Rozdział dedykuję Natusi z okazji urodzin. Wszystkiego najlepszego <3
***Oczami Jazzy***
Spałam jedynie kilka, krótkich godzin, lecz mimo to czułam sie wyspana i pełna nowej, pozytywnej energii. Owszem, nadal odczuwałam w pewnym stopniu smutek. Wiedziałam, że on nie zniknie tak szybko, chociaż pojawił się nagle. Moje serce było całe popękane i tylko czas może poskładać je w jedną całość. Jeszcze przez długi czas nie będę potrafiła spojrzeć Justinowi w oczy, ponieważ nadal cholernie mocno go kocham. Jestem jednak młoda i wierzę w to, że z czasem na nowo poukładam swoje życie.
Chociaż wiem, że nie powinnam, posunęłam się do czegoś więcej, niż zwykła zemsta. Zamiast zwyczajnie przespać się z Zaynem, jeden, jedyny raz, poświęciliśmy na seks pół nocy. Zrobiliśmy to dobre kilka razy, a ja dopiero nad ranem, gdy zmęczeni zasypialiśmy, zaczęłam odczuwać wyrzuty sumienia. Mimo że chciałam skrzywdzić Justina, aby cierpiał, jak ja, teraz poczułam się źle. Miałam trudny charakter i czasem nie potrafiłam zrozumieć samej siebie, jak na przykład w tym momencie. Chciałam czegoś, co było zaprzeczeniem innego wśród moich pragnień.
-Przepraszam, nie chciałam zniszczyć waszej przyjaźni. - wyszeptałam, wspierając głowę oraz dłonie na klatce piersiowej bruneta. Słońce bezlitośnie wpadało do sypialni przez otwarte okno i budziło świat do życia. Ja czułam, jakby to życie powoli mnie opuszczało. Byłam winna i tak się czułam.
-Nie przepraszaj, skarbie, kiedy nie masz za co. Nie zniszczyłaś naszej przyjaźni. Jeśli Justin rzeczywiście nigdy nie wybaczy mi tego, to ja zniszczyłem naszą przyjaźń, nie ty, Jaz. Nie obwiniaj się.
-Gdyby nie ja, do niczego by nie doszło prawda?
-Gdyby nie ty, nie przeżyłbym najlepszej nocy w swoim życiu. - Zayn pocałował mój policzek i ponownie położył się na łóżku, układając dłonie pod głową.
-Naprawdę tak ci się podobało? - skarciłam się w myślach, że zapytałam o to na głos, lecz nie potrafiłam powstrzymać ciekawości. Była zbyt silna, a ja tak bardzo chciałam znać odpowiedź na to pytanie.
-Szczerze? - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Szczerze. - odparłam, opierając się na jego klatce piersiowej tak, aby patrzeć w jego oczy.
-Oddałbym życie, żeby to powtórzyć. - mruknął z pełną powagą. Nie wiedziałam, czy mówił to naprawdę, czy jedynie podle żartował sobie ze mnie, jednak już po chwili parsknęłam śmiechem. Zayn był w pełni szczery, a mnie zaczęło to bawić. - Nie śmiej się, młoda. Chyba się zakochałem.
Faceci to skomplikowane istoty, jednak czasem stają się tak chlernie banalni. Wystarczy im tylko ciało młodej dziewczyny, aby wszystkie inne zmysły przestały mieć znaczenie. Zayn był taki sam. Spędziłam z nim tylko jedną noc, a on był gotowy wyznać mi miłość. To w pewnym stopniu słodkie, jednak przez takie zachowania prawdziwe znaczenia słowa "miłość" traciło na wartości.
-Jesteś uroczy, wiesz? - pogłaskałam jego policzek i znów zachichotałam. - Ale nigdy ci w to nie uwierzę. Prędzej zostanę lesbijką, niż dopuszczę do świadomości, że Zayn Malik zakochał się. - dokończyłam, kilka razy przeczesując jego włosy.
Nagle poczułam, jak moje plecy delikatnie zderzyły się z materacem, a mężczyzna ponownie napierał swoim nagim ciałem na moje. W pierwszym momencie wystraszyłam się, lecz zrozumiałam, że nie mam powodów do strachu. Byłam przecież przy nim, przy Zaynie, który nie wyrządziłby mi żadnej krzywdy.
-A co byś zrobiła, gdybym naprawdę zakochał się w tobie? - nie potrafiłam stwierdzić, czy mężczyzna żartował, czy wręcz przeciwnie. Poczułam się dziwnie, jakbym skrzywdziła również jego. Byłam przekonana, że Zayn nie czuje do mnie nic, a tumczasem bałam się, że mogły zrodzić się w nim jakiekolwiek, choćby najsłabsze, uczucia.
-Zayn, wiesz, że zrobiłam to jedynie z zemsty. Nic do ciebie nie czuję. Kocham Justina i to się nie zmieni. - spojrzałam głęboko w jego oczy, które wyrażały smutek. Prawdziwy smutek. Prawdziwy, kurwa, smutek.
Poczułam się, jak śmieć. Znowu zrozumiałam, że jestem na tym pieprzonym świecie zupełnie bezwartościową istotką, która potrafi jedynie krzywdzić innych, raniąc przy tym samą siebie. Nigdy nie chciałam łamać serca komukolwiek, lecz kiedy znów spojrzałam na bruneta, zrozumiałam, że właśnie to zrobiłam. Złamałam mu serce. Wykorzystałam go.
-Zayn, przepraszam. - po moch policzakch zaczęły spływać łzy. - Przepraszam, nigdy nie chciałam cię zranić. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Od ilu to ukrywasz?
-Od jakiegoś czasu. - odparł, uśmiechając się do mnie. Brunet nie smucił się, ani nie złościł. Był po prostu sobą.
Rozpłakałam się jeszcze mocniej, aż zaczęłam dławić się własnymi łzami. Nie potrafilam dopuścić do siebie faktu, że zraniłam kolejnego człowieka, bez żadnych podstaw. Nie miałam do tego prawa. Nie miałam pieprzonego prawa go krzywdzić.
-Zayn, ja nie wiedziałam. Myślałam, że nic do mnie nie czujesz, naprawdę.
-Nie niszczyłbym wieloletniej przyjaźni z Justinem dla samego seksu. - zaśmiał się, jednak mi nie było do śmiechu. Czułam się, jakbym popełniła zbrodnię. Prawdziwą i bolesną. - Nie płacz, Jazzy. Ja również nie jestem wart twoich łez. - pocałował obie moje powieki i ponownie otarł kropelki słonej cieczy. - I w końcu powiem ci to prosto w twarz. Tak, kocham cię. Po prostu kocham. Ale chcę, żebyś wiedziała, że nie skrzywdziłaś mnie w żaden sposób. Doskonale wiedziałem, że dla ciebie liczy się jedynie Justin. I tak sprawiłaś tę noc najpiękniejszą w moim życiu. Nigdy nie robiłem sobie nadziei. Nie obwiniaj się, Jazzy.
Chciałam płakać z bezsilności, smutku, a także ze wzruszenia. Uśmiech na twarzy Zayna wbrew pozorom sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej. Nigdy tego nie chciałam. Nigdy nie chciałam, mszcząc się, skrzywdzić kolejną osobę. Jak mogłam być tak ślepa, aby nie dostrzedz niczego? A może przez cały czas nosiłam na oczach klapki i w rzeczywistości wcale nie chciałam tego zobaczyć? Może klapki przysłaniały mi również inne sytuacje z życia, które dopiero sprawią, że poczuję się okropnie?
-Przepraszam. - wyszeptałam cichutko i usiadłam na łóżku. W tym momencie byłam tak zapatrzona w Zayna i krzywdę, jaką mu wyrządziłam, że nie zwróciłam nawet uwagi na swoje nagie ciało, które podczas siadania odsłonił cienki materiał, okrywający je jeszcze przed chwilą. Wszystko dookoła jeszcze bardziej przestało mieć znaczenie. Poczułam, że sama cierpiałam za mało, skoro wyrządziłam tyle szkód innym. I mimo że bałam się bólu psychicznego, paraliżował mnie, to chciałam, aby ponownie mnie spotkał i abym mogła ponieść karę za nieumyślne złamanie serca brunetowi.
-Spokojnie, malutka. Nie masz za co przepraszać. Nie można przecież zakochać się na siłę. Nie płacz już, proszę. - mężczyzna niezwykle delikatnie przytulił mnie do siebie i pogładził moje nagie plecy. Zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Chciałam wylać z siebie całe poczucie winy. I chociaż samego seksu nie żałowałam, rany, jakie wyrządziłam Zaynowi bolały również mnie.
Nagle usłyszeliśmy odgłosy, dochodzące z dołu. Ktoś wyraźnie wszedł do domu, a potem zamknął za sobą drzwi. Zaczęła przepełniać mnie ogromna niepewność i strach. Poczułam obecność Justina. Chociaż go nie widziałam, ani nie słyszałam, moje serce mimowolnie zabiło mocniej. To był znak. Znak, że kocham go szalenie mocno, a mój umysł przestaje pracować, gdy czuję go w pobliżu.
***Oczami Justina***
Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Czekałem, aż wróci Jazzy, abym mógł na spokojnie porozmawiać z nią. Niestety, nie pojawiła sie w domu, ani w nocy, ani nad ranem. Pojechałem więc pod jej szkołę, aby sprawdzić, czy przyszła do niej. Niestety, tam również nie zastałem szatynki i prawdę mówiąc moje pomysły w pełni się wyczerpały. Nie wiedziałem już, co mam zrobić i gdzie jej szukać.
Czułem się podle. Czułem, że skrzywdziłem swojego aniołka, który od piętnastu lat rozświetlał każdy mój dzień. Nigdy tego nie chciałem. Nigdy nie chciałem, aby przeze mnie płakała, a tym bardziej pocięła się. Widząc ślady na jej ramionach zrozumiałem, że potwornie zawiodłem. I ją i samego siebie. Nie zapewniłem jej należytej opieki i bezpieczeństwa, mimo że od zawsze stawiałem to na pierwszym miejscu.
Potrzebowałem rozmowy z przyjacielem, która mogłaby uspokoić mnie i chociaż trochę podnieść na duchu. Wsiadłem więc w samochód i poddenerwowany ruszyłem w kierunku Los Angeles. Miałem przeczucie, że skoro Jazzy nie ma w żadnym miejscu w tym zadupiu, mogła wrócić do Los Angeles, aby tam odreagować wszystkie nasze kłótnie.
Łamiąc po drodze dosłownie wszystkie, możliwe przepisy, dotarłem do miasta szybciej, niż mogłem się tego spodziewać. Zrozumiałem, że jestem na miejscu dopiero wtedy, gdy moja podświadomość poprowadziła mnie pod dom Zayna. Wysiadłem z samochodu, zaparkowanego na podjeździe, a potem wszedłem do domu bruneta. Tak, jak on, nie miałem zwyczaju pukać, lub dzwonić wcześniej i zapowiadać, że go odwiedzę. I tak doskonale wiedziałem, że nie jest zajęty niczym szczególnie ważnym
-Zayn! - krzyknąłem, szukając go w kuchi i salonie, jednak gdy pomieszczenia zastałem puste, chciałem wejść schodami na górę. Wtedy zobaczyłem mężczyznę, jak schodził po nich, ubrany w same bokserki, mimo dość późnej godziny. Byłam bowiem dwunasta, a brunet nie miał zwyczaju spać do późnego popołudnia. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie, spokojnie. - odparł, lecz nie takim samym głosem, jak zawsze. Wyraźnie coś go trapiło. Był moim przyjacielem i mogłem wyczytać to z wyrazu jego twarzy. Nie był nawet uśmiechnięty. Zmartwiłem się, że wydarzyło się w jego życiu coś ważnego, a ja przegapiłem moment, aby móc go wesprzeć.
-Co się stało? Jesteś całkiem inny, niż zazwyczaj. - nie musiałem nawet pytać. Byłem o tym przekonany. Znałem go, chociaż do niedawna myślałem, że jest mi zupełnie obcy.
-Wydaje ci się, jest w porządku. - mruknął, mimo że sam nie wierzył w swoje słowa. Zrozumiałem jednak, że wyraźnie dawał mi do zrozumienia, abym zmienił temat, ponieważ ten jest dla niego zbyt drażliwy, bądź bolesny.
-No dobrze, jak uważasz. Pamiętaj tylko, że możesz mi zaufać, cokolwiek by się działo. - wzruszyłem lekko ramionami, choć nie ukrywam, byłem odrobinę zawiedziony. Ufałem Zaynowi i sądziłem, że on ufał mi. - Muszę się komuś wygadać, stary. Odkąd wyjechaliśmy, wszystko się spieprzyło. Oddaliliśmy się od siebie z Jazzy. Poznałem Chanell, dziwkę, która chodzi z młodą do szkoły. Zaczęła mnie podrywać, a ja nie odepchnąłem jej. Jednak wczoraj urządziła chorą szopkę u nas w domu.
-Zdradziłeś Jaz. - Zayn przerwał mi, jednak ja nawet nie zastanowiłem się nad jego słowami. Nie zastanowiłem się, co właśnie powiedział i skąd mógł mieć takie informacje. Nic do mnie nie docierało, ponieważ znów zacząłem myśleć jedynie o moim malutkim słoneczku, o jej uśmiechu i oczkach.
-Nigdy bym tego nie zrobił. Nigdy, kurwa. Kocham Jazzy najmocniej na świecie i nie zrobiłbym jej tego. Owszem, flirtowałem z tą małą... - powstrzymałem się od wyklęcia Chanell, jednak z trudem. Chociaż wiedziałem, że niemal cała wina za popsucie relacji między mną, a szatynką, leży po mojej stronie, w pewnym stopniu oskarżałem również Chanell. - Wczoraj przyszła do nas, a kiedy byłem na górze, rozebrała się niemal do naga i rzuciła się na mnie. Kurwa, nie masz pojęcia, jak wściekły na nią byłem, ale nawet przez myśl nie przeszło mi, aby zdradzać Jazzy. Jest moim ideałem, po co miałbym to robić?
Widziałem, jak Zayn pobladł znacznie, jakby nagle ujrzał ducha. Zacząłem poważnie martwić się o niego. Wyglądał w tym momencie po prostu źle, taki słaby i jakby wystraszony.
-Ja pierdole... - wyszeptał pod nosem, ciągnąc za końcówki swoich włosów. - Więc teraz jestem już pewien, że mnie zabijesz. Przepraszam stary, nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło. To było silniejsze ode mnie. Przepraszam...
Zayn pieprzył coś pod nosem, a ja stałem, jak wryty i nawet nie słuchałem go, ponieważ wtedy ujrzałem na schodach ją. Te długie, brązowe włosy, wielkie, piękne oczy, cudowny uśmiech i słodką buźkę. Jazzy ze łzami w oczach zeszła na dół. Dopiero wtedy zobaczyłem, że była zupełnie naga, osłonięta jedynie cienkim prześcieradłem, które owinęła wokół biustu, aby zasłoniło jej ciało.
Tym razem to ja pobladłem i czułem, że zrobiło mi się słabo. Z trudem utrzymywałem się na nogach, w tak wielkim szoku byłem. Prawdę powiedziawszy, nie miałem pojęcia, co zrobić. Czy wpaść w furię, czy dalej ze stoickim spokojem patrzeć, jak moja malutka Jazzy zostaje odciągana ode mnie z każdą sekundą.
-Justin, ja... Ja... - szatynka próbowała wyksztusić z siebie chociaż jedno zdanie. Nie potrafiła. Nie potrafiła powiedzieć zupełnie nic, za to jej łzy zdążyły utworzyć już ścieżkę wzdłuż policzków. - Byłam przekonana, że mnie zdradziłeś. - wyszeptała, lecz nadal miała trudności ze skleceniem zwykłego zdania. - Byłam o tym przekonana. Widziałam, jak całowałeś się z Chanell. Myślałam... Myślałam, że oboje tego chcieliście...
-Nie potrafiłbym cię zdradzić, nawet gdybym chciał. Zbyt dużo dla mnie znaczysz. Czułbym się wtedy, jak śmieć. - odkąd ujrzałem ją, tutaj, w domu Zayna, nagą, nie mrugnąłem chyba ani razu. Cały czas wpatrywałem się tępym, pustym spojrzeniem w jej twarz, całą zapłakaną i przestraszoną.
-Justin, przepraszam. Ja nie wiedziałam. Byłam pewna, że to zrobiłeś. Chciałam zemścić się na tobie, dlatego... - doskonale wiedziałem, co chciała powiedzieć, lecz nie była w stanie dokończyć zdania. Po prostu nie chciało przejść przez jej zaciśnięte gardło.
-Dlatego przespałaś się z moim najlepszym przyjacielem. - dokończyłem za nią, z całkowitym spokojem. Nadal dziwiłem się samemu sobie, że nie wpadłem w furię i ogromną złość. Zayn obiecał mi, że nigdy w życiu nie dotknie Jazzy, a tymczasem przespał się z nią. Przespał się z moją córką. Co więcej, przespał się z moją dziewczyną. Moją. Nikogo więcej. Doskonale wiedział, jak bardzo ją kocham. Wiedział, jak cholernie zależy mi na Jazzy. Była moim sensem życia, od chwili, w której przyszła na świat.
-Zayn, tego nie robi się kumplowi, wiesz? - chociaż nie odrywałem wzroku od Jazzy, zwróciłem się do przyjaciela. Mój głos był niesamowicie spokojny. Jakby pozbawiony wszelkich emocji, które wywoływałyby złość.
-Stary, zakochałem się w niej. Wiesz, że nie chciałem ci tego zrobić. Przecież obiecałem ci, że jej nie dotknę. I uwierz mi, nie przespałbym się z Jazzy, gdyby chodziło o sam seks. Ja ją po prostu kocham. Kurwa, to było silniejsze ode mnie. Przepraszam.
Może będzie to dla was trudne, ale nie byłem na niego nawet odrobinę zły. Nic. Całkowita pustka panowała wewnątrz mnie. Nigdy w życiu nie czułem się tak, jak teraz. Czułem, że cholernie silne uczucia i emocje dopiero przyjdą. Czaiły się, jak nocny potwór pod łóżkiem małego dziecka i czekały, aż zostanę sam, aby wtedy mogły zaatakować.
-Rozumiem, Zayn. - mówiłem, jakby wewnątrz mojej piersi znajdował się robot, automatycznie wymawiający wszystkie słowa. - Rozumiem, że dla Jazzy można być w stanie zrobić wszystko. - uśmiechnąłem się delikatnie do szatynki. Naprawdę nie byłem sobą i czułem się znacznie inaczej. Nie zdziwiło mnie nawet, że Zayn, wieczny podrywacz i kobieciaż, zakochał się, poczuł, co to miłość.
-Justin, co ci sie stało? - Jazzy nie potrafiła zatrzymać łez, których z każdą chwilą przybywało. A ja wciąż stałem w jednym miejscu, po środku salonu, z uśmiechem na twarzy, jakbym zupełnie nie rozumiał, co się właśnie stało. Moja dziewczyna, kobieta mojego życia, zdradziła mnie z moim najlepszym przyjacielem, a ja nie zareagowałem w żaden sposób, jakby wcale to do mnie nie dotarło, tylko przeleciało obok. - Błagam, nakrzycz na mnie, wyzwij, powiedz, że jestem zwykłą dziwką, ale nie milcz! Proszę cię o to! - nie rozumiałem, czemu Jazzy krzyczała. Nie rozumiałem, dlaczego oboje byli tak wzburzeni. Poczułem, jakbym to ja zrobił coś złego, nie oni.
-Nie zamierzam na ciebie krzyczeć, słoneczko. Chciałem cię tylko przeprosić za całe zło, które ci wyrządziłem. Mam nadzieję, że nie bedziesz miała mi tego za złe i z czasem zapomnisz. Pamiętaj, że byłaś moją pierwszą i jedyną miłością. Już zawsze pozostaniesz w moim sercu, jako moja dziewczyna. - podszedłem do niej, nadal z uśmiechem, następnie objąłem drobną twarz dziewczyny dłońmi i delikatnie pocałowałem w czółko. - Może z nim będziesz szczęśliwa. I tego ci życzę. - dodałem, po czym, tak po prostu, odwróciłem się w stronę drzwi, aby wyjść z domu przyjaciela.
-Justin, przepraszam! - Jazzy wybuchnęła jeszcze większym płaczem, jakby wpadła w panikę. - Zrobiłam to tylko i wyłącznie z zemsty. Nigdy nie chciałam cię zranić. Nigdy nie chciałam zranić kogokolwiek. Byłam przekonana, że zdradziłeś mnie. Chciałam, abyś poczuł to, co ja czułam. Błagam, wybacz mi to. Proszę, Justin, proszę. Nie możesz mnie zostawić, nie teraz. - niewiele zrozumiałem z tych kilku, krótkich zdań, gdyż jej głos drżał, a Jazzy jąkała się przez łzy.
-Ja tylko chcę, żebyś była szczęśliwa, niunia. Nic więcej. - ostatni raz spojrzałem w jej załzawione oczy, posłałem uśmiech, po czym wyszedłem z budynku.
Długo siedziałem za kierownicą swojego samochodu, jednak już nie przed domem Zayna. Odjechałem stamtąd i skręciłem do najbliższego lasu, aby tam w spokoju poukładać wszystkie myśli. Dopiero po dobrych dziesięciu minutach ciągłego wpatrywania się w przednią szybę zrozumiałem, do czego doprowadziłem. Przez mój pozornie niewinny flirt skrzywdziłem i siebie, i Jazzy, i na dodatek jeszcze Zayna. Całość ta połączyła się ze sobą i w końcu doprowadziła do wybuchu, jakim był seks Jazzy z Zaynem. Nie sądziłem, że piętnastolatka będzie w stanie doprowadzić do takiej sytuacji, lecz czy byłem na nią chociaż odrobinę zły? Nie. Teraz jednak zacząłem odczuwać smutek. Powolutku zaczął wypełniać każdą część mnie, od głowy, przez serce, aż do czubków palców. Dosłownie czułem, jak zaczynam się rozpadać z bólu i tęsknoty. Dopiero teraz zrozumiałem, jak silnym uczuciem jest miłość i do jakiego stanu potrafi doprowadzić człowieka. Raz dorysowuje mu skrzydła i pozwala na wszystko, a raz kopie dół, w który później wrzuci zakochanego i zakopie go żywcem.
Teraz czułem się jak skazaniec. Skazaniec własnego życia, w którym zostałem zamknięty. Każdy dzień bez Jazzy będzie męczarnią, a ja już teraz zacząłem modlić się o śmierć, która mogłaby zabrać mnie stąd. Wszystko przez uczucie, jakim darzyłem Jazzy. To ono utrzymywało mnie przy życiu od początku jej istnienia, a teraz, chociaż szatynka nadal teoretycznie była obok, odczuwałem jej obecność zupełnie inaczej. Nie tak, jak chciałem i jak potrzebowałem.
Byłem smutny. Po prostu smutny, lecz smutek ten objawiał sie dużo silniej, niż w innych okolicznościach. Jakbym nagle, z minuty na minutę, popadł w bardzo silną depresję. Nie miałem siły wstać z fotela. Nie miałem siły nawet się poruszyć. Chciałem odjechać stąd i wrócić do domu, aby zasnąć i najlepiej nie obudzić się już. Na to również nie miałem siły. Mogłem jedynie siedzieć tutaj, w tym miejscu, i czekać, aż zbiorę w sobie tyle sił, by odpalić silnik i odjechać stąd.
Udało mi sie wjechać na główną drogę dopiero po kolejnej godzinie. Mój stan był bardzo zły. Oczywiście, stan emocjonalny. Chociaż mam dwadzieścia siedem lat, dopiero teraz zrozumiałem, co to znaczy złamane serce. Było gorzej, niż na kacu, po całonocnej imprezie. Gorzej też, niż po jakimkolwiek bólu fizycznym. Moja psychika uległa całkowitemu, zupełnemu rozkładowi na maleńkie cząsteczki, które pomieszały się wewnątrz mnie i nie potrafiły już stanowić całości.
Zatrzymałem się pod domem rodziców. Chciałem porozmawiać z Jaxonem. Sam nie wiem, na co tak naprawdę liczyłem, ale w tej sytuacji nie mogłem liczyć na Zayna, a czułem, jak słowa ciążą we mnie i muszę podzielić się nimi z kimś, kto będzie w stanie mnie wysłuchać i ewentualnie poradzić, co powinienem zrobić.
-Siema stary, nie wiedziałem, że wpadniesz. - na szczęście, drzwi otworzył mój brat, a nie rodzice. Nie chciałem natknąć się na nich przypadkiem, tylko w spokoju wyżalić Jaxonowi. - Już widzę, że coś się stało. Wyglądasz calkowicie inaczej. - Jaxon poprowadził mnie do salonu, jakbym sam nie potrafił tam trafić. Prawdę mówiąc, właśnie tak się czułem. Najprostsze czynności wymagały ode mnie masymalnego skupienia.
-Straciłem Jazzy. - Jaxon doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego do niego przyszedłem. Był pewien, że chodzi o jego bratanicę. W żadnym innym wypadku nie byłbym tak rozbity, jak teraz.
-Jak mogłeś ją stracić? Przecież oboje kochacie się do szaleństwa. Widziałem to. Doskonale widziałem, jak patrzyłeś na nią wtedy, w szpitalu, i jak ona patrzyła na ciebie.
-Jazzy przespała się z Zaynem. On ją kocha, naprawdę się zakochał. Możliwe, że ona czuje do niego to samo. Nie chcę, aby była ze mną na siłę. Pragnę jedynie jej szczęścia. Jeśli miałaby być szczęśliwa z nim, ja również będę wtedy szczęśliwy. Chcę tylko, aby się uśmiechała.
Gdybym był chociaż odrobinę bardziej wrażliwy, rozpłakałbym się, jak małe dziecko. Ja jednak nie płakałem nigdy. Nigdy. Nie potrafiłem. Miałem wrażenie, że natura pozbawiła mnie łez, dlatego żadna nie wypłynęła spod mojej powieki. To czyniło mnie twardszym, niż w rzeczywistości byłem. Chciałbym jednak czasem móc się rozpłakać, aby wylać z siebie te najgorsze i najbardziej bolesne wspomniania. Naprawdę wiele bym za to oddał.
***
Gdy w końcu dotarłem do domu, było już dość późno. Czułem się niesamowicie zmęczony, jakby wszystkie moje siły zostały w brutalny sposób odebrane. Dlatego zaraz po przekroczeniu progu opadłem ciężko na kanapę, otwierając butelkę wódki. Chciałem upić się do nieprzytomności, aby nie pamiętać niczego z dzisiejszego dnia, chociaż przez parę chwil. Łudziłem się, że alkohol zatrze rany w moim sercu, a przynajmniej na pewien czas je załata.
Z każdym kolejnym łykiem moja świadomość była coraz słabsza, lecz poczucie smutku coraz silniejsze. Im dłużej piłem, tym gorzej się czułem. Leżałem jedynie na kanapie i nie miałem siły się poruszyć. Butelka niemal przez cały czas przylegała do moich rozchylonych ust, poszukujących i pragnących alkoholu. Łudziłem się, że zatopię w niej cały smutek, a tymczasem miałem wrażenie, że wódka, zamiast procentów, zawierała żal i rozpacz.
Trzymając chłodne szkło w dłoni, odczuwałem w głowie szumy, z każdą chwilą silniejsze. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się wizje. Wszystkie dotyczyły Jazzy i jej uśmiechu. W spokoju oglądałem, jak całuje się z Zaynem. Przyłapałem się nawet na wyobrażaniu sobie scen z nocy, którą spędzili wspólnie. Nie wiedziałem, czy to alkohol w ten sposób działał na mnie, czy rzeczywiście zacząłem wariować.
***Oczami Jazzy***
Bez celu plątałam się po mieście, do samego wieczoru, gdy słońce zaszło za horyzont, a zapaliły się uliczne latarnie. Nie miałam odwagi wrócić do domu, do Justina. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, kolejny raz przepraszać i błagać, aby mi wybaczył. Byłam tak niesamowicie wystraszona, chodź nie wiedziałam, czym. Justin nie był na mnie zły. Ani razu nie podniósł nawet głosu na Zayna. Jego wzrok był tak cholernie pusty. I właśnie ten brak uczuć i emocji przerażał mnie najbardziej.
Cały dzień również płakałam. Skrzywdziłam dwie, jak się okazało, niewinne osoby. Wszystko przez chorą zazdrość i urojenie sobie niestworzonych rzeczy. Gdybym nie zareagowała tak impulsywnie, do niczego by nie doszło. Jedynie porozmawialibyśmy z Justinem na spokojnie, wyjaśnili sobie wszystko, a teraz oglądalibyśmy jakiś przynudzający film, jednak razem, przytuleni i po prostu szczęśliwi.
W końcu jednak znalazłam w sobie tyle odwagi, aby podejść pod drzwi domu, a potem otworzyć je kluczem i wejść do środka. Tak strasznie się bałam. Od strachu rozbolała mnie głowa i brzuch. Stresowałam się jak nigdy przedtem. Chciałam, marzyłam wręcz o tym, aby Justin nakrzyczał na mnie, a nawet uderzył. Po prostu nie chciałam, aby zamykał się w sobie, tylko wypuścił emocje na zewnątrz.
-Justin? - mój głos nie brzmiał naturalnie. Drżał, łamał się i był znacznie słabszy. Gdy weszłam do salonu, w końcu go zobaczyłam. Leżał na kanapie, prawdopodobnie spał, a obok niego stała butelka wódki, już pusta. Był całkowicie pijany, a ja, prawdę powiedziawszy, ucieszyłam się z tego powodu. Nie będę musiała oglądać jego smutku i tego, jak cierpi. Choć alkohol nie jest rozwiązaniem problemów, Justin nie był smutny chociaż przez te parę godzin, gdy został oderwany od rzeczywistości.
-Justin... - szepnęłam, kucając obok kanapy. Spał tak słodko i spokojnie. Nawet uśmiechał się delikatnie przez sen. Wyglądał tak niewinnie. Z każdą, kolejną sekundą, gdy wpatrywałam się w niego, czułam, że zakochuję się jeszcze mocniej. Był niesamowitym człowiekiem. Nigdy nie wybaczę sobie tego, jak bardzo go skrzywdziłam. Zdradzając go, wbiłam ostry nóż, prosto w jego serduszko. Wręcz widziałam, jak krwawiło i jak chciało, aby załatać w nim niewidzialną dziurę, wywołującą taki ból.
Podczas kiedy głaskałam delikatnie jego policzek, mężczyzna zaczął się rozbudzać. Nadal był bardzo pijany, lecz cieszyłam się, że jego umysł pozbawiony był wszystkich myśli.
-Chodź na górę. - chciałam chociaż teraz być przy nim, opiekować się nim i pokazać, że kocham go najmocniej na świecie.
Szatyn zataczał się, nawet bardzo, gdy pomagałam mu wejść schodami na górę i wprowadziłam do sypialni. Położył się na łóżku niemal od razu, a ja zamierzałam to wykorzystać. Wzięłam szybki prysznic, a potem, ubrana w koszulkę Justina, wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżku obok szatyna, który zdążył w międzyczasie zasnąć, i zwyczajnie wtuliłam się w niego.
Czułam sie w tym momencie tak niesamowicie i wspaniale. Chociaż nie wszystko układało się między nami dobrze, a mogłabym nawet powiedzieć, że jest źle, na te kilka, krótkich chwil poczułam sie tak, jak dawniej. Uśmiechałam się wtedy bez przerwy, bo miałam go przy sobie i mogłam przytulić się do niego, kiedy tylko miałam na to ochotę. Moim marzeniem było, aby tamte czasy zwyczajnie powróciły. Nie chciałam dużo. Pragnęłam jedynie miłości...
~*~
Właściwie nie wiem, jak skomentować rozdział ;D
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
ask.fm/Paulaaa962