***Oczami Justina***
Po raz pierwszy w życiu, jasne, słoneczne promienie, budzące mnie o poranku, nie zirytowały mnie. Wręcz przeciwnie, kiedy tylko poczułem ciepło na twarzy, uśmiechnąłem się szeroko, mimo że nadal nie otworzyłem oczu. Po prostu czułem, że nowo rozpoczęty dzień będzie jednym z najpiękniejszych, jak i nie najpiękniejszym dniem, w całym moim życiu.
Nagle poczułem, jak postać obok mnie poruszyła się, a na moją twarz opadło kilka pachnących kosmyków brąz włosów.
-Dzień dobry. - moja kruszynka nachyliła się nad moim uchem, a potem pocałowała skórę obok niego. Moje ciało od razu zareagowało na jej gest falą przyjemnych dreszczy.
Gwałtownie popchnąłem ją na poduszki, lecz jednocześnie zrobiłem to delikatnie. Zawisając nad jej drobnym ciałkiem, wpiłem się w jej słodkie wargi z uczuciem i wielką namjętnoscią, która płynęła w moich żyłach. Podczas kiedy nasze usta idealnie współdziałały ze sobą, Jezzy objęła moją twarz dłońmi, natomiast moje ręce nie były tak grzeczne. Jedna z nich zsunęła się wzdłuż ciała piętnastolatki, a kiedy wyczuła kraniec materiału koszulki, zaczęła powoli wracać na górę, tylko tym razem pod jej ubraniem.
-Grzeszysz już od samego rana, Justin. - z ust szatynki wyleciał dźwięczny chichot, kiedy na moment rozdzieliła nasze wargi.
-Nie chciałabyś wiedzieć, jak bardzo grzeszyłem w śnie. - przymknąłem powieki, ponieważ mimowolnie ujrzałem oczami wyobraźni urywki swojego dzisiejszego snu, ze mną i Jezzy w rolach głównych.
-Jesteś obrzydliwy. - przewróciła ze śmiechem oczami. - Ale może chciałabym wiedzieć. - dodała, przyklejając do twarzy minę niewiniątka.
-Pokażę ci w praktyce. - wyszeptałem jej do ucha, bardzo ponętnym głosem. Tym razem to jej ciało zareagowało falą dreszczy, które przebiegły od jej stóp, aż po czubek głowy. Jednocześnie, na jej policzkach pojawiły się delikatne, słodkie rumieńce.
-Nie mogę w to uwierzyć. Czyżby moja księżniczka się odrobinkę zawstydziła? - cmoknąłem ją prosto w nosek, a wtedy Jezzy zepchnęła mnie z siebie i, udając obrażoną, odwróciła się na drugi bok i pod samą szyję nakryła kołdrą. - Myszko, nie udawaj. - pocałowałem jej nagie ramię i zacząłem powoli zsuwać w dół pościel. - Bo będę smutny. - dodałem, składając kolejne dwa pocałunki.
Wiedziałem, że to zmiękczyło jej serduszko, ponieważ dziewczyna już sekundę później ponownie odwróciła się twarzą do mnie.
-Wiesz, że nie potrafiłabym gniewać się na ciebie. - patrząc w moje oczy, delikatnie wsunęła swoje smukłe palce miedzy moje roztrzepane włosy i przeczesała je kilkukrotnie. Dołożyła również drugą dłoń.
Zapatrzyłem się w jej brązowe tęczówki, tak bardzo odobne do moich. Nie mogłem uwierzyć, że moja malutka córeczka, którą wychowywałem, której zmieniałem pampersy i która zawsze była moim oparciem, teraz stała się dziewczyną, z którą chciałem być, przy której chciałem budzić się każdego ranka i z którą chciałem spędzić każdy dzień mojego życia. Nie rozumiałem jeszcze uczucia, jakim ją darzyłem, ponieważ było ono niedozwole i naprawdę niespotykane. Miałem jednak pewność, że była to miłość. Cholernie silna i prawdziwa miłość, na którą czekałem całe dwadzieścia siedem lat. Warto jednak było czekać. Dla kogoś takiego, jak Jazzy, mógłbym czekać kolejne wiele, wiele lat.
-Obiecaj, Justin, że to będzie nasz mały sekret. Nikt, przynajmniej na razie, nie może się o tym dowiedzieć. Wiesz dobrze, że teoretycznie nie możemy robić tego wszystkiego, więc dla własnego dobra zachowujmy pozory, jakby nasze ralacje były jedynie, jak między ojcem, a córką.
-Dobrze, kotuś, chociaż będzie to trudne. Wiesz, jak cholernie cię kocham i gdybym tylko mógł, wykrzyczałbym to całemu światu. Chciałbym, aby każdy wiedział, że jesteś tylko i wyłącznie moja i nikt inny nie ma nawet prawa spojrzeć na ciebie. - chociaż było to strasznie zaborcze, równocześnie było szczere. Już teraz byłem zazdrosny o Jazzy, jednak zdaje mi się, że to normalne uczucie, mimo że nigdy wcześniej go nie czułem.
-Jestem tylko i wyłącznie twoja i nie zamierzam być nikogo innego, Justin. Jesteś moim księciem z bajki. - znów przeczesała moje włosy, a ja, patrząc w jej radosne oczka, poczułem, jakby mój świat zaczął nabierać kolorów. Niebo za oknem było bardziej błękitne, drzewa bardziej zielone, natomiast Jazzy jeszcze piękniejsza niż zwykle.
-Jesteś moim malutkim aniołkiem, o którego muszę dbać jeszcze bardziej. Dlatego proponuję, abyśmy wyjechali gdzieś na kilka dni. Tylko ty i ja, nikt więcej. Co ty na to?
-Byłoby wspaniale. - uśmiechnęła się do mnie szczerze, a potem objęła szyję ramionami i przytuliła się. - Chciałabym spędzić z tobą te dni, nie robiąc nic, poza przytulaniem się do ciebie. - dodała, a ja zachichotałem. Jazzy była moją małą, słodką istotką, która zawsze potrafiła sprawić, że na moich ustach pojawiał się uśmiech. Teraz, gdy byliśmy ze sobą tak blisko, i psychicznie i fizycznie, czułem się jeszcze wspanialej.
***
-Więc co mam napisać? - spytałem, siedząc na fotelu kierowcy w swoim samochodzie. Ułożyłem na kolanach podkładkę z czystą kartką papieru, a do ręki wsunąłem długopis.
-Usprawiedliwiam nieobecność mojej córki Jazzy Bieber w szkole w tym tygodniu z powody choroby. Zresztą nie wiem, sam coś wymyśl, to ty jesteś ojcem, nie ja. - Jazzy, widząc, że niedaleko samochodu przeszedł jeden z jej znajomych, zsunęła się niżej na fotelu, aby nikt nie mógł jej zauważyć.
-Wiem, ale zawsze sama pisałaś sobie usprawiedliwienia. Nie możesz zrobić tego również dzisiaj? - sapnąłem, po raz kolejny wyrzucając kartkę, na której pomyliłem się w jednym słowie.
-Nie mogę, ponieważ wychowawczyni zaczęła coś podejrzewać. Przecież w innym przypadku nie prosiłabym ciebie o to. A teraz pisz i zanieś to do szkoły.
Po paru minutach z trudem ukończyłem pisanie usprawiedliwienia dla Jazzy i lekko wkurzony wyszedłem z samochodu, po czym spojrzałem w przednią szybę, za którą siedziała Jazzy, wypięła do mnie język i zaśmiała się pod nosem. Cóż mogłem powiedzieć, kiedy ona była szczęśliwa, ja również byłem, mimo gorszych dni.
Wszedłem do zatłoczonego budynku szkolnego i westchnąłem głęboko. Tyle ludzi wokoło, a ja chciałem być jedynie przy mojej księżniczce. Chciałem widzieć tylko ją i gdybym mógł, wyjechałbym z nią na drugi koniec świata, gdzie nic nie rozpraszałoby mojej uwagi. Wiedziałem jednak, że to niemożliwe, a ja musiałem każdego dnia stawiać czoło przeszkodom codziennego życia.
Wtedy zobaczyłem, jak obok mnie przechodzi średniego wzrostu brunetka, z włosami, sięgającymi za tyłek. Nie zwróciłem na nią uwagi w ten sposób, w który zwracałem zazwyczaj. Teraz chciałem jedynie, aby mi pomogła.
-Poczekaj, słonko. Możesz mi powiedzieć, gdzie tu jest pokój nauczycielski? - gdy dziewczyna odwróciła się przodem do mnie, jedynie wpatrywała się prosto we mnie i nie odezwała się ani słowem, irytując mnie tym samym. - Dzięki za pomoc. - mruknąłem, udając się wgłąb szkoły.
Całe szczęście, ujrzałem kilka metrów przed sobą Austina, dlatego to do niego podszedłem, złapałem go za ramiona i odstawiłem od kumpli, z którymi akurat rozmawiał.
-Nie zajmę ci dużo czasu. Powiedz mi tylko, gdzie jest pokój nauczycielski, albo inaczej, gdzie znajdę wychowawczynię Jaz? - oparłem się jedną ręką o ścianę, o którą Austin oparł się plecami.
-Do końca korytarzem i na lewo. - odparł, jednocześnie wskazując mi właściwy kierunek.
-Dzięki, stary. - klepnąłem go lekko w ramię, po czym znów ruszyłem przed siebie.
Wrócilem do tej szkoły po dziewięciu latach. Liceum Jazzy jest równocześnie moim byłym liceum, lecz od czasu, gdy rzuciłem szkołę, nie przekroczyłem progu tego budynku i nie zrobiłbym tego, gdyby nie zmusiła mnie dzisiaj szatynka. Miałem wrażenie, że szkoła stała się większa, a przynajmniej przyjęła znacznie większą liczbę uczniów, ponieważ podróż po korytarzu była niczym tunel w labiryncie, cholernie trudny do przejścia. Co chwila wpadałem na kogoś, albo musiałem prawdziwie postarać się, by wyminąć uczniów.
W końcu jednak udało mi się dojść do pomieszczenia, wskazanego przez Austina. Gdy ja chodziłem do szkoły, nigdy nie przekroczyłem tego progu, ponieważ nie miałem takiej potrzeby, a co za tym idzie, nie wiedziałem nawet, gdzie się znajduje.
Zapukałem do drzwi kilka razy, a potem wszedłem, chociaż nie wiedziałem, czy zostałem o to poproszony, czy nie. W środku ujrzałem kilkoro nauczycieli. Co niektórych twarze kojarzyłem jeszcze ze swoich czasów szkolnych, natomiast inni byli zupełnie nowi.
-Przepraszam, szukam wychowawczyni klasy pierwszej. - mruknąłem do osoby, stojącej najbliżej mnie.
Wtedy ów osoba wskazała mi kobietę, siedzącą przy stole i popijającą kawę. Moje mięśnie momentalnie spięły się dość mocno, a do głowy powróciły wspomnienia. Doskonale ją znałem, chociaż oddałbym wiele, aby nie mieć z nią nic wspólnego. Jak sie okazało, wychowawczynią Jazzy była moja stara wychowawczyni, której z całego swojego serca nienawidziłem i której od wieków życzyłem wszystkiego najgorszego. Wśród wszystkich nauczycieli, z których nie przepadałem za żadnym, w stosunku do niej odczuwałem największą niechęć i darzyłem ją pogardą.
-Witam, pamięta mnie pani jeszcze? - podszedłem do niej z uśmieszkiem na ustach, chociaż wewnętrznie krzywiłem się na sam jej widok.
Kobieta uniosła wzrok znad jednej z kartkówek, którą akurat sprawdzała, a jej usta lekko uchyliły się w szoku.
-Bieber, co ty tutaj robisz? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Najwyraźniej nadal chowała do mnie urazę.
-Gdyby się pani jeszcze nie zorientowała, uczy pani moją córkę, Jazzy. - odsunąłem krzesło na przeciwko niej i rozsiadłem się na nim, jakbym siedział w barze, z kuflem piwa w ręce.
-Od początku roku zastanawiałam się, czy to rzeczywistość, czy jedynie zbieg takich samych nazwisk. Niestety, to prawda. - odstawiła kubek z kawą na bok i spojrzała na mnie z zainteresowaniem. - Więc powiedz mi, Justin...
-Widzę, ze pamięta pani jeszcze moje imię, gratulacje. - zaklaskałem cicho, ukazując tym, że nie mam szacunku do jej osoby. Ona jednak puściła mój komentarz mimo uszu i kontynuowała.
-Powiedz mi, czym się zajmujesz? - byłem ciekaw, czy rzeczywiście ją to interesowało. W końcu, gdyby chciała pozbyć się mnie, od razu kazałaby mi przejść do rzeczy.
-Mam swój klub, połączony z agencją towarzyską. - odparłem, bez ogrudek. Uważałem, że nie był to powód do wstydu. Wręcz przeciwnie, ten klub był moim życiowym sukcesem, który mogłem wychwalać.
Kobieta nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, dlatego przez chwilę milczała, aż w końcu odkaszlnęła cicho i z powrotem spojrzała na mnie.
-Co cię do mnie sprowadza, bo nie wydaje mi się, żebyś przyszedł porozmawiać ze swoją byłą wychowawczynią. Coś stało się Jazzy?
-Przyniosłem jedynie usprawiedliwienie. Ma pani rację, nawet w najgorszym koszmarze nie przyszedłbym do pani dobrowolnie. Tak więc teraz dziękuję ślicznie, ale muszę już iść. Życzę miłego... - zaciąłem się nagle, jeszcze raz lustrując wzrokiem jej twarz. - Właściwie nie. Nie życzę pani nawet miłego dnia. Taka kurwa, jak ty, nie zasłużyła na to. - splunąłem z ignorancją, aby pokazać, że jej autorytet do mnie nie przemawia, a potem wyszedłem z pokoju nauczycielskiego i z powrotem wbiłem się w tłum uczniów, tworzących zawiły labirynt.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że twoją wychowawczynią jest Johnson? Kurwa, jak ja nienawidzę tej szmaty. - warknąłem, opadając na fotel kierowcy w swoim samochodzie.
-Skąd miałam wiedzieć, że wiążesz z nią niezbyt ciekawe wspomnienia? - wzruszyła ramionami, a kiedy spojrzałem na nią i zobaczyłem jej słodkie, szczęśliwe oczka, od razu przeszła mi cała złość.
Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, ułożyłem na policzku szatynki, a potem delikatnie przyłożyłem swoje usta do jej. Od razu poczułem dreszcze, kiedy tylko poczułem jej słodki smak i to, jak delikatnie swoimi ustami zaczęła muskać moje.
-Justin, nie tutaj. - wymruczała w końcu, z trudem i ogromną niechęcią odrywając się ode mnie.
-Tak, wiem, ale nie potrafiłem się powstrzymać, słonko, przepraszam. - potarłem kciukiem jej gładki policzek, a potem usiadłem na fotelu prosto i odpaliłem silnik samochodu.
***
Gdy wjechaliśmy do Forks, małego miasteczka, które było celem naszej podróży, na dworze było już zupełnie ciemno. Na dodatek, padał lekki deszcz, lecz mimo słabej pogody, nasze nastroje nadal były bardzo pozytywne. W końcu, żaden deszcz nie stanie na przeszkodzie naszemu szczęściu, a ja chciałem jedynie być szczęśliwy, z Jazzy u swojego boku.
-Justin, wiesz, gdzie masz dalej jechać? - spytała szatynka, wysilając wzrok, aby ujrzeć cokolwiek wśród ciemności.
-Adres znam, ale teraz za cholerę go nie znajdę. Muszę zadzwonić do gościa, od którego wynająłem ten domek. - wyjąłem z kieszeni komórkę. Jednym okiem spoglądałem na jezdnię, natomiast drugim lustrowałem listę kontaktów w swoim telefonie, aby odszukać ten właściwy. W końcu ujrzałem go, pomiędzy wieloma innymi i nacisnąłem, aby rozpocząć połączenie.
-Tak, słucham? - po paru sygnałach usłyszałem głos właściciela. Mogłem poznać, że był to mężczyzna w średnim wieku.
-Witam, mógłby pan pokierować mnie, jak mam dojechać na miejsce?
-Oczywiście, gdzie pan znajduje się w tym momencie?
-Parę chwil temu wjechałem do Forks. Stoję obok jakiegoś starego, opuszczonego budynku z wysokim płotem. - mruknąłem, gdy ujrzałem zarys domu obok siebie.
-W takim razie, musi pan jechać prosto, na pierwszym skrzyżowaniu skręcić w lewo, potem w prawo na leśną drogę i ujrzy pan przed sobą dwa domy... - przestałem go słuchać już w połowie zdania, ponieważ Jazzy wyraźnie zaczęła się nudzić. Mianowicie, uklęknęła na fotelu, a potem przeszła na moje siedzenie i usiadła okrakiem na moich kolanach.
Naprawdę chciałem wyrzucić komórkę przez okno i zająć się jedynie moją kruszynką, lecz wiedziałem, że muszę wysłuchać tego faceta do końca. Wykorzystałem więc całą, nagromadzoną w sobie, silną wolę, aby zamknąć oczy i skupić się na jego słowach. Jednakże, szatynka w tym czasie zaczęła muskać wargami moją szyję i błądzić dłońmi po klatce piersiowej, pod dopasowaną koszulką.
-Skarbie, nie teraz. - szepnąłem, na moment zasłaniając głośnik dłonią. - Rozpraszasz mnie.
Ona jednak nie zareagowała, jakbym wcale się nie odezwał. Przewróciłem oczami, ponieważ z jednej strony byłem odrobinę zirytowany, lecz z drugiej cholernie podobało mi się to, co robiła i gdybym tylko mógł nie przerywałbym tego.
-Przepraszam, oddzwonię do pana. - mruknąłem szybko, po czym rozłączyłem się i rzuciłem telefon na tylne siedzenie. - Kotuś, co ty do cholery wyprawiasz? - objąłem jej twarzyczkę dłońmi i nakierowałem tak, aby patrzyła na mnie.
-Rozmawiałeś za długo, a ja musiałam to przerwać. Zaczęło mi się nudzić. - wydęła dolną wargę, a jej gest znów sprawił, że w moim sercu zakwitły maleńkie kwiatki, pobudzające moje serce do życia.
-Kocham cię, malutka. - szepnąłem z przymkniętymi oczami, aż w końcu otworzyłem je, aby spojrzeć na Jazzy. Wyglądała jak anioł. Mój anioł, którego chciałem mieć zawsze przy sobie.
-Im częściej to mówisz, tym piękniej brzmią twoje słowa, wiesz? - odparła, kolejny raz przeczesując moje włosy. - Ja ciebie też. - dodała, a zaraz po tym delikatnie musnęła moje wargi. Potem kolejny raz i kolejny, aż rozpoczął się między nami gorący pocałunek. To niesamowite, jak jej wargi idealnie pasowały do moich i zawracały mi w głowie. Również niesamowite jest to, jak dzięki swoim uczuciom mogłem poznać inną stronę Jazzy.
-A teraz już jedź, bo inaczej dojedziemy tam w środku nocy. - szepnęła, przerywając pocałunek i wracając na swój fotel, a kiedy usiadła na nim wygodnie, oparła głowę o boczną szybę i uśmiechnęła się. - Masz cholernie słodkie usta. - zachichotała z zamkniętymi oczami.
-Mam wrażenie, że to ja powinienem coś takiego powiedzieć. - spokój między nami sprawiał, że mogłem również uspokoić swoje wnętrze. Potrzebowałem odpoczynku od codziennych spraw. Najzwyczajniej w świecie potrzebowałem miłości, którą obdarzyłaby mnie kobieta moich marzeń. I teraz w końcu to, o czym marzyłem podświadomie, spełniło się, a ja mogłem nazwać się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Po kolejnych pięciu minutach poszukiwań właściwego adresu, dotarłem na miejsce i zaparkowałem przed dwoma domami. Jeden wyglądał jak normalny budynek mieszkalny, o kolorze beżowym, z kamienia. Drugi natomiast był dużo mniejszy, drewniany i wydawał się bardziej przytulny. To właśnie tam planowaliśmy spędzić z Jazzy kolejne kilka dni, podczas których praktycznie dopiero się poznamy. To, że wiem o niej wszystko, to tylko pozory. Znam ją, jako swoją córkę, natomiast pragnę poznać, jako dziewczynę, przy której spędzę ostatnie dni swojego życia. Byłem przekonany, że to właśnie ona jest tą jedyną, dla której bije moje serce. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nasz związek będzie ogromnym wyzwaniem dla nas obojga, jednakże jestem gotów zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, aby być z nią i móc powiedzieć, że Jazzy jest moją dziewczyną, moją własnością, najważniejszą osobą na świecie.
-Poczekaj. - dziewczyna złapała mnie za rękę, gdy złapałem klamkę i chciałem wyjść z samochodu. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią w zdziwieniu. - Przyjechałeś tutaj z córką czy z dziewczyną? Jaka jest oficjalna wersja? - dobrze, że Jazzy zwróciła na to uwagę. Sam byłem zbyt zamyślony, aby przeanalizować tę, właściwie najistotniejszą, sprawę.
-Masz moje nazwisko, więc... - przerwałem na moment, aby uśmiechnąć się szeroko. - Co byś powiedziała na to, aby w oczach właściciela zostać moją żoną?
Dziewczyna roześmiała się, a włosy zasłoniły jej twarz, dlatego zebrałem je w obie dłonie i przełożyłem na prawe ramię.
-Justin, jestem za młoda, aby być twoją "żoną". Sam wielokrotnie powtarzałeś, że wyglądam, jak dzieciak. Dzieciaki nie wychodzą za mąż.
-Co racja, to racja. Wyglądasz jak moje słodkie maleństwo. - po raz kolejny już dzisiaj, pogładziłem ją po policzku. Właściwie, wszystko, co dzisiaj robiłem, pierwszy raz robiłem z tego typu miłością. I wszystko przychodziło mi o wiele prościej.
-No właśnie. Więc bedę zmuszona w jego oczach pozostać twoją córką.
Oboje wyszliśmy z samochodu, a w tym samym momencie z dużego, białego domu, wyszedł średniego wzrostu mężczyzna. Mógł mieć nie wiecej niż pięćdziesiąt lat, czyli tyle, ile wyobrażałem sobie, słysząc jego głos.
-Justin Bieber? - uniósł brwi, podszedł do nas i wyciągnął przed siebie otwartą dłoń.
-Zgadza się. - odparłem i uścisnąłem ją.
-A kim jest ta młoda dama? - spytał, wskazując na Jazzy, która nieśmiało podeszła do mnie i wtuliła się w mój bok.
-To moja córka, Jazzy. - po tym wszystkim, co zaszło między nami od wczorajszego wieczoru, dość ciężko było mi nazywać ją swoją córką. Wypowiadając to słowo, niemal od razu oczami wyobraźni widziałem, jak całowałem ją, dotykałem. Musiałem się starać, aby mimowolnie nie powiedzieć o niej, jako o swojej dziewczynie.
-Dobry wieczór. - szatynka przywitała się z nim grzecznie i skinęła głową. To zastanawiające, jak przy wszystkich obcych grała grzeczną dziewczynkę, a przy mnie pokazała swój charakterek. Kolejny raz przekonałem się, że tak właściwie ledwo ją znam.
-Dobry wieczór. - odparł. - A teraz chodźcie, pokażę wam domek. - dodał, wskazując budynek obok.
Razem ruszyliśmy w jego kierunku, jednak kiedy tylko mężczyzna oddalił się na parę kroków i szedł, odwrócony plecami do nas, ująłem między palec wskazujący, a kciuk, brodę Jazzy i przelotnie pocałowałem jej usta. Dziewczyna zachichotała, jednak cicho, aby właściciel posesji nie mógł jej usłyszeć.
Weszliśmy do małego, drewnianego domku, zaraz za pięćdziesięciolatkiem. Wnętrze było bardzo przytulne, a niewielkie rozmiary dodatkowo tworzyły miłą i spokojną atmosferę. Ściany również nie były pomalowane i widniały na nich surowe bele drewna. Podobał mi sie ten styl, dlatego gdy tylko ujrzałem ogłoszenie o wynajmie tego domu w internecie, nie zastanawiałem się długo.
-Jak tu pięknie. - wyszeptała Jazzy, a mężczyzna mimowolnie uśmiechnął się lekko.
Na przeciwko drzwi wejściowych, przy przeciwnej ścianie, znajdowało się duże łóżko. Zaraz obok niego, na prawo, było jedyne okno w pomieszczeniu, natomiast dalej na lewo, przy przeciwległej ścianie, niewielki aneks kuchanny. Po wejściu wgłąb domu zauważyłem kolejną parę drzwi, prowadzących prawdopodobnie do łazienki, a na ścianie, na której widniały również drzwi wejściowe, znajdował się telewizor.
-Cieszę się, że się wam podoba. Dzisiaj jest już późno, więc myślę, że wszystkie formalności przełożymy na dzień jutrzejszy. Życzę wam miłego pobytu. - właściciel ponownie uścisnął moją dłoń, a potem wyszedł, zostawiając jednak drzwi otwarte.
Skorzystałem z tego i również wyszedłem, aby wyjąć z bagażnika torbę, zarówno swoją, jak i szatynki. Razem z bagażami wróciłem do domku i postawiłem je na podłodze, a po zamknięciu drzwi, gdy wiedziałem, że zostaliśmy z Jazzy sami, nie musiałem już kryć swoich uczuć w stosunku do niej.
Dlatego więc podszedłem do piętnastolatki od tyłu i objąłem ją ramionami w pasie, a głowę oparłem na jej ramieniu.
-Kocham cię. - wyszeptałem ponownie, więdząc, że te dwa, pozornie błahe słowa, znaczą dla niej ogromnie dużo.
-A ja jestem strasznie zmęczona. - zachichotała, odchylając głowę w tył, aby musnąć moje usta. - Idę pod prysznic.
Dziewczyna wyjęła ze swojej torby bieliznę, koszulkę oraz kosmetyczkę, a potem udała się do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
Takiej okazji na pewno nie przegapię...
~*~
Domek, który opisałam, jest wnętrzem pewnego pokoju we Włoszech, w którym właśnie wymyśliłam to opowiadanie i zdecydowałam się pisać, więc ma on dla mnie jakieś takie szczególne znaczenie ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962
Polecam!
http://road-to-love-jb.blogspot.com
http://stoned-your-misery-jb.blogspot.com
Ps. Dziękuję Davon za przepiękny szablon *.*
Cudowny rozdział ! Czekam na next ! :-)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc już nie mogłam się doczekać tego rozdziału, ale miałam nadzieję, że wydarzy się coś więcej, bo niecierpliwię się przez takie podchody. Ale końcówka rozdziału bardzo mnie zaciekawiła. Może jakiś wspólny prysznic czy coś. Kurczę, muszę się w końcu oswoić z myślą, że najprawdopodobniej w najbliższym czasie Justin będzie się seksił z Jazzy, ojciec będzie uprawiał seks ze swoją córką. Pomimo tego, że to tylko opowiadanie, nadal nie mieści mi się to w głowie. Pisz dalej i szybko dodawaj kolejny rozdział. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny szablon, tak na wstępie. ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie masz mi za złe, iż nie zawsze komentuję Twoje rozdziały. :( Naprawdę nie zawsze jest czas, jednakże przysięgam, że wszystko czytam z zapartym tchem i bardzo się też cieszę, że masz nowego bloga! (Tak czytałam już wprowadzenie i rozdział pierwszy i są świetne! Czekam na dalsze rozwinięcie)
Co do WPS, to jestem tym rozdziałem oczarowana, ponieważ jest on takiii awwwhhh uroczy, słodki, kochany i w ogóle noo, umm *_____* <3 Boże, uwielbiam ich momenty, oni są idealni, po prostu jak dwie połówki jabłka, czy pomarańczy czy czegokolwiek. XD
Uwielbiam ten Twój styl pisania, który od jakiegoś czasu wydaje mi się znacznie dojrzalszy i ogólnie bardzo się polepszył, chodź wydawało się, że już wcześniej był świetny! Z każdym opowiadaniem coraz bardziej zaskakujesz, także nic w tej kwestii się nie zmienia. :D Jesteś idealną autorką, więc nam pozostaje zostać idealnymi czytelnikami! :D
Czekam na kolejny. ;*
~ Drew.
http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/
Jejku oni są tacy słodcy !!! Czasem zapominam , że on jest jej ojcem , bo zachowują się jak para . I ciekawi mnie to ostatnie zdanie "Takiej okazji na pewno nie przegapię " Czekam na nn !!!!! Weny życzę . Kofffam <3
OdpowiedzUsuńhttp://boody-live.blogspot.com/
http://road-to-love-jb.blogspot.com/
świetny
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty. W ostateczności miałam czytać lekturę, ale aż tak głupia nie jestem, aby przegapić rozdział na twoim opowiadaniu. Już się nie mogę doczekać nexta, a jak na razie to weny życzę.
OdpowiedzUsuńOmg, cóż to teraz będzie się dziać? :D
OdpowiedzUsuńŚwietnie ! <3
super ;)
OdpowiedzUsuńOmg! śmieję się do monitora jak głupia,a mama ma mnie za idiotę, gdy to robię. Niestety nie mogę przestać tego robić. Najlepsze ff forever! Jestem taka ciekawa co się stanie w następnym rozdziale !
OdpowiedzUsuńOMG ten ich związek jest niedorzeczny, a zarazem taki piękny :) Ja już chyba wiem co Justin zamierza zrobić w następnym rozdziale, ale być może się mylę :) Jak zawsze rozdział jest świetny, weny kochana :*
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo ich szczęściem. Pasują do siebie idealnie pomimo że ich miłość jest zakazana i po prostu niebezpieczną to są po prostu w dobie zakochani. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej i nie mogę się doczekać. Weny życzę ♡♡♡
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam to opowiadanie <3 <3
OdpowiedzUsuńkoooooooocchhhaaaaaaam too ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńCoraz lepsze rozdziały piszesz
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czemu raz piszesz Jezzy a raz Jazzy... ;D rozdział jest strasznie słodziutki i taki w ogóle awww <3 ale i tak zastanawia mnie o co chodziło Justinowi ze słowami: Takiej okazji na pewno nie przegapię... czekam z niecierpliwością na następny <3
OdpowiedzUsuńHaha, przepraszam, piszę tak bo się mylę i nie zawsze wychwytuję te błędy ;D
UsuńPaulaaa! Jezusku słodki ten rozdział jest epicki!! <3 Czekam na następny, ale też chciałabym Cię poprosić o to by rozdziały były częściej. Ja wiem, że teraz jest szkoła, ale..., ale...
UsuńGdyby dało się 2-3 razy w tygodniu byłoby super <3
Jakby dało rade to odezwij się proszę. A i życzę weny <3
PS Dziekuję za rozdział na urodziny (26.09) :*
O FUCK O FUCK!!!! TY TEZ TO WIDZISZ?! on nie przegapi tej szansy...:333
OdpowiedzUsuńswietny rozdzialXD dawaj szybko kolejny!:D
Kocham to <3 codziennie sprawdzam czy jest nowy :33333
OdpowiedzUsuńAww <3 jeju masakra kurwa ale zajebiste !!!! haha jeszcze ta końcóka i zapowiedzieć JUSA ... na pewno tego nie przegapię.. UUU coś się wydarzy ZAJ ZAJ ZAJ BOSH ** ja też tego nie przegapię i oczywiście że przeczytam ;3 Hahaha jestem podjarana < Awww kocham cię > i czekam na dalsze losy ^^ ;)
OdpowiedzUsuńBoski! KC <3
OdpowiedzUsuńJejku jak cudownie !!!!! Kocham każde Twoje opowiadanie jesteś po prostu cudowna !! :*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdzial! Jesuu naprawde bardzo nie moge sie doczekac nastepnego.Mysle ze wiem co Justin ma zamiar zrobic ale nie jestem tego pewna wiec szybko chcialabym sie przekonać czy dobrze myślę.
OdpowiedzUsuńZycze weny i baaardzo dziekuje ze piszesz. <3333
Genialne *-* awwwww
OdpowiedzUsuń