czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 30 - Your big heart saved me..

***Oczami Justina***

Wyszedłem z domu, nawet nie wkurzony. Zacząłem odczuwać obojętność, w stosunku do ciągłych zmian nastroju Jazzy. Uodporniłem się nawet na jej łzy, które do niedawna trafiały prosto w moje serce. Teraz czułem, że są one wymuszoną obroną Jazmyn. Stanowiły pewnego rodzaju barierę, którą zaczęła wytwarzać dookoła siebie.

Po paru minutach czekałem już w samochodzie, pod domem Chanell. Wyszła z domu niemal od razu, gdy ujrzała samochodowe światła, migające w półmroku, panującym na dworze. Już z daleka mogłem dostrzedz, że ubrana była w krótką, dopasowaną sukienkę. Wyglądała przepięknie, jednak nie dorastała Jazzy nawet do pięt. Żadna dziewczyna nie dorastała aniołowi, jakim była szatynka.

-Hej. - gdy zajęła miejsce na fotelu pasażera, przywitała się ze mną całusem w policzek. Nie uważałem tego za nieodpowiedni gest. W ten sposób witają się znajomi, a moją znajomą była Chanell. Spedzając z nią wieczór, nie mogliśmy przecież zachowywać się sztywno. Jazzy, jak zwykle, zmieniała niewinne gesty i słowa w zdradę. Irytowało mnie, że nie potrafiliśmy dogadywać się ze sobą i każda rozmowa kończyła się kłótnią. Dlatego właśnie postanowiłem wyjść do klubu i rozerwać się. Musiałem odreagować i odpocząć. Byłem zmęczony ciągłymi krzykami i awanturami. Byłem zmęczony samą Jazzy i musiałem spędzić trochę czasu z dala od niej.

Idąc w stronę klubu, trzymałem dłoń Chanell, objętą swoją. Dziewczyna trzymała się blisko mnie, aż w końcu zdecydowałem się puścić jej dłoń i objąć ją ramieniem w talii. Mogłem wyczuć wtedy, że sukienka doskonale opina się na jej idealnej figurze. Nie tak idealnej jednak, jak Jazzy.

-To najlepszy klub w okolicy. Zawsze tutaj przychodzę. - krzyknęła mi do ucha, aby jej głos wybił się ponad głośną muzykę.
-Muszę zabrać cię kiedyś do swojego klubu w Los Angeles. - wiedziałem, że to zrobi na niej wrażenie. Robiło na każdej, nowo poznanej dziewczynie. Nigdy jednak nie dodawałem, że prowadzę również agencję towarzyską. To rodzi zazdrość, a przez ostatnie dni przekonałem się, że uczucie to może wiele spieprzyć.
-Masz swój własny klub? - uniosła wysoko idealnie wyregulowane brwi. Moglem zobaczyć również magiczny błysk w jej oczach. Była bardzo podekscytowana, a ja zamierzałem jej ekscytację rozbudzać.
-Najlepsza miejscówka w mieście. Jestem pewien, że ci się spodoba. - z talii zsunąłem dłoń na jej biodra i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Nie opierała się. Ani odrobinę.

Chanell zaprowadziła mnie do jednego ze stolików, przy którym siedziały trzy, inne dziewczyny. Każda różniła się od drugiej. Jedna była brunetką, druga szatynką, natomiast włosy trzeciej płonęły kolorem ognisto rudym. Każda była ładna. Każda była również seksowna. Zupełnie, jak Chanell. Moje usta jakby same wykrzywiły się w uśmiechu. Uwielbiałem towarzystwo, w którym cała uwaga skupiona będzie tylko i wyłącznie na mnie.

***Oczami Jazzy***

Gdy wyszedł i trzasnął za sobą drzwiami, jeszcze przez długi czas siedziałam na kanapie, ze wzrokiem wbitym w drzwi. Może łudziłam się, że przypomni sobie o mnie, że wróci, że przeprosi. Wciąż miałam tę złudną nadzieję, która znikała, jakby została rozwiana przez wiatr. Razem z utratą nadziei poczułam również łzy. Kolejne kropelki słonej cieczy, świadczące o tym, że byłam zupełnie rozbita i załamana.

I wtedy zdecydowałam, że zrobię coś, nad czym nigdy nawet przesadnie nie zastanawiałam się. Nigdy nie miałam potrzeby, aby rozładowywać swój smutek, ponieważ nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Zawsze czułam, że jestem kochana i potrzebna. Teraz już jednak tego nie czułam. Było zupełnie odwrotnie. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że jestem Justinowi do niczego niepotrzebna. I znów chciałam uciec, mimo że zupełnie nie znałam okolicy i nie wiedziałam, gdzie mogłabym pójść. Nie potrafiłam jednak dłużej przebywać w tym samym domu, w którym mieszkał Justin. Potrzebowałam chociaż chwilowego odpoczynku i w głębi duszy wierzyłam, że może to pozwoli mu otworzyć oczy i zobaczyć, co tak naprawdę traci, odkąd zaczął zachowywać się, jak dupek.

Biorąc głęboki oddech, wstałam w końcu z kanapy. Nie mogłam przesiedzieć na niej reszty życia, a czując, jak powoli zaczynam wpadać w depresję, zrozumiałam, że jestem do tego zdolna. Chciałam zebrać się w sobie i zachować łzy do momentu, w którym naprawdę kogoś zainteresują, a nie będą jedynie beznadziejną oznaką mojej słabości w stosunku do całego świata.

Gdy weszłam po schodach na górę, od razu zniknęłam w łazience. Działałam automatycznie, nie myśląc, nie rozważając. Po prostu robiłam to, co w danej chwili podpowiadało mi serce. Zawsze go słuchałam, więc i tym razem nie zamierzałam zignorować.
Sięgnęłam wolną ręką po kosmetyczkę, ustawioną na najwyższej półce drewnianej szafki. Wyciągnęłam ją powoli, jakbym nie potrafiła, lub zwyczajnie nie chciała zrobić tego szybciej. Potem wyciągnęłam ze środka żyletkę. Małą, srebrną, błyszczącą. Nagle wydała mi się czymś pięknym. Obiektem, który mogłabym podziwiać godzinami, a nadal czułabym niedosyt.
----------------
Nie wiedziałam do końca, w jakim celu trzymałam ją w swojej kosmetyczce, skoro nigdy nie miałam potrzeby używania. Teraz jednak dziękowałam samej sobie, że nie zastanawiałam się nad jej zawartością i nie usuwałam pozornie zbędnych rzeczy. Teraz było to dla mnie błogosławieństwem i chociaż nigdy wcześniej nie okaleczałam się, nie czułam nawet strachu. Stałam się tak obojętna, jak Justin i zrozumiałam, że jest to najlepszą barierą na wszystko.

Nie wiedziałam, co stało się ze mną samą. Nigdy nie byłam taka, jak w tej chwili. Zawsze czułam cokolwiek, a teraz była to pustka. Nie sądziłam, że ukochana osoba, która nas rani może być takim powodem do smutku, a także do obrony przed jakimikolwiek innymi emocjami. Gdybym stała z boku, mogłabym nawet bać się samej siebie, gdyż przypominałam lalkę. Kukłę i marionetkę w rękach zupełnie innej osoby. Miałam wrażenie, że to nie ja pociągałam za sznurki własnego życia, tylko inna, zupełnie obca dłoń.

Uznając, że w mojej głowie biło się ze sobą zbyt wiele myśli, przyłożyłam żyletkę do nadgarstka i wykonałam szybkie, proste cięcie, tworząc czerwoną kreskę, z której po paru chwilach zaczęła wypływać stróżka krwi. Obawiałam się znacznie większego bólu, lecz, jak widać, przestałam go nawet odczuwać, mimo że zależało mi na tym. Przez kilkukrotnie większą dawkę tabletek przeciwbólowych byłam lekko otępiała, jakbym była pod wpływem środków odurzających. Oprócz zawrotów głowy nie czułam jednak nic innego.

Dlatego nie czułam nawet najmniejszych oporów przed wykonaniem kolejnych cięć. Robiłam je z zamknietymi oczami. Nie chciałam patrzeć, jak nisko upadłam, aby zmuszać samą siebie do samookaleczania. Nie chciałam patrzeć, jak krzywdzę samą siebie. To było okropne. Cięłam własne ciało i nie potrafiłam przestać tego robić. Nim zdążyłam się zorientować, przenosiłam żyletkę coraz wyżej, aż pojedyncze kreski pokryły niemal całe moje przedramię. To samo zrobiłam z drugim. Tak samo skrzywdziła je ranami. Tak samo pocięłam je i zalałam krwią. Czułam się, jakbym popełniła zbrodnię. W rzeczywistości, właśnie ją popełniłam. Dokonałam pewnego rodzaju gwałtu na naturze. Mimo to jednak nie potrafiłam się zatrzymać, dopóki oba moje przedramiona, całe przedramiona, nie pokryte były cięciami i krwią. Cięłam się jednak nie za głęboko. Nie chciałam się zabić, tylko osłabić. Czułam, ze skoro Justin szuka pocieszenie w ramionach innej dziewczyny, nie jestem dla niego wystarczająco dobra i musiałam ponieść za to karę.

Bez pewnej ilości krwi czułam się jeszcze słabiej. Zawroty głowy nasiliły się, a także nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa i gdybym nie oparła się o ścianę, straciłabym równowagę i upadła. Wtedy jednak poczułam ból, gdy wykonałam spory nacisk na poranione przedramię, z którego nadal sączyła się krew. Opłukałam skórę pod strumieniem chłodnej wody, dopóki nie stała się czysta, jednak wtedy znów zaczęła wypływać z przecięć krew. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że stworzyłam na swoim ciele kilkadziesiąt, sporych kresek. Przeraziłam się wręcz na ich widok. Jednak jeszcze bardziej przeraziła mnie myśl, że zrobiłam to sama.

-Boże, ile krwi. - szepnęłam do samej siebie, gdy czerwona ciecz ponownie zaczęła skapywać do białej umywalki. Zostawiłam również plamki krwi na podłodze i ścianie, gdy opierałam się o nią. Cała łazienka wyglądała strasznie, jakbym popełniała w niej morderstwo. I metaforycznie popełniłam je. Zabiłam swoją duszę, z drobną pomocą Justina.

Z apteczki wydostałam dwa bandaże. Każdy z nich owinęłam wokół przedramienia, wpierw jednego, potem drugiego, aby krew przestała lać się dookoła. Następnie wyszłam z łazienki, zostawiając krew i żyletkę. Wiedziałam, że Justin, nawet gdyby ją znalazł, nie zwróciłby uwagi nie spytał, do czego potrzebna mi była. Po prostu zignoruje to tak, jak ignoruje moje uczucia.

Ubrana w dresy i cienką kurtkę jeansową, wyszłam z domu. Nie chciałam dłużej siedzieć w nim i płakać, ponieważ czułam, że moje łzy mogą się skończyć praktycznie w każdej chwili. Wylałam ich już zbyt dużo i w końcu nadszedł moment, aby powiedzieć dość.

Na dworze było zupełnie ciemno. W porównaniu z domem, czułam się, jakby ktoś nagle zgasił światło i oblał okolicę mrokiem. To jednak nie zniechęciło mnie przed wieczornym spacerem. Prawdę mówiąc, nie zamierzałam już dzisiaj wracać do domu. Nie obchodziły mnie żadne nocne zagrożenia. Byłam na nie obojętna. Byłam zupełnie obojętne na wszystko, co otaczało mnie dookoła.

Nagle przestałam zauważać cokolwiek. Cały świat stał się taki szary i ponury, jakby ktoś ukradł wszystkie kolory. Nie rozumiałam wtedy jeszcze, że to tylko ja zaczęłam postrzegać wszystko w takich barwach. Czułam się, jak wrak, mimo że nim nie byłam. Przedramiona nadal piekły mnie niemiłosiernie, ale czułam z tego powodu satysfakcję. Przeniosłam część bólu psychicznego na ból fizyczny i mimo wszystko czułam się trochę lepiej. Cięcia na skórze były pewnego rodzaju lekarstwem na rozbite i poranione serce.

Gdy doszłam do opustoszałego parku, przysiadłam na jednej z ławek. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, jakbym chciała pokazać całemu światu, aby zachowywał względem mnie dystans, odpowiednią odległość, która wskazywałaby na to, że chcę być sama. Bez wszystkich współczujących spojrzeń, bez pocieszających słów, chociaż i tak nikt nie miałby w sobie tylu uczuć, aby mnie wesprzeć. Ludzie nastawieni są jedynie na siebie i cierpienie innych nic dla nich nie znaczy.

Nagle ujrzałam, jak na ławce, na której siedziałam, usiadł chłopak. Bez słowa, po cichu, jakby wcale nie zauważał mojej pozornie obronnej postawy. Gdy dalej siedział obok mnie, zdecydowałam się na niego spojrzeć, a kiedy mój wzrok spoczął na jego twarzy, nie potrafiłam go już oderwać. Chłopak o kruczoczarnych włosach miał wręcz śliczne rysy twarzy. Jego buźka była tak cholernie słodka i niewinna, a jednocześnie wyrażała powagę, co wskazywało, że nie był chłopcem, a młodym mężczyzną.

Był lekko zaniedbany i wychudzony, jednak nadal bardzo przystojny. Jednocześnie wytwarzał wokół siebie tajemniczą aurę. Wszystkie te czynniki uniemożliwiały mi oderwanie od niego wzroku. Na pierwszy rzut oka krył w sobie wiele tajemnic. Momentami wydawał mi się taki piękny i niesamowity. Chciałam go dotknąć, aby upewnić się, że jest prawdziwy. Wyglądał, jak anioł. Dobry anioł, wysłany do tego złego świata, w którym nie potrafi się odnaleźć.

I wtedy chłopak wyciągnął z kieszeni bluzy strzykawkę i ułożył ją na swoich kolanach. Zaczęłam przyglądać mu się z jeszcze większym zainteresowaniem, jak i również z lekkim przerażeniem, zwłaszcza wtedy, kiedy w jego dłoni zalśniło opakowanie z białym, a może nawet lekko wpadającym w brąz, proszkiem. Patrzyłam uważnie, jak zmieszał go z wodą i odrobiną kwasku cytrynowego, a potem zaczął od spodu podgrzewać zapalniczką, aż końcu całość zapakował do strzykawki. Z  uśmiechem wyprostował prawą rękę i zacisnął pięść, aby jego żyły, pokryte licznymi, starymi i nowymi, bliznami, były bardziej widoczne,  chociaż i tak w ciemnościach mało co można było dostrzec.

Nie potrafiłam patrzeć, jak kolejny raz wbija igłę w swoje ciało, szukając odpowiedniego miejsca, w które mógłby wstrzyknąć dawkę narkotyku. W końcu wbił ją po raz kolejny i pociągnął lekko. W strzykawce pojawiło się odrobinę krwi. Idealnie trafił w żyłę, co oznaczało, że mógł załadować całą zawartość strzykawki do swojego zniszczonego organizmu.

Patrząc na niego, widziałam, jak zmienia się z każdą chwilą. Wydawał się być dużo spokojniejszy i bardziej rozluźniony. Pierwszy raz widziałam na własne oczy, jak narkotyki potrafią podziałać na człowieka. Zmieniały go zupełnie. I wcale nie pobudzały. Wręcz przeciwnie, uspokajały i uszczęśliwiały go. Zaczęłam pojmować, dlaczego ludzie sięgają po tego rodzaju używki. Gdybym tylko mogła, sama dałabym wciągnąć się w coś, co stłumiłoby mój smutek. W coś, co dałoby mi wrażenie szczęścia, choćby pozornego.

-Jay. - byłam tak zamyślona, że nie zrozumiałam od razu, że chłopak odezwał się i wyciągnął w moim kierunku otwartą dłoń. W porę jednak zdążyłam wrócić do rzeczywistości.
-Jazzy. - odparłam i bez wahania uścisnęłam jego dłoń. Coś przyciągało mnie do niego i sprawiało, że chciałam lepiej go poznać. To nie była zwykła zachcianka. To było nieodparte pragnienie, które w tym momencie postawiłam ponad wszystko inne. Odkrycie tego, co Jay kryje w środku, stało się dla mnie prawdziwym priorytetem.

-Co to było? - z niepewnością wskazałam na strzykawkę, którą czarnowłosy opłukał wodą i schował do kieszeni bluzy.
-Moja kolacja. - zaśmiał się cicho. Jego śmiech był niesamowicie wdzięczny, a jednocześnie zachrypnięty. Jay był połączeniem małego chłopca z buzią laleczki, z dorosłym mężczyzną. Stanowił jeszcze większą zagadkę, niż na początku. - Heroina. - powiedział w końcu. Tak spokojnie i tak łagodnie, jakby wcale nie był pod wpływem narkotyków. Byłam zaskoczona jego zachowaniem. Nie potrafiłam wyobrazić sobie u niego agresji, chociaż tyle się słyszy o agresji wśród narkomanów. U niego nie było nawet najmniejszej oznaki.

-Jesteś uzależniony? - nie potrafiłam oderwać wzroku od jego twarzy, mimo że on wpatrywał się przez cały czas w swoje kolana. Czekałam, aż w końcu spojrzy na mnie. Chciałam zobaczyć jego oczy. Chciałam ujrzeć jego tęczówki, ponieważ byłam pewna, że będą równie piękne, jak on cały.

Myliłam się.

Były sto razy piękniejsze. Wyrażały jednocześnie tak wiele, przeróżnych emocji. Mimo że większą powierzchnię tęczówek zajmowały rozszerzone źrenice, ledwo różniły się od koloru oczu. Były tak niesamowicie i pociągająco czarne. Czarne, jak jego włosy. Wiedziałam jednak, że duszy nie miał czarnej, a niesamowicie jasną, tylko trudną do przejrzenia.
Zapatrzyłam się w te dwa węgielki. Były tak duże i wciągające. Były wręcz magiczne. Potrafiły w pełni pochłonąć i potrafiły nawet zmanipulować. Aż trudno było mi pojąć, że wszystko sprawiła para oczu. To nienormalne.

-Tak jestem uzależniony. Nawet bardzo. Dobrze mi z tym. - znów swoim głosem wyrwał mnie z zamyśleń. Przywołał mnie do rzeczywistości, mimo że ten sam człowiek wciąż mnie od niej odrywał.

Nie potrafiąc zapanować nad swoimi odruchami, które przejęły nade mną kontrolę, przysunęłam się do niego i wyciągnęłam rękę w kierunku jego gęstych włosów, po czym wplątałam w nie palce. Sama nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. Jay w pewnym stopniu przejął kontrolę nad moim ciałem i ruchami, gdy przeczesywałam delikatnie jego włosy i bawiłam się pojedynczymi kosmykami. Dopiero wtedy, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co robię, pospiesznie zabrałam rękę i usiadłam na poprzednim miejscu.

-Nie musiałaś przestawać, to było przyjemne. - uśmiechnął się. Uśmiechnął, a moje kolana, gdybym tylko stała, z pewnością ugięłyby się. Wszystko w nim było tak idealne. Wszystko w nim było tak doskonałe. Nie rozumiałam tego, co robił ze mną i nie byłam przekonana, czy chciałam zrozumieć. Ważne było jednak to, że uśmiechnęłam się, mimo mojej depresji.

-Ile masz lat? - spytałam po chwili. Pytanie to krążyło w mojej głowie, odkąd tylko go zobaczyłam. Wciąż zastanawiałam się nad odpowiedzią.
-Dwadzieścia jeden. - odparł, zaczynając bawić się rękawami bluzy. Jay był jakby nieprzytomny, nie do końca świadomy. Jego wzrok natomiast  pusty, a jednocześnie tak piękny. Byłam nim zupełnie oczarowana, naprawdę.

-Czemu wpatrujesz się tak we mnie? - ponownie uśmiechnął się do mnie i tym razem jego wzrok spoczął konkretnie na mnie. Nagle poczułam się w dziwny sposób skrępowana, jednak nadal patrzyłam na niego.
-Podobasz mi się. - przyznałam szczerze. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym kłamać. Zresztą, nie miałam ku temu powodów. Po prostu chciałam, aby wiedział, jak na mnie wpłynął.

Jay zaśmiał się cicho. Tak wdzięcznie, tak słodko i tak delikatnie, a zarazem tak... męsko. Z każdą chwilą, prócz słodkiej buźki, widziałam w nim coraz mniej z małego chłopca. Jednocześnie czułam się tak, jakbym siedziała tu i rozmawiała z nim od wielu godzin, a nie od paru minut, które w rzeczywistości spędziłam na ławce, w parku. Czułam, jakbym znała go od bardzo dawna. Wiedziałam już teraz, że pragnę i marzę o tym, aby Jay został moim przyjacielem.

Po moim cichym wyznaniu, brunet milczał, lecz mały uśmieszek utrzymywał się na jego ustach przez cały czas. Co jakiś czas kopnął butem mały kamień, który następnie potoczył się w poprzek parkowej alejki. A ja nadal nie odrywałam od niego wzroku. I nadal cieszyłam się, że mogę, tak po prostu, patrzeć na niego.

-Masz chłopaka? - spytał po paru chwilach. Nie spojrzał na mnie. Rzadko to robił. Wolał wbić wzrok w ziemię, lub w swoje lekko poszarpane buty. Nie wiedziałam, czy było to oznaką lekkiego skrępowania, czy może nie potrafił dłużej patrzec w oczy swojemu rozmówcy. Każda jego część stanowiła nieodgadnioną tajemnicę, lecz czułam, po prostu czułam, że przede mną otworzy się. Chociaż znałam jedynie jego imię i wiek, miałam wrażenie, że wiem o nim dużo więcej. Po prostu, tak bardzo dążyłam do tego i moja podświadomość zaczęła wyobrażać sobie nie do końca prawdziwe rzeczy.

Po jego pytaniu posmutniałam trochę. Oznaczało ono kolejny powrót do myśli, które chciałam odsunąć w dal umysły. Myśli, dotyczące Justina. Myśli, dotyczące nas obojga. Nas i naszego chorego, lecz do niedawna pięknego, związku.
-Tak, mam chłopaka, ale to nie jest takie proste, jak może się wydawać. - tym razem to ja spuściłam wzrok i schowałam dłonie w kieszenie kurtki. Wpatrywałam się w drobny żwirek na ścieżce, aż poczułam, jak Jay obiął mnie opiekuńczo ramieniem. Delikatnie, jakby bał się, że swoim gestem może mnie odstraszyć. Równocześnie, jakby nie był pewien, czy może to zrobić i bał się, że odepchnę go od siebie. Wiedziałam, że to zabolałoby go najbardziej. Zaczęłam sie przekonywać, że nie same słowa świadczą o człowieku, lecz przede wszystkim jego gesty. Jay dawał mi do zrozumienia, że jest tutaj, aby mnie wysłuchać i wesprzeć. Poczułam, że jest tą osobą, której w tym momencie potrzebowałam najbardziej.

-Mogę ci zaufać? - spytałam, gdy nadal siedzieliśmy w tej samej pozycji. Brunet jedynie skinął głową. Poczułam, że on jako jedyny jest godny pełnego zaufania. Był inny, niż każdy chłopak, jakiego znałam. Wyróżniał się pośród wszystkich. Miał tyle przeciwnych cech, w stosunku do Justina, że nie potrafiłabym ich nawet zliczyć. - Mój ojciec i matka mieli po dwanaście lat, kiedy przyszłam na świat. Mama nie przeżyła porodu, dlatego zamieszkałam z tatą i jego rodzicami. Kiedy skończył osiemnaście lat, ja miałam wtedy sześć, przeprowadziliśmy się i od tamtej pory mieszkamy sami. Teraz mam piętnaście lat, a on dwadzieścia siedem. Jesteśmy razem. Nie, jak ojciec z córką, tylko jak chłopak z dziewczyną, mężczyzna z kobietą, rozumiesz? - nie sądziłam, że kiedykolwiek, w dodatku z taką łatwością, będę w stanie powiedzieć o wszystkim praktycznie obcemu człowiekowi. Jay jednak wzbudzał we mnie ogromne poczucie zaufania. Jak nikt inny.

-Czy on cię do czegoś zmusza? - spytał, śmiertelnie poważnie. Teraz to on nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Był, jak troskliwy, starszy brat, którego zawsze chciałam mieć, jednak nigdy nie mogłam o nim nawet pomarzyć, ponieważ było to fizycznie niemożliwe.
-Nie, nigdy mnie nie zmuszał. Po prostu, zakochałam się, ze wzajemnością. Jednak kiedy przeprowadziliśmy się tutaj, z Los Angeles, strasznie się zmienił. Poznał pewną dziewczynę, z którą chodzę do szkoły. Zaczął spotykać się z nią, a mnie traktować, jak powietrze. Każda nasza rozmowa kończy się kłótnią. Wczoraj uderzył mnie, kiedy za późno wróciłam do domu. A wyszłam z niego tylko dlatego, że nie chciałam patrzeć, jak przystawia się do Chanell i flirtuje z nią na moich oczach. Dzisiaj wyszedł z nią znowu. Nie wiem, gdzie i nie wiem, co robią. Może nawet Justin zdradza mnie, a ja siedzę bezczynnie, chociaż wiem, że i tak nic nie mogłabym zrobić.

Rozpłakałam się. Po prostu się rozpłakałam. Znów. Kolejny raz, mimo iż obiecałam sobie, że tego nie zrobię. Chciałam być silna i chciałam panować nad swoimi niestabilnymi uczuciami, ale przychodziło mi to z ogromnym trudem i często nie dawałam rady zatrzymać emocji w sobie. Nie wstydziłam się jednak łez, ponieważ siedziałam obok Jay'a. Zaczęłam płakać mocniej, w jego ramię, podczas kiedy chłopak przytulał mnie do siebie. Nie wiem nawet, kiedy tak zbliżyłam się do niego. Ale tego potrzebowałam. Płakanie w poduszkę nie było wystarczające. Potrzebowałam kogoś, kto wysłuchałby mnie i zebrał moje łzy.

Jay był osobą, której zaufałam od razu. Nie musiałam z nim długo rozmawiać, nie musiałam go lepiej poznawać. Wystarczy, że spojrzałam w jego oczy i wiedziałam już, że jest najbardziej wartościowym człowiekiem, jakiego mogłam spotkać.

-Jest tutaj, w okolicy, jakiś klub, do którego chodzi młodzież, a także trochę starsi? - długo trwało, zanim zdołałam opanować łzy. Odrobinę jednak żałowałam, ponieważ teraz nie mogłam już przytulać się do Jay'a. Nie miałam wymówki, jaką przed chwilą był moment załamania.
-Tak, jest pewien klub w centrum. - odparł niepewnie, a potem zerknął na mnie. - Naprawdę chcesz tam pójść? Myślę, że to nie jest dobry pomysł, Jazzy. - doskonale wiedziałam, że Jay ma rację. Pomysł, aby pójść do klubu, w którym prawdopodobnie przebywa Justin, razem z Chanell, był beznadziejny, ponieważ jedynie załamie mnie i utworzy jeszcze więcej moich łez. Nie potrafiłam jednak odeprzeć od siebie chęci ujrzenia go, nawet jeśli ten widok jeszcze bardziej pokruszyć moje serce.
-Tak, Jay. Chcę. Ale tylko wtedy, jeśli pójdziesz ze mną. - wstałam z ławki, jednym rękawem ocierając łzy, a potem wyciągnęłam rękę w stronę bruneta.

Przez parę chwil wpatrywał się we mnie tymi wielkimi, pięknymi oczami. Poczułam dreszcze, przechodzące wzdłuż mojego ciała. Wszystko za sprawą jednego spojrzenia, wykonanego przez właściwą osobę. I znów zapatrzyłam się w czarne tęczówki i wielkie, rozszerzone źrenice, które wydały mi się nagle tak piękne.
Byłam nim autentycznie zauroczona.

-Aż tak ci się podobam? Nie potrafisz oderwać ode mnie wzroku. Aż czuję się lekko zawstydzony. - złapał moją dłoń i w końcu wstał. Potem ostrożnie objął mnie ramieniem, jednocześnie szukając na to pozwolenia w moich oczach. To było wręcz niesamowite. Jakikolwiek inny mężczyzna, którego znam, nigdy w życiu nie szukałby pozwolenia na taki gest. On szukał. I to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Świadczyło to w pewnym stopniu o jego wrażliwości i delikatności względem kobiet. Był po ptostu niesamowity. Już teraz stał się dla mnie cholernie ważny.

-Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jak przystojny jesteś. - podrywałem go? Może. Czy mam z tego powodu wyrzuty sumienia? Ani odrobinę. W końcu, nie zrobiłam nic złego. Jay stał się moim przyjacielem i nie przyszło mi nawet przez myśl, aby stał się dla mnie kimś więcej.
-Od wielu miesięcy nie patrzyłem w lustro, więc nie wiem, ale opinia tak ślicznej dziewczyny, jak ty, znacznie poprawiła moją samoocenę. - po  komplemencie Jay'a spuściłam głowę i przysłoniłam twarz włosami. Chyba pierwszy raz zarumieniłam się pod wpływem komplementów. To nie było do mnie podobne. Nie wiedziałam, dlaczego zareagowałam w ten sposób.

W kierunku klubu szliśmy w zupełnej ciszy. Była ona bardziej komfortowa, niż jakakolwiek rozmowa. Zapomniałam w ogóle, że Jay parę chwil temu zarzył dawkę narkotyku. Zupełnie nic na to nie wskazywało. Czułam się w jego towarzystwie po prostu dobrze. Nie byłam już bezwartościowym śmieciem, jakim czułam się jeszcze tak niedawno. A teraz znów uśmiechałam się i cieszyłam z życia.

-To tutaj? - spytałam, gdy zobaczyłam w oddali jasne światła, rozjaśniające całą okolicę.
-Tak, to jedyny kluby w pobliżu kilkunastu kilometrów. Ale, Jazzy, nie jestem przekonany, czy powinnaś tam wejść. Będziesz przez to smutna, a ja nie chcę, żebyś była. Wolę, gdy się uśmiechasz i jesteś radosna.
-Dlatego chciałabym wejść tam z tobą. Przy tobie nie potrafię się smucić.
-Obiecaj mi, że nie będziesz płakać, cokolwiek tam zobaczysz. - wiedziałam, że naprawdę zależy mu na tym, dlatego skinęłam głową. Nie chciałam, żeby smucił się i zamartwiał dodatkowo mną. Z pewnością ma wystarczająco wiele własnych problemów.

Weszliśmy do wnętrza klubu. Razem. Objęci, lecz jedynie, jak przyjaciele. Tylko przyjaciele. W moich uszach zaczęła rozbrzmiewać głośna muzyka. Huczała w nich i dała mi do zrozumienia, że wcale nie chcę tutaj przebywać. Nie miałam nastroju do zabawy. Klimat i atmosfera, panująca w klubie, zupełnie mi nie odpowiadała.

I wtedy zobaczyłam jego. Szatyna, z grzywką postawioną ku górze. Siedział przy jednym ze stolików, trzymając na kolanach dziewczynę, która rozpieprzyła moje życie. Był szczęśliwy, radosny i doskonale bawił się, razem z Chanell i trzema innymi dziewczynami. Nie czułam już zazdrości. Było mi jedynie przykro, że zostawił mnie samą w domu, aby przyjść tutaj i bawić się w najlepsze.

Po chwili wstał, chwytając blondynkę za rękę. Razem wyszli na środek sali. Zaczęli tańczyć. Tańczyć w sposób nieprzyzwoity. Chanell co chwila ocierała się o niego. Justinowi nadzwyczaj przypadły do gustu jej ruchy. Zamiast odsunąć siedemnastolatkę od siebie, on przyciągnął ją jeszcze bliżej.

Chociaż obiecałam Jay'owi, że nie będę smutna i nie będę znów rozpaczać, teraz zrozumiałam, że oszukiwałam samą siebie. Jego zachowanie zwyczajnie sprawiało mi ból, więc aby nie patrzeć dużej na bezczelny taniec tych dwojga, szybko przeprosiłam Jay'a i wyszłam z powrotem na chłodny i mroczny dwór. Nie potrafiłam dłużej utrzymywać łez pod powiekami i kilka kropel spłynęło w dół moich policzków. Płakałam, jednak uśmiechałam się. Uśmiechałam, przez łzy. Uśmiechałam się, ponieważ gdy tylko wyszłam i zaczęłam cicho chlipać, natychmiast pojawił się przy mnie Jay. Owinął mnie ramionami i odwrócił przodem do siebie, aby wesprzeć w tej trudnej chwili. On po prostu był przy mnie. Był, gdy potrzebowałam bliskości.

-Maleństwo, co mi obiecałaś? - ostrożnie objął dłońmi moje policzki i delikatnie otarł słone kropelki. Robił wszystko z tak niesamowitym wyczuciem, jakby bał się, że najdrobniejszym gestem może mnie skrzywdzić.
-Miałam nie płakać, wiem. - wzięłam głęboki oddech, aby powstrzymać łzy i drżenie głosu. - Ale widziałeś, jak ją dotykał? To po prostu boli. Zanim spotkał ją, byłam oczkiem w jego głowie. W każdej minucie widziałam i odczuwałam jego miłość, a teraz? Wszystko się zmieniło, chociaż obiecywał mi, że nigdy mnie nie zdradzi. Po co robił mi nadzieję, że się zmieni i mnie nie skrzywdzi, skoro robi to w pierwszym, możliwym momencie?

Jay nic nie mówił, przynajmniej na razie. Jedynie uspokajał mnie, trzymając w swoich ramionach i głaszcząc po plecach. Miałam wrażenie, jakby czas się zatrzymał, a wszystko dookoła zniknęło. Została jedynie czarna plama i mężczyzna przede mną, który starał się zrobić wszystko, aby tylko mój nastrój uległ poprawie. Był dla mnie tak kochany, mimo że ledwo mnie znał. Był typem człowieka, który nigdy nie zostawiłby drugiego w potrzebie.

-Chodź, maleństwo. Chodź stąd. Nie chcę, żeby została tutaj dłużej. - musiał pociągnąć mnie lekko za rękę, aby moje stopy w końcu oderwały się od podłoża.
Nie widziałam, gdzie idziemy, jednakże ufałam mu bardziej, niż mogłoby się wydawać. Chłopak był najszczerszym i najprawdziwszym człowiekiem, jaki stanął na mojej drodze.
-Gdzie mnie prowadzisz? - spytałam, gdy oddaliliśmy się od klubu na dobre kilkadziesiąt metrów. Przestaliśmy dostrzegać już uliczne światła, zagłębiając się w mrok, ogarniający bardziej ponurą dzielnicę miasta.
-Tam, gdzie spędzam większość swojego czasu. Do miejsca, które teoretycznie mogę nazwać swoim domem.

Podczas dalszej drogi milczeliśmy oboje. Szliśmy przytuleni, ramię w ramię. Ponownie zaczęłam rozmyślać o Justinie i Chanell oraz o tym, co robią w tym momencie. Moje myśli nieubłaganie kierowały się w stronę jednego z pustych pomieszczeń w klubie, w którym Justin po prostu mnie zdradzi. Znów chciałam płakać, lecz za każdym razem, kiedy nachodziło mnie chwilowe załamanie, Jay wyczuwał to. Zatrzymywał się, przytulał, potem składał delikatny pocałunek na czole. Ja od razu czułam się lepiej. Wystarczyło, że okazywał mi odrobinę ciepła i troski

Minęło trochę czasu, zanim dotarliśmy do starej kamienicy, na obrzeżach miasta. Wybudowana była z surowych cegieł, nie pokrytych żadną farbą, przez co dawała wrażenie opuszczonej. Podąrzyłam za Jay'em do wejścia, a potem schodami na pierwsze piętro, gdzie chłopak otworzył jedne z drzwi i przepuścił mnie w nich. Zachowywał się, jak prawdziwy dżentelmen. Był bardzo kulturalny i wychowany. Oprócz lekko zniszczonych ubrań, nikt nie pomyślałby, że brunet był narkomanem. Znacznie różnił się od reszty ludzi, takich, jak on.

-W pałacu nie mieszkam, ale nie mogę narzekać. Przynajmniej mam gdzie spać. - znów uśmiechnął się do mnie delikatnie. Za każdym razem, gdy to robił, miałam ochotę rzucić mu się na szyję. Właściwie nie wiem, czemu tak brnęłam do niego. Po prostu wyczułam w nim tę znaczącą różnicę, w porównaniu do całej reszty ludzi, stąpających po świecie.
-Z czego ty mi się tłumaczysz, Jay? Jesteś kochany, że w ogóle chciałem przygarnąć na noc taką przybłędę, jak ja. - wymamrotałam, opadając na gruby materac, położony na podłodze, w kącie pomieszczenia. Właściwie, całe mieszkanie składało się tylko z jednego, pustego pokoju z dużym oknem i odrębnymi drzwiami do łazienki. Nic więcej w nim nie było, a mimo to podobało mi się to miejsce. Było ciche, spokojne. I był w nim Jay.

-Nie mów tak, maleństwo. - zachichotałam, gdy ponownie zwrócił się do mnie tym słodkim określeniem. Był naprawdę opiekuńczy względem mnie. - Nie jesteś żadną przybłędą, tylko moją przyjaciółką. - moje serce zostało oblane przyjemnym ciepłem, gdy usłyszałam z jego ust, że w pewnym stopniu jestem dla niego ważna. Teraz byłam już pewna, że gdy jutro rano stąd wyjdę, ponownie spotkam Jay'a, a nasza znajomość nie zakończy się dzisiejszego wieczoru.

-Dlaczego masz bandarze na obu przedramionach? - usiadł obok mnie na materacu i ostrożnie wziął moje ręce w swoje. Rozwinął część jednego z bandarzów. Od razu ujrzał rany i czerwone przecięcia. Wstydziłam się ich. Pokazywały, że jestem słaba i nie potrafię w inny sposób poradzić sobie z problemami, tylko uciekam się do samookaleczenia własnego ciała.

Nie chciałam, aby dłużej to oglądał. Widziałam, że oglądając każdą kreskę na mojej skórze, wbijam igłę w jego serce. Jego oczy stały się nagle tak smutne, jakby lada moment miał się rozpłakać. Nie chciałam patrzeć na niego, gdy był w takim stanie, chociaż przygnębiony wydał mi się jeszcze piękniejszy i zwyczajnie słodszy. Aż uśmiechnęłam się lekko, a brunet, widząc to, od razu odwzajemnił.

-To przez niego? Przez niego się tniesz? - spytał poważnie, a jego chwilowy uśmiech ponownie zniknął.
-Dzisiaj zrobiłam to pierwszy raz. - spuściłam głowę i ostrożnie zabrałam ręce. Ponownie zawinęłam do końca bandarze i schowałam dłonie do kieszeni.
-Powinnaś na początek zrobić kilka cięć. Kilka. Nie kilkadziesiąt. - pogładził mnie z troską po głowie, a gdy położyłam się na materacu, położył się obok mnie.
-Nigdy nie sądziłam, że się potnę. Naprawdę. Nigdy nawet tego nie chciałam, Jay. Przepraszam. - czułam, że muszę go przeprosić. Po prostu to czułam, choć nie wiedziałam do końca, za co go przepraszam. Teoretycznie nie zrobiłam mu krzywdy, jednak widząc, jak chłopak troszczy się o mnie, zdałam sobie sprawę, że jego to boli.

Nie rozmawialiśmy już więcej. Oboje przez jakiś czas jedynie leżeliśmy bez ruchu, wpatrując się w lekko zabrudzony sufit. Milczenie było u nas dowodem, że mimo tak krótkiego czasu znajomości, potrafiliśmy rozumieć się bez słów. W końcu poczułam, że na nowo potrzebuję bliskości. Nie pytałam się nawet Jay'a, czy mogę zbliżyć się do niego
Po prostu to zrobiłam. Już chwilę później wsparłam głowę na jego klatce piersiowej i zacisnęlam piąstki na jego bluzie. Był taki ciepły. I z zewnątrz, i w środku. Serce bruneta było gorące. Był tak dobry dla innych, że musiało wręcz płonąć. Poczułam również, jak chłopak niepewnie obejmuje mnie w pasie, lecz zaraz szybko zabrał ręce i odkaszlnął.

-Mogę to zrobić? - spytał o tak oczywisty i prosty gest, a ja znów poczułam, że trafiłam na ideał przyjaciela. Prędzej oddałby własne życie, niż skrzywdził mnie.
-Nie musisz się pytać, Jay. - mocniej wtuliłam się w niego, a on delikatnie oplątał ramiona dookoła mojej drobnej talii.
-Pierwszy raz od bardzo dawna śpię z dziewczyną. - zachichotał. Wyraźnie czuł się już swobodniej. Zaczęłam czuć nawet pojedyncze pocałunki, jakie składał wśród moich włosów, na czubku głowy.
Ja również zaśmiałam się. Wsparłam się na moment na łokciach i przybliżyłam usta do jego czoła, aby złożyć na nim delikatny pocałunek. Był on moim sposobem na podziekowanie mu, że w pewnym sensie zajął się mną, wspierał, przygarnął do siebie. Dziękowałam mu za to, że po prostu był...

~*~

Boże, jaki długi rozdział mi wyszedł, chociaż i tak nie zawarłam w nim wszystkiego ;D

Chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Nie macie pojęcia, jakie to cudowne uczucie, widzieć tyle kochanych słów <3
Podejrzewam jednak, że pod tym znów będzie kilka komentarzy. Pamiętajcie, że napisanie jednego zdania, słowa, czy nawet zwykłej kropki trwa kilka sekund, a ja nie chcę niczego wiecej <3

ask.fm/Paulaaa962

67 komentarzy

  1. Fantastyczny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Justin jak zwykle gra dupka... Przykre.. :( Awww... Ale Jay jest słodki *.* Już nie mogę sie doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuu *,* Taki piekny :) Niech Jus sie ogarnie :( prosze szybkk nastepny bo nie wytrzymam proszzzeee <33 KOCHAM ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za chuj no, dziwkarz jeden to to! Ugh, a jeszcze kilka rozdziałów temu nienawidziłam zachowania Jazzy dlatego,że kręciła z Jasonem, a teraz nienawidzę zachowania Justina, Jezu no płakać mi się chce ;c Tak bardzo smutno! :((

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak długo nie komentowałam. Jay jest taki słodki, a Justin to palant, biedna Jazzy, aż w oku zakręciła mi się łza gdy czytałam jak rani swoje ciało. Szkoda mi dziewczyny. Rozdział niesamowity już nie mogę się doczekać kolejnego. Jeszcze raz przepraszam, że nie komentowałam i weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdzial czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O jezu Jay jest taki slodki *-* a Justin to glupia zapatrzona w siebie szmata. A rozdzial wyszedl ci jak zwykle mega <3

    OdpowiedzUsuń
  8. JEZU ♥ Tym rozdziałęm przeszłaś samą siebie ♥ Nie wiem czemu ale jest on jednym z moich ulubionych mimo iż głównej roli nie odgrywa Justin tylko można powiedzieć ,że Jay ♥ Który swoją stroną jest cudny ♥ Jezu to jest takie wspaniałe ,że nie mogę po prostu ♥ Zakochałam się w Jay'u choć powinnam kocham Justina czy to źle ? Jeżeli możesz dodaj zdjęcie Jay tylko oby to nie był Zayn Malik bo na ogół tak właśnie robią ♥ Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i utęsknieniem ♥ Ty nie możesz mieć mało Komentarzy bo masz talent i piszesz ogólnie zajebiście ♥ Do next i zapraszam do mnie ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Jay=❤❤
    Justin=sucz ;/
    Jazmyn=biedna ale z Jay'em kochana
    Kocham ❤
    Super długi rozdział :))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Jay=❤❤
    Justin=sucz ;/
    Jazmyn=biedna ale z Jay'em kochana
    Kocham ❤
    Super długi rozdział :))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże *o*
    Jazzy i Jay muszą być rázem ;*
    Już go pokochałam <3
    Czekam na nn ;3
    Kocham ;3 <3

    OdpowiedzUsuń
  12. O jezu ejo niech ta chanel sranel zostanie zamordowana zgwalcona pobita I chuj wie co jeszcze zycze jej wszystkiego najgorszegon

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdzial jak zawsze jest suuuper, kocham <3
    Nie mg uwierzyc, ze Justin to taki jebany dupek, no kurwa jak on moze taki byc?! Ja rozumiem, ze on od razu nie zmieni calkiem swojego zachowania, a wczesniej byl zawsze graczem i co noc z inna panienka, ale no niech on nie przesadza niby tak ja kocha, jest dla niego idealem i nie mogl by jej zdradzic i wgl bla, bla, bla... cale to slodkie pieprzenie, a pozniej zachowuje sie jak szmaciarz, no i kurwa tak ja niby kocha, a nie ruszaja go nawet jej lzy i to spowodowane jego zachowaniem, no sorry, ale niech on sam pomysli na swoim zachowanie, bo w ten sposob szybko ja straci.
    A Jay jest taki kochany, jeju wgl nie zna Jazzy tak naprawde, a bardzo sie przejal nia, ciagle ja pocieszal, nie chcial aby plakala ani byla smutna i w ciagu 15 minut potrafil stac sie jej przyjacielem, no taki idealny slooodziak poprostu.
    No i jeszcze Jazzy na koncu, z jednej strony pomyslalam, ze moze dobrze jak zrobi ze 2-3 ciecia, bo moze Juss jak to zobaczy to sie przejmie tym do tego doprowadzil, ale z drugiej strony setce mi pekalo jak czytalam jaka ona byla zalamana przez niego i jak sie ciela, zwlaszcze, ze to nie bylo kilka malych kreseczek tylko kilkadziesiat kresek, naprawde mam nadzieje, ze szybko dojdzie do siebie, moze z pomoca Jaya, ale ze znow bd pogodna i bd chciala zyc, no i oczywiscie, ze jak Juju w koncu przejrzy na oczy, to nie wybaczy mu zbyt szybko, tylko bd musial sie chociaz troche postarac
    Kocham cie bardzo, weny i pisz szybko <33333

    OdpowiedzUsuń
  14. megaa niesamowity !!! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiesz co? Taka sytuacja jak jest teraz bardziej mi odpowiada.. na poczatku rozumialam to co sie dzieje miedzy Jazzy i Justinem ale teraz jakos nie pasuje to do siebie... Lepiej jakby byla z tym Jayem.
    albo wrocila do Los Angeles...
    ale to jest tylko moja opinia :)/ Martyna

    OdpowiedzUsuń
  16. super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział. <33

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam nadzieję, że pomiędzy Jay'em i Jazzy coś będzie . Żeby spędzili razem dużo czasu . ;)
    A Justin niech dostanie zawału, gdy zobaczy krew, żyletkę i brak Jazzy. :D Niech Justin pieprzony Bieber zacznie mieć wyrzuty sumienia.
    Czekam na dalsze.
    xo

    OdpowiedzUsuń
  19. But I cryings and it don't have everything of meaning. He doesn't want to fall into depressions but there will be no happy end.

    OdpowiedzUsuń
  20. Błagam Justin ogarnij sie w koncu!!!!'

    OdpowiedzUsuń
  21. Jay jest idealny! Ale mam nadzieje ze nie ma zlych zamiarow I bedzie jej najlepszym przyjavielem.A co do postawy Justina -brak komentarza
    Rizdzual meeeeega cudiwny sjnsnsjsjjsjsjsjs /@awwhmrbieber

    OdpowiedzUsuń
  22. Justin zachował się jak świnia. Ale Jay jest cudowny. Już go pokochałam <3 Mam nadzieję że będą z Jazzy świetnymi przyjaciółmi. Może wtedy Justin się ogarnie kiedy "straci" Jazzy i zobaczy ją z Jay'em. Nie mogę się doczekać co będzie w następnym!

    OdpowiedzUsuń
  23. Jay taki slodki i kochany ;) a Justin to pieprzony dupek. Nie zasluguje na Jazzy.
    Rozdzial cudowny, zycze weny :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Skarbie! <3
    Jesteś cudowna, piszesz tak pięknie,że płaczę co rozdział <3
    OMG mam nadzieję że Juss pogodzi się z Jazzy. ^^
    Jay jest słodki, ale to nie to co Juss.
    Dlaczego Justin zachowuje się tak podle? ://///
    Kobieto, przez ciebie popadnę w depresje!
    Czekam na kolejny rozdział <3 <3<3

    OdpowiedzUsuń
  25. Kochana jesteś cudowną wspaniała i wogóle hdcdjkfhbgk <3 ;**! Tu już nie ma co mówić ;*** wierz w to że masz wiernych czytelników, bo twój talent tak wysoko odstaje od reszty że tu nie ma co komentować bo jest tak idealnie <3 czekam na kolejny i wogóle życzę ci więcej takiej doskonałości <3 :*;;;;;******* ;)))))

    OdpowiedzUsuń
  26. Boże (zawsze tym zaczynam o nie haha) kocham jay'a i jazzy razem:( Toksyczna przyjaźń tak trochę.. ale piękna. On jest taki opiekuńczy że ojej i pyta się o tak oczywiste gesty <3 Delikatny i wspaniały. Co do justina... ja pierdole mógłby się ogarnąć a nie flirtowac z każda laską jaką pozna. Niby tak kurwa kocha jazzy a wiecznie ją rani u nie może nawet przeprosić:) Szkoda mi jazzy bo straciła jedną osobę ale w sumie to dwie. I chłopaka i niestety ojca. Mam nadzieję że justin się opamięta. Biedną jazz:( Dobrze że ma teraz Jay'a przy sobie i wie że mu na niej zależy.
    pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  27. Rozdział świetny! Wyraża tyle emocji <3ehh. Justin to jednak nadal gowniarz a nie dorosły mężczyzna :( jak on może zdradzać Jazzy? Jak on może zachowywać się tak podłe w stosunku do niej? Nie wzruszają go jej łzy? Podobno tak ja kocha, zrobiłby dla niej wszystko ale jednak ja zdradza :(. Gdy Jazzy weszla do tego klubu i zobaczyła jak Ta cała głupia Chanell siedzi mu na kolanach to myślałam że się po płacze :/ . Jazzy... Ona jest świetna, robi tyle dla Justina a on nawet tego nie zauważa :((przykro mi strasznie z tego powodu, że nie ma w nim oparcia. Ale cieszę się że znalazła kogoś kto ją rozumie, wesprze i powieszy kiedy tylko ona będzie tego potrzebować... A tym kimś jest Jay <3 kocham ten rozdział. Więcej niż 10000000000000 słów ❤ do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  28. Chanell, te rada spierdalajda bo mnie wkurwiajda:) Hahahah Kocham twoje opowiadanie:* Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  29. Bieber zachowuje sie jak ostatni dupek..... a Jay taki kochany jeju dajcie mi takiego chłopaka:))

    OdpowiedzUsuń
  30. Kocham cie... Pisz pisz ;) daj jak najszybciej następny proszę

    OdpowiedzUsuń
  31. zostałaś nominowana do LBA :)
    więcej informacji tutaj :http://on-life-jb-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Matko ja placze ..
    ale ten Jay jest kochany tez chce takiego :'(
    Cudownumy rozdział :*
    Zycze weny i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  33. Wyszedł ci cudowny rozdział. Uwielbiam gdy jest długi, a w szególności kiedy twoje są długie, bo tak świetnie piszesz. Jay jest taki agehjgafgaadfhj. Za to idk co się dzieje z Justinem. Niech się ogarnie ma przecież Jazzy. A co do niej to byłam zszokowana kiedy dotarło do mnie, że się pocieła. Mam nadzieje, że już tego nie zrobi. Ona i Jay zostali przyjaciółmi yasss. Nie chce żeby Justin i Jazzy całkiem zobojętnieli na tą sytuacje, która panuje teraz u nich. Ciekawi mnie czy Justin będzie zazdrosny o Jaya czy nie. Mam nadzieje, że Jay będzie się jeszcze pojawiał w kolejnych rozdziałach, bo polubiłam go, ale dalej chcę żeby Jazz była z Justinem. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  34. Jezuuu już nie mogę się doczekać następnego <3<3<3<3<3 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  35. Uwaga troche pobluźnie nie zwracajcie uwagi na błedy ortograficzne
    A więc...
    Justin ty pierdolony chuju a wiesz dobrze się stało Jay jest AAAAAAA taki słodki i wogóle niech Jazzy z nim będzie na początku można było wydawać się że ją zgwałci a tu takie AAAAAA ja też chce spotkać takiego Jaya a pozatym Jus uderzył Jezzy kumasz kurwa jego mać uderzył ją ten chuj pierdolony (ale i tak go kocham ale nie przesto co zrobił ale i tak później zmienie zdanie pewno)A więc niech jazzy będzie z jayem nie moge doczekać się kiedy on ją pocałuje albo da jej narkotyki już sobie to wyobrażam ona naćpana wraca do domu Jus do niej gada a ona cała w skowronkach nie no nie umiem sobie tego wyobrazić dlatego mam ciebie ♥ ty wspaniale piszesz i mój pusty łep umie sobie to wyobraźić a więc kibicuje żeby zostawiła Justina i była z jayem ♥
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  36. Uwielbiam twoje ff jest takie inne. A z Justina to zwykły dupek który nie zasługuje w najmniejszym stopniu na Jazzy. Ale zaciekawiła mnie postac Jay'a taki kochany i delikatny chłopak idealny dla Jazzy :) czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  37. Fajny rozdział. Na miejscu Jazzy po tym jak Justin potraktował ja jak corke to bym była dla niego córka. Zachowywalabym się i odpowiadała jak córka skoro on nie widział wtedy w niej swojej dziewczyny. Oczywiście z pkt widzenia Jazzy. A Justin szkoda gadac eh

    OdpowiedzUsuń
  38. Boski rozdział! KC i czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  39. jwzu czekam matko ale sie super stao aaa

    OdpowiedzUsuń
  40. wspaniały. nie mogę doczekać następnego dawaj szybko nowy *.*

    OdpowiedzUsuń
  41. O.o czekam na następne jezu dodawaj odrazu po 2 rozdziały proszee...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie by było gdyby pisała odrazu po 2 rozdziały

      Usuń
  42. Kocham cie pisz dalej... Nie wytrzymam zgadzam się z tą wyżej pisz odrazu po 2
    Wiem ze dasz rade...

    OdpowiedzUsuń
  43. Ciekawe czy Justin zdradzi jazzy
    Proszę pisz szybciej bo ja tu umieram ;)
    Kc

    OdpowiedzUsuń
  44. Jesteś niesamowita pisz dalej proszę

    OdpowiedzUsuń
  45. I to ma być długie? ;) jak się czyta to jest to krótkie wiec daj następny dłuższy ;3 dziękuję
    Ciekawe czy czytasz te komentarze hmm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak cos ci nie pasuje, to spierdalaj:)
      będzie dawała takie, jakie będzie chciała
      jakoś tylko tobie nie pasuje

      Usuń
    2. Ja tylko wyrażam swoje zdanie czy ci to pasuje czy nie

      Usuń
  46. O jezu poplakałam się jak czytałam jak jazzy sie cieła. Domyślałam sie że będzie jaka drama ale tak to opisałaś że czułam sie jakbym była na jej miejscu. Tak mi jest jej żal przecież ona tak kocha Justina a on ją tak rani. Czy on nie widzi jak ona cierpi wkurwia mnie jego gadanie, że niby ja kocha jest jego ideałem i aniołem a ma ją w dupie i do tego ją uderzył. Dla mnie to chore i Justin powinnien dostać nauczke. Mam nadzieje że zalamie sie i dostanie wyrzytów sumienia kiedy zobaczy łazienke i żyketke i do tego brak Jazzy w domu. Niech wariuje z nieśwadomosci tego co dzieje sie z Jazzy. Boże chce zeby wszystko było dobrze miedzy nimi ale ona nie może mu szybko wybaczyc musi zrozumieć jaki chujem jest i jak ją zranił. A do tego wszystkiego słodki Jay ja mam nadzieje ze beda tylko przyjaciólmi ale takimi dobrymi przyjaciółmi. Niech pomoga sobie nawzajem on jej z sytuacja z Justinem ona niech pomoze mu skonczyc z narkotykami to byłoby cudne :) o jeju ale się rozpisałam, ale nie moge poradzic nic na to ze uwielbiam to opowiadanie i kocham kazdy rozdzial ten był jak dla mnie najbardziej dramatyczny i smutny ale miał w sobie to coś. Wiem, że nastepny bedzie jeszcze lepszy dlatego szybko dodaj nastepny bo juz nie moge sie doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Boże, czytam ten rozdział po raz 3 i wciąż nie mogę uwierzyć w to co się w nim dzieje. Moge Justina powiesić za jaja, żeby zmądrzał? Z przyjemnością to zrobię. Rozdział jest zajebisty!! Czekam niecierpliwie na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  48. To jest po prostu niesamowite ! <3 Ale jejku ,czemu Justin taki jest .... Mówi ,że ją kocha ,że jej nie zdradzi ,a robi zupełnie coś innego. Nosz ku*wa ! :( Ale mam nadzieję ,że to wszystko dobrze się potoczy i Jus zrozumie i otworzy oczy. Czekam niecierpliwie !! :* :* WENY ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  49. super rozdział. kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  50. To było piękne. To było po prostu niesamowite. Ten rozdział mógłby być dłuższy. Mogłabym go czytać cały dzień i noc... Przeniosłaś mnie do innego świata. Dziękuję Ci za to...

    OdpowiedzUsuń
  51. Boże doprowadzasz mnie do szału! ( w dobrym znaczeniu ) Wchodzę co godzinę i czekam aż będzie nowy, proszę dodaj nowy! :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  52. jejku ja chcę już następny *.*
    cały czas odśiweżam i patrzę czy przypadkiem nie dodałaś nowego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  53. Kocham Cie dziewczyno ! <3

    OdpowiedzUsuń
  54. To jest cudowne! XD
    Czekam na kolejny rozdział :*
    Tylko szkoda mi Justina jeśli wyda się ze on nie zdradził jej, ale ona jego tak :(

    OdpowiedzUsuń
  55. Jezu zajebałabym teraz Justinowi no ;__; Jak on ją traktuje... Jay jest taki kochany :(

    OdpowiedzUsuń
  56. Popłakałam się... Cudowny i wyjątkowy rozdział :'(

    OdpowiedzUsuń