środa, 22 października 2014

Rozdział 26 - But the truth is the only appropriate solution...

Kolejny rozdział pojawi się dopiero w przyszłym tygodniu, z powodu mojego wyjazdu :)

***Oczami Jazzy***

Nie byłam w stanie wykrzesić z siebie choćby najcichszego dźwięku, ponieważ szok przejął kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Wpatrywałam się z szokiem, wymalowanym na twarzy, w babcię, która z jeszcze większym szokiem patrzyła na mnie i na Justina. Zaczęłam szukać w głowie jakiejkolwiek wiarygodnej bajeczki, jaką moglibyśmy przedstawić mamie Justina, lecz oszukiwałam w tym momencie samą siebie. Doskonale wiedziałam, że musimy powiedzieć jej prawdę, bo żadne kłamstwo nie będzie na tyle silne, aby zakryć "zbrodnię", którą staramy się ukrywać.

-Nie wierzę w to... - wyszeptała Pattie, przykładając dłoń do ust. Była wstrząśnięta, a jej ciało minimalnie drżało. - Nie uwierzę, że mój syn uprawia seks ze swoją córką... - dodała, ledwo słyszalnie, a potem powieki zaczęły przysłaniać jej oczy, aż w końcu zamknęła je, tracąc przytomność.

-Mamo! - krzyknął Justin, podbiegając do kobiety. W ostatniej chwili złapał ją i położył na łóżku. Ja natomiast nadal stałam w drzwiach łazienki, nie potrafiąc się poruszyć. Zaczęłam nawet płakać, chociaż nie wiedziałam, z jakiego powodu. Czy to w trosce o babcię, czy może przez niepewność, dotyczącą naszego związku. W końcu teraz, kiedy wszystko wyjdzie na jaw, na pewno będą chciali nas rozdzielić, nie biorąc pod uwagę naszych uczuć.

W dalszym ciągu stałam w tym samym miejscu, podczas kiedy Justin zdążył zadzwonić już po karetkę. Zaczął pospiesznie zakładać na siebie ubrania i dopiero kiedy wciągnął przez głowę koszulkę zorientował się, że nie poruszyłam się nawet o centymetr, dalej okryta jedynie ręcznikiem.

-Skarbie, obiecuję ci, że cokolwiek by się nie stało, my już zawsze będziemy razem. Nikt nie zdoła nas rozdzielić. Przyrzekam ci to. - Justin patrzył prosto w moje oczy, aby przekonać mnie do swoich słow. A ja tak cholernie chciałam mu wierzyć, lecz jednocześnie bałam się, że coś pójdzie nie tak, że stracę go, i jako faceta, i jako ojca.
-Obiecujesz, Justin? - wychlipałam, wtulając się w jego ciepłe ciało, zapewniające mi bezgraniczne bezpieczeństwo.
-Tak, kochanie, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w swoim życiu. Obiecuję, że będę o ciebie walczył do samego końca.

Jego słowa mimo wszystko uspokoiły mnie trochę. Wiedząc, jak bardzo mnie kocha i jak mu na mnie zależy, nie musiałam się obawiać, że zostawi mnie przy pierwszej, nadarzajacej się okazji. W ciągu tego krótkiego czasu, Justin naprawdę wydoroślał. Stał się poważniejszy, dojrzalszy i rozsądnie patrzył w przyszłość. Widziałam, że chciał zapewnić mi wszystko, co najlepsze, już nie jak córce, a jak dziewczynie, którą kochał i którą chciał należycie się opiekować.

Szybko ubrałam się w jeansy, leżące na fotelu, w sypialni Justina, i dołożyłam do tego jedną z jego mniejszych koszulek, którą następnie włożyłam w dopasowane spodnie. Wiedziałam, że w każdej chwili pod nasz dom może podjechać pogotowie. Moje przypuszczenia jedynie potwierdził odgłos syren, a potem szybkie kroki na schodach. Trzech mężczyzn wpadło do pokoju, nie patrząc nawet na mnie. Od razu zajęli się udzielaniem pomocy babci. Położyli ją na noszach, a upewniając się, że jej życiu, ani zdrowiu, nie zagraża żadne poważniejsze niebezpieczeństwo, wynieśli ją z pokoju.

Podążyłam za nimi i również zeszłam na dół, gdzie moje spojrzenie zderzyło się z troską w oczach Justina. Mężczyzna był teraz bardzo zagubiony i wyjątkowo potrzebował mojego wsparcia i zwykłej bliskości, która zapewniłaby go, że warto walczyć i starać się o to, co pozornie może wydawać się przegrane.

Podeszłam więc do niego i złapałam dużą dłoń szatyna swoimi obiema. Nie zastanawiałam się, co mogą pomyśleć ratownicy medyczni. Nie zastanawiałam się nad niczym. Kiedy tylko widziałam smutek u Justina, byłam w stanie zrobić wszystko, aby pozbyć się go i sprawić, że na jego ustach choć przez parę chwil pojawi się uśmiech. To było moim celem w życiu. Chciałam tylko, aby mężczyzna był szczęśliwy. Chciałam tego, jak niczego innego, ponieważ właśnie w ten sposób go kochałam. Tak, jak nikogo wcześniej.

-Babci nic nie będzie, prawda? - spytałam z przejęciem, gdy wsiedliśmy do samochodu Justina, a on odpalił sielnik i wjechał na drogę.
-Mam nadzieję, że nie, skarbie. Prawdopodobnie doznała po prostu silnego szoku, dlatego zemdlała. Jestem pewien, że szybko postawią ją z powrotem na nogi. - widziałam, jak dużo kosztowało go podnoszenie na duchu zarowno mnie, jak i samego siebie, dlatego również chciałam w jakikolwiek, chociaż najdrobniejszy sposób, pomóc mu w tej sytuacji.

-Justin, ona tego nie zaakceptuje, prawda? Nie będzie chciała nawet nas wysłuchać. - szepnęłam ze smutkiem i spuściłam głowę, podążając wzrokiem za dłonią mężczyzny, przebiegającą w dół i w górę mojego uda.
-Powiem ci szczerze, Jazzy, że ani odrobinę nie interesuje mnie już jej zdanie. Wiem, czego chcę w życiu i wiem również, z kim chcę przez to życie kroczyć. Mam zamiar powiedzieć o wszystkim rodzicom. Jeśli to zrozumieją, oznaczać to będzie, że znaczę dla nich cokolwiek. Jeśli jednak nie będą starali się nawet zaakceptować, w końcu wyjdzie na jaw, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochali. Będę miał okazję poznać prawdę. I powiem ci również, że cholernie cieszę się, że moja matka znalazła się wtedy, w mojej sypialni. Nie chcę ukrywać tego, co do ciebie czuję, a już na pewno nie chcę tego robić przed rodzicami.

-To kochane, co mówisz, Justin. - szepnęłam, gładząc opuszkami palców jego dłoń. - Ale czy naprawdę będziesz w stanie o wszystkim im powiedzieć?
-Kochanie, znasz mnie. Wiesz, że zawsze mówię to, co myślę. Nie boję się wyznać im tego prosto w twarz. Wiedziałem, że to kiedyś nastąpi, ale nie sądziłem, że tak szybko. - wziął głęboki oddech, po czym zatrzymał się na światłach, zaraz za karetką, jadącą na sygnale.

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Z każdym, kolejnym dniem, znajdowałam coraz więcej dowodów na to, ile znaczę dla Justina i jak bardzo mnie kocha. Czułam się wspaniale, naprawdę wspaniale. Pierwszy raz w życiu czułam, że jestem dla kogoś ważna w ten jeden, wyjątkowy sposób. Pierwszy raz byłam zakochana i wcześniej to uczucie było dla mnie obce. Teraz jednak zaczęło rozświetlać każdy mój dzień. Każdy, spędzony z Justinem.

-Nie martw się już. Brakuje mi twojego słodkiego uśmiechu, skarbie. -  zachichotał, sprawiając, że i ja rozweseliłam się.
To szalone i wręcz nienormalne, jak bardzo kochałam tego człowieka, lecz jednocześnie piękne i wspaniałe. On pokazał mi to, czego chciałam i podświadomie szukałam już od dawna.
-Tylko dla ciebie, Justin. Wiedz, że robię to tylko i wyłącznie dla ciebie.

Po kilku minutach dotarliśmy pod szpital. Karetka zatrzymała się na specjalnym podjeździe przed budynkiem, natomiast szatyn zaparkował na parkingu. Widziałam z pewnej odległości, jak transportują babcię na noszach do wnętrza. Zauważyłam również, że była już przytomna, ponieważ unosiła lekko swoje ciało i rozglądała się dookoła.

Poczułam w brzuchu mało przyjemny uścisk, podobny do tremy przed publicznym wystąpieniem, jednakże wiele razy silniejszy. Denerwowałam się okropnie, wiedząc, że za parę chwil, jeśli tylko wpuszczą nas na salę, na której położą babcię, będziemy musieli przyznać się jej do wszystkiego. Nie potrafiłam nawet tworzyć domysłów, w jaki sposób matka Justina zareaguje na wiadomość o naszym związku i miłości.  Wiedziałam jednak, że nawet jeśli mnie znienawidzi, nawet jeśli znienawidzi mnie cały świat, to Justin w moim życiu już zawsze będzie na pierwszym miejscu.

-Dobry wieczór. - mruknął Justin, kiedy podeszliśmy do rejestracji, za którą stała młoda pielęgniarka, o długich, blond włosach, a także długich, smukłych nogach, które w niewielkiej części zasłaniała jedynie krótka, biała spódniczka. Może to głupie, biorąc pod uwagę obecną sytuację, ale nie potrafiłam powstrzymać ukradkowego spojrzenia, rzuconego w stronę Justina. Chciałam zobaczyć, jak zareagował na widok seksownej pielęgniarki.
On jednak zdziwił mnie, bardzo pozytywnie. Nawet nie spojrzał na nią w ten sposób. Podczas kiedy my obie zajęte byłyśmy wpatrywaniem się w mężczyznę, on w tym czasie zaczął przeglądać księgę przyjęć, którą zabrał od kobiety.

Najwidoczniej szybko znalazł to, czego szukał, ponieważ poczułam lekkie szarpnięcie za rękę, a potem zostałam pociągnięta w stronę pierwszej z dużych sal, na którą przyjmują osoby w pierwszej kolejności, a dopiero później przenoszą je na poszczególne, małe sale, na których pacjenci dochodzę do siebie i powracają do pełni zdrowia.

Widziałam, że Justin denerwował się tak, jak ja, chociaż starał się nie pokazywać tego. Przed wejściem do pomieszczenia wziął głęboki oddech i ostatni raz pocałował mnie w czoło. Zapewnił mnie tym gestem, po raz kolejny, że cokolwiek by się nie wydarzyło, on zawsze przy mnie będzie, dlatego kiedy przekroczyliśmy próg pomieszczenia, nie bałam się już tak bardzo. To, co dla mnie najważniejsze, mam przy sobie, i nie stracę tego. Cała reszta jest jedynie otoczką i dopełnieniem mojego życia.

-Cześć, mamo. - wychrypiał szatyn, kiedy podeszliśmy do łóżka, na którym leżała Pattie. Mężczyzna nie patrzył w jej oczy, natomiast ona wypalała spojrzeniem dziurę w jego twarzy.
-Nic nie mów. Za chwilę przyjedzie tutaj twój ojciec. Dopiero wtedy wszystko wytłumaczysz. - powiedziała tak suchym i pozbawionym emocji głosem, że przywoływał na myśl szept. Nie mogłam więc stwierdzić, co odczuwa w środku. Nie mogłam określić niczego.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Nie chcąc przebywać w jednym pomieszczeniu z matką, na dodatek w tak krępującej ciszy, chwycił mnie za rękę i pociągnął do wyjścia z sali. Usiedliśmy razem na krzesłach, blisko wejścia do szpitala, aby nie przegapić przybycia dziadka. Wiedziałam, że rozmowa przy nim będzie jeszcze bardziej krępująca. W końcu, jest facetem, który równie dobrze mógłby być moim ojcem. Przy babci będę się krępować, a co dopiero przy dziadku. Nie wyobrażam sobie wypowiedzieć w jego obecności choćby jednego zdania, zwiazanego z seksem. Nie pomogę więc Justinowi, kiedy będzie tłumaczyć wszystko rodzicom. Źle się z tym czułam. Nie chciałam zostawiać go samego, lecz stres był zbyt silny i wygrywał z chęcią pomocy mu.

-Justin, co wy tu robicie? - dopiero kiedy usłyszałam za sobą głos dziadka, zrozumiałam, że właśnie nadszedł czas wypowiedzenia prawdy. Dla nich może bolesnej, natomiast dla nas pięknej.
-Musimy porozmawiać. - wychrypiał Justin, a potem wstał i wskazał drzwi od sali, na której leżała Pattie.
Ojciec spojrzał na swojego syna, a potem na mnie, nie wiedząc, co myśleć o zaistniałej sytuacji, aż w końcu, gdy chciał się odezwać, do szpitala wpadł Jaxon. Moje usta rozchyliły się w lekkim szoku. Jego nie chciałam tutaj najbardziej, a on, jak na złość, musiał zjawić się w szpitalu.

-Co z mamą? Co się w ogóle stało? - spytał szybko swojego ojca, mnie i Justina traktując, jak powietrze. Stanął tyłem do nas i nie obdarzył nas ani jednym, przelotnym spojrzeniem. Cholernie denerwowała mnie jego postawa, zwłaszcza, że jeszcze do niedawna był dla mnie, jak brat.
-Jeszcze nic nie wiem, za to Justin i Jazzy chcą nam coś powiedzieć. -  dopiero wtedy blondyn spojrzał na nas, w lekkim szoku. Jego oczy rozszerzyły się, jakby nie dowierzał słowom ojca.
-Was pojebało? Macie zamiar powiedzieć im o wszystkim? - kiedy jego szok odrobinę osłabł, chciałam odpowiedzieć, jednakże wtedy ponownie zostałam pociągnięta w stronę sali przyjęć.

-Kochanie, jak się czujesz, co się stało? - gdy znaleźliśmy się wewnątrz pomieszczenia, dziadek od razu podszedł do łóżka babci. Wzruszyło mnie to, w jaki sposób zwracał się do niej. Mimo że mieli po czterdzieści parę lat, nadal kochali się w ten sam sposób, co w młodzieńczych latach.
Miałam ogromną nadzieję, że ja i Justin będziemy tacy sami i, pomimo upływu czasu, nasza miłość nie osłabnie, a jedynie nabierze rozpędu.

Obawiałam się jednak temperamentu i charakteru Justina. Praktycznie, byłam jego pierwszą dziewczyną, którą kochał i z którą chciał być. Nie wiedziałam przez to, czy nie będzie mnie zdradzał. Mimo iż zapewniał mnie, że nigdy tego nie zrobi, nie mogłam wierzyć mu w całości. Sam nie wiedział, czy będzie w stanie dochować wierności, więc nie mógł mi tego obiecać.

-Czuję się dobrze. Zasłabłam tylko chwilowo, przez to, co zobaczyłam i co usłyszałam. - matka Justina przełknęła głośno ślinę, patrząc prosto na nas. Odniosłam wrażenie, że kobieta bała się nas obojga, przez sytuację, której świadkiem była.
-Pattie, o czym ty mówisz? Nic z tego nie rozumiem. 

Wymieniliśmy z Justinem znaczące i skrępowane spojrzenia. Dziadkowie wyraźnie czekali, aby któreś z nas w końcu zaczęło mówić, lecz nam jakby odebrało mowę. Zamilkliśmy i nie potrafiliśmy wydobyć z siebie choćby jednego, najcichszego dźwięku.

-Skończcie wreszcie tę szopkę! - Jaxon nie wytrzymał napięcia w powietrzu i podniósł w końcu głos. - Wasz syn posuwa własną córkę! To się, kurwa, stało!
Z jednej strony, nie tak miały wyglądać nasze wytłumaczenia, natomiast z drugiej, cieszyłam się, że najgorsze mamy już za sobą i przyszedł czas na tę romantyczną część.

Rodzice Justina popatrzyli na nas, zszokowani, chociaż twarz babci bardziej wyrażała złość, gdyż ona dowiedziała się o naszych bliskich relacjach już godzinę temu. Natomiast dziadek wyglądał tak, jakby zaraz miał dostać zawału. Całe szczęście, znajdowaliśmy się w szpitalu i w razie konieczności lekarze będą mogli udzielić mu pomocy.

-Jaxon ma rację, ale powiedział to, nie wyjaśniając niczego. Natomiast w rzeczywistości wygląda to inaczej. Zakochałem się w Jazzy, a ona zakochała się we mnie. Jesteśmy razem, kochamy się, sypiamy ze sobą. Tak, to prawda. Uprawiam seks ze swoją córką i nie mam z tego powodu nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. - zakończył, obejmując mnie od tyłu w pasie.
Co było dla mnie szokiem, ani na moment nie oderwał wzroku od twarzy rodziców. Nie bał się ich spojrzenia, a to jedynie pokazało mi, jak ogromną miłością mnie darzył.

-Boże... - szepnęła kobieta, przykładając obie dłonie do ust. - To musi być sen. To nie może być prawda. Błagam, powiedzcie, że to chory żart.
-Nie, mamo. - odparł sztywno Justin. - Kocham ją najmocniej na świecie. Jestem w niej zakochany, tak, jak jeszcze nikt nie był w nikim. Chcę być z Jazzy mimo wszystko. W dupie mam to, co o mnie sądzicie. Ja nie zamierzam z niej zrezygnować. - każdą chwilą coraz bardziej zadziwiał mnie stanowczością w swoim głosie. Jednocześnie mówił tak pięknie, że w moich oczach zaczęły tańczyć łzy i tylko siłą silnej woli powstrzymywałam je przed wydostaniem się spod powiek.

-Pamiętasz, mamo, co powiedziałaś do mnie, kiedy miałem dwadzieścia lat? Ja pamiętam to doskonale, z dokładnością do każdego słowa. - westchnął, przebiegając palcami wśród swoich gęstych, brązowych włosów. - Powiedziałaś wtedy, że marzysz o tym, abym kiedyś prawdziwie zakochał się. Abym znalazł dziewczynę, z którą będę chciał spędzić całe swoje życie. Z którą będę chciał się kochać. Nie pieprzyć, tylko kochać. Dla której będę w stanie poświęcić wszystko. Po prostu, abym odnalazł tę jedyną. - poczułam, jak usta Justina złożyły delikatny pocałunek na mojej głowie. - Znalazłem ją. - wtedy nie potrafiłam już powstrzymać łez i po prostu rozpłakałam się, wtulając w jego ciało. 
-Dziękuję. - wyszeptałam tak cicho, aby tylko i wyłącznie on mógł mnie usłyszeć. - Kocham cię.

Podświadomie miałam również nadzieję, że nasza wymiana uczuć zmiękczy serca rodziców Justina, a także Jaxona. Wierzyłam, że nie będą chcieli nas rozdzielić. Modliłam się o to. Bez Justina nie istniałam, umierałam. Bez mojego ukochanego byłam nikim. On mnie dopełniał i tylko razem stanowiliśmy idealną całość.

-W mojej rodzinie nie będzie takich niedorzeczności. - zacisnęłam mocno powieki, gdy do moich uszu dotarł surowy głos ojca Justina.
-Tato, nie rozumiesz, że my się kochamy? Nie oczekujemy, żebyście to rozumieli. Chcemy tylko abyście zaakceptowali. Nic więcej.
-To jest twoja córka, Justin! Jak możesz w ogóle ją dotykać!? Jak możesz z nią współżyć!? Na dodatek, Jazzy ma jedynie piętnaście lat! Ona jest jeszcze dzieckiem!
-Dla nas nie liczy się mój wiek, tylko to, co do siebie czujemy. - wyszeptałam, również zdobywając się na odwagę, aby spojrzeć im w oczy. - Jesteśmy szczęśliwi, teraz, razem. Błagam was, nie niszczcie tego.

Dziadek, wraz z babcią, jeszcze przez parę chwil wpatrywali się w nas. Ich spojrzenia były surowe. Nie zmienili swojego zdania, łamiąc mi tym samym serce. Nie chcieliśmy od nich wiele. Pragnęliśmy jedynie, aby postarali się zaakceptować nasz związek. Nie mogli zrozumieć, że nasza wzajemna miłość, to w rzeczywistości sens naszego życia?

-Nie rozumiem, jak możecie robić coś tak okropnego. To chore, niedorzeczne i po prostu zboczone.
-Co jest chore!? - nie dziwiłam się Justinowi, że w końcu nie wytrzymał i podniósł głos. - Co jest niedorzeczne!? To, że się kochamy!? To, że darzymy się tak ogromną miłością!? To według was jest okropne!? - oprócz tego, że mężczyzna był wściekły, słyszałam również smutek w jego głosie. Było mu przykro, że jego najbliżsi nie potrafili go zrozumieć

Wtedy jednak, dziadek i babcia wymienili między sobą znaczące, lecz inne, niż poprzednie, spojrzenia. Zaniepokoili mnie tym. Nie wiedziałam, do czego zmierzają, jednakże nabrałam obaw.
-Ne wiem, Justin, jak mam określić to, jak okropnym człowiekiem jesteś. Doskonale widzimy, jak bardzo przerażona jest Jazzy i teraz mamy już pewność, że zmuszasz ją do seksu, a teraz każesz kłamać. - moja szczęka momentalnie uderzyła o ziemię. Byłam wstrząśnięta ich słowami. Nie mogłam uwierzyć, że pomyśleli w ogóle o Justinie w ten sposób.  Zarzucali mu, że mnie gwałci. Naprawdę to zasugerowali, mimo iż widzieli, jak szczęśliwa byłam w jego silnych ramionach.
Dlaczego nie wierzyli w naszą miłość i szczęście? Dlaczego wszystko musi odwracać się przeciwko nam?

-Chodź do mnie, Jazzy. Nie bój się. On już nigdy nie zrobi ci krzywdy. - babcia wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja, zamiast zbliżyć się do niej, zrobiłam krok w tył, aby Justin ponownie mógł oplątać ramiona wokół mojej talii.
-Kocham go najmocniej na świecie. Chcę z nim być i chcę z nim sypiać. Jest moim ideałem. Czego wy nadal nie rozumiecie? - nagle przybyło mi pewności siebie. W końcu, wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. - Justin do niczego mnie nie zmusza. Ja sama tego chcę. Sama zaproponowałam mu nasz pierwszy raz i, jeśli chcecie wiedzieć, było mi cudownie. To chore, jakie jeszcze bajeczki wymyślicie, aby tylko odsunąć go ode mnie. My już zawsze będziemy razem, czy wam się to podoba, czy nie.

Zauważyłam na twarzy Justina mały uśmieszek. Zawsze reagował tak, gdy zaczynałam temat o nocach, które spędziliśmy razem. Zawsze podśmiewał się pod nosem, a potem sam rzucał jakiś komentarz, jednak teraz powstrzymał się od tego, aby dodatkowo nie zaogniać i tak napiętej już sytuacji.

-Kiedy tylko stąd wyjdę, od razu zgłaszam sprawę na policję. - gwałtownie odwróciłam się przodem do Pattie i chciałam jej przerwać, zareagować w jakikolwiek sposób, lecz ona skutecznie zamknęła moje usta gestem dłoni. - Justin, jest twoim ojcem, a związek, pomiędzy osobami tak blisko spokrewnionymi, jest kaziroctwem, dlatego mamy zamiar zrobić z tym porządek. Justina zamknął w więzieniu za współżycie z własną córką, natomiast ty, Jazzy, zamieszkasz z nami. Ktoś powinien cię w końcu porządnie wychować, bo jak na razie, nie chcę nawet komentować twojego karygodnego zachowania.

Wtedy dziadek podszedł do mnie i zamknął moje ramię w silnym uścisku. Próbowałam się wyszarpać, zareagować w jakikolwiek, skuteczny sposób, lecz nie potrafiłam, ponieważ byłam zbyt słaba. Nie chciałam pozwolić na to, aby rozdzielili mnie i Justina, nie mogłam do tego dopuścić, lecz jak na razie to oni wygrywali, ponieważ to oni mogli sprawić, że Justin pójdzie siedzieć.

Kiedy spojrzałam na Justina, jego wzrok nie wyrażał żadnych emocji, poza bólem. Poruszył szybko wargami, które utworzyły jedno, krótkie zdanie.

Czekam w samochodzie.

Skinęłam w odpowiedzi głową, a wtedy szatyn wybiegł ze szpitala, zostawiając mnie w jednym pomieszczeniu razem z babcią, dziadkiem i Jaxonem.

-Czy ty, dziewczyno, oszalałaś!? Masz piętnaście lat, a zachowujesz się, jakbyś była dorosła! Nie wstyd ci!? - dziadek podniósł na mnie głos. Zrobił to pierwszy raz w życiu, jednak miałam głęboko w dupie słowa każdego. Każdego, prócz Justina, za którego oddałabym własne życie.
-Ani trochę. - odparłam bezczelnie, z uśmieszkiem na ustach. - Pieprzę się z własnym ojcem i dobrze mi z tym. A wy? Wy nie macie nic do powiedzenia, słyszycie!? - krzyknęlam, jednak cały czas ze śmiechem. Chciałam pokazać im, jak mało znaczy dla mnie ich zdanie. - Nic!

Wtedy gwałtownie wyszarpałam ramię z uścisku mężczyzny i zaczęłam biec, ignorując ich krzyki. W drodze do drzwi stanął jednak Jaxon. Babcia kazała mu zatrzymać mnie, abym nie mogła wyjść z sali, lecz wtedy on spojrzał na mnie, uśmiechnął się lekko i odsunął, abym mogła swobodnie opuścić pomieszczenie.
-Powodzenia na nowej drodze życia. - szepnął.

Gdybym nie spieszyła się do wyjścia, z pewnością mój szok trwałby długo. Nie macie pojęcia, jak bardzo szczęśliwa byłam. Gest Jaxona oznaczał, że chłopak wszystko zrozumiał i zaakceptował nasz związek. Odzyskałam cholernie ważnego dla mnie człowieka, chociaż bałam się, że przez nasze uczucia stracę go bezpowrotnie.

Z wielkim uśmiechem na ustach wybiegłam ze szpitala. Przyspieszyłam, kiedy Justin mignął samochodowymi reflektorami, aby wskazać mi miejsce, w którym zaparkowany był samochód. Przyspieszyłam więc i już po chwili zajęłam miejsce obok niego, na fotelu pasażera.

-Jazzy, wiesz, co to oznacza, prawda? - niepewnie spojrzałam na niego, ponieważ jego głos nie miał w sobie tyle entuzjazmu, co mój. Nie mogłam go jednak winić. W końcu, to nie mi grożono policją i więzieniem.
Skinęłam więc jedynie głową i westchnęłam cicho. Doskonale wiedziałam, że musi nastąpić to, na co przygotowywaliśmy się już od dłuższego czasu, lecz oboje nie sądziliśmy, że moment ten nadejdzie tak szybko i niespodziewanie.
-Musimy stąd wyjechać. - odezwał się ponownie. - Dzisiaj...

~*~

Całkiem podoba mi się ten rozdział, a wam? Jak myślicie, co wydarzy się dalej, bo zapewniam Was, nie będzie tak słodko, jak możecie podejrzewać. Nie dam Wam się nudzić ^^

CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

24 komentarze

  1. Rozdział świetny, emocje są.. Cieszę się, że Jaxon przynajmniej zrozumiał. Jestem ciekawa dalszych losów.
    xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... ŚWIETNE! Ale trzymało w napieciu... No i JAXON W KOŃCU SIE OGARNĄŁ
    Czekam na nastepny ;) milego wyjazdu

    OdpowiedzUsuń
  3. Boję się, że ktoś ich rozdzieli, boję się, że Pattie naprawdę zgłosi sprawę na policję. To nie miało tak być, oni mieli być razem.i nikt mia ich nie rozdzielać. Mam nadzieję, że uda im się uciec i nikt ich nie znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow to jest naprawde ....super intrygujace! Czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ahagagagaga jaka ja jestem szczesliwa czytajac to!!!!!!
    kuhwa
    kc

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG teraz to się będzie działo. Świetny rozdział kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Boję się, że naprawdę to zgłosi :c i boję się też, że on ją zdradzi... cieszę się jednak, że Jaxon zaakceptował ich związek ;') piękny rozdział pomimo, iż nie było zbyt dużo pozytywnych scen ;D do następnego ♡☆★

    OdpowiedzUsuń
  8. Łał piękne. Trzymam za nich kciuki, żeby uciekli. Weny życze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wooow wspaniały, piękne opowiadanie :')

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku nawet nie wiesz jak sie ciesze ze Jaxon zaakceptowal ich zwiazek.ale boje sie o Justina.bosz policja?! Czekam na nn.
    Milego wyjazdu ;) /@awwhmrbieber

    OdpowiedzUsuń
  11. Woow umiesz zepsuć sielnakę skarbie :* :D haha
    Jeju ale oni sa kochani !! Justin ma nie iść do więzienia !! :D :* CZekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  12. uwielbiam ich <3 wiem że nie powinni byc razem, ale oni sa tacy kochani ! najlepsi <3 !

    OdpowiedzUsuń
  13. OMG rozdział jest genialny. Rozpłakałam się kiedy Jaxon powiedział "-Powodzenia na nowej drodze życia." Tak, boże tak pogodził się z tym, że jego brat uprawia sex z własną córką i że się kochają. Jaxon jest cudowny. Zrozumiał. Na pewno będzie trudno im żyć teraz. Pewnie policja będzie go szukać. Tak bardzo chce, żeby byli razem. Ugh czemu to jest takie trudne. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  14. O boże ;(. Beczę. Nie dziwię się trochę Pattie, ale chyba zareagowała zbyt gwałtownie, czyli cóż-normalka ^^. Cudowny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  15. Woooooow robi sie coraz ciekawiej :D

    OdpowiedzUsuń
  16. wow, jestem w szoku! Dobrze, ze Jaxon zrozumiał

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy bedzie nastepny ?

    OdpowiedzUsuń
  18. Wspaniały rozdział.Czekam na dalszy ciąg akcji . :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Jejku swietne <3 Znalazłam twojego bloga przez przypadek bo szukałam innego z podobną nazwą a twój od razu mnie zainteresował :)
    Cieszę się ze Jaxon zrozumiał i pozwolił im być razem ale boję się że Pattie naprawdę poda wszystko na policje ;*
    I nwm dlaczego ale w mojej głowie jest taka myśl że to będzie podobne jak z tamtym dziadkiem... że ona zajdzie w ciążę a wtedy Pattie i ojciec Jusa nie będą mieli nic do powiedzienia :33

    OdpowiedzUsuń