze do niedawna czułam się w jego towarzystwie tak swobodnie, a teraz nie potrafiłam nawet spojrzeć w jego piękne oczy.
Wybiegłam ze szkoły, omijając przy tym wszystkich ciekawskich. Chciałam również uciec od odpowiedzialności, jaka mnie czekała. Bójki w szkole były kategorycznie zabronione, jednak ja nie potrafiłam pohamować agresji. Odziedziczyłam to po ojcu, który również miewa momenty, w których nie potrafi kontrolować złości. Zwłaszcza wtedy, kiedy podniósł na mnie rękę. Nigdy mu tego nie zapomnę. Nigdy.
-Jazzy, zaczekaj. - Justin wybiegł za mną z budynku szkolnego. Z jednej strony nie chciałam go widzieć i z nim rozmawiać. Z drugiej jednak poczułam pewnego rodzaju ciepło. Dzięki temu widziałam, ze zależy mu na mnie choć odrobinę. Mógłby przecież zostać w szkole i zająć się Chanell, z którą ostatnio spędzał więcej czasu, niż z własną córka i dziewczyną, w jednej osobie. To bolało. Bardzo.
Chociaż ja ignorowałam krzyki Justina, on postanowił siłą zaciągnąć mnie do samochodu i posadzić na miejscu pasażera. Chciałam od razu uciec z samochodu, lecz zablokował drzwi, abym nie mogła tego uczynić. Sapnęłam jedynie głośno, opadając na oparcie fotela. Targały mną wszystkie możliwe emocje. Byłam wściekła, smutna, zirytowana, a nawet szczęśliwa. To nie było normalne, ale nie potrafiłam wyciszyć się w środku i uspokoić.
-Jazzy, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego pobiłaś Chanell? - spytał cicho, wjeżdżając na drogę. Odniosłam wrażenie, że mężczyzna zaczął odczuwać względem mnie respekt, jakby bał się mnie. W pewnym sensie czerpałam z tego powodu ogromną satysfakcję. Byłam niepokonana, a przynajmniej tak myślałam w tym momencie.
-Bo taką miałam ochotę. - odpyskowałam, łamiąc przy tym postanowienie, aby nie odzywać się do Justina. Widziałam, jak mężczyzna chciał skomentować moje agresywne zachowanie. Nie zrobił tego. Zatrzymał słowa w sobie. Wyraźnie nie chciał wszczynać kolejnej kłótni. Ja jednak czułam, że byłam silna i mogłabym przeprowadzić z nim ostrą wymianę zdań.
-Dlaczego się pocięłaś? - to pytanie natomiast wymówił o wiele ciszej i mniej pewnie. Czułam, że cierpiał, a ja czerpałam z tego niezmierną satysfakcję.
-Zmusiłeś mnie do tego. - odparłam, a mój głos, o dziwo, nawet nie zadrżał. Bylam tak pewna swoich słów, jak jeszcze nigdy. I wcale nie zwróciłam uwagi na to, że moje zachowanie rani Justina. On również mnie zranił, nie licząc się wtedy z moimi uczuciami.
-Zrobiłaś to przeze mnie? - wyszeptał, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy. Jego wzrok natomiast, pusty i pozbawiony emocji, wbity był w przednią, idealnie czystą szybę.
-Tak, przez ciebie. - odparłam bez zawahania. Moje słowa wbijały igły w jego serce. Na tym mi zależało. Chciałam sprawić mu ból, tak, jak on robił to mi. - Boli, co? - zaśmiałam się podle. Widziałam, że Justin nie chciał już dłużej się kłócić, a może nawet chciał zgody między nami. Ja jednak nie miałam zamiaru do tego dopuścić. Ja cierpiałam pierwsza, on będzie drugi.
Chociaż mężczyzna wyraźnie chciał kontynuować rozmowę, milczał. Ja również milczałam. Nie zamierzałam odzywać się do niego. Zależało mi na tym, aby wreszcie zrozumiał, że popełnił błąd, odpychając mnie od siebie. Jeśli nie zrozumie, że mnie skrzywdził, będzie robił to nadal, a ja nie chciałam już dłużej cierpieć. Zdecydowanie bardziej wolałam triumfować nad wszystkimi.
-Gdzie byłaś w nocy? Nie zmrużyłem oka, czekając na ciebie. - znów starał się nawiązać rozmowę, a ja znów zamierzałam od razu ją zakończyć.
-Chanell nie dała ci spać? - odgryzłam się chamsko, lecz na wspomnienie blondynki poczułam się gorzej. Szybko więc z powrotem założyłam maskę obojętności. - Byłam u przyjaciela. - zakończyłam i nie zamierzałam dodawać ani słowa więcej.
Byłam cholernie oschła w stosunku do Justina. Nie sądziłam nawet, że będe w stanie zachowywać się w ten sposób. Przecież go kochałam i naprawdę nie chciałam straszyć, a wbrew sobie jeszcze bardziej odpychałam go od siebie, jakbym wcale nie potrzebowała szatyna i jego bliskości.
Czekałam tylko, aż dojedziemy pod sam dom, a kiedy Justin zaparkował i zwolnił blokadę drzwi, pospieszeni wybiegłam z samochodu. Mężczyzna co prawda krzyczał, abym nie uciekała od niego, abym została, lecz ja miałam głęboko w dupie jego słowa. Czułam, że nie będę potrafiła spojrzeć mu w oczy jeszcze przez długi czas, toteż nie chciałam przebywać w jego otoczeniu. Wtedy znów ogarnąłby mnie smutek, z którym tak bardzo starałam się walczyć.
***
Podstępna Chanell przez resztę dnia opracowywała plan, dzięki któremu udałoby się jej zdobyć Justina. W końcu zdecydowała, że użyje swojego uroku osobistego, aby uwieść mężczyznę i postawić na swoim. Zawsze dostawała to czego chciała i nie wyobrażała sobie, że ktoś może jej odmowić i odrzucić. Nie akceptowała odrzucenia.
Po cichu otworzyła drzwi od domu, w którym mieszkał Justin oraz Jazzy. Chciała za wszelką cenę zdobyć faceta, który samym spojrzeniem potrafił zawrócić w jej nastoletniej głowie. Była przekonana, że nie będzie potrafił oprzeć się jej wdziękom, dlatego gdy weszła do salonu i usłyszała, że mężczyzna jest na pierwszym piętrze, przystąpiła do działania.
Zdjęła z siebie spodnie, które następnie umiejscowiła na kanapie. To samo uczyniła z bluzką. Aby nie pozostać w samej bieliźnie, zarzuciła na siebie jedną z koszul Justina, za dużą na nią, i pozostawiła ją odpiętą, aby ukazywała atrakcyjne ciało siedemnastolatki. Była przekonana, że kiedy szatyn zobaczy ją w taki stroju, zemdleje z wrażenia. Była bardzo pewna siebie. Nie liczyła się z przegraną.
Wtedy usłyszała na schodach kroki. Gdy Justin, ubrany jedynie w dresy, bez koszulki, zszedł po nich na sam dół, wyłoniła się zza rogu i powolnym krokiem zaczęła podchodzić do niego. Celowo poruszała się seksownie i ponętnie, aby już teraz rozbudzić jego wyobraźnię. Chciała pokazać Justinowi, co może mu dać. Nie liczyła się przy tym z uczuciami innych, których ogromnie raniła.
-Cześć kocie... - wymruczała, przykładając dłonie do jego umieśnionego torsu. Zaczęła sunąć po nim paznokciami, sądząc, że w ten sposób podnieci Justina. On jednak patrzył na nią, jak na wariatkę, która niszczy jego życie. Nie rozumiał sytuacji, w jakiej się znalazł. Nie rozumiał nic. - Teraz nie będziesz już potrafił mi odmówić.
-Chanell, co ty robisz? Ja przecież... - nie dała mu dokończyć. W następnej chwili rozbiła swoje usta o jego. Jednocześnie złapała jego dłonie i położyła na swoim tyłku, aby zachęcić go do działania. On natomiast był tak zszokowany, że nie potrafiła nawet się poruszyć, nie mówiąc już nawet o odepchnięciu od siebie blondynki. Nigdy jednak nie zamierzał zdradzać swojej ukochanej i kiedy tylko minął pierwszy szok, odsunął od siebie nachalną siedemnastolatkę.
Niestety, Jazzy wróciła do domu w najgorazym, możliwym momencie. Nie wierzyła własnym oczom, widząc, jak jej mężczyzna, jej ukochany, człowiek, z którym chciała spędzić całe życie, całuje i obmacuje obcą dziewczynę. Przez cały czas łudziła się, że Justin dotrzymuje jej wierności, tylko zagubił się. Teraz jednak zyskała pewność, że z zimną krwią zdradza ją, a potem udaje niewinnego, cierpiącego chłopca ze zranionym sercem.
Szatynka wybiegła z domu, tak samo wzburzona, co smutna. I przyrzekła sobie wtedy, że zemści się na Justinie, choćby miała to być ostatnia rzecz, jakiej dokona w życiu....
~*~
Jak sądzicie, jakiej zemsty dokona Jazzy? Chętnie poczytam Wasze propozycje :)
Jeju, ludzie, szalejecie z komentarzami, za co jestem Wam strasznie, ale to strasznie wdzięczna! Dziękuję <3
Jeśli podoba Wam się mój blog, zajrzyjcie na tę stronę i zagłosujcie na niego, na blog miesiąca :)
http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/2014/11/whatever-people-say.html
Ps. Odpowiadając na pytanie jednej osoby. Tak, czytam wszystkie komentarze. I za każdym razem jestem wniebowzięta, że mam tak wspaniałych czytelników :)
ask.fm/Paulaaa962
Jeszcze nie przeczytałam, ale cudowny :*
OdpowiedzUsuńTa cala chanel sranel to dziwka mam nadzieje ze justin juz sie na niej poznal I ja wypierdoli ...
OdpowiedzUsuńBoże, wreszcie się doczekałam! Moim zdaniem Jazzy wykorzysta Jay'a do swojej zemsty, ale nie mam pewności. Cudowny rozdział!! Czekam na kolejny ;**
OdpowiedzUsuńMega
OdpowiedzUsuńnareszcie <3333333333333
OdpowiedzUsuńkocham *.*
O mój Boże ! *,* Ta Chanell to przebiegła zdira !Nie dziwię się Jazzy ,że jją pobiła ,ja osobiście bym zabiła. Wszystko zepsuła ... Mam nadzieje ,ze Jazzy nie wpadnie na to aby się zabić ... Ogólnie mam nadzieję ,że to wszystko się jakoś ułoży i będzie dobrze ♥♥ Czekam na next ! ♡ ♡ ;* ;* ;*
OdpowiedzUsuńWedług mnie nasza kochaniutka Jazzy prześpi się z kimś, aby zemścić się na Justinie. Chanell to 100% suka. A Jay taki słodki. Nie wiem czemu, ale gdy czytałam scenę między nim, a Jazzy, szczerzyłam się jak idiotka do monitora. Rozdział niesamowity, już nie mogę się doczekać kolejnego. WEny życzę :****
OdpowiedzUsuńCO? CO? I JESZCZE RAZ CO?! CHOLERA NO! TO NIE MIAŁO BYĆ TAK CO :(( MIELI SIĘ POGODZIĆ! JEZU JAKA TY JESTEŚ WREDNA NO :( JA TAM CHCE, ŻEBY SIĘ POGODZILI I WGL ZNOWU TAKIE LOVKI I TE SPRAWY, A TY TU MI WYSKAKUJESZ Z TĄ SUKĄ, O NIE. PATRZE SOBIE I MYŚLĘ: O NOWY ROZDZIAŁ, FAJNIE POGODZĄ SIĘ I WGL A TU NIE ;( OSTRZEGAM MAM SŁABĄ PSYCHIKĘ I NAJLEPSZYM LEKARSTWEM JEST DODANIE SZCZĘŚLIWYCH CHWIL JAZZY I JUSTINA W NASTĘPNYM ROZDZIALE! W PRZECIWNYM RAZIE UMRĘ, Z ŻALU, ŻE SIĘ NIE POGODZILI NI NIC ! O FAKA NO, SERIO JAKI BULWERS MAM, ALE JEZU JAK JA NIE LUBIE TAKICH SCEN, ALE WIEM, ŻE RODZĄ NAPIĘCIE I WGL, ALE JA NIE LUBIE JA WOLĘ JAK JEST WSZYSTKO OKI I JUŻ SIĘ ZAMYKAM I NIC NIE PISZE NO ;C
OdpowiedzUsuńCZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA DALSZE LOSY JAZZY I JUSTINKA :* <3 !
Omg! Nie wierze, juz mialam taka nadzieje, ze chociaz na chwile bd okej, ale moja ukochana Paula, jak zawsze musiala namieszac. Masakra dlaczego akurat w tym momencie, boze mam nadzieje, ze on za nia pobiegnie, przeprosi i wyjasni, chociaz watpie, zeby Jazzy tak szybko wybaczyla, zwlaszcza po tym jak byla zraniona i po tym co jej Dziwka w szkole powiedziala....... Kurcze, tylko, zeby ona sie pociela znow, bo z jednej strony dobrze, ze on tez teraz cierpi, ale nie chce zeby ona sie kaleczyla, przez glupia szmate, ktora rb to specjalnie, a nie jest tego wszystkiego warta... A co do zemsty, to nie mam jakiejs konkretnej teori, ale jestem pewna, ze pomoze jej w tym Jay, a Juss jak to zobaczy, to go pobije, tego jestem pewna ;** kc, weny i pisz szybko dalej <333
OdpowiedzUsuńŚwietny pewno w tym planie weźmie udział Jay ale cóż Justin jest dla niej straszny a JAY taki kochany IDEAŁ NIE CHŁOPAK
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz co pół godziny sprawdzam czy nie dodałaś nowego :3
Chyba Jazzy przespi sie z Jayem ,aby zemscic sie na Justinie. A rozdzial super jak zawsze.
OdpowiedzUsuńWszystko przez Justina i ta Chanell glupia szmate uggh..boze ale mnie justin wkurza, najpierw baluje na imprezach i go nie ma a teraz wielki tatus martwiacy sie o corke ..Ta Chanell to jakas idiotka, bezczelnie oklamuje wszystkich i bezczelnie wpycha sie do zwiazku Jazzy i Justina . Bardzo dobrze, ze Jazzy dala jej w ryj :) co do Jazzy to sytasznie mi przykro z powodu ze sie tnie ..i ze to wszystko zobaczla w nieodpowiednim momencie ,dobrze chociaz ze ma osobe ktora ja wspiera, pociesza itd. Wszystkie rozdzialy sa swietne ,wszystkie twoje opowiadania sa swietne .nie znalam lepszej autorki ktora sposobem pisania wywoera na mnie tyle emocji (jesli tak to moge okreslic) jestrm zadowolonaaa i przepraszam zr tyle bledow :/ kc :* do nastepnego :)
OdpowiedzUsuńomg świetny
OdpowiedzUsuńBłagam, niech tylko nie wykorzystuje Jaya do swojej zemsty. Błagam! Zrani go bardzo, jeśli przyłączy tego chłopaka. ;c
OdpowiedzUsuńJustin.. A już myślałam, że myśli fiutem, a nie mózgiem. Jednak jakieś szare komórki łączą. ;)
Przyznaję, że zaintrygowała mnie siła Jazzy. Wg mnie to najlepszy moment. Haha!
Czekam na dalsze.
xo
Pojebana suka Channel :)) biedna Jazzy..... ale gdyby Justin chciał to by momentalnie od niej odskoczyl. Dobre ff naprawdę. Super się czyta :)
OdpowiedzUsuńNo nie kobieto ty chcesz chyba mnie wykończyć. Takie dramy jak ty robisz to chyba nikt inny nie potrafi. Boże jak czytałam ten rozdział to znowu prawie się popłakałam jak przy poprzednim. Myślałam, że może w tym rozdziale coś się polepszy, a ja widzę że tu coraz gorzej. Tak mi żal Jazzy ona liczyła na to, że przeprowadza się i będzie im lepiej, a tu jeszcze gorzej niż tam. Jedna wielka masakra. Ale widzę że Justin zaczął w końcu myśleć, dostrzegam przebłyski świadomości i wyrzutów sumienia i dobrze niech chuj zobaczy jak ją skrzywdził. Jak można ranić kogoś kogo się kocha, zwłaszcza że Jazzy tak go, kocha no po prostu załamka. Dobrze, że Jazzy była dla niego taka oschła należało mu się niech sobie nie myśli, że nagle sobie o niej przypomniał a ona od razu rzuci mu się w ramiona. Szkoda tylko, że na tym wszystkim najbardziej cierpi Jazzy taki mi jej żal. Domyślam się że na razie nie będzie tak kolorowo jak był przedtem zwłaszcza po końcówce rozdziału. Najchętniej to zatłukłabym tą suke za to jak rozwala związek Jazzy i Justina jak można być aż taka dziwką żeby komuś ładować się na chate i rozbierać no masakra. I oczywiście biedna Jazzy musiała to wszystko widzieć :( mam nadzieję że nie zrobi sobie nic głupiego. Mam nadzieję że Justin pobiegnie za nią i zatrzyma za nim zrani się albo coś gorszego. Jeju błagam cię niech to wszystko skończy się dobrze ja lubie jak jest trochę dramy ale tutu już zrobiłaś jakąś mega mega drame i ja już czuję się taka mega smutna jak to czytam :(. Proszę cię tylko o szybkie i szczęśliwe rozwiązanie tej sytuacje. A POMIJAJĄC TO WSZYSTKO MUSZE CI POWIEDZIEĆ ŻE MASZ WIELKI, OGROMNY TALENT I DZIEKUJĘĘĘĘĘĘ CI BARDZO ŻE DZIELISZ SIĘ NIM Z NAMI BO TO OPOWIADANIE JEST CUDOWNE :) I OCZYWIŚCIE PROSZĘ SZYBKO O KOLEJNY ROZDZIAŁ :D
OdpowiedzUsuńNa bank wróci mccann i jazzy wykorzysta go w swoim planie. Jesli bedzie tak jak powiedziałam to stawiasz mi piwo 🍺
OdpowiedzUsuńCaly dzień siedze i czytam no i wlasnie skończyłam jest po 2 w nocy.... to ff jest mega! Uwielbiam cie! !!
OdpowiedzUsuńTak opisujesz Jay'a że aż sie zakochałam wirtualnie hahah *,*
OdpowiedzUsuńja się boję kolejnego rozdziału ;( ale ten cudowny <3
OdpowiedzUsuńZajebiste kocham cie no. Daj następny bo umieram ;) według mnie jazzy przesipi się z jay'em. Ja tam wole jak jest wszystko ok między Justinem a jazzy. Nic juz nie pisze jestem cicho i czekam z niecierpliwością ;D k.c
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co zrobi jazzy. Matko cudowny rozdział
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieje ze Jazzy nie odpu/ósci tak szybko Justinowi ze go pomeczy xD i mam takie pytanko jak wyglada Jay?
OdpowiedzUsuńPierdole, nienawidzę suki Chanell. Jebana dziwka, zapatrzona w swoje ohydne dupsko. Myślę, że Jazzy wykorzysta do swojej zemsty Jay'a ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Jazzy nie wykorzysta Jay'a :( on jest taki kochany, mily, pociesza ja i pomaga a ona by skrzywdzila Jay'a wykorzystujac go :(
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Jazzy, ale zachowuje sie vzasami jak taka gowniara. Chanell to suka. A Justin.... najpoerw idzie z ta dziwka, bawi sie z innymi dziewczynami a niby tak bardzo kocha Jazzy. Niech pokarze ta swoja milosc .. a tak poza tyn to rozdzial cudowny, naprawde masz mega talent :)
Ta pojebuska Chanell to tak wredna dziwka! Wydaje mi sie ze Jazzmyn wplącze w to Jaya.W koncu Justin go nie zna.Jejku kocham to ff
OdpowiedzUsuńKurcze poprostu cholernie idealne! Nie mam propozycji bo jestem pewną, że w zanadrzu masz coś 100 razy lepszego niż mogłybyśmy wymyśleć ! :) czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńPs Kocham to ! Jest takie xhtcsgikhbdhijplokgvd <3
kurwa..... Jestem ciekawa co zrobi Jazzy:))))
OdpowiedzUsuńSuper ! Czekam na next ! :-) Jestem bardzo ciekawa co zrobi Jazzy.
OdpowiedzUsuńJezuuu ja chcę już następnyy!!!!!!! Nie wiem czemu ale kiedy czytałam ten rozdział to przez cały czas się trzęsłam! Normalnie miałam jakieś drgawki! Chyba po prostu byłam tak podekscytowana xD Jeśli chodzi o zemstę Jazzy to mam wielką nadzieję, że nie prześpi się z Jay'em xd Ubóstwiam go i byłoby super gdyby byli razem ale boję się, że Justin zrobiłby coś Jazz :( A poza tym wiem, że Jazzy tak naprawdę kocha Jusa, więc mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego...Ale w końcu ma 15 lat, więc wszystko może jej przyjść do głowy:/
OdpowiedzUsuńBłagam szybko dodaj nowy rozdział, bo ja zwariuję! Nie będę mogła się skupić w szkole! XD Kocham Cię!! :*
Najlepszy rozdzial, może coś z Jay'em ? Nie mogę się doczekać następnego rozdzialu
OdpowiedzUsuńPewnie się prześpi z Jayem. Ale jezuu kiedy się między nimi ułoży? To wszystko jest takie trudne eh ;/
OdpowiedzUsuń