środa, 15 października 2014

Rozdział 24 - It's simply feeling...

***Oczami Justina***

Oboje przez parę dłuższych chwil wpatrywaliśmy się w list. Może na mnie zrobił tylko lekkie wrażenie, jednak widziałem, że Jazzy poważnie poruszył. Motywem przewodnim była zakazana miłość, zupełnie jak pomiędzy mną, a Jazzy. Osoby w liście były rodzeństwem, więc ich pokrewieństwo było bardzo bliskie naszego.

-Justin, chcę odnaleźć tych ludzi. - szepnęła dziewczyna, a ja, nadal obejmując ją w pasie, spojrzałem na jej lewy profil.
-Nie wiemy nawet, czy oni w ogóle żyją. Ten list został napisany wiele lat temu, Jaz. - szepnąłem, a mój oddech, który odbił się od jej skóry, wywołał u szatynki dreszcze.
-Nie obchodzi mnie to, Justin. Chcę ich znaleźć i koniec. Nie pamiętasz, jak dzisiejszego poranka przyrzekałeś mi, że zrobisz wszystko, czego zapragnę? Teraz pragnę odnaleźć człowieka, który napisał ten list i porozmawiać z nim. To by mi bardzo pomogło. - razem ze znalezieniem tego listu, Jazzy przestała mieć ochotę na jakiekolwiek czułości, ponieważ kiedy przytulałem ją do siebie i mógłbym robić to do samego zachodu słońca, ona zdjęła moje ręce, opłątane wokół jej talii i wstała z ziemi. - Justin, rusz swoją dupę i chodź ze mną. Wyraziłam się niejasno? - założyła ręce na piersi, zamieniając się w małą, rozkapryszoną księżniczkę. Moją księżniczkę, którą w rzeczywistości była.

Z westchnieniem, wstałem z piasku i otrzepałem spodnie, po czym chwyciłem dłoń Jazzy w swoją i razem ruszyliśmy z powrotem w stronę miasteczka, oddalonego od rzeki o kilkanaście minut drogi.
-Jazzy, muszę się upewnić... - zacząłem, gdy byliśmy już na głównej drodze. - Na pewno nie zrobiłem ci w nocy krzywdy? Powiedz prawdę, skarbie, żebym wiedział, czy następnym razem mam być delikatniejszy.
-Następnym razem... - zachichotała, przytaczając moje słowa. - Skąd wiesz, że będzie następny?
-Wiem, ponieważ jesteś moją córeczką i masz moje geny. Jesteś tak samo niewyżyta, jak twój tatuś. - wzruszyłem ramionami, nadając swoim słowom więcej powagi, lecz doskonale wiedziałem, że teraz, kiedy mam przy sobie Jazzy i kiedy kocham ją w ten sposób, a ona odwzajemnia moje uczucia, nie potrafię być poważny. Mógłbym cały czas uśmiechać się szeroko. Wystarczyła mi do tego jedynie słodka twarzyczka mojego aniołka.
-Było idealnie, Justin. Idealnie. Nie chcę, żebyś był delikatniejszy. -  szepnęła nieśmiało, podczas kiedy jej słowa, nie wiedzieć czemu, zaczęły mnie podniecać.
Chyba będę musiał przyzwyczaić się do życia z ciągłym wzwodem...

-A poza tym, wiesz, co ci powiem? - uniosła brwi kiedy ja zacząłem gładzić delikatnie jej skórę kciukiem. - Zmieniłeś się, Justin. Bardzo się zmieniłeś i zdecydowanie na lepsze. W końcu nie jesteś takim dupkiem, jak do niedawna. - ostatnie zdanie wymruczała ciszej, jakby bała się, w jaki sposób mogę na nie zareagować. Ja jednak tylko zaśmiałem się pod nosem. Nie uraziła mnie swoimi słowami, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem dupkiem, na dodatek ogromnym. Musiałem mieć każdą dziewczynę, która tylko wpadła mi w oko, i nigdy nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że któraś mogłaby mi odmówić.
-Jednak niepokoi mnie jedna sprawa. - po dłuższej chwili, dziewczyna ponownie się odezwała, lecz tym razem nie była już tak wesoła, jak przed momentem. - Powiedziałeś, że nie potrafiłbyś być wierny jednej dziewczynie. Czy to oznacza, że będziesz mnie zdradzał? - szepnęła, unikając mojego wzroku.

Ja natomiast dokładnie odtworzyłem w głowie naszą rozmowę, dotyczącą dotrzymywania wierności. Rzeczywiście, powiedziałem tak, lecz teraz moje poglądy zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Kochanie, powiedziałem to, zanim zakochałem się w tobie i zanim zdałem sobie sprawę z tego, że jesteś dla mnie całym światem, a życie bez ciebie nie miałoby sensu. Przysięgam, że nigdy w życiu cię nie zdradzę, a ty masz mi uwierzyć. Nie mam zamiaru skrzywdzić cię w ten sposób. Poza tym, nie mam najmniejszej potrzeby zdradzać cię. Jest mi z tobą zbyt dobrze, skarbie. - wymruczałem znacząco i ścisnąłem w dłoni jeden z jej pośladków. Dziewczyna pisnęła cicho, prawdopodobnie nie spodziewając się takiego gestu z mojej strony.
Cóż, będzie musiała przyzwyczaić się do tego, że zwyczajnie nie potrafię utrzymać rąk przy sobie.

***

-Dzień dobry. - Jazzy skinęła głową, gdy doszliśmy do domu, a z budynku obok wyszedł właściciel. Po odnalezieniu listu, szatynka najwyraźniej zapomniała, że wstydziła się choćby spojrzeć na tego mężczyznę, po tym, co zdarzyło się rano. - Mam do pana pytanie. Czy mieszka lub mieszkał w okolicy mężczyzna, o imieniu William? Może być już teraz bardzo wiekowym staruszkiem, ale zależy mi bardzo, aby go odnaleźć i chwilę porozmawiać. - jej głos był bardzo przekonujący, a niewinne spojrzenie sprawiało, że nikt nie potrafił jej odmówić, nawet zupełnie obcy facet, który, swoją drogą, cholernie podnosił mi ciśnienie, gdy ślinił się na widok Jazmyn.
-Tak, na końcu miejscowości mieszka pewien staruszek o imieniu William. Niedawno zmarła jego żona, Elisabeth. - odparł, a w tym samym momencie nawet ja poczułem współczucie, nie wspominając o Jazzy, która w szoku przyłożyła dłoń do ust.
-Tak mi go szkoda. - szepnęła. Nie wiedziałem, że dziewczyna jest aż tak wrażliwa. - Mógłby pan powiedzieć, w którym kierunku powinniśmy się udać, aby go odwiedzić? To bardzo ważne. - znów przekonujący głosik, znów słodkie oczka i trzepotanie rzęsami, znowu byłem o nią cholernie zazdrosny.
-Od głównej drogi w prawo, ostatni dom po lewej stronie. - dziewczyna podziękowała mu szybko, a następnie chwyciła moją dłoń w swoją i pociągnęła z stronę ulicy, na którą po chwili wyszliśmy. Widziałem, jak dużo to dla niej znaczyło, więc cieszyłem się że była szczęśliwa. Teraz nawet mi zależało na rozmowie z tym dziadkiem. Mogła wnieść naprawdę wiele do naszego dalszego, wspólnego życia.

-Justin, denerwuję się odrobinę. - szatynka stanęła bliżej mnie, kiedy zatrzymaliśmy się przed jednym z domów. Na bramce widniała metalowa tabliczka z imieniem i nazwiskiem staruszka, którego szukaliśmy.
-Nie masz czego, skarbie. Przecież chcemy z nim tylko porozmawiać, to nikogo nie zaboli. - objąłem ją opiekuńczo ramieniem i otworzyłem przed dziewczyną bramkę, abyśmy oboje mogli wejść do środka.
-A co jeśli on nie będzie chciał z nami rozmawiać? Wiesz, niedawno zmarła jego żona. Na pewno jest zrozpaczony.
-Jeśli nie będzie chciał, trudno. Może od razu nas wyrzucić, a może będzie chciał porozmawiać z kimś o tym. Nie wiesz tego. - wzruszyłem ramionami i chociaż chciałem w tym momencie skończyć wypowiedź, jakaś mała cząstka mnie, która nadal była o Jazzy zazdrosna, odezwała się. - A jeśli nic innego nie zadziała, zawsze można uśmiechnąć się słodko, zatrzepotać rzęsami i pociągnąć bluzkę odrobinę w dół, prawda, skarbie? - zerknąłem na nią, bez uśmiechu na ustach, mimo że chciałem go utworzyć.
Jazzy przystanęła na moment i zaczęła wpatrywać się we mnie. Nie wiedziałam, czy jest zła, czy smutna, czy może zirytowana. Wiedziałem tylko, że czasem powinienem dwa razy pomyśleć, zanim coś powiem, bo mogę tym ranić swoich bliskich.

Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Zabolało ją to i bez słowa ruszyła w stronę drzwi, nie czekając i nie sprawdzając, czy idę zaraz za nią. Z jednej strony byłem zirytowany, że od razu w pewnym sensie obraziła się na mnie, za to z drugiej byłem wkurzony na siebie.

Również podszedłem do drzwi i stanąłem za szatynką. Objąłem ją w pasie, a brodę oparłem na jej ramieniu, a potem zacząłem całować jej szyję, delikatnie i spokojnie, tak, jak lubiła najbardziej.
Nic, żadnej reakcji.

Dopiero gdy usłyszała kroki zza drzwi, zsunęła z ciała moje ręce i odeszła ode mnie o mały kroczek. Nie wiedziałem, co mam zrobić, żeby przestała się obrażać. Nie zrobiłem przecież nic złego. Zacząłem wyczuwać, że mojej ślicznotce zbliża się okres.

-Dzień dobry. - zaczęła nieśmiało, gdy przed nami pojawił się siwy dziadek. W ręce trzymał drewnianą laskę, na której podpierał ciężar swojego ciała, był pomarszczony i bardzo wiekowy. Myślę, że był po osiemdziesiątce.
-Witaj, dziecko. Co cię do mnie sprowadza? - wychrypiał, patrząc na Jazzy spod grubych szkieł okularów. Całe szczęście, dziadek był za stary, aby patrzeć na szatynkę tak, jak właściciel naszego domu.
-To delikatna sprawa. - mruknęła, a potem wyjęła z kieszeni list i pokazała go staruszkowi. Dzisiaj znaleźliśmy to nad rzeką. Bardzo chciałam odnaleźć pana i porozmawiać chociaż chwilę. Znalazłby pan dla nas czas? - uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiedy mężczyzna wyjął z jej dłoni pożółkłą kartkę. Przez parę chwil wpatrywał się w nią, a ja wręcz czułem bijące od niego emocje. Był szczerze poruszony i zapewne nie spodziewał się, że ktoś będzie chciał wrócić do sprawy sprzed tylu lat.
-Wejdźcie... - powiedział tylko, po czym zniknął w progu, a następnie w pokoju, zostawiając nas samych w przedpokoju.

Postanowiłem w tym momencie wyjaśnić to drobne nieporozumienie z Jazzy. Nie chciałem, żeby między nami istniało chociaż odrobinę nieporozumienia. Marzyłem, abyśmy rozumieli się w całości i nigdy nie kłócili, chociaż życie to nie bajka i nie zawsze uda nam się tego uniknąć.
-Kochasz mnie? - spytałem ostro, dociskając jej ciało do ściany w przedpokoju.
-Co to za pytanie? Czy gdybym cię nie kochała, pozwoliłabym robić ci wszystko to, co robiłeś w nocy, a także dzisiaj rano, pod prysznicem? Przespałabym się z własnym ojcem dla samego seksu, bez miłości? - spodziewałem się najprostrzej, jednosłownej odpowiedzi, lecz taka usatysfakcjonowała mnie jeszcze bardziej.
-Więc po co się obrażasz księżniczko? - uniosłem brwi i czekałem na jej odpowiedź, jednak ona nie wyraziła jej za pomocą słów, a przy pomocy namiętnego pocałunku, którym mnie obdarzyła.
-Lepiej ci teraz? - pogładziła mnie po policzku, a ja wiedziałem już, że wyjaśniliśmy sobie wszystko i wszystkie napięcia opadły.

Teraz już razem, trzymając się za ręce, weszliśmy do małego, skromnie urządzonego, saloniku, z dywanem na podłodze, ciemnymi ścianami, zabytkowymi meblami i kominkiem, w rogu pomieszczenia. Na środku pokoju, przy stole, siedział dziadek, William, i cały czas wbijał swój wzrok w list. Pokazując mu ten ogromnie ważny skrawek papieru, przywołaliśmy wszystkie jego wspomnienia. Te lepsze i zapewne te gorsze również. Zastanawiałem się, jakie emocje przepełniają go w tym momencie. Kochał swoję siostrę, jak ja kocham Jazmyn. Byliśmy bardzo podobni, z tą różnicą, że ja byłem nieziemsko przystojny, nie ukrywajmy.

-Wiem, że może nie powinniśmy wnikać w pana przeszłość i bardzo prywatne wspomnienia, ale kiedy znalazłam ten list... Naprawdę mnie poruszył. To uczucie, jakim się darzyliście było piękne. - zaczęła Jaz, siadając na jednym z krzeseł przy drewnianym stole, natomiast ja zająłem miejsce na przeciwko szatynki.
-Nic się nie stało. Zupełnie zapomniałem o tym liście, a teraz, kiedy na nowo go zobaczyłem, wszystkie emocje z tamtych czasów, gdy miałem zaledwie dwadzieścia lat, powróciły. - westchnął, zdejmując z oczu okulary i ocierając chusteczką jedną, samotną łzę, która wypłynęła spod jego powieki. - To prawda. Ja i Elisabeth byliśmy rodzeństwem. Między nami były cztery lata różnicy. Kiedy ja miałem lat dwadzieścia, ona była szesnastolatką. Zakochałem się w niej, a ona tym samym uczuciem obdarzyła mnie. Byliśmy naprawdę szczęśliwi, do czasu, kiedy nasi rodzice nie dowiedzieli się o wszystkim. Na dodatek, to właśnie wtedy Elisabeth dowiedziała się, że jesty w ciąży. Mimo wszystko postanowiła urodzić to dziecko, a kiedy tylko przyszło na świat, uciekliśmy z rodzinnej wioski i przeprowadziliśmy się daleko od domu, aby nikt nie zakłócał naszego szczęścia i miłości, którą się darzyliśmy. To był najlepszy krok, jaki mogliśmy wykonać, naprawdę. Dzięki temu już nic nie stanęło na naszej drodze. Drodze do miłości... - zakończył opowieść, lekko kiwając głową. Był zamyślony, a ja i Jazzy nie chcieliśmy wyrywać go z tego stanu, dlatego grzecznie czekaliśmy, aż dziadek ponownie się odezwie. - Nie rozumiem tylko, dlaczego tak zainteresowała was ta historia. - zmarszczył brwi i przyjrzał się uważnie, najpierw Jazzy, a potem przeniósł wzrok na mnie i tutaj go zatrzymał, dając mi do zrozumienia, że to ja powinienem się teraz odezwać. - Jesteście młodzi, widzę, że bardzo zakochani. Naprawdę mieliście ochotę wysłuchać opowieści jakiegoś staruszka?
-Widzi pan... - rozpocząłem nieśmiało, drapiąc się po karku. - Kiedy miałem dwanaście lat, moja przyjaciółka była w tym samym wieku. Doprowadziliśmy do tego, że zaszła ona w ciążę, będąc tak młodą osóbką. Umarła podczas porodu... - widziałem, jak Jazzy wpatrywała się w moje oczy ze smutkiem. Bardzo często brakowało jej matki, której ja nie potrafiłem jej zastąpić, chociaż bardzo się starałem, aby niczego jej nie brakowało. Nie byłem kobietą i nie zawsze wiedziałem, jak mam podejść do jakiegoś wydarzenia z życia Jazzy.
-Co się stało z pańskim dzieckiem? - spytał staruszek, splatając razem dłonie.
-Siedzi obok pana. - westchnąłem głęboko, patrząc na Jazzy z miłością i ojcowską i tą drugą, którą mało kto potrafił zrozumieć.

Mężczyzna spojrzał na Jazzy z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak wiedziałem, że jego zdanie na ten temat bedzie przychylne nam. W końcu, był w bardzo podobnej sytuacji i doskonale wie, że nie wszystkie uczucia da się zatrzymać.
-To pańska córka? - spytał, wskazując na szatynkę, która uśmiechała się delikatnie i do mnie, i do niego.
-Córka, a jednocześnie dziewczyna, z którą chcę spędzić każdy dzień swojego życia. - odparłem, głaszcząc jedną z jej dłoni, która leżała na blacie stołu.
-Kocha pan ją. Naprawdę pan ją kocha. - pokiwał powoli głową, a ja skinieniem potwierdziłem jego słowa.
-Jazzy to najważniejsza osoba w moim życiu. Przyszliśmy tutaj do pana, ponieważ przeżył pan bardzo podobną historię, do naszej. Chcieliśmy wiedzieć, jak pan czuł sie wtedy i jak ludzie reagowali na waszą miłość.
-Ludzie nie byli przychylni. Nie mieliśmy po swojej stronie nikogo, dlatego uciekliśmy, a w nowym miejscu nie powiedzieliśmy nikomu o naszym pokrewieństwie.

Przez parę minut w pomieszczeniu panowała cisza. Każdy z nas dobrze wiedział, że nie powinien się teraz odzywać, aby pozwolić drugiej osobie ułożyć wszystkie myśli w głowie. To nie było łatwe, jak pozornie mogło się zdawać, lecz wiedziałem, że nie zrezygnuję z Jazzy i miłości do niej. Będę walczył i choćbym miał oddać wszystko, oddam. Po prostu chcę mieć możliwość każdego dnia patrzeć na nią, trzymać ją za rękę, całować, przytulać, pocieszać i kochać się z nią.

-Nawet pan nie wie, jak bardzo pomogła nam ta rozmowa. - Jazzy w końcu przerwała ciszę w pokoju, jednocześnie wstając z krzesła, więc ja uczyniłem to samo. Rzeczywiście, niezręcznie byłoby siedzieć teraz dłużej z tym mężczyzną. On w tym momencie potrzebował samotności, aby powrócić do wspomnień. Chciałbym w odległej przyszłości, tak samo jak on, usiąść przy kominku w ciepłych kapciach, z naszym wspólnym zdjęciem w ręku, i wspominać wszystkie chwile, które na wieki pozostaną zapisane w mojej pamięci.
-Cieszę się, że przydałem się na coś. Z całego serca życzę wam szczęścia na zupełnie nowej drodze życia. Nie zaprzepaśćcie uczucia, jakie was łączy.

W ciszy wyszliśmy z domu, a potem z terenu, należącego do staruszka. Po ulicy szliśmy wolno, zaraz obok siebie, lecz nie trzymaliśmy się za ręce. Wokoło panowała grobowa wręcz cisza, ponieważ w tak małym miasteczku rzadko kiedy przejeżdżał jakikolwiek samochód.

W końcu jednak Jaz zatrzymała się gwałtownie, więc uczyniłem to samo. Nim zdąrzyłem się zorientować, jej piąstki zacisnęły się na mojej koszulce, a ciało przytuliła do mojego. Objąłem ją silnie ramionami, aby dać jej poczucie dodatkowego bezpieczeństwa. Kochałem ją całym sercem i mógłbym trzymać ją przy sobie do końca życia.
-Wiesz, co to oznacza, prawda? - wychlipała, a ja dopiero teraz zorientowałem się, że dziewczyna płakała.
-Tak, kochanie. Ale jestem gotowy na wszystko, aby tylko być z tobą...

***Oczami Jazzy***

Te kilka dni, które spędziliśmy w swoim towarzystwie, sprawiły, że nasze uczucia stały się jeszcze silniejsze, nabrały rozpędu i w pewnym sensie stały się dużo bardziej dojrzałe, mimo że od samego początku towarzyszyły im ogromne emocje. Na początku, gdy spoglądałam na szatyna, widziałam Justina, po prostu Justina. Natomiast gdy patrzę na niego teraz, widzę dojrzałego mężczyznę, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. Czułam się przy nim niesamowicie bezpiecznie i wiedziałam, jak ogromną miłością mnie darzył, dlaczego byłabym w stanie oddać za niego wszystko. Stał się moim narkotykiem i uzależnieniem, którego z każdym dniem potrzebowałam coraz bardziej i w większych ilościach. Nie mogłam przestać o nim myśleć, ponieważ zajął niemal cały mój umysł.

-O czym tak myślisz, koteczku? - spytał, wjeżdżając na ulicę, na której mieszkaliśmy.
-A jak myślisz? - uśmiechnęłam się do niego promiennie. Moje usta mimowolnie układały się w śmiechu, gdy tylko na niego patrzyłam, bądź słyszałam jego głos. - O tobie, Justin. Cały czas myślę tylko o tobie.
-A mógłbym wiedzieć, o czym konkretnie? - kontynuował, chcąc wiedzieć dosłownie wszystko, lecz ja nie miałam zamiaru całkowicie otwierać się przed nim. Lepiej było, gdy choć niewielka część mnie ukryta była głęboko i nie zamierzała wyjść na światło dzienne.
-A nie mógłbyś. - wypięłam do niego język, odchylając się w tył i  opierając się na oparciu fotela.
-I tak to z ciebie wyciągnę, kotku. Każdą twoją najskrytszą myśl. Wykrzyczysz mi ją. - poruszył znacząco brwiami, a ja parsknęłam śmiechem, bo jego gest niesamowicie mnie rozbawił.
-W twoich snach. - poklepałam go po kolanie, a kiedy zatrzymał się na podjeździe, po prostu wysiadłam z samochodu. Nie musiałam zajmować się swoją torbą, leżącą w bagażniku, ponieważ doskonale wiedziałam, że Justin i tak nie pozwoliłby mi dźwigać, dlatego udałam się prosto do domu.
Zastałam drzwi nie zamknięte na klucz, co oznaczało, że budynek nie był pusty. Przewróciłam na ten fakt oczami. Doskonale wiedziałam, że to przyjaciele Justina, którzy regularnie składają nam wizyty i zdążyłam już przyzwyczaić się do nich. Teraz jednak czułam wzmożoną chęć zostania z Justinem sam na sam.
-Witam wszystkich złych ludzi, którzy wciąż zakłucają nienaganny spokój w moim domu. - gdy ściągnęłam w przedpokoju buty i pewnym krokiem weszłam do salonu, rzeczywiście zastałam w nim chłopaków, z Jaxonem do kompletu.
-Niesamowite, w końcu zdecydowaliście się wrócić. To cud, czy tylko tak mi się zdaje? - zakpił Zaym, lecz złośliwość w jego głosie nie zrobiła na mnie wrażenia. Zbyt dobrze ją znałam, niestety.
-A ty jesteś jeszcze bardziej chamski, niż zwykle. To cud, czy mi się zdaje? - wysyczałam, jednak cały czas utrzymywałam nutkę rozbawienia w głosie, czym zaraziłam również pozostałych chłopaków.
-Chyba będę musiał porozmawiać z twoim ojcem, aby przyłożył więcej wysiłku do wychowania cię i twojej kultury oraz szacunku do osób starszych. - powiedział z pełną powagą, sprawiając, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymałam go głęboko w sobie.

Wtedy do domu wszedł Justin, a na widok swoich kumpli i brata, zaklął cicho i przewrócił oczami. Widziałam, że dla niego ta wizyta również nie jest na rękę i miałam cichą nadzieję, że dyskretnie pozbędzie się swoich kumpli z domu i poświęci całą uwagę mnie.
-Musiałby zdarzyć się pieprzony cud, żebym nie zastał swoich najwspanialszych przyjaciół na kanapie, u siebie w salonie. - udał ogromny zachwyt, a potem ponownie wywrócił kpiąco oczami.
-Jesteś tak miły, Justin. Idealny kolega. - czy oni wszyscy zmówili się dzisiaj, aby odgrywać jakieś chore, ironiczne przedstawienie? Tak to właśnie wyglądało, a jeden był coraz to bardziej złośliwy od drugiego.

Ja natomiast posłałam Justinowi znaczące spojrzenie, w ten sposób, aby nie mógł go zobaczyć żaden z jego kolegów. Potem udałam się do kuchni i oparłam o blat na łokciach. Westchnęłam głęboko, czekając w tym czasie, aż Justin wyrwie się ze szponów przyjaciół i przyjdzie tutaj, do mnie, przytuli, pocałuje, i szepnie do ucha, jak bardzo mnie kocha.
-Ta pozycja jest chyba specjalnie dla mnie. - nie minęła nawet minuta, gdy usłyszałam jego cichy i lekko zachrypnięty głos.
Następnie poczułam na biodrach jego dłonie i przyrodzenie na pupie. Zachichotałam pod nosem po czym wyprostowałam się i niemal  natychmiast zostałam przyciągnięta do umięśnionego ciała mężczyzny

Nie wiem, dlaczego, ale podniecało mnie to, że był tyle starszy. Dzięki temu, żyłam ze świadomością, że jestem z dojrzałym mężczyzną, a nie z niedoświadczonym dzieciakiem, który nie mógłby dać mi tego, czego chciałam i potrzebowałam.

Wtedy jego dłoń, która już wcześniej wsuwała się pod moją bluzkę, teraz zatrzymała się na piersi i ścisnęła ją lekko. Jęknęłam cicho, aby przypadkiem nie wzbudzić podejrzeń w chłopakach. Jego dotyk był tak przyjemny, że nie potrafiłam odepchnąć go od siebie, mimo że teraz powinnam.
-Przystopuj troszeczkę, kochanie, bo weźmiesz mnie na blacie w kuchni. - wymruczałam, kiedy Justin obrócił mnie twarzą do siebie i objął dłońmi moją twarz.
-Może właśnie mam zamiar to zrobić? - uśmiechnął się do mnie łobuzersko i podsadził mnie tak, że siedziałam na blacie. Potem rozszerzył moje nogi i stanął pomiędzy nimi.
-Nie przeszkadzają ci twoi koledzy, którzy są zaraz za ścianą? - przejechałam opuszkami palców po jego ostro zarysowanej szczęce, a potem paznokciami po klatce piersiowej, opiętej przez dopasowany podkoszulek.
-Jeśli dalej będziesz mnie tak prowokować, wezmę cię tutaj, choćbym miał zrobić to na ich oczach. - warknął podnieconym głosem, podczas kiedy mnie bawiła cała ta sytuacja i sama musiałam powstrzymywać się od dalszego prowokowania go.

Zamiast tego, wplątałam palce jednej dłoni w jego włosy, aby po chwili namiętnie przyłożyć swoje wargi do jego i rozpocząć obłędny pocałunek, pełen przeróżnych emocji, poczynając od miłości, a kończąc na pożądaniu. Rozwijaliśmy go z każdą chwilą, całując nasze usta coraz bardziej zachłannie, lecz całą niesamowitą aurę dookoła przerwały kroki oraz drzwi kuchenne, które otworzyły się na całą szerokość.
W progu stanął zszokowany Jaxon. Jego oczy wyglądały jak pięciozłotówki, a usta lekko rozchyliły się.
-Co tu się, kurwa, dzieje!?

~*~

Jak myślicie, jaka będzie reakcja Jaxona? Macie jakieś pomysły, co wydarzy sie  kolejnym rozdziale? :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962

Ps. Rozdział 25 dodam 20 października :)

24 komentarze

  1. OMG! Już ich ktoś złapał.. O nie xd z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! ♥ ♥ ciekawe jak wytłumaczą Jaxonowi :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany... chyba najlepszy rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu...czyżby ktoś stanął na drodze ich szczęścia? Wiem, że to się kiedyś stanie, ale nie spodziewałam się, ze tak szybko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko matko matko !!!!!! Czemu skończyłaś w takim momencie teraz normalnie nie wytrzymam !!! CUDOWNY!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. oooo , no to sie porobiło .... ;/jestem już ciekawa dalszego ciągu :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O boże, jestem taka ciekawa co się dalej potoczy. Co?! 20 października? Ja tyle nie wytrzymam, codziennie sprawdzam po parę razy, czy czasem nie dodałaś, a ty piszesz, ze będzie on za 5 dni.
    Cudowny rozdział. Przewiduję, że oni uciekną ;) ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. "Wąż ukąsił ją w usta. Musiałem wyssać jad, uratowałem jej życie. Ciesz się Jaxon" xDD
    Kuźwa, jestem jakaś niedojrzała emocjonalnie. Podczas TYCH sytuacji nie mogłam powstrzymać śmiechu ;-;

    No dobra... Wzruszyła mnie ta rozmowa z Panem Williamem.

    Też ciągle myślałam o tych jego słowach, że ni potrafi być wierny... Ulżyło mi ;) Tylko pytaniem jest czy na pewno nie złamie tej obietnicy...

    W sumie... Odpowiada mi 20 październik, w piątek wyjeżdżam, więc wrócę akurat na rozdział :D

    Wczoraj znalazłam Twojego bloga i przyznam, że coś takiego widzę... pierwszy raz. Myślę, że dużo osób nie odważyłoby się pisać o takiej tematyce, ale tobie wychodzi to świetnie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. O moj boze!!! Ciekawe co bedzie dalej..! Nie wytrzymam tego ze nue wiem co bedzie dalej!! Licze na szybkie dodanie rozdzialu
    Zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Ajajajaja ostro hahahah xd
    Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  11. omg w takim momencie przerwałaś! Idk jak wytrzymam. Mam nadzieje, że będzie przed 20 chociaż do 20 jakoś przeżyłabym. Jestem bardzo ciekawa czy powiedzą mu prawde. Życzę weny i czekam na następny. kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam iż roZdział wyjdzie Ci niesamowicie. Ja mam taki wrodzony talent do wróżenia. Sorry, że nie skomentowałam wczoraj, ale ciekawe napisy odnalazłam w książce od historii. Rozdział niesamowity. Czekam na następny i życzę Ci miłego wieczoru. :* Weny życxzę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurwa. Boże. Cholera. Ja pierdole.

    Jason ich zabije chyba:)) Znaczy Justina...

    OdpowiedzUsuń
  14. O KURWA !! AWEGTREH Co się stanie dalej... dlaczego wy takim momencie ^^ Awww a miało być posuwanko w kuchni ;3 :D
    haha czekam na następny ^^ Akcja jest zajebista ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawe co z nimi bedzie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie byłabyś sobą gdybyś nie dodala czegos na koniec. .duisidhhdjs ale I tak cie kocham.i postanowulam sie podpisywac userem z tt./@awwhmrbieber

    OdpowiedzUsuń
  18. Zatkało mnie - ten koniec :)
    Świetne <3

    OdpowiedzUsuń